sobota, 18 lipca 2020

Z mojej płytoteki: The Stranglers - La Folie, oblicza miłości, czyli o tym jak punkowcy stali się romantykami

W zasadzie możemy powiedzieć, że dzisiaj żegnamy się ze Stranglersami. Omówiliśmy u nas bowiem dwa najlepsze ich albumy, czyli Feline z 1982 roku (TUTAJ) i Aural Sculpture z 1984 (TUTAJ). Ktoś zatem może zadać pytanie - a co było przed Feline? Właśnie dzisiejszy bohater, i choć nie jest tak romantyczny jak Kot, to jednak są na nim już przesłanki kierunków w jakich poszedł zespół na swoim najlepszym albumie.  

La Folie to dość ciekawa płyta - pokazująca etap przejściowy między punkiem a new romantic, i dlatego warto nad nią się zatrzymać.


Płyta ponoć miała pokazywać różne oblicza miłości. 

Zaczyna się od Non Stop - piosenki o zakonnicy, mającej swój sposób na życie. Czy to piosenka prześmiewcza? Trudno powiedzieć. W każdym razie mamy tutaj pierwsze oblicze uczucia - oddanie życia obiektowi religii. Po niej Everybody Loves You When You're Dead.
 
Na utrzymanej w punkowej stylistyce okładce widzimy jakieś ciało na tle Che Guevary. Zdaje się że to piosenka o miłości wywołanej przez śmierć. Nikogo nie obchodzi co dzieje się za życia, ale wystarczy że ktoś umrze, by został zaraz otoczony wianuszkiem pełnych uwielbienia fanów. 

W końcu zostaniesz doceniony
Ponieważ wszyscy cię kochają, 
Kiedy jesteś martwy

Tramp to pierwszy utwór z którego zaczyna przebijać new romantic.  Znakomita, pełna nostalgii zwrotka to zalążki tego co tutaj jeszcze się wydarzy. Tym razem to piosenka o podróżniku szukającym miłości. 

Let Me Introduce You to the Family jest dość zabawną historią, w końcu jeśli już związek dojdzie do odpowiedniej fazy, musi nastąpić zapoznanie z rodziną, a z tą najlepiej wychodzi się na... zdjęciu. Ain't Nothin' to It to najsłabszy utwór na albumie. 

Po nim The Man They Love to Hate, dużo wyjaśnia ilustracja...

Piosenka o facecie, którego kobiety tak kochały, że aż go zostawiały... Po nim  Pin Up,  i w końcu docieramy do znakomitego It Only Takes Two to Tango. Czy coś nam przypomina ta piosenka? Jeśli zamknąć oczy to zajedzie Republiką i rzeczywiście, kiedyś Grzegorz Ciechowski powiedział w wywiadzie, że skoro Stranglersi mają swoje tango to Republika też postanowiła mieć takowe... Piosenka ma ewidentnie podtekst polityczny, widzimy Reagana i Breżniewa podczas tańca...
Można w warstwie tekstowej dopatrywać się też inspiracji dla Budki Suflera... 

Tango wymaga tylko dwojga
Aby rozpocząć taniec, potrzeba tylko
dwojga
Musisz zacząć od odpowiednich okoliczności
Do tanga trzeba
dwojga
Tylko dwojga
Tango wymaga tylko
dwojga
Wystarczy rozpocząć wojnę
Musisz to zrobić bo musisz zdobyć więcej
 

Zatem ewidentnie widać, że Ciechowski czerpał z tej piosenki, po której pora, żeby przenieść się w inny wymiar... Golden Brown - no cóż... to preludium do Feline...


Złocisto-brązowa, o teksturze jak słońca
Powala mnie, napędza moje myśli
Przez całą noc
Nie muszę walczyć
Nie mam trosk przy złocisto-brązowej

Za każdym razem jak ostatni
Na jej okręcie przywiązany do masztu
W odległe krainy
Porywa moje dłonie
Nie mam trosk przy złocisto-brązowej

Złocisto-brązowa, najlepsza kusicielka
Od wieków podąża na zachód
Przybywa z daleka
Zostaje na dzień
Nie mam trosk przy złocisto-brązowej

Żadnych trosk
Przy złocisto-brązowej


How to Find True Love and Happiness in the Present Day to dość specyficzna monorecytacja z ciekawymi klawiszami. Po nim znakomity La folie:


Wyrecytowany po mistrzowsku i w języku salonów... 

