wtorek, 4 grudnia 2018

Heinrich Gogarten: zimowe przemijanie

Wiedeń i Monachium ok. 1900 r. stały się ośrodkami sztuki, które wprawdzie konkurowały ze sobą, ale również na siebie wpływały. W obu miastach tworzyli artyści, którzy wydawałoby się, nie mieli ze sobą wiele wspólnego, a tymczasem połączyła ich wspólna tematyka symbolistycznych obrazów.  

Postacią, która mocno odcisnęła swoje piętno na sztuce tych środowisk był Franz von Stuck, o którym już pisaliśmy TUTAJ. Jednak przed nim było setki, dosłownie: setki twórców, których domem stało się Dachau, miasteczko położone nieopodal Monachium. W Polsce Dachau kojarzy się z niemieckim obozem koncentracyjnym, w którym Niemcy podczas II wojny światowej zamordowali wielu polskich patriotów, głównie księży. Mało kto wie, że jest to miejscowość o historii sięgającej czasów frankońskich, z wieloma zabytkami. Dość przypomnieć, że w 1908 r. mieszkańcy Dachau hucznie świętowali 1110 lecie powstania miasta.

W każdym razie jednym z wielu malarzy, którzy zamieszkali w Dachau (i w Monachium) w XIX wieku był - do dziś niedoceniany - Heinrich Gogarten, zwany także Henri lub Henry Gogarten. Niewiele o nim wiadomo, bo twórca nie doczekał się osobnego opracowania. 

Urodził się w Linz am Rhein w 1850 roku, w wieku 15 lat rozpoczął naukę w  Dusseldorf Art Academy gdzie przez pięć lat studiował u renomowanego malarza Oswalda Achenbacha (Oswald Achenbach wraz z bratem Andreasem byli jednymi z najlepszych malarzy krajobrazowych swoich czasów, nazywano ich nawet Alfą i Omegą pejzażu). Później Gogarten przez kilka lat mieszkał w Paryżu. Po powrocie do Niemiec osiadł w Hamburgu, niedługo później przeprowadził się do Monachium. Tam dołączył do kolonii artystów w Dachau.  Za życia miał niewiele wystaw, m.in. w Art Academy Dusseldorf i monachijskim Glaspalast, w 1901 r. wziął udział w Wielkiej Berlińskiej Wystawie Sztuki. Zmarł w 1911 roku w Monachium.

Malował głównie pejzaże zimowe, które charakteryzują się wyjątkowo efektywnym wykorzystaniem światła.  W jego twórczości widać wpływ malarstwa Courbets z lat 60. XIX wieku, co zawdzięcza swojemu patronowi, pozostającego także wrażeniem tego francuskiego twórcy.  Oprócz krajobrazów zimy na obrazach Gogartena widać też torfowiska, pola, lasy i góry, a od czasu do czasu pojawiają się tam również włoskie motywy.








Pokazane tu obrazy są ładnymi widoczkami, landszaftami, które każdy mógłby powiesić w swoim domu. Lecz nie tylko, jeśli poświecimy więcej niż kilka sekund czasu, zauważymy subtelną grę świateł zachodzącego słońca, którą malarz musiał nanieść z obserwacji natury w plenerze a nie w ścianach pracowni. Sam temat - zachodu słońca w zimie - przenosi nas w świat symbolicznych wyobrażeń niemieckich romantyków, których głównym przedstawicielem był oczywiście Caspar David Friedrich, o którym pisaliśmy niejednokrotnie: TUTAJ i TUTAJ.

Zachód słońca jest symbolem niosącym w sobie ogrom znaczeń, to tak, jak byśmy otworzyli drzwi na szczycie urwiska i zobaczyli bezkresny horyzont skojarzeń. W średniowieczu zachód słońca łączono z Sądem Ostatecznym, stąd w kościołach powstałych w tamtej epoce często blisko wejścia znajdujemy taką scenę. Potem chowające się za widnokrąg słońce stało się symbolem schyłku życia, starości, łączone z zimą - śmierci… Dość przypomnieć tu wiersz Goethego Król Olch, o którym Franciszek Schubert napisał, że jest pełen niezrównanych scen rozpaczy i złamanego serca, gwałtowności i odrętwienia w scenerii śniegu, lodu i przenikliwego wiatru

A jeśli już poruszyliśmy temat śmierci to, przecież romantyczny bohater cierpiał poruszony nie tylko poetycznymi strofami i krajobrazem lecz również dźwiękami, bo muzyka jest ze śmierci i do śmierci wzywa. Zacytowany wers pochodzi z jednej z pieśni przywołanego tu już Schuberta, który pod wrażeniem poezji Wilhelma Mullera napisał cykl pieśni Wieczny Wędrowiec opowiadający o beznadziejnej włóczędze nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca. Patrząc na obrazy Gogartena widzimy na niektórych sylwetkę człowieka lub samotne ślady ludzkie, jak gdyby malarz postanowił skomentować usłyszaną muzykę, bo

Pomiędzy zimne piersi wspina się pokrzywa
Miłość jest jak muzyka i do śmierci wzywa
Powoli powolutku śmierć nas w baśń zamienia 

Ciemny orszak miłości ciemniejszy istnienia.

Oczywiście ostatnie promienie dnia są również zwiastunem początku, szansy i nadziei, którą niesie nowy dzień. 

Z każdym zachodem dostajemy podobno obietnicę tego, co nastąpi, o ile uda nam się odrzucić wszelkie zmartwienia minionego dnia. Bo może one jutro powrócą, lecz jest także możliwe, że nowy dzień nas zaskoczy i odmieni nasz los, nasze myśli, naszą sytuację? Kto wie…

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

2 komentarze: