Pokazywanie postów oznaczonych etykietą M.C. Escher. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą M.C. Escher. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 grudnia 2023

Mauritsa Cornelisa Eschera miłość do Włoch i renesans jego twórczości

Wielki holenderski rytownik Maurits Cornelis Escher (1898 - 1972) bardzo kochał Włochy, w zasadzie wszystkie najszczęśliwsze chwile życia spędził w tym kraju: po raz pierwszy odwiedził je w 1922 roku w wieku dwudziestu czterech lat. Przybył tam drogą morską, do Genui, a stamtąd kontynuował swoją podróż odwiedzając Toskanię, zatrzymując się w Livorno, Pizie, Florencji, Sienie i San Gimignano. Szczególnie wsie i okolice Sieny zrobiły na Escherze takie wrażenie, że to właśnie tutaj wykonał swoje pierwsze ryciny przedstawiające włoskie krajobrazy. Podróż kontynuował w 1923 roku, kiedy całą wiosnę spędził na Wybrzeżu Amalfi, gdzie w Ravaello poznał także swoją przyszłą żonę, Szwajcarkę Giulię Umiker (nazywaną Jetta). Para rok później pobrała się w ratuszu w Viareggio a cztery dni później w Rzymie wzięła ślub zgodnie z wymogami religii katolickiej (Jetta niedługo przedtem nawróciła się na to wyznanie pomimo sprzeciwu ojca). Następnie pojechali na miesiąc miodowy do Genui, Annecy, Paryża i Brukseli, a po powrocie osiedlili się w Rzymie.

Escherowie zamieszkali w willi przy Via Poerio 122 w dzielnicy Monteverde Vecchio w stolicy Włoch gdzie pozostali przez dwanaście lat, aż do 1935 roku, kiedy rodzina uznała, że nastroje faszystowskie stały się nie do wytrzymania, utrudniają dalsze życie, dlatego rodzina (Escherowie wtedy mieli już dwoje dzieci) zdecydowała się przeprowadzić do Szwajcarii. Jednak pobyt w Rzymie wywarł głęboki wpływ na twórczość artysty, potem często wracał do wspomnień z tym związanych. Szczególnie fascynowały go widoki starożytnego i barokowego Rzymu: wielkie kościoły z ich majestatycznymi kopułami i ruiny klasycznego Rzymu są częstymi motywami rycin powstałych w ciągu dwunastu lat jego pobytu w tym mieście. Tam także odbyła się wystawa jego prac, które odniosły spory sukces.

W przyszłym roku będziemy obchodzić stulecie przybycia MC Eschera do Rzymu. W związku z tym  w Palazzo Bonaparte na Piazza Venezia zorganizowano wystawę, której kuratorami są Federico Giudiceandrea i Mark Veldhuysen, obecny dyrektor MC Escher Company. Jej wernisaż już się odbył, w dniu 31 października a będzie można ją zwiedzać aż do 1 kwietnia 2024 roku. Prezentowanych jest na niej 300 prac, w tym jego najbardziej znane. Oprócz nich są na niej pokazane także grafiki bardzo rzadko pokazywane. Kolejna wystawa zostanie otwarta w Vero Beach na Florydzie a także w połowie grudnia 2023 roku pierwsza z trzech w Japonii, w Muzeum Sztuki Sagawa w Shiga.







Ożywienie zainteresowania twórczością Eschera być może wynika z niedawnego nabycia praw do własność intelektualnej artysty przez dwóch, zafascynowanych  nim kolekcjonerów: Federico Giudiceandrea (Bressanone, Włochy) i Salvatore Iaquinta (San Rafael, Kalifornia, USA). Obaj stali się właścicielami firmy MC Escher w Holandii. Kontynuując działania poprzedniego zarządu, nowi dysponenci dążą do udostępnienia twórczości MC Eschera coraz szerszemu gronu odbiorców, także przy wykorzystaniu nowych technologii oraz we współpracy z muzeami i instytucjami kulturalnymi na całym świecie. 








Escher, który jest powszechnie znany ze swoich nieprawdopodobnych budowli i teselacji, czyli grafik przedstawiających idealnie splecione zwierzęta, wpłynął nie tylko na wzornictwo ale docenili go także matematycy i krystalografowie. Przez lata Escher podbijał publiczność paradoksalnymi przedstawieniami, iluzjami optycznymi i perspektywicznymi oraz dziełami opartymi na precyzyjnej wiedzy geometrycznej. Te uporządkowane kompozycje – co ciekawe – zafascynowały również hipisów, którzy tworzyli na ich wzór swoje plakaty, utrzymane we fluorescencyjnych, jaskrawych kolorach.








