sobota, 18 kwietnia 2020

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Chris Nagle - asystent Martina Hannetta realizatora nagrań Joy Division

Napisaliśmy już sporo o Martinie Hannettcie (TUTAJ), może więc pora wspomnieć teraz o jego prawej ręce, Chrisie Nagle.

Krótko mówiąc, Nagle pracował jako inżynier dźwięku w Stockport's Strawberry Recording Studios od późnych lat 70. do późnych lat 80., u boku legendarnego producenta, twórcy Manchester sound. Widać ich razem na tym krótkim nagraniu z lipca 1980 roku, w którym Tony Wilson opowiada o sztuczkach dźwiękowych stosowanych przez Hannetta:

 
Chris Nagle współtworzył nagrania dla Factory Records, współpracując ze wszystkimi, najbardziej znanymi zespołami Manchesteru: Joy Division, The Ramones, The Stone Roses, New Order, Pauline Murray, Echo & The Bunnymen i Happy Mondays, Killing Jacke, Durutti Column, Crispy Ambulance, a samodzielnie produkował dla The Charlatans, The Wedding Present i Inspirial Carpets. Był odpowiedzialny za powstanie tak wielu wspaniałych płyt, że nie możemy ich tutaj wymienić, najbardziej wyczerpujące i dokładne dyskografie można znaleźć na allmusic.com  i Discogs.com Sam także grał na gitarze (zresztą podobnie jak Hannett  TUTAJ i TUTAJ) i zaliczył kilka grup muzycznych, z których najbardziej chyba znaną była What? Nose. W 1989 roku ruszył z nią w trasę koncertową po Wielkiej Brytanii, promując album Fat. Zespół można było poza tym oglądać w Manchesterze, na wspólnych koncertach z Dubsex, Flatback Four, Laugh, i Inspiral Carpets. What? Nose było, co trzeba podkreślić, grupą jedyną w swoim rodzaju, bo złożoną z samych współpracowników Martina Hannetta, obok Nagela w projekcie wzięli udział: Julia Adamson (Nagel), była żona Chrisa, asystentka Hannetta oraz Tom Harris, technik dźwięku. Czyż Hannett nie był najbardziej inspirującą osobowością ostatnich dwóch dekad XX wieku? Syn Chrisa i Julii, Basil, także próbował swoich sił w muzyce. W 1998 roku jego głos znalazł się na ścieżce dźwiękowej singla The Fall z 1998 roku Masquerade: 


W 2010 roku Chris odwiedził Polskę, wraz z Peterem Hookiem odebrał nagrodę dla Martina Hannetta na festiwalu Soudedit w Łodzi. Hook dał tam jeszcze koncert a Nagle poprowadził warsztaty:

A co robi teraz? Podobno rzadko wychodzi z domu… Tak utrzymuje Julia MCLarnon (LINK), która obsługuje stronę Chrisa Naglea (LINK). Julia także współpracowała z Martinem Hannettem, a teraz prowadzi własne studio nagrań Analoque Catalogue (LINK).

Za to była żona Naglea, Julia Adamson (Nagle) w 2013 roku wystawiła na sprzedaż na swoim profilu FB taśmy matki i ich kopie z nagraniami Joy Division pochodzące z likwidowanego w latach 90. studia nagraniowego Strawberry Recording. Podobno – tak utrzymywała – wyciągnęła je z kontenera na śmieci. Ona i jej mąż.



Na dowód opublikowała zdjęcie przedstawiające prawie 30 pudełek z ręcznie napisanymi tytułami z nazwami zespołów, w tym New Order, The Durutti Column, Magazine i The Psychedelic Furs. Jedna z nich, zatytułowana Joy Division outtakes, zawiera nagrania piosenek She's Lost Control, Wilderness i New Dawn Fades, we wczesnych wersjach, innych niż na znanych nagraniach.  Peter Hook w jednym z wywiadów wyjaśnił, skąd te taśmy wzięły się w archiwach studia: Martin miał w domu ćwierć calową szpulę. Za każdym razem, gdy robił miks, miał kopię wykonaną w studio i zabierał ją do domu i słuchał na odpowiedniej maszynie. Zespół miał tylko kasety. Ta kolekcja taśm [Martina] została opłacona przez Factory, więc w rzeczywistości jest własnością zespołu (LINK).





Dlatego zamiast kupić taśmy ujawnione przez Adamson, Hook wystąpił na drodze sądowej o ich zwrot. Po pewnym czasie jednak  oboje doszli do porozumienia. I okazało się, że wszystkie te materiały były znane już wcześniej. W 2008 roku zdygitalizowano je i wydano w formie podwójnego albumu kompilacyjnego pod tytułem: Martin Mix Hannet Personal Mixes (pisaliśmy o nim TUTAJ).

Cóż jeszcze? Julia Adamson prowadzi od 2006 roku w Manchester wraz z grupą współpracowników i synem Basilem wytwórnię płytową Invisiblegirl Records i Invisible Girl Music Publishing (nazwa pochodzi od Invisible Girl, zespołu Martina Hannetta)...
 
Wkrótce kolejne posty z serii Co się dzieje z nimi dzisiaj, jeśli chcecie je poznać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 17 kwietnia 2020

Z mojej płytoteki: Joy Division - Factory by the Moonlight, bootleg który ukazał się zaledwie w 200 egzemplarzach

Dzisiaj omawiamy unikalny bootleg Joy Division, który ukazał się na różnego koloru winylach, jednak całkowity jego nakład to zaledwie 200 egzemplarzy. Nabyłem go zaraz po pojawieniu się na rynku, około 20 lat temu. Mowa o Factory by the Moonlight wydanym przez Andiamo Musica we Włoszech. Szefem przedsięwzięcia jest Carmello di Leone. Bootleg zawiera zapis trzech występów zespołu w klubie Moonlight w Londynie 2,3 i 4.04.1980 roku. Na okładce widnieje znak graficzny z plakatów Petera Savillea - use hearing protection:

Na drugiej stronie umieszczono tracklistę i skład zespołu, oraz dane wydawcy. Pisze tak: 

Andiamo Musica jest dumne, że może zaprezentować po raz pierwszy w historii, kompletny zapis wszystkich trzech koncertów w Moonlight Club które odbyły się pod patronatem Factory Records. To bardzo interesujący dokument o znaczeniu historycznym. 

Pierwsza noc zawiera jak dotychczas najgorsze wykonanie LWTUA w tym całym bardzo nieatmosferycznym koncercie. Podczas drugiej nocy widać ogromny postęp i bardzo ciekawe jest obserwować, jak koncert Joy Division potrafi zmieniać się z dnia na dzień. 

Trzecia noc.. tak, tutaj mieliśmy wiele spotkań załogi w Adriano Musica (Pedro, Santo i ja) w związku z jakością dźwięku, która jest znacznie gorsza, niż jakość nagrań pierwszej i drugiej nocy. Jednak jednogłośnie podjęliśmy decyzję, że bez tego materiału całość byłaby niekompletna. Mając też w pamięci, że dysponujemy najlepszymi nagraniami jakie obecnie istnieją. Nic więcej nie pozostało do powiedzenia, jak otwórzcie butelkę wina, usiądźcie wygodnie i rozkoszujcie się wielkimi chwilami w historii muzyki. Smacznego! 
Tracklista jest ułożona chronologicznie, tak też strona A i część strony B, to wieczór 2.04.1980 i początek 3.04.1980.
 