Dobry wieczór
Wygląda na to, że twój samochód nie ma pasażera
Czy możesz mnie zabrać,
Jeśli to nie jest zbyt duży problem?
Moje buty nie zostawiają echa w korytarzu
Bez hałasu z moimi do widzenia
Żadnych straconych chwil dla nas
Oczekiwanie na niepewne pożegnanie
Bo jestem zły
Tak, jestem zły
Tak, to szaleństwo

Był kiedyś studentem
Kto bardzo chciał, jak w literaturze,
Jego dziewczyna była taka słodka
Że mógłby ją prawie zjeść
Odrzucić wszystkie wady
Odeprzeć wszelkie zło
Niszcząc całe piękno
Które poza tym nigdy nie było jego wspólnikiem
Ponieważ był szalony
On był szalony
Tak, to szaleństwo

A jeśli czasami dokonujemy spowiedzi
Komu ją wyznać?
Nawet dobry pan nas zawiódł
Inne miejsce, inne życie
Ach tak, to inna historia
Ale komu to wszystko powiedzieć
W cieniach nocy?
Wczesnym rankiem, w szarych godzinach
Ile przestępstw zostało popełnionych?
Przeciw kłamstwom i tak zwanym prawom serca
Ile ich z powodu szaleństwa?
Ponieważ są szaleni
Oni są szaleni
Tak, to szaleństwo

Szaleństwo
 

I tym optymistycznym akcentem Stranglersi otwierają nam drzwi do swojej najgenialniejszej płyty, i jednej z najlepszych płyt w historii new romantic

Tam też będzie o sercu, a raczej o płynącym z niego głosie. A wszystko zacznie się on Snu Nocy Letniej....
 



The Stranglers - La Folie, Libery 1981, realizacja nagrań: The Stranglers, Tony Visconti, Steve Churchyard, tracklista: Non Stop, Everybody Loves You When You're Dead, Tramp, Let Me Introduce You to the Family, Ain't Nothin' to It, The Man They Love to Hate, Pin Up, It Only Takes Two to Tango, Golden Brown, How to Find True Love and Happiness in the Present Day, La folie
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w manistreamie.

piątek, 17 lipca 2020

Muzycy zaprogramowani na swoją śmierć


Większość piosenek, które można usłyszeć na prezentowanych u nas płytach, opisuje rozterki spowodowane uczuciami, zazwyczaj źle ulokowanymi. Czasem oczywiście pomiędzy rytmem i zgrabnym riffem da się usłyszeć naprawdę ciekawe teksty o życiu jako takim. Ale rzadko zdarzają się strofy niemal wieszcze, popełnione poetyckim natchnieniem, o profetycznym brzmieniu. Te dotykają tajemnic życia i śmierci… 

Wiele osób pragnęło poznać datę swojej śmierci a także jej okoliczności. Przez wieki próbowali to odkryć szukając pomocy w nauce, jak matematyk Abraham de Moivre który opracował tabele określające dzień zgonu, także własnego. Przepowiedział, że odejdzie 27 listopada 1754 roku i tak właśnie się stało. Umarł we śnie tego dnia. 

Współcześnie, wśród sławnych muzyków było kilku, którzy dokonali tego samego lecz bez matematycznych wzorów. Wymienimy kilku:

Na pierwszym miejscu umieściliśmy Johna Lennona, piosenkarza i autora tekstów, współzałożyciela Beatlesów, najpopularniejszego zespołu w historii muzyki popularnej. Lennon co wszyscy wiedzą, został zamordowany w wieku 40 lat przez Marka Davida Chapmana 8 grudnia 1980 roku. Niedługo przed śmiercią nagrał piosenkę zatytułowaną Borrowed Time (Pożyczony czas), w której jest taki wers: Żyjąc w pożyczonym czasie, nie myśląc o jutrze. Freda Kelly, która była sekretarką fanklubu Beatlesów, opowiadała, iż Lennon zawsze mówił jej, że nigdy nie osiągnie wieku 40 lat. W rzeczywistości osiągnął 40, ale nie 41 (LINK).
 
