sobota, 5 maja 2018

Edward Munch: Moje cierpienia są częścią mojej jaźni i mojej sztuki


Dziś prezentujemy sylwetkę artysty, którego wiele dzieł, jak i droga życiowa, doskonale pasują tematycznie do naszego bloga. 

Choroba, szaleństwo i śmierć - to były trzy czarne anioły, które czuwały nad moją kołyską podsumował kiedyś swoje życie Edward Munch, którego obraz Krzyk jest równie rozpoznawalny co Mona Lisa, Leonardo da Vinci. Munch namalował tymczasem tysiące innych. Wszystkie te dzieła są swoistym pamiętnikiem, w którym jego twórcza pasja zarejestrowała osobiste tragedie, choroby i porażki. Mój strach przed życiem jest mi potrzebny, podobnie jak moja choroba - napisał kiedyś. Bez niepokoju i choroby jestem statkiem bez steru... Moje cierpienia są częścią mojej jaźni i mojej sztuki, są nie do odróżnienia ode mnie, a ich zniszczenie zniszczy moją sztukę. Tak wytyczony cel twórczości sprawił, że Munchowi przydzielono rolę wyraziciela i ilustratora psychoanalitycznych stanów współczesnego człowieka, zwłaszcza, że według niego twórca nie jest w stanie wyjaśnić rzeczywistości, lecz umie zarejestrować wpływ, jakie każde wydarzenie wywiera na jego własną wrażliwość.
 
Munch odbył studia akademickie u norweskiego malarza Christiana Krohga, który był realistą, a następnie poszedł własną drogą artystyczną. Opracował swój styl, ekspresyjny i naładowany emocjami. Zarejestrowanie formy, czy namalowanie konkretnego modela nie było dla niego najważniejsze. Znacznie istotniejsze były dla niego uczucia, które ów kształt w nim budził. Nie maluję tego, co widzę, ale to, co widziałem - wyjaśnił kiedyś. Dlatego pierwsze jego prace eksponowane na wystawach spowodowały skandal. Zarejestrował na nich i wystawiał na widok publiczny swoje bolesne przeżycia związane z przedwczesną śmiercią matki, która odeszła na gruźlicę gdy miał 5 lat oraz siostry, gdy miał 13, pokazał swoje smutne dzieciństwo przy ojcu lekarzu, emocjonalnie niedostępnym, cierpiącym na depresję psychotyczną, której efektem była m.in bigoteria. 

Studiował w Oslo a następnie w Paryżu oraz podróżował do Włoch, Niemiec i Francji, gdzie wielki wpływ na niego wywarło malarstwo Toulouse-Lautrec'a, van Gogha i Gauguina, którzy przekształcali na swoich płótnach lęki współczesnej cywilizacji na kształty plastyczne w duchu symbolizmu i ekspresjonizmu. Zbliżająca się epoka fin de siecle wzmagała społeczne lęki objawiające się dekadencją i fascynacją złem co szczególnie odbijało się w literaturze. Sztuka tego czasu chętnie zajmowała się ciemnymi stanami ponurego umysłu. Zainspirowany pracą Henrika Ibsena, Munch studiował psychoanalizę i tworzył sztukę, która próbowała rozwikłać tajemnice psychiki. Jego obrazy stawały się lustrem, w którym odbijał się stan jego emocji. Zrezygnował przy tym z wyobrażeń potworów. Posługiwał się zamiast tego niespokojną linii i rytmem dobranych plam kolorystycznych. Przez to przy pozornie banalnej tematyce jego obrazy ilustrowały nie tylko psychiczny stan malarza, ale również wywoływały u widza rozwibrowanie emocjonalne, bliskie stanowi histerii, co najpełniej osiągnął w Krzyku, jednym z najczęściej reprodukowanych i powszechnie uznanych obrazów w historii sztuki. 

Zdzisław Beksiński (o artyście i jego synu, Tomaszu pisaliśmy TUTAJ) w jednym z listów do Dmochowskiego z przekąsem nawet zauważył, że mam nadzieję, że nie spotka mnie po śmierci to samo co spotkało Muncha. Ten facet znany jest powszechnie wyłącznie z jednego dzieła, a mianowicie graficznej wersji obrazu Krzyk. Nikt nie wie, że namalował szereg fajnych obrazów, bo ta jedna, nieznośna w swej uproszczonej deformacji praca, będzie go już po wsze czasy reprezentowała. Pierwsze skojarzenie od słowa Munch to Krzyk.
 