Brzmiało to tak:



Tego dnia wykonali: The Sound Of Music, Wilderness, Colony, Love Will Tear Us Apart, A Means To An End, Transmission, Dead Souls oraz Sister Ray.
Na stronie B znajdziemy trzy utwory z drugiego wieczoru i są to: LWTUA, Glass i Digital. Koncert z 3.04. kontynuowany jest na stronie C wydawnictwa:

i uzupełniony o Heart and Soul, Isolation, Disorder,  Atrocity Exhibition i Atmosphere. A zapis dźwiękowy tego koncertu wygląda tak:
Finalnie całość uzupełniona jest sześcioma piosenkami z ostatniego wieczoru, czyli 4.04.1980 roku a były to: Transmission, A Means to An End, 24 Hours, Day of the Lords, Insight i Atmosphere. Tego na YouTube nie ma, i to pozwolimy pozostawić już sobie, w końcu zabuliliśmy za ten album niemało.
Na koniec kilka zdjęć z tych koncertów, które można odszukać w sieci...






A my już wkrótce powrócimy z kolejnym rarytasem z naszej kolekcji, jeśli chcecie się z nim zapoznać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Mroczne miejsca, które lepiej omijać

Zamki, kaplice, ruiny, zabytkowe cmentarze… Gdyby spytać naszych czytelników, które ze zwiedzanych miejsc wywarło na nich wrażenie najmroczniejszych i najstraszniejszych na pewno wskazaliby na któreś z nich, na konkretny stary budynek lub na nekropolię. Lecz są takie miejsca, które nie powstały wieki temu, a mimo to związana jest nimi jakaś tajemnica lub też panuje wokół nich aura strachu.
 
Należy do nich niezbyt stary, bo z początku XX wieku, opuszczony pałacyk przy ul. Broniewskiego w Pruszkowie, nie na darmo nazywany Pałacem Satanistów. Budynek na początku był po prostu szpitalem dla robotników położonych nieopodal zakładów kolejowych. W czasie wojny na terenie zespołu kolejowego, gdzie stoi pałacyk, znajdował się słynny niemiecki obóz dla wysiedlonej ludności Warszawy - Dulag 121 (dziś istnieje tam muzeum). Po wojnie dawny szpitalik adaptowano szkołę z internatem, następnie na schronisko turystyczne Tramp, a po 1987 roku urządzono tam biuro ówczesnego właściciela. Po kilkunastu latach ten jednak zrezygnował w ogóle z jego użytkowania i opustoszały pałacyk niszczał… Niemniej ktoś się nim zainteresował, o czym świadczą dziwne napisy na jego ścianach i podłogach oraz martwe gołębie. Według tubylców pałacyk stojący na uboczu upodobali sobie sataniści, którzy odprawiali tam czarne msze. Na ile jest to prawda, nie wiadomo… W zeszłym roku w budynku po tym, gdy zainteresowali się nim dziennikarze, wybuchł pożar. Zniszczeniu uległ dach budynku, więc jego obiekt wkrótce obróci się w ruinę. Przypadek? Raczej niekoniecznie.


 


W opuszczonej Komendzie Policji w Konstancinie przy ul. Niecałej 19 także lepiej nie nocować. Podobno stacjonowały w nim służby NKWD i UB. Mówi się, że to miejsce nawiedza duch funkcjonariusza, który dokonał tu wielu zbrodni na ludziach. Policjanci, którzy tu pracowali do 2007 r. dopóki nie przenieśli się do nowego budynku, opowiadali o tajemniczych odgłosach, dźwiękach, krokach słyszanych na piętrze willi. Taka sytuacja powtarzała się każdej nocy… W 2014 roku dom sprzedano, lecz nowy właściciel jakoś w nim nie zamieszkał. Miejsce przyciąga złą sławą ciekawskich, którzy na początku sceptyczni, potwierdzają krążące upiorne opinie...



Las w Witkowicach pod Krakowem stał się znany po tym, gdy zaginęła w nim grupa 9 studentów, którzy pewnego dnia postanowili zorganizować tam piknik. I nie wrócili z niego. Pomimo akcji policji nie wyjaśniono co się z nimi stało. Podobno ostatnią osobą, która miała z nimi kontakt, był mieszkający na skraju lasu mężczyzna, który około godziny 20:30 ostrzegł ich, że ten las jest niebezpiecznym miejscem i lepiej go unikać. Według opowiadań kilka miesięcy później przyjaciele studentów wybrali się do lasu i natrafili na aparat fotograficzny. Po wywołaniu kliszy zobaczyli zdjęcia swoich kolegów i zniekształcony las. Mroczna urban legend czy polski Blair Witch Project?
Takich miejsc jest na pewno więcej. Jeśli macie ochotę, dajcie o nich znać. My natomiast wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 15 kwietnia 2020

Tą płytę warto znać: The Snow Goose - opowieść Camel o niesamowitej przyjaźni

Nie ukrywam, że moim faworytem jeśli chodzi o Latimera i kolegów zawsze był Stationary Traveller, o którym pisaliśmy TUTAJ. Jednak kiedy mam dość ludzi, a ten nastrój dopada mnie ostatnio coraz częściej, oddalam się w klimaty samotnego malarza z latarni morskiej i jego nietypowej, a właściwie dwóch nietypowych przyjaźni.  

Inspirowani powieścią Paula Gallico, Camel opowiadający instrumentalnie te nostalgiczne historie wprowadzają nas w niesamowitą krainę przepełnioną z początku radością, a później smutkiem kiedy Rhayader ginie na polu walki a śnieżna gęś La Princesse Perdue traci wiernego przyjaciela. 

Kilka lat temu Camel wydali remastering tej płyty. Opinie są podzielone, choć ja zawsze wolę oryginały. Niemniej ważne jest to, że Latimer wyzdrowiał i znowu ten wielki kompozytor i jego przyjaciele są z nami.

Camel - The Snow Goose, Decca Records 1975, Producent: David Hitchcock, tracklista: The Great Marsh, Rhayader, Rhayader Goes to Town, Sanctuary, Fritha, The Snow Goose, Friendship, Migration, Rhayader Alone, Flight of the Snow Goose, Preparation, Dunkirk, Epitaph, Fritha Alone, La Princesse Perdue, The Great Marsh.

wtorek, 14 kwietnia 2020

Znikający kościół, czyli reading between the lines

Na polu przed pewną otoczoną sadami wsią w Belgii, stoi przedziwna konstrukcja. Znikająca i pojawiająca się w świetle dnia instalacja przypominająca kościół, została stworzona przez duet występujący od 2007 roku pod nazwą Gijs Van Vaerenbergh, pod którą kryją się dwaj twórcy - architekt Pieterjan Gijs i artysta Arnout Van Vaerenbergh. W 2011 roku dzięki współpracy z muzeum sztuki Z33 ustawili na polu kompozycję z 100 warstw skrzynek przedzielonych ponad 2000 sztuk stalowych płyt, ważących ponad 30 ton i ułożonych jedna na drugiej na betonowej podstawie. Całość nie przekracza 10 metrów wysokości, więc jeśli chodzi o kościoły, nie jest to imponująca wielkość, jednak powstała struktura robi duże wrażenie. Zwiedzający - a jest ich w sezonie sporo - mogą swobodnie przechodzić między elementami i stojąc wewnątrz widzieć wszystko, co dzieje się na zewnątrz.







Uzyskaną formę opatrzono nazwą: Reading between the lines, czyli Czytając między wierszami. Jest to aluzja do cech rzeźby (bo jakże inaczej nazwać powstałą ideę), odwołujących się do elementu znanego z logiki, którym jest niewidzialny znak, na przykład litera, a jeszcze bardziej - linijki między wierszami tekstu - jeszcze mniej zauważalne podczas czytania, bez których jednak tekst stałby się niezrozumiały. W ten sposób twórcy chcieli skłonić widzów do kontemplacji ich dzieła i sformułowania konkluzji, co do istoty religijności, do wysnucia wniosku: co jest widzialne i niewidzialne...


W zależności od perspektywy kościół staje się ogromnym budynkiem, albo znika lub rozpływa się częściowo w krajobrazie. Z drugiej strony widzowie, którzy patrzą z wewnątrz kościoła na zewnątrz, dostrzegają krajobraz jako abstrakcyjną grę linii… W ten sposób zarówno kościół, jak i krajobraz są wchłaniane przez dzieło i stają się jego integralną częścią. To także oddaje tytuł pracy, który nakłania do czytania między wierszami, więc także do zapoznania się z treścią wierszy.

Władze gminy, korzystając z zainteresowania turystów, zaczęły organizować przy kościele festiwal muzyczny Listen Between The Sounds  (Słuchanie między dźwiękami), który polega na występach łączących polifonijną muzykę renesansu z kompozycjami Arvo Pärta  LINK oraz Soetkin Baptist, która specjalnie na tę imprezę skomponowała cykl utworów wykonywanych przez zespół Florilegium  LINK. Przeźroczysty kościół przyciąga także twórców innych gatunków muzyki, wśród nich znalazł się nawet zespół heavymetalowy Diablo Boulevard LINK. Jak widać a raczej słychać, każdy rodzaj muzyki skłania do wsłuchiwania się w to, co niewidzialne, bo jak powiedział nieoceniony Antoine de Saint-Exupéry, jest to najważniejsze.

Wkrótce zaprezentujemy inne unikalne budowle, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Isolations News 84: Jay Benedict RIP, John Taylor - basista Duran Duran ma koronawirusa, Hook nagrywa z Gorillaz, listy z mroczną muzyką, Radiohead udostępnia koncerty, zmień płeć pokochaj disco polo i zjedz robaka




Chiński wynalazek zbiera krwawe żniwo. Zmarł Jay Benedict, aktor znany z filmu Obcy (Alien) w wyniku powikłań COVID-19 (LINK).

Za to parę dni temu John Taylor, basista Duran Duran wydał oświadczenie i powiadomił o pozytywnym wyniku testu na obecność koronawirusa (LINK).  

Mimo, że Duran Duran nie są z naszej bajki, to do czegoś trzeba było tańczyć w szalonych latach 80-tych.. Trzymamy kciuki, żeby organizm Taylora odesłał chińskie badziewie do diabła.

Więcej o koronawirusie, przynajmniej do końcówki wpisu, ani słowa. 

My za to na po dyskotekach, na co dzień słuchaliśmy czegoś zgoła innego. I tak też Dark Planet Music zamieścili super składankę muzyki z tat 80 - tych. Jest ona dostępna TUTAJ. Wklejamy ją poniżej.



Zaczyna się od znakomitego Alice zespołu Sisters of Mercy (TUTAJ). A dalej też jest dobrze, jaki nawet nie lepiej... Polecamy.

Skoro o playlistach mowa, Spotify robi postępy. Ostatnio pisaliśmy, jak odkryli istnienie Cocteau Twins (TUTAJ), dzisiaj ciąg dalszy, bowiem zamieścili składankę muzyki post punk (LINK). Wśród zespołów między innymi Magazine, Killing Joke, czy the Cure. Całość otwiera Joy Division, co się rozumie samo przez się...

Jeśli już pojawili się Joy Division, to Peter Hook nagrał piosenkę z Gorlillaz (LINK). Uczestniczył w trzecim utworze z ich nowego projektu Sound Machine... Piosenka nazywa się Ariaz:

Piosenka jest raczej w styku New Order, niż Joy Division, ale charakterystyczny bas Hookyego jest słyszalny. Play high, play high, krzyczy zza grobu Ian Curtis... 

Jeśli już mowa o listach i streamingach, Radiohead będzie udostępniało na swoim kanale na YT (TUTAJ) filmy i koncerty z różnych okresów swojej kariery.