Kolejnym artystą na którego chcemy zwrócić uwagę, jest Marc Bolan, (naprawdę nazywał się Mark Feld). Bolan był angielskim piosenkarzem i kompozytorem, muzykiem, gitarzystą i poetą oraz wokalistą glam rockowego zespołu T. Rex. Zmarł w wieku 29 lat 16 września 1977 roku… W utworze Solid Gold Easy Action 



jest takie zdanie: Życie jest takie samo i zawsze będzie / Łatwe jak zbieranie lisów z drzewa. 5 lat później zginął w wypadku samochodowym. Pojazd z taką siłą uderzył w drzewo ze aż się owinął wokół pnia, a jego tablica rejestracyjna miała taką treść: FOX 661L.

Amerykański muzyk rockowy Peter Steele, lider zespołów Carnivore i Type O Negative (pialiśmy o nich TUTAJ) był zafascynowany śmiercią  - napisał wiele piosenek o umieraniu, miał za sobą próby samobójcze i regularnie przepowiadał własną śmierć. W 2005 r. jego zespół opublikował wiadomość iż Steele zmarł, podczas gdy w rzeczywistości trafił do szpitala psychiatrycznego. Peter Steele jednak faktycznie przewidział swoją śmierć, i to bardzo dokładnie: W piosence z 2003 roku I Don't Wanna Be Me tak napisał: Dwa kroki do przodu, dwa kroki do tyłu. Bez ostrzeżenia, zawał serca. I rzeczywiście, kilka lat potem, niespodziewanie zmarł z powodu tętniaka aorty.

Ronald Belford „Bon” Scott był urodzonym w Szkocji australijskim muzykiem rockowym, najlepiej znanym jako główny wokalista i autor tekstów australijskiego zespołu hard rockowego AC/DC. Był bardzo uporządkowanym człowiekiem. Przed swoją nagłą śmiercią wypatrzył w barze swojego następcę (Briana Johnsona) i podał liderowi zespołu, Angusowi, jego imię i numer telefonu (na wszelki wypadek). Kiedy Bon Scott zmarł, Angus zadzwonił do Briana.

James Owen Sullivan, znany pod pseudonimem The Rev (skrót od The Reverend Tholomew Plague), amerykański muzyk, piosenkarz, autor tekstów oraz perkusista zespołu Avenged Sevenfold w jednym z wywiadów powiedział: Zostanę gwiazdą rocka i umrę przed 30 rokiem życia. I właśnie niedługo przed swoimi 30 urodzinami napisał piosenkę Death, a 3 dni później został znaleziony martwy. 


Mitch Lucker, frontman Suicide Silence, zmarł w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku motocyklowym 1 listopada 2012 r. Według Blabber Mouth żona Luckera ujawniła podczas  pogrzebu, że pił przed wyjściem z domu. Był alkoholikiem i to była wojna. Próbowałam go zatrzymać. Stałam przed nim, błagając go, aby nie wychodził z domu.
 
Po śmierci Luckera fani zwrócili uwagę na niesamowite zdjęcie, które opublikował na swoim koncie na Instagramie na kilka godzin przed wypadkiem, zupełnie jakby przewidział własną śmierć. Na zdjęciu Lucker ucharakteryzowany był na szkielet (śmierć) a zdjęcie było podpisane Umarli żyją ... Oczywiście ten przerażający zbieg okoliczności wydaje się nieco mniej przerażający, gdy weźmie się pod uwagę, było to przed Halloween, lecz mimo wszystko… mógł przecież równie dobrze przebrać się za kogoś innego, a nie za śmierć. 

Gdy miał zaledwie 14 lat, Kurt Cobain  zapowiedział koledze z klasy, że zostanie muzykiem-gwiazdą, stanie się bogaty i sławny, i że wtedy popełni samobójstwo. I tak było. Stał się niezwykle popularny, bogaty i sławny. Odebrał również sobie życie w domu w Seattle.

John Alec Entwistle, angielski piosenkarz, autor tekstów, kompozytor, muzyk i producent muzyczny, a przede wszystkim główny basista zespołu rockowego The Who, napisał piosenkę Love Is A Heart Attack. Wkrótce potem zmarł na atak serca a dokładnie, jego śmierć była spowodowana zawałem wywołanym przedawkowaniem kokainy. 