Drzeworyty i litografie, ale także linoryty i mezzotinty Eschera nadal inspirują różne dziedziny sztuki, a odniesienia do jego twórczości można znaleźć w reklamie, modzie, filmie i muzyce. On sam nie zawsze akceptował możliwości, jakie się przed nim otwierały. Na przykład dwukrotnie odmówił Mickowi Jaggerowi zaprojektowania okładki albumu, choć w 1969 roku ukazały się trzy płyty z rycinami Eschera na okładkach: Brytyjski zespół Mott the Hoople wydał album z kolorową wersją Reptiles i a także grupa Scaffold, która na okładce płyty L. the P.  dała dwie jego kompozycje: Ascending i Descending . Trzecią okładkę wykonał amerykański psychodeliczny zespół rockowy The Mandrake Memorial, który wykorzystał dwie grafiki na albumie Puzzle: House of Stairs z przodu i z tyłu oraz Curl-up po wewnętrznej stronie. On sam jednak nie zaangażował w te projekty. Pozwolenie wydała Fundacja Eschera, co można zobaczyć na okładkach Scaffold i The Mandrake Memorial. Miejmy nadzieję, że wystawa dzieł MC Eschera zawita także do Polski, a na razie warto śledzić stronę Fundacji założonej przez artystę (LINK). 

O artyście pisaliśmy wcześniej TUTAJ

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 21 stycznia 2021

Obrazy George Callaghana: dobrany i uporządkowany dźwięk

Znacie może opowieść o czarodziejskiej krainie Oz? Prowadziła do niej ścieżka wyłożona żółtym brukiem. Kręta, wijąca się przez doliny i góry ale nieomylnie wskazująca drogę. Taką ścieżkę, może nie brukowaną lecz obrzeżoną kamiennymi murkami dostrzec można na niemal wszystkich obrazach George Callaghana (ur. 1941 r.). A może ta droga prowadzi po prostu do Shire? Albo raczej, po prostu, do Kraju Lat Dziecinnych. W każdym razie gdziekolwiek biegnie, zawsze do przodu…

A droga wiedzie w przód i w przód

Choć zaczęła się tuż za progiem –

I w dal przede mną mknie na wschód,

A ja wciąż za nią – tak jak mogę…

Skorymi stopy za nią w ślad –

Aż w szerszą się rozpłynie drogę,

Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…

A potem dokąd? – rzec nie mogę.


(The Road goes ever on and on

Down from the door where it began.

Now far ahead the Road has gone,

And I must follow, if I can,

Pursuing it with eager feet,

Until it joins some larger way

Where many paths and errands meet.

And whither then? I cannot say.)







Na obrazach Callaghana widzimy bajkowe pejzaże, idylliczne wioski i miasteczka, przecięte ścieżkami, wzdłuż których ciągną się schematyczne, równe rzędy kamiennych domków, zielonych pól, ciągów krzewów, drzew o szczegółowo zaznaczonych gałązkach, i puszystej zieleni, która zmienia je w słodkie lizaki na patyku. Artysta, który urodził się i kształcił w Belfaście, a mieszka teraz w Tasmanii i we Francji, w duszy pozostał irlandzkim minstrelem grającym na harfie, którego obrazy to poematy…

Choć Callaghan ukończył Belfast College of Art jest przekonany, że nie można nauczyć się sztuki, ponieważ nikt nie wie, czym jest sztuka. Wszystkiego, co da się nauczyć, to techniki. Swoje umiejętności malarskie, swój styl zawdzięcza własnej pracy a nie lekcjom. A mimo to artysta wskazuje na kilku malarzy, którzy wywarli na jego twórczość szczególny wpływ. Wśród nich najważniejszym jest surrealista Maurits Cornelis Escher (warto zobaczyć TUTAJ), od którego zapożyczył poszanowanie dla symetrii i przywiązanie do szczegółów. Oprócz niego w jednym z wywiadów wymienił jeszcze Johna Luke, Granta Wooda i Desmonda Kinneya, który uczył go rysunku w Ashfield Boys.








Krytycy uważają, że cechy stylistyczne - zamiłowanie do płaskich form, czystych barw płaskiej perspektywy i schematycznej kompozycji - wynika z jego długoletniej pracy w branży reklamowej, choć my uważamy, że jest nie jest to takie oczywiste. Nie zawsze reklama musi być niczym realistyczna ilustracja z dziewiętnastowiecznej powieści. Sam artysta mówi, że Doświadczenie w projektowaniu i reklamie pozwala mi wiedzieć, co ludzie myślą gdy chcą zakupić dzieło sztuki, ale staram się nie pozwalać, aby miało to na mnie zbyt duży wpływ. Żeby sprzedać dzieło w Irlandii czy na Tasmanii, musi mieć perspektywę, wodę, odbicie w niej i niebo! Zrobię więc wszystko, co w mojej mocy, aby zadowolić siebie i celowo tworzę dzieła bez morza, bez odbić i bez nieba! (No, czasami!). My zaś uważamy, że jego obrazy są plastyczną formą muzyki, która dla niego stała się po prostu dobranym i uporządkowanym dźwiękiem (LINK). 