Te inne dzieła Muncha można pogrupować w pewne cykle, bo do niektórych tematów wracał obsesyjnie po wielokroć. Należą do nich narcystyczne autoportrety. Malowane były w każdym okresie jego życia. Pierwszy autoportret namalował w wieku 18 lat, następne pokazują, w sile wieku, po przebytych chorobach (po epidemii hiszpanki, po wylewie krwi do oka) z nagimi modelkami, z których część była jego kochankami, w wieku starczym... W ostatnim Autoportrecie między zegarem a łóżkiem, który pochodzi z lat 1940-42, czyli wykonanym dwa lata przed śmiercią Muncha, możemy zobaczyć, co się stało z człowiekiem, który, jak pisał, zwlekał z tańcem życia. Stoi on sztywno wciśnięty niezgrabnie między łóżko a wiszący na ścianie zegar dziadka, jak niepotrzebny, zawadzający przestrzeń jeszcze jeden stary sprzęt. Munch był wówczas starym człowiekiem borykającym się z alkoholizmem, częściowym paraliżem i halucynacjami. Zegar bez wskazówek i liczb symbolizuje śmierć, zawsze obecną w każdym okruchu życia. Nad łóżkiem unosi się zarys młodej kobiety, portret tego, co mogło być ukazany w ramach autoportretu, czyli tego, co jest. Artysta bezradnie akceptuje swój stan, że nie może uciec od wieku, tak samo jak nie można uciec przed czasem.


Nie wierzę w sztukę, która nie jest kompulsywnym wynikiem pragnienia człowieka, aby otworzyć swoje serce powiedział kiedyś. Każdy obraz był próbą uchwycenia ludzkiej kondycji, stając się zapisem pewnego rodzaju wyciszonego, psychologicznego chaosu. Każdy obraz emanuje nihilizmem Nietzschego. Ból, rozpacz, melancholia i dramat odbijają się przez użyte plamy koloru. Wciąż jednak wydaje się, że jest nadzieja.  Omawiając inne wybrane działa Muncha nie można zapomnieć o wpływie Freuda na jego twórczość. Jest to szczególnie widoczne w Madonnie, w której widać freudowską seksualizację życia kobiety, której istota wyraża się poprzez stosunek płciowy, powodujący zapłodnienie, prokreację i śmierć. Obraz nie ma nic wspólnego z dziełem religijnym, mimo sugestywnego tytułu. Kobieta jest ułożona w seksualnie uległej pozie, tak jakby była w rzeczywistości w trakcie stosunku, czerwona aureola, podobnie jak plemniki na ramie i opływające postać a także płód w rogu obrazu nadają dziełu ostateczne znaczenie. 

Tym, co najbardziej fascynowało Muncha były silne emocje: miłość, popęd seksualny z nią związany, zazdrość, żal, opuszczenie, samotność… W jednym z jego najsłynniejszych obrazów: Wampir, widać rudowłosą kobietę, która zatapia usta w szyjce zniechęcająco wyglądającego kochanka, a jej warkocze przesuwają się nad nim niczym jadowite macki. Uważa się że artysta wyobraził na nim swoją kochankę Millie Thaulow, żonę dalekiego kuzyna i siebie. Także ją namalował w innym, zatytułowanym Rozpacz. Było to dzieło powstałe w niedokończonym cyklu nazwanym Fryz życia. W ramach serii wykonał 22 prace na wystawę w Berlinie w 1902 roku. Obrazy nosiły takie tytuły jak Melancholia, Zazdrość, Rozpacz, Niepokój i Krzyk.
 

Komplikacje w życiu znalazły swoje odbicie na jego obrazach. Związek z Larsen, kolejną kobietą zakończył się próbą samobójstwa jej i jego. Ostatecznie Larsen wyszła za mąż za innego malarza a Munch namalował obraz, na którym przedstawił siebie przybitego do krzyża. Z tego czasu pochodzą także liczne kopie Śmierci Marata Davida, w których Marat ma jego rysy twarzy.
 