Stephen Peter „Steve” Marriott był angielskim muzykiem, autorem tekstów i liderem dwóch zespołów Small Faces i Humble Pie. Jedna z jego piosenek Tin Soldier, rozpoczyna się od słów Jestem małym żołnierzem z cyny, który chce wskoczyć w ogień. Marriott zginął w pożarze domu.


Również na naszym blogu co najmniej dwa razy pisaliśmy o podobnych przypadkach. Tak więc Deborah Curtis w swojej książce napisała, że Ian klika razy wspominał, gdy byli bardzo młodzi, o samobójstwie. Tak też uczynił.
Również Grzegorz Ciechowski zdawał się mieć przeczucie, że coś złego wydarzy się z jego zdrowiem (pisaliśmy o tym TUTAJ).

Gdyby poszukać pewnie zaleźlibyśmy jeszcze więcej takich przypadków. Na co są dowodem? Być może na to, że nie tylko artykuły codziennego użytku mają wszczepianą przez producentów zaprogramowaną śmierć, przychodzącą wkrótce po zakończeniu gwarancji. Może tak jest z każdym z nas, a tylko niektórzy dostają od Boga cynk z wiadomością, kiedy nadejdzie ich pora. Czymś sobie na to zasłużyli - pewnie wybitnym talentem. Jakby to powiedział Wujo - słynny bohater powieści Kurta Vonneguta - Ktoś tam u góry wyraźnie ich lubi.    

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 16 lipca 2020

Plejada niedocenianych i nieco lekceważonych malarzy nurtu realizmu: obrazy Ludwiga Munthe

Mamy środek lata. Dlatego chcemy pokazać naszym czytelnikom obrazy Ludwiga Munthe (1841-1896), norweskiego malarza, który podobnie jak Heinrich Gogarten, o którym pisaliśmy TUTAJ i Johann Jungblut (TUTAJ), malował zimowe, nocne pejzaże. I podobnie jak tamci należy do plejady niedocenianych i nieco lekceważonych malarzy nurtu realizmu.

Munthe nie miał łatwo. Był trzecim z ośmiorga dzieci rolnika Gerharda Munthe i Sigrid Urnæs z Aarøen w Sogndal w Norwegii. Po niespełna dwuletniej nauce w swoim kraju w 1861 roku zdobył państwowe stypendium i wyjechał na studia do Düsseldorfu, ale w zasadzie przez całe życie pozostał samoukiem. Kształcił się podglądając mistrzów w galeriach sztuki oraz chłonąc podczas swoich podróży obrazy malowane przez naturę. Z upodobaniem tworzył scenki rodzajowe z rybakami i melancholijne, zimowe krajobrazy, z szeroko rozpostartym horyzontem. W celach komercyjnych malował jeszcze scenki z polowań, wyglądające jak kawałki gobelinów. Pod koniec życia osiadł najpierw w Holandii a potem w Paryżu.

Nas urzekły jego nokturny, utrzymane w stonowanych kolorach pejzaże nocne, w których przeważają odcienie szarości i brązów z delikatnym użyciem jaskrawszych punktów kolorystycznych. Najczęściej utrwalał chwile, w których światło księżyca lub zachodzącego słońca kładzie się bladym blaskiem na rozmarzających grudach ziemi, pokrytych roztapiającym się śniegiem. Szczególnie nastrojowe są krajobrazy z nisko zawieszoną nad horyzontem czerwoną kulą słońca.  Półmrok, jaki przeniósł na swoje płótna, kładzie się aksamitnym cieniem na śnieg, na pola, gdzieś na daleko majaczące chatki i ludzi, którzy tylko przebijają niewyraźnie, jedynie zaznaczeni szybkim pociągnięciem pędzla. Niewątpliwie, w tych jego obrazach widać wpływ impresjonizmu.