My ich kochamy za jeden z najlepszych albumów lat 90-tych, czyli OK Komputer. Napiszemy o nim, jak tylko znajdziemy czas...

Więcej o całej akcji TUTAJ.


Za to rok po tym jak Radiohead wydali swój znakomity album, jeden z byłych członków Jethro Tull, David Palmer, zmienił płeć. Było to w 1998 roku.
Ian Anderson, lider zespołu, przyznaje po latach, że było to dla niego szokiem (LINK). Bogu dzięki, że Ian nie poszedł za przykładem kolegi. Samo golenie zajęłoby mu z tydzień...


    
Dobrze że tak desperackiej decyzji nie podjął żaden z Beatlesów, byłoby równie trudno, jak z Andersonem... Swoją drogą, 10.04.1970 roku, czyli dokładnie 50 lat temu zespół oficjalnie się rozpadł (LINK). Za to została po nich świetna muzyka, stworzyli między innymi pierwszy teledysk, heavy metal, alternatywę, rock psychodeliczny no i punk rocka...

Można mieć do nich jednak o to pretensję, bo co do punka to im ewidentnie nie wyszło... Wystarczy pomarzyć, co by było gdyby zamiast tego, udało im się stworzyć najdoskonalszą  muzykę pod słońcem, czyli disco polo. A byli bardzo blisko, bowiem jak widzimy z powyższej tabelki, ta, podobnie do muzyki the Beatles, charakteryzuje się ładnymi, niepowtarzalnymi melodiami i wzruszającymi tekstami o miłości... Majteczki w kropeczki? Ho ho ho ho...
Za to w kierunku ewidentnie punkowym i awangardowym poszli urzędnicy UE. Na pewno w tabeli powyżej, koneserzy disco polo jedliby schludną goloneczkę z kapustką i piwkiem, za tu punki jakieś robale. Wkrótce nas to czeka, bowiem w hołdzie punkom, UE dopuści do jedzenia robale maści wszelakiej. Więcej o tym TUTAJ.  

Chińczyk zjadł nietoperza i mamy koronawirusa, a co zje oświecony obywatel UE? Strach pomyśleć, za to na pewno Sylwia Spurek lubi to!

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.     

niedziela, 12 kwietnia 2020

Kinowa jazda obowiązkowa: Eraserhead (Głowa do wycierania) Davida Lyncha - jeden z ulubionych filmów Iana Curtisa z Joy Division

Są filmy, które mocno zapadają w pamięć. Należy do nich Eraserhead (Głowa do wycierania) Davida Lyncha z 1977 roku. Historia jego powstania jest równie a może nawet bardziej sensacyjna niż treść obrazu. Lynch był nie tylko reżyserem filmu, lecz także scenarzystą, operatorem oraz producentem. Eraserhead stał się w pewnym okresie życia jego obsesją, której podporządkował wszystko. Kręcony przez długie sześć lat film powstawał nocami, bo Lynch w dzień pracował, jako dostarczyciel prasy. Każdy zarobiony cent przeznaczał na produkcję, podobnie jak każdą wolną chwilę. W rezultacie widz otrzymał dzieło, zawierające wszystkie elementy późniejszych realizacji reżysera: narkotyczne tempo akcji, niezrozumiałe symbole wreszcie poszczególne obrazy. Twin Peaks także jest przecież opowieścią o ojcu i zamordowanym dziecku, a osobę, którą znalazła ciało Laury Palmer zagrał  Jack Nance,  odtwórca głównej roli w Eraserhead.

Ale do rzeczy. Oglądając pierwszy pełnometrażowy film Davida Lyncha cały czas zadajemy sobie pytanie – o co tu chodzi? Użyte środki wyrazu, powolna akcja, zaskakujące jej zwroty zmuszają do wytężonej uwagi i poszukiwania w tym wszystkim sensu. Jest to błąd. Bo czy w koszmarach sennych jest jakiś sens? Są one pełne surrealistycznego lęku, poczucia wyobcowania i smutku, lecz często zupełnie irracjonalnego. Ale czego się nie robi dla naszych czytelników, zwłaszcza, że film nie jest ogólnodostępny. Dlatego postanowiliśmy zarysować fabułę.

Oglądanie filmu Lyncha przypomina jednak snucie historii o duchach. Zanim więc zaczniemy opisywać jego treść, najpierw jeszcze jedna dygresja: Akcja rozgrywa się w kompleksie rezydencjonalnym tzw. Greystone Mansion, w Los Angeles wzniesionym przez potentata naftowego Edwarda Doheny'ego. Doheny podarował to miejsce swojemu synowi Nedowi, który w 1929 r. popełnił samobójstwo w jednej z sypialni, wcześniej zabijając swojego sekretarza Hugha Plunketta. Peter Ivers, muzyk, który skomponował piosenkę pojawiającą się w filmie, a zatytułowaną In Heaven, został zamordowany w swoim mieszkaniu w Los Angeles w 1983 roku. W 1996 r. nieznany sprawca uderzył Jacka Nance podczas kłótni w sklepie z pączkami w Pasadenie, po której ten zmarł następnego dnia... Wiedząc to wszystko zaczynamy w końcu opisywać treść filmu.

Zaczyna się on od pokazania tego, co dzieje się w głowie Henryego Spencera, głównego bohatera. Henry śni, dlatego na pierwszym planie widzimy głowę Henryego unoszącą się w przestrzeni.  Henry przeżywa koszmar z udziałem czegoś, co wygląda jak gigantyczny plemnik wydobywający się z jego ust i unoszący się w przestrzeni. Następnie kamera przybliża nam pustą planetę, na której stoi zrujnowany dom z dziurą w dachu. Przez otwór ten widać złowrogo wyglądającego mężczyznę (Jack Fisk) obsługującego za pomocą dźwigni dziwaczną maszynę. Każde ich pociągnięcie powoduje reakcję Henryego

 
Potem widzimy Henryego wracającego do domu z pracy, idącego wśród ponurych, na wpół zrujnowanych budynków fabrycznych.  Dom, w którym mieszka jest równie przygnębiający. Henry zajmuje w nim jeden pokój (nr 26). Po drugiej stronie wąskiego korytarza mieszka seksowna kobieta (Judith Anna Roberts), która uchyla drzwi i przekazuje wiadomość od Mary X (Charlotte Stewart) z zaproszeniem na kolację z nią i jej rodzicami. Przerażony Henry idzie na to spotkanie, choć nie wydaje się aby był zakochany w dziewczynie, o czym świadczy jej przedarte zdjęcie, które z trudem znajduje u siebie w pokoju.

Podczas kolacji matka Mary powiadamia Henryego, iż jej córka urodziła dziecko – lub coś w tym rodzaju - bo lekarze w szpitalu nie są przekonani czym jest to stworzenie. Henry więc robi to, co powinien w takiej sytuacji i zgadza się poślubić Mary.

W domu Mary wszyscy domownicy ze wszystkich sił starają się zachowywać konwencjonalnie: Pani X (Jeanne Bates) zmusza kataleptyczną babcię do pomocy w przygotowaniu kolacji, a w chwili sam na sam z przyszłym zięciem próbuje go pocałować w szyję. Pan X (Allen Joseph) wydaje się nie zauważać nic, co mogłoby stać się dla niego niewygodnym i proponuje gościowi pokroić dziwne pieczone kurczaki, z których wypływa krew… W pewnym momencie Henry patrzy na podłogę i widzi sukę karmiącą szczenięta.