Gdy Norwegia odzyskała niepodległość Munch został okrzyknięty artystą narodowym. Zakupił wówczas majątek w Ekely w Skøyen w Oslo i zajął się malowaniem pejzażów, początkowo w radosnej kolorystyce, a później coraz to bardziej ponurych barwach. Powrócił także do ulubionych zdjęć, tworząc nowe wersje niektórych obrazów z Fryzu Życia.
 
Ostatnie dwadzieścia lat życia spędził w samotności w swoim prawie samowystarczalnym majątku w Ekely. W późniejszych latach Munch wspierał finansowo członków rodziny, którzy przeżyli, i komunikował się z nimi pocztą, ale nie odwiedzał ich. Spędzał dużo czasu w samotności, dokumentując udręki i upokorzenia w swoich latach. W czasach wojny jego sztuka była przez nazistów uznana za zdegenerowaną podobnie jak dzieła Picassa , Klee , Matissa , Gauguina i wielu innych współczesnych artystów. Niemcy usunęli jego 82 dzieła z muzeów. W 1940 r. Niemcy zaatakowali Norwegię, a partia nazistowska przejęła rząd. Munch miał 76 lat. Z prawie całą kolekcją swojej sztuki na drugim piętrze swojego domu, żył w strachu przed nazistowską konfiskatą. Siedemdziesiąt jeden z obrazów wykonanych wcześniej i wywiezionych przez okupanta wróciło do Norwegii poprzez zakup przez kolekcjonerów (pozostałe jedenaście nigdy nie zostały odzyskane), w tym Krzyk i Chore dziecko. Munch zmarł w swoim domu 23 stycznia 1944 roku, około miesiąca po swoich 80. urodzinach. Jego pogrzeb zorganizowany przez nazistów zasugerował Norwegom, że miał faszystowskie poglądy. W 1946 r. miasto Oslo kupiło majątek Ekely od spadkobierców Muncha. Jego dom został zburzony w maju 1960 roku…. 


piątek, 4 maja 2018

Transkrypcja hipnozy Iana Curtisa z Joy Division, cz.4

Poprzednie części zapisu hipnozy Iana Curtisa, które z nagrania magnetofonowego przeniósł na papier Bernard Sumner (gitarzysta Joy Division, jednocześnie poddający IC hipnozie) opublikowaliśmy TUTAJ (cz.1), TUTAJ (cz.2) i TUTAJ (cz.3). 

Ian Curtis cofany jest w czasie do wczesnego dzieciństwa, następnie do okresu noworodka, a finalnie aż do czasu sprzed swoich narodzin. Dowiedzieliśmy się, że był angielskim prawnikiem o imieniu John, i mieszkał w domu ze swoją żoną. W kolejnej części cofnięty do roku 1830 Curtis wyjawia, że był handlarzem książek pracującym w firmie Hayman na przedmieściach Londynu

Publikujemy zapisy które nigdy nie ukazały się w naszym języku.