Malarz pojął za żonę córkę właściciela statku, Lene Wilhelmina Vlierboom (1853-1901) z Rotterdamu, z którą miał czworo dzieci. Jednym z nich był późniejszy malarz morskich pejzaży Gerhard Morgenstären Munthe (1875–1927). Prace Munthe można zobaczyć między innymi w Galerii Narodowej w Oslo, Muzeum Narodowym w Sztokholmie, Galerii Narodowej w Berlinie i Kunsthalle w Mannheim oraz TUTAJ.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 15 lipca 2020

Na urodziny Iana Curtisa: Nieznane zdęcia z dzieciństwa oraz wszystkie twarze Still Joy Division w mojej płytotece i katalogu Factory

Dzisiaj 15.07.2020 mijają 64. urodziny wokalisty Joy Division, Iana Curtisa. Ostatniej legendy rocka, wielkiego artysty, który dał nam niesamowite teksty i był autorem zdecydowanej większości linii melodycznych piosenek zespołu.

W związku z tym, nasz twitterowy przyjaciel Tony Costello (LINK), który chodził do tej samej szkoły co Ian Curtis przysłał nam 3 bardzo mało znane zdjęcia Iana z czasów szkolnych. Fotki pojawiły się na forum lokalnym uczniów szkoły. Tony uważa nasz blog za wartościowy i dlatego nam bardzo kibicuje. Dziękujemy Tony! Thank you Tony

Czytelnikom natomiast pozostawiamy jako zadanie, odszukanie na zdjęciach lidera Joy Division.




Ponieważ Joy Division jest centralnym zespołem, którego twórczością zajmujemy się na naszym blogu, postanowiliśmy dzisiaj napisać wnikliwie o trzech odsłonach albumu Still (FAC 40), czyli pośmiertnego wydawnictwa którym Factory Records pożegnało tego wielkiego artystę. 

Zatem pierwsza odsłona - oryginał z epoki, kiedy Still ukazało się jako dwie osobne płyty.

Posiadam niestety jedynie jedną z nich, za to jest to pierwsze wydanie z Factory, bez żadnych dodatkowych napisów na krążku, jedynie FACT 40 - A, i FACT 40 - B. Trudno się połapać, bowiem istnieje ponad 100 wersji tego albumu, ale z pewnością ta jest oryginałem tzw. wersją standardową z sierpnia 1981 roku.


Druga wersja jest za to pełna, dwupłytowa, i tutaj niespodzianka, bowiem nie znalazłem jej na stronie Discogs - przynajmniej wśród oficjalnych wersji Still. Strona ta bowiem donosi, że Rogh Trade wydało album jako CD a nie jako winyl, a ja posiadam w kolekcji wersję właśnie winylową. 






Jest to bez wątpienia wydanie niemieckie na licencji Rough Trade Records. Na krążkach też nie ma żadnych dodatkowych napisów, poza G. Pauler. I tutaj, po nazwisku w czeluściach Discogs w końcu znajduję omawiany krążek. Jak się okazuje, Gunter Pauler był realizatorem dźwięku w Rough Trade i odpowiedzialnym za przygotowanie tzw. płyty lakierowanej tej wersji Still, o czym można przeczytać TUTAJ.


Pora zatem na CD, a tutaj edycja kolekcjonerska z 2007 roku, kupiona z powodu wydania dodatkowego CD z koncertem zespołu z High Wycombe Town Hall, 20.02.1980 roku, nieznanymi zdjęciami Jill Furmanovski (pisaliśmy o nich TUTAJ), i opisem Jona Wozencrofta (ten był bohaterem dokumentu o zespole, udzielał też wypowiedzi w najnowszej książce Jona Savagea (TUTAJ).





Na początku Wozencroft opisuje genezę nazwy, która nie jest jasna, najbardziej prawdopodobną wydaje się nawiązanie do Stroszka Wernera Herzoga (pisaliśmy o tym filmie TUTAJ). Album ukazał się na miesiąc przed debiutem New Order. Miał wypełnić pewną lukę dla tych, którzy znali Unknown Pleeasures a nie mieli dostępu do wydawnictwa Sordide Sentimental (pisaliśmy o nim TUTAJ) i miał być albumem wielofunkcyjnym. Po tym krótkim wstępie omówione są poszczególne piosenki z wydawnictwa.

 
Exercise One - Wozencroft zwraca uwagę, że na nagraniu z sesji dla Johna Peela (opisanej TUTAJ) jest wersja bardziej ostra i surowa, tutaj bardziej psychodeliczna. Każdy członek zespołu zostawia na niej swój charakterystyczny ślad. 