Potem widzimy pokój Henryego, do którego przeprowadziła się Mary z dzieckiem. Kobieta próbuje zachowywać się konwencjonalnie, czyli zająć się niemowlęciem, co jej się nie udaje. Dziecko wygląda niczym gigantyczny plemnik pokazany na początku filmu i prawie nieustannie płacze. Wreszcie zdesperowana matka wyprowadza się do rodziców i zostawia je ojcu. Ten nie okazuje obrzydzenia, nawet próbuje się nim opiekować, zwłaszcza, że mały mutant choruje. Dalej koszmar staje się coraz bardziej ponury: Henry nawiązuje romans z piękną sąsiadką i ma wizję sceny teatralnej we wnętrzu elektrycznego kaloryfera, na którym występuje pucołowata dziewczyna (Laurel Near) śpiewająca piosenkę In Heaven (W niebie), rozgniatając przy tym z chrzęstem spadające z góry plemniki:


W niebie wszystko jest w porządku,
w niebie, wszystko jest w porządku,
w niebie, wszystko jest w porządku –
masz swoje dobre rzeczy, a ja moje.

W niebie wszystko jest w porządku,
w niebie, wszystko jest w porządku,
w niebie, wszystko jest w porządku –
masz swoje dobre rzeczy i masz moje.
W niebie wszystko jest w porządku .
 

Potem pojawia się dziecko. Patrzy oskarżycielsko na ojca i nagle głowa Henryego spada na podłogę! Podnosi ją nieznany chłopiec i niesie do fabryki ołówków, gdzie wiertłem wycinają z niej pręt, który staje się gumką służącą do produkcji ołówków. W ten sposób wyjaśnia się nam tytuł filmu. Pracownik fabryki sprawdza jakość gumki, testuje jeden z ołówków i po wszystkim usuwa drobiny. Te ulatują w powietrze i okazuje się że utrata głowy to był tylko zły sen Henryego. Lecz reszta koszmaru nadal trwa. Zdeformowane dziecko leży w jego pokoju, a żona krąży pomiędzy nim a swoimi rodzicami, więc Henry tęskni za sąsiadką. Koniec filmu jest jeszcze bardziej surrealistyczny. Nie zdradzamy go, bo warto aby nasi czytelnicy sami obejrzeli to dzieło. 

Większość krytyków uważa, że film Lyncha oddaje strach ludzi przed prokreacją lub też jest aluzją do kalectwa Jennifer, córki Lyncha, która urodziła się z niedowładem nóg i potrzebowała kilku operacji. Lecz zarówno reżyser jak i jego córka zaprzeczali aby tak było. I mieli rację, bo równie dobrze film mógł być protestem przeciwko niszczeniu środowiska, które mogą powodować wady genetyczne. Wydaje się raczej, że film nie jest nośnikiem uniwersalnych idei, lecz ukazuje lęki jego twórcy, stając się najbardziej osobistym filmem reżysera.

Obraz w każdym razie wywarł ogromne wrażenie. Wiele zespołów rockowych wzięło swoją nazwę od tytułu filmu, wśród nich były: londyńska grupa punk rockowa Erazerhead z lat 80, zespół Eraserhead z Północnej Kalifornii oraz zespół rockowy The Eraserheads z Filipin. Również obejrzał go Ian Curtis, wokalista Joy Division. Był na nim sam, bez żony, która miała o to do niego żal i opisała tę sytuację w swojej książce  (Deborah Curtis, Touching From Distance, s. 92). Dla Iana Erazerhead stał się natomiast synonimem horroru, bo gdy zespół i Annik rozmawiali o ulubionych gatunkach, także filmach grozy, Curtis powiedział, że pomyślał od razu o nim (Torn Apart, The Life of Ian Curtis). Czy obrazy na które się składał, uosabiały także jego lęki? Może czuł presję tak samo jak Henry Spencer, aby zajmować się rodziną, w domu, który przestał być azylem? Na to już nigdy chyba nie znajdziemy odpowiedzi.

Ktoś jednak do trailera filmu dodał Atmosphere Joy Division. Oceńcie, czy twórczość zespołu pasuje do tych obrazów. Według nas – bardzo.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.