Nie tylko George tworzy, na jego stronie internetowej prezentuje on dzieła swojej żony Stef i córki – Miche (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 


wtorek, 26 listopada 2019

Brigitte Ottilia Kuckenberg-Wagner: Wielkie bogactwo wyobraźni

Brigitte Ottilia Kuckenberg-Wagner, której zdjęcia dzisiaj chcemy pokazać, tworzy w ulubionym przez nas stylu, surrealistycznym fantasy. Jej obrazy niosą w sobie tak wielkie bogactwo wyobraźni, że każdy z nich pozostaje osobną baśnią. Można zauważyć w nich aluzje do znanych opowieści, do starych bajek z dzieciństwa. Oto stos poduszek z bajki o księżniczce na ziarnku grochu, biały niedźwiedź z Królowej Zimy, wiatrak z bajki Andersena…  A może to tylko gra wyobraźni? Autorka na swojej stronie internetowej pisze, że chce przenieść widza w inny świat, w świat fantazji, gdzieś pomiędzy świat realny a surrealny, czyli w jakąś pośrednią strefę, chce swoimi zdjęciami snuć małe historie (LINK).






Wśród swoich inspiracji artystka wymienia twórców cenionych także przez nas: René Magritte, (o nim i fotografach, którzy pozostają pod jego wpływem pisaliśmy TUTAJ) i Salvadora Dalí, którego obrazy są niewyczerpanym źródłem z którego czerpią wszyscy, nawet graficy tworzący okładki płyt, o czym pisaliśmy TUTAJ. Brigitte wymienia jeszcze Erika Johansson a także powołuje się na przeczytane książki, rodzinne fotografie czy skojarzenia wywołane rozmową z przyjaciółmi i rodziną.
 
Brigitte Kuckenberg-Wagner mieszka w Solingen, w Niemczech, dokąd wróciła po ukończeniu wydziału malarstwa i grafiki. Najpierw była zatrudniona jako grafik w wydziale planowania urzędu miejskiego a potem - zachęcona przez męża - założyła własną firmę i od lat 90. utrzymuje się ze swoich przetworzonych cyfrowo zdjęć: robi kalendarze, wydaje puzzle, sprzedaje grafiki…  

I zdobywa cały czas nowych zwolenników swojego talentu. 
 
Popatrzmy na jej prace, jedna z nich przypomina grafikę Sandro del Prete „The Warped Chessboard”, a ta z kolei - prace Maurits’a Cornelis’a Escher’a (o którym pisaliśmy TUTAJ).








 
Jej fotografie, mimo, że w zasadzie monochromatyczne, utrzymane są w tonacji szarości i koloru niebieskiego, z racji nagromadzonych na nich szczegółów sprawiają wrażenie bajecznie kolorowych. Aż trudno uwierzyć, że nie są namalowane farbami na płótnie, lecz są wytworem techniki, w tym przypadku poruszonej potęgą wyobraźni.

Więcej zdjęć artystki znajduje się na jej stronie LINK.

wtorek, 20 lutego 2018

M.C. Escher - litografia przemijania

We adore chaos because we love to produce order... -  M.C. Escher

M.C. Escher (1898-1972) - genialny artysta, człowiek, który wywarł ogromny wpływ na współczesną sztukę wzorniczą i grafikę. Ktoś może zapytać, co  ma wspólnego grafika jakiegoś leworęcznego Holendra z tym blogiem? Otóż wydaje mi się, że największe dzieła M.C. Eschera z okresu 1936-1941, czyli z okresów tzw. szwajcarskiego, belgijskiego i holenderskiego zawierają w sobie ogromny pierwiastek egzystencjalizmu. 

Zobaczmy choćby Wchodzący - Schodzący. Kiedy byłem bardzo młody w litografii tej fascynowała mnie najbardziej umiejętność z jaką autor potrafił dokonać tzw. łamania perspektywy, przez co wchodzący są wiecznie wchodzącymi a schodzący - schodzącymi.
Po lewej stronie na balkonie jakiś człowiek przygląda się kołowrotkowi życia, wiecznemu wspinaniu się tych, którzy dążąc do celu popadli w stan zaślepienia i nie widzą, że kręcą się w kółko. Nie widzą, że zawsze po prawej ręce mają schodzących, mało tego, ci znajdują się na ich wysokości, zatem bardzo łatwo może dojść do zamiany. Jakże niewiele potrzeba żeby z fazy wzlotu przejść do fazy upadku...  

Ten przyglądający, podparty  jakby zastanawiał się, do której grupy dołączy. To zapewne młody człowiek myślący o tym, co czeka go w przyszłym, dorosłym życiu. Ten po prawej, siedzący na schodach, jakby wyczekujący, obojętny, ma już cykle wchodzenia i schodzenia za sobą. Nie jest to czasem człowiek w ostatniej fazie życia, czekający na śmierć? Czy ta litografia nie powinna nazywać się po prostu: Życie

Będę wracał do dzieł M.C. Eschera wielokrotnie, nie da się tak genialnego artysty opisać w jednym tekście. Na koniec chciałem jeszcze pokazać mistrza przy pracy i powiedzieć, że Jego litografie były na prawdę bardzo małych rozmiarów, czy ktoś uwierzy, że ta powyżej ma zaledwie 285 mm x 355 mm. A oto sam mistrz przy pracy:
Escher At Work from M.C. Escher on Vimeo.