Ice Age - inspirowany Ballardem, miał być ponoć nagrany na tej samej sesji co Atmosphere i Dead Souls. Wczesna kompozycja z okresu Warsaw, planowana początkowo jako strona B singla Transmission. Naszym zdaniem ta wersja nie jest dobra z powodu klaszczącej perkusji.

Sound of Music -  być może odniesienie do musicalu Julie Andrews? Być może piosenka ta jest niejako kontrapunktem dla Atrocity Exhibition?



Glass - okna łopoczą na wietrze i nagle słyszysz trzask pękającej szyby. Jest zimno - włącz grzejnik. 

The Only Mistake - Fragment tekstu o błędzie jaki popełnił autor - być może chodzi o jego życie? 

Walked in Line - ponoć narodziła się z żartu, kiedy zespołowi chciało się pić (we wanted lime).

The Kill - według wielu opinii jeden z największych nieopublikowanych utworów zespołu, wiele kapel chętnie by go widziało na stronie A swojego singla... 


Something Must Break - prawdopodobnie zagrany na żywo tylko raz - kiedy zespół grał z the Cure w Canterbury Odeon. Perła wg. Wozencrofta, i jeden z najlepszych utworów zespołu naszym skromnym zdaniem (warto zobaczyć TUTAJ). 

Dead Souls - jeden z najważniejszych utworów Joy Division. Często od niego zaczynali koncerty. Wtedy zwykle kończyli Atrocity Exhibition - zatem mamy przejście od Gogola do Ballarda.

Sister Ray - cover Velvet Undrground 

Następnie opisana jest historia wydania płyty, i powstania okładki, oraz koncert w Birmingham High Hall, który nie był ani najlepszym, ani najgorszym koncertem zespołu - po prostu był ich ostatnim.




Bonusem jest koncert, nagrany od strony publiki przez Duycana Haysomsa. To jedno z najlepszych nagrań koncertowych zespołu. Ten miał miejsce miedzy dwoma znakomitymi występami w Londynie, krótko przed nagraniem Closer.





Dziś, w kolejne urodziny Iana Curtisa możemy jedynie powiedzieć: dla nas Joy Division na zawsze, czyli  still.


Wkrótce przedstawimy kolejne wydawnictwa zespołu - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

wtorek, 14 lipca 2020

Michael Hutter: Moim zdaniem prawda jest iluzją - obrazy współczesnego Hieronymusa Boscha

Trupia rzeczywistość, taka która rozpoczyna się  w chwili gdy tracimy życie, pojawiła się w sztuce wraz ze średniowieczem i jego memento mori. Śmierć wizualizowaną w sztuce bardziej lub mniej subtelnie, opisaliśmy już kilkakrotnie, wskazując naszym czytelnikom realizacje pochodzące z różnych okresów. Najciekawszą formę przybrał ów motyw chyba w anamorfozach (TUTAJ), z których najbardziej znaną jest podwójny portret  Ambasadorów Holbeina Młodszego. Widnieje na nim ledwo dostrzegalna czaszka, tak zniekształcona, iż tylko insynuuje złowrogą rzeczywistość, którą należy brać pod uwagę, planując każde przedsięwzięcie.

Dzisiaj z kolei zajmiemy się malarstwem Michaela Huttera (ur. 1963 r.) niemieckiego malarza, ilustratora i pisarza, który ukończył prestiżowy University of Applied Sciences w Kolonii, a potem, przez dalsze trzydzieści lat, realizował wiele projektów, miał szereg wystaw indywidualnych, jego ilustracje towarzyszyły sporej ilości książek fantasy, a także zdobiły okładki albumów heavy metalowych.






Jego prace, które porównuje się do dzieł Hieronimusa Boscha, (warto zobaczyć TUTAJ) wzbudzają podziw, lecz także zmuszają do zadawania pytań. Co tak naprawdę chce nam przekazać Michael Hutter, rozwijając przed naszymi oczami orgię koloru i nagości? Co jest u niego prawdą? Czy miłość, która jest sublimacją życia, czy też śmierć, jego zaprzeczenie?  Hutter na tak zadane pytanie odpowiada: Moim zdaniem prawda jest iluzją. Łączę to z moją obsesją, namiętnościami, pragnieniami i obawami i duszę to, co dzieje się w otchłani mojej osobowości, aby nie wydostało się na powierzchnię. Nie da się ukryć, iż tej w konkluzji brzmi echo retorycznego pytania sprzed tysiącleci: cóż to jest prawda? Najtrafniej ten dylemat rozwiąże oczywiście poeta, w tym przypadku Rainer Maria Rilke:

O, jak każdym tętnem kwitnę cały,
odkąd znam cię, wonniej i żarliwiej;
spójrz, jak kroki moje wysmuklały,
a ty czekasz: - kto jesteś właściwie?
Spojrzyj: wszystko moje się oddala,
liść po liściu tracę przeszłość ciemną.
Tylko uśmiech twój jak gwiazda się zapala
ponad tobą i potem nade mną.
Chcę z wszystkiego, co z dzieciństwa dni
bezimiennie i jak woda lśni,
z włosów twoich płomieniem wzniecony
ołtarz wznieść nazwany twym imieniem
i piersiami twymi lekko uwieńczony.
 


(jest to wiersz Ofiara w tłumaczeniu innego poety, Mieczysława Jastruna)

Natomiast zawartość obrazów Huttera chyba najlepiej wyjaśni nie on sam, lecz teoria Freuda o dualizmie ludzkiej natury, która wynika z dwóch podstawowych instynktów: Erosa i Thanatosa


Przez Erosa realizuje się instynkt życia, miłości i seksualności w najszerszym tego słowa znaczeniu, a przez Thanatosa - instynkt śmierci, agresji. Eros dąży do uwodzenia i prokreacji; Thanatos pcha człowieka do odrzucania miłości i  do śmierci. Jedna siła witalna prowadzi do rozmnażania i zachowania gatunku, druga do samozniszczenia.   Według Freuda pragnienie śmierci bierze się z wnętrza ciała i dąży do zniesienia jego jedności (przywrócenia stanu nieożywienia), natomiast  żądza  życia przychodzi z zewnątrz i zmusza człowieka do poszukiwania jedności i wyższych celów.  Wydaje się, że właśnie o tym opowiadają obrazy Michaela Huttera, choć z racji nagromadzonych rekwizytów łatwo o ich nadinterpretację.

Widzimy u niego symbole pochodzące z Biblii oraz wypływające z całej głębi cywilizacji Zachodu. Na obrazach pysznią się liczne nagie kobiety w otoczeniu fallicznych wici roślinnych, są szkielety, ropuchy, grzyby, wagi, klepsydry, błazny, małpy, apokaliptyczne pochody i miasta… oraz wiele innych elementów, których znaczenie jest zrozumiałe dla każdego mieszkańca Europy (jeszcze). 

Spójrzmy teraz na dwa jego najbardziej znane obrazy i spróbujmy je zinterpretować. Najpierw na Ważenie głowy i serca, a potem Śmierć podsłuchującą kochanków.

Na pierwszym widzimy trefnisia, postać niczym z kart tarota, który niczym Michał Archanioł dokonuje ważenia – lecz nie duszy – a głowy i serca. Pod tą postacią możemy domniemywać, iż widzimy sąd między uczuciami a rozumem. Trefniś jest dwulicowy, z jednej strony jest żyjącym człowiekiem, lecz z drugiej już trupem… Bo i ocena, co w życiu ludzkim przeważyło, dokonuje się po jego śmierci. Również wtedy analizuje się i rozkłada na czynniki pierwsze wszystkie aspekty człowieka, co doskonale symbolizują tutaj części ciała ludzkiego.



Na drugim z obrazów mamy scenę odwołującej się do wyobrażeń Raju, w którym Adam i Ewa żyli beztrosko, póki nie poznali czym jest śmierć. Na obrazie za chwilę to się stanie, już śmierć w kręgu halucynogennych grzybków zazdrośnie przygląda się im zza drzewa (najprawdopodobniej Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego). W obu przypadkach zatem tematem jest po prostu miłość, w każdej postaci i niezależnie od jej skutków. 

Więcej prac Michaela Huttera można zobaczyć na stronie artysty (LINK), stamtąd pochodzi również wielki tryptyk z pochodem apokaliptycznej bestii, który rzeczywiście czyni z Huttera współczesnego Boscha. Z naciskiem na współczesnego, tworzącego zgodnie z rytmem znanego hitu Beatlesów - Love, love, love



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego  nie znajdziecie w mainstreamie.