BS: OK teraz cofniemy się dalej w czasie. Dalej i dalej w twojej pamięci, ale nie obawiaj się. To wszystko jest proste, po prostu zrelaksuj się. Zrelaksuj i pozwól żeby to przyszło. Pogłębiaj swój sen, i cofnij się w czasie, jeszcze dalej i dalej. Słuchaj tylko mojego głosu. Gdzie teraz jesteś?   
IC: W pokoju
BS: Jak wygląda ten pokój?
IC: Kompletnie pusty...  Drzwi są zamknięte.... okno wysokie
BS: Jak masz na imię?
IC: Po prostu...
BS: Jakie to imię?
IC: Justin
BS: Powiedz głośniej
IC: Justin
BS: Justin. Jakiej jesteś narodowości?
IC: Urodziłem się.... w Anglii. Ale.... kiedy byłem bardzo mały... moi rodzice wyprowadzili się do Holandii 
BS: Ile masz lat?
IC: Czterdzieści.... 
BS: Czterdzieści ile?
IC: dziewięć.. a może 48. Nie jestem pewny, zapomniałem....
BS: Wiesz jaki to rok?
IC: Tysiąc sześćset... czterdziesty.... trzeci  lub drugi, czyli rok wcześniej
BS: Powiedz głośniej
IC: 1643 lub może 2 nie wiem
BS: Co robisz w pokoju w którym jesteś?
IC: Czekam
BS: Na kogo?
IC: Na nikogo, tkwię tutaj na dobre - nie ma wyjścia
BS: Dlaczego tam się znalazłeś?
IC: Nie.... wierzę czy powinienem.... Zbrodnie.... błędnie popełnione w pierwszej kolejności. Wojny....
BS: Czy byłeś błędnie oskarżony za popełnioną zbrodnię?
IC: ..... walczyłem.... po złej stronie
BS: Czy walczyłeś po złej tej stronie?
IC: Tak
BS: Czy we wojnie?
IC: odpowiada niewyraźnie
BS: Bitwa?
IC: odpowiada niewyraźnie
BS: O co była walka?
IC: ... zawsze to samo... walka o cokolwiek... to jest... kto
BS: Masz na myśli pieniądze?
IC: Nie...o cokolwiek... wartości... wydawały się wtedy słuszne
BS: Dla kogo ostatnio walczyłeś? Jakie były powody?
IC: Nie pamiętam nic więcej. To było bezużyteczne..
BS: Dlaczego
IC: Bo nic się nie zmieniło
BS: Ile masz lat?
IC: 48 - 49
BS: Jak długo jesteś w niewoli?
IC: Co najmniej 4 lata, może dłużej?
BS: Odpocznij bo teraz chcę żebyśmy cofnęli się kolejne 10 lat w czasie. Ta sama osoba ale o 10 lat wcześniej. Co widzisz?
IC: Nic
BS: Nic? Zupełnie nic?
IC: Nic
BS: Dobrze, to może o pięć lat od czasu gdy byłeś w pokoju 
IC: Nic, nic nie widzę
BS: OK, wróć do pokoju i cofnijmy się o rok. Co widzisz?
IC: Tylko pokój
BS: Co czujesz?
IC: Mógłbym powiedzieć... zimno
BS: Czy ten pokój jest w Anglii?
IC: Nie
BS: A gdzie?
IC: We Francji
BS: Jest zima czy lato?
IC: Jest zima, wszystko...zimne. Nie lato
BS: Rozmawiasz z kimś?
IC: Nie
BS: A co z przynoszącymi ci posiłki?
IC: Po prostu je wkładają... otwierają drzwi... kładą za drzwiami...
BS: Jak oni są ubrani ci ludzie?
IC: Nie wiem... po prostu noszą normalne rzeczy
BS: Co rozumiesz przez "normalne"?
IC: Spodnie, buty...
BS: Co masz na sobie?
IC: Tak jakby ... marynarkę, bardzo cienką...
BS: Jesteś wysoki czy niski?
IC: Raczej wysoki
BS: Jaki kolor mają twoje włosy?
IC: Ciemne, czarne.... kruczo czarne. 

czwartek, 3 maja 2018

Z mojej płytoteki/chłodnofalowa jazda obowiązkowa: Patric O'Hearn - Indigo, delikatność nostalgii utopiona w błękicie


Patric  O'Hearn amerykański multiinstrumentalista, nagrał w swojej karierze około 20 płyt, ma na kocie również realizację muzyki filmowej. Mimo bogatego dorobku dla mnie najbardziej znaczącym i zaczarowanym albumem jest Indigo, o którym chciałem dzisiaj napisać. Znam wiele płyt z dorobku artysty ale ta jedyna najbardziej przypadła mi do gustu. 


Znawcy twórczości O'Hearna bowiem piszą o tej płycie następująco: to jedna z jego najdelikatniejszych płyt, symfoniczne syntezatory i atmosferyczne struktury tworzą różnorodne dźwiękowe pejzaże, inne niż znane z wcześniejszej twórczości autora. Najważniejszy dla tej płyty jest wyrazisty czysty minimalizm. Płyta może spodobać się lubiącym klimaty Tangerine Dream... (TUTAJ). 

Czy ostatnie stwierdzenie może dziwić, skoro w realizacji nagrania pomagał sam Peter Baumann? Ten ostatni przecież w latach 1971 - 1979 był członkiem Tangerine Dream. Ale nie spodziewajcie się na płycie elektroniki, raczej jest to coś, co nazwać można atmosferyczną chłodną falą, z ponurymi pejzażami wtapiającymi się w błękit indygo... 





Na koniec warto dodać kilka słów o okładce. Zwraca uwagę motyw anielski, skrzydła i wizerunek Matki Boskiej. Madonna della seggiola (Madonna na krześle) z 1589 r. Rafaela Santiego wyobraża Matkę Bożą z Dzieciątkiem i św. Janem Chrzcicielem. Obraz został namalowany tak, jakby malarz oddał scenę odbitą w wypukłym lustrze. Rafael malując Madonnę wzorował się na Mona Lisie, a kompozycja jest naśladownictwem  Doni Tondo Michała Anioła. W rezultacie powstał obraz najczęściej reprodukowany z jego dzieł w wiekach późniejszych. 


Patric O'Hearn - Indigo. Gypsy Joker Music, 1991, Realizacja: Patric O'Hearn i Peter Baumann. Tracklista: 1. Devils Lake 2. Sacrifice 3. Coba 4. Upon The Wings Of Night 5. Sacred Heart 6. The Beauty Within 7. Desire 8. The Ringmaster 9. Espana

Znacie? To posluchajcie...


środa, 2 maja 2018

Niezapomniane koncerty: THE DURRUTI COLUMN - Live La Edad de Oro, w hołdzie Ianowi Curtisowi z Joy Division






Jest rok 1983, dokładnie 8.12. - trzy lata po samobójczej śmierci Iana Curtisa z Joy Division. Vini Reilly bardzo przeżywa śmierć przyjaciela a sam ma na koncie kilka nieudanych prób samobójczych (pisaliśmy o tym TUTAJ oraz TUTAJ). I wtedy w Hiszpanii odbywa się ten legendarny występ.  Vini tworzy czwartą piosenkę poświęconą Curtisowi - The Missing Boy. Ta kończy koncert, który dzisiaj prezentujemy. W repertuarze jest też For Belgian Friends, można doszukiwać się aluzji do Annik Honore, z którą Vini bardzo przyjaźnił się po śmierci Iana

Jeśli miałbym komuś polecić pigułkę z Durruti Column, tak aby poznał geniusz Vini to poleciłbym właśnie ten koncert. Multiinstrumentalista w życiowej formie. Ten czas w jego karierze eksperci nazywają The Golden Age. Czy kogoś to dziwi?         

The Durruti Column Live at LA EDAD DE ORO 8.12.1983. 

1) Prayer, 
2) For Belgian friends 
3) A little mercy 
4) Sketch for summer 
5) Self portrait
6) The missing boy

Stracony chłopak

There was a boy/ Był kiedyś chłopak
I almost knew him/ Prawie go znałem
A glance exchanged/ Wymiana spojrzeń
Made me feel good/ Sprawiała, że czułem się dobrze
Leaving some signs/ Zostawiając znaki
Now a legend/ Stał się legendą
The dream was wrought/ Marzenie zostało spełnione
Where thoughts were heard/ Gdzie słyszano myśli
Love is reserved/ Miłość jest ostrożna
From previous times/ Od pierwszych razów

Like a dead bird in the dirt/ Jak martwy ptak w brudzie
Like a rusty can on the ground/ Jak zardzewiała puszka na ziemi
I don't believe in stardom/ Nie wierzę w status gwiazdy
Machinery in action/ Machineria w akcji
Full of experts/ Pełna ekspertów
Full of experts/ Pełna ekspertów
Same old order?/ Ten sam stary schemat?
Same old order/ Ten sam stary schemat
Same old order?/ Ten sam stary schemat

Watch with obsession?/ Patrzą z obsesją?
Some accident of beauty/ Na przypadek piękna
Try to capture/ Starają się uchwycić
As the light begins to fail/ Zanim światła gasną
Shapes to compose/ Pojawią się kształty
Shadows of frailty?/ Cieni słabości?
The dream is better/ Marzenie jest lepsze
Dissolves into softness/ Rozpuszcza się w miękkości
But the end/ Ale koniec
The end is always the same?/ Koniec jest zawsze taki sam


There was a boy/ Był kiedyś chłopak
I almost knew him/ Prawie go znałem
A glance exchanged/ Wymiana spojrzeń
Made me feel good/ Sprawiała, że czułem się dobrze

Leaving some signs/ Zostawiając znaki
Now a legend/ Stał się legendą 


 

wtorek, 1 maja 2018

J.G. Ballard, ulubiony pisarz Iana Curtisa z Joy Division: Powrót martwego astronauty - poznaj prawdę o kobietach i ich tajemnicach


Opowiadanie Powrót  w oryginale Martwy Astronauta (The Dead Astronaut) J.G. Ballard napisał w roku 1968. Mimo faktu, że to opowiadanie science-fiction to tak na prawdę jak to bywa z Ballardem, kryje w sobie bardzo aktualne przesłanie. Akcja dzieje się na Przylądku Kennedy'ego, co może być aluzją do centrum lotów Kennedy'ego na przylądku Canaveral. Bohaterami są małżeństwo Judyta i Filip. Przylądek jest natomiast miejscem gdzie lądują pozostałości wszelkiego rodzaju nieudanych lotów kosmicznych. Wkrótce ma tutaj pojawić się to co zostało po nieudanej misji Roberta Hamiltona, na tle którego Judyta ma obsesję. Z Hamiltonem łączyła ją kiedyś bardzo głęboka przyjaźń. 

Byliśmy bliskimi przyjaciółmi przez zaledwie sześć tygodni. Gwałtowna i niepohamowania namiętność Judyty do niego była jedną z tych kłopotliwych chuci, które wszystkie młode kobiety objawiają zawsze w ten sam infantylny sposób. Kiedy przyglądałem się im, jak pływają i grają razem w tenisa, bardziej czułem się zakłopotany tym, w jaki sposób najdłużej zachować ją w tej przeklętej iluzji, niż zazdrosny.

Swoją drogą przypomina mi się Na Tle Kosmicznej Otchłani Jacka Sawaszkiewicza. Ale o tym innym razem.  Rok później Hamilton zginął w wyniku zderzenia z meteorytem statku w którym wykonywał misję wojskową.

Żył jeszcze przez pięć godzin, oddychając skromnym zapasem tlenu, jaki pozostał mu w układzie zasilania kombinezonu. Z początku był opanowany, jednak w miarę jak jego czas dobiegał końca, jego słowa przemieniały się coraz bardziej w bezładną paplaninę, której jednak nigdy nie dano nam posłuchać. 

Dwunastu astronautów poniosło śmierć w wypadkach na orbicie. Ich statki pozostały tam świecąc na nocnym niebie niczym gwiazdy nowego gwiazdozbioru. 

Studium psychologiczne jakiego dokonuje w opowiadaniu Ballard ukazuje dwie strony mające wspólny, ale jakże jednocześnie sprzeczny interes. Oboje małżonkowie chcą powrotu resztek po astronaucie. On jednak tylko po to, żeby zakończyła się obsesja jego żony. Ona natomiast, aby pożegnać i pochować przyjaciela. 

Oboje wcześniej doznają ważnej życiowej próby, kobieta w wyniku poronienia traci dziecko. Wspólny interes powoduje, ze wynajmują tzw. łowców relikwii celem zebrania resztek po Robercie Hamiltonie i jego statku.

W owym czasie na Przylądku Kennedy’ego byli już łowcy relikwii, którzy przeczesywali wypaloną trawę w poszukiwaniu części tablic instrumentów pomiarowych, kombinezonów i - najcenniejszych - zmumifikowanych ciał martwych kosmonautów. Sczerniałe części obojczyków, żeber, skóry oraz innych części ciała były jedynymi w swoim rodzaju reliktami początku ery kosmicznej, równie cennymi, jak relikwie z grobów średniowiecznych świętych.

W tym samym czasie pojawia się wojsko, które z nieznanych nikomu powodów, również oczekuje na powrót pozostałości po astronaucie, co nadaje opowiadaniu dodatkowej dynamiki. 

Pozostałości po Hamiltonie mieszczą się do małego kartonika, ale okazują się być bardzo szkodliwe dla małżeństwa, tak samo jak bolesna prawda, którą odkrywa po ich powrocie Filip

Opowiadanie jest wyjątkowo  antyfeministyczne i seksistowskie, takim pewnie nazwałyby je feministki. Pokazuje do czego zdolne są kobiety i jak latami potrafią tworzyć iluzję. Pokazuje, jak potrafią bezwzględnie realizować swoje cele. Podobno za każdym szaleństwem kobiety stoi jakiś mężczyzna. 

Warto sprawdzić co tak na prawdę stało za opętaniem Judyty, jednej z głównych bohaterek Powrotu J.G. Ballarda.    

     Chou Ota - Women Watching Stars (1936)

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Candy: historia ulubionego psa Iana Curtisa z Joy Division

Sąsiedzi i dalsi znajomi mają w pamięci obrazek Iana Curtisa idącego na spacer ulicami Macclesfield ciągnionego przez psa trzymanego na smyczy. Była to suczka rasy border collie o imieniu Candy, które to imię Ian wziął z piosenki Candy Says z repertuaru zespołu Velvet Underground


Stephen Morris wspominał kiedyś, że po którymś powrocie z trasy koncertowej. Ian przywieziony w nocy pod drzwi domu na Barton Street zniknął w nich na chwilę, aby za moment pojawić się ponownie ciągnięty przez Candy na smyczy, usiłując jednocześnie zapalić papierosa (TUTAJ).
 

Ian był do psa bardzo przywiązany, co można wywnioskować ze wspomnień Deborhy Curtis która w książce Przejmujący z oddali opisała w jakich okolicznościach i skąd Candy wzięła się w ich domu: Ian i ja często spotykaliśmy się w domu w porze lunchu, ale było to zwykle przypadkiem, a nie coś uzgodnionego. Pewnego popołudnia Ian siedział czekając na mnie. Powiedział mi, że moi rodzice musieli uśpić mojego starego psa, Tess. Byłam tak smutna, że nie mogłam wrócić na zajęcia do szkoły. Czułam się głupio, płacząc nad zwierzęciem, ale Ian sam był miłośnikiem zwierząt i całkowicie mnie zrozumiał. Kiedy Ian zakończył pracę, pojechaliśmy na wzgórza do Windyway Kennels (Wyndyway Kennels Sanctuary) lokalnego schroniska dla zwierząt. Miot puchatych piesków border collie czekał tam na nowe domy i wybraliśmy przyjazną, ale rozbrykaną suczkę. Ian nazwał ją Candy po koncercie Velvet Underground "Candy Says" i był tak zadowolony, że zastanawiałem się, dlaczego wcześniej nie pomyśleliśmy o tym, żeby mieć psa (Deborah Curtis, Touching from a Distance, Ian Curtis & Joy Division, Londyn 1995, s. 51).

Jak Candy była ważna dla Iana dowodzi tego następująca historyjka Debohry o tym że  gdy pupilka podczas nieobecności właścicieli wydarła z kanapy piankowy materac, Ian przełamał wstręt do gąbki z tworzywa sztucznego, której nie cierpiał dotykać i podniósł wszystkie resztki i wytrzepał [ze skrawków gąbki] wszystkie poduszki. Potem wyszedł i kupił mi pudełko czekoladek. Jeden z listów do Annik zakończył wzmianką o Candy: w tej chwili leje się deszcz i muszę wziąć psa na spacer. Zmokłem już wcześniej, ponieważ musiałem ją wykąpać, bo była całkowicie pokryta błotem, po tym, gdy goniła charta. Ona bez przerwy liże moją dłoń, a potem siada przy drzwiach ze smyczą w pysku, i porzuca ją, więc najlepiej gdy się już ruszę”. W innym z kolei zauważa: „tutaj jest bardzo cicho i pusto, nawet pies śpi przed kominkiem. Nic zatem dziwnego, że kiedy podczas jego nieobecności Deborah oddała psa, bardzo go to dotknęło i przygnębiło. 


Niektórzy jego znajomi po latach ocenili tę decyzję bardzo negatywnie, widząc w tym pewnego rodzaju formę zemsty, inni jednak zwrócili uwagę na aspekt praktyczny, o którym w swojej książce pisze sama Deborah: Niestety nasz pies stał się kosztownym luksusem. Z powodu braku funduszy Candy nie dostawała właściwego jedzenia, a jej sierść zaczęła wypadać. Ponieważ Ian był daleko, sama musiałam zmierzyć się z tym problemem, coś z nim zrobić, bo trzeba było ją wyprowadzać w nocy a nie chciałam zostawić Natalie samej w domu. Czasami moi rodzice starali się mi pomagać, ale w końcu zaproponowali, że znajdą gdzie indziej miejsce dla Candy. Ian był bardzo zmartwiony tą sugestią, chociaż nie zdecydował się aby przyjść i wyprowadzać ją częściej. Odkryłam ponadto, że nosił przy sobie zdjęcia Candy, a nie fotografie swojej żony i dziecka, co uświadomiło mi, jak głupia byłam, zgadzając się na to.  Wiedziałem, że Ian zdenerwuje się, gdy usłyszy, że Candy zniknęła, ale uznałam też, że to zbyt okrutne żeby zatrzymać psa w sytuacji, gdy nie stać nas na jedzenie dla niego. Ian przestał włączać się w opiekę nad nią i nie rozmawiał ze mną ani nie rozumiał problemów, które miałem. Znaleziono miejsce dla Candy na farmie w Rochdale i moi rodzice ją tam zawieźli żebym nie musiała się z nią żegnać. (Touching from  Distance, s. 86). Jej sąsiadka i przyjaciółka Dorothy, ta sama która potem odkupiła dom pamiętała, że zawsze widywaliśmy, jak Ian wychodził z psem i rozmawiał z nim

Może gdyby w ten feralny dzień Candy była ze swoim panem, jej obecność na tyle podtrzymałaby go na duchu, że nie zdecydowałby się na ostateczny krok? 

A może nie zmieniłoby to niczego? 

Tego już nie dowiemy się nigdy.

niedziela, 29 kwietnia 2018

Z mojej płytoteki: Prywatne remiksy piosenek Joy Division z kolekcji Martina Hannetta



Dzisiaj chciałem przedstawić bootleg Joy Division z roku 2007. Tak się złożyło, że jestem posiadaczem pomarańczowego, dwupłytowego wydania (o numerze 257/500). 


Swoją drogą to częsty zwyczaj bootlegów, że posiadają numery. Mam zamiar w tej rubryce opisać jeszcze wiele takich unikatowych, często numerowanych, płyt ze swojej kolekcji. 

Ta została wydana przez wytwórnię OZ Morheus Records z USA. Zawarte na niej nagrania są znakomitej jakości i zawierają nowe wersje znanych fanom piosenek. 


Zaczyna się wstępem do Excercise One i dźwiękami drzwi windy, później słychać jakieś brzdąkanie z keyboardu i znowu zamykane drzwi. Ktoś gra na organach, w tle pojawiają się kolejne dźwięki jakby rozmowy. Znowu winda i wstęp do New Dawn Fades ale inny niż znamy. Następnie, kawałek utworu w innej niż znana wersji, i rozmowy - słychac głosy głosy Hannetta, Curtisa, Grettona. Po tym zupełnie niesamowite odliczanie Hannetta i próby zbijania butelki - efekt wykorzystany na Unknown Pleasures w piosence kończącej ten niesamowity album I Remember Nothing. Dalej fragment wypowiedzi  Martina Hanneta o klubie Hacienda - fragment wywiadu, wstęp do From Safety to Where i utwór w alternatywnej wersji (nieznanej dotąd niemniej doskonałej - stan nagrania idealny). Po nim  Autosuggestion (jakby lekko wyostrzone gitary inny koniec niż w znanej wersji),  Heart and Soul (wersja znana z Closer),  Deacades i 24 Hours (wersje znane z Closer), Passover (wersja znana z Closer) i The Eternal (wariancje na temat, niektóre wersje zupełnie niesamowite, ta z głosami chyba nawet lepsza niż oryginał). 

Podsumowując, jest to coś co każdy fan Joy Division powinien nabyć. Nie ma wątpliwości, że nagrania są autentyczne i zupełnie niesamowite.  Wracają do nas tamte dni i tamci wielcy ludzie.

Okładka i płyta zawiera unikalne zdjęcia Hannetta i wyposażenia zespołu Joy Division, jak i studiów nagraniowych w których tworzyła się historia. Całość ciekawie skomentowana - poniżej zdjęcia.


Nie mam wątpliwości, że za przedsięwzięciem nie stoją amatorzy. Skądinąd wiadomo, że wydawanie bootlegów było swego czasu specjalnością pracowników Factory Records...  

 
Tracklista:
 
Synth Tone, Hannett's Lift Recording 1, Keyboard Doodles, Lift Recording 2, Number False Start 1, Curtis, Hannett, Gretton Interplay, Chit Chat and Cup Smashing, Hannett Speaks, Number False Start 2, From Safety to Where, Autosuggestion, Heart and Soul, N4 Europop,  24 Hours, Passover, N4, N4 (Vers. 2), The Eternal, The Eternal,