sobota, 22 lipca 2023

Piramidy: Od Matki Bożej do Iluminatów

Poświęcenie Marii w świątyni (Presentazione della Vergine al Tempio), obraz autorstwa Jacopa Tintoretta wykonany do kościoła Madonna dell’Orto w Wenecji ukazuje scenę znaną z opisów apokryficznych i z przekazów tradycji. Oto trzyletnia Maryja zostaje przyprowadzona przez rodziców, Joachima i Annę do Świątyni Jerozolimskiej, w której pozostała do 14 roku życia.

Maryja sama wspięła się po piętnastu stopniach, które oddzielały zewnętrzną część świątyni od jej wnętrza, śpiewając pod drodze piętnaście psalmów (Ps 120-134), zwanych też psalmami stopniowymi,   ponieważ  na każdym stopniu zwyczajowo recytowano jeden, tak aby wejść oczyszczonym do świątyni Boga. Ale oprócz potężnych schodów obraz zawiera jeszcze jeden architektoniczny symbol. Jest nim piramida. Co oznaczała i dlaczego znalazła się obok dziewczynki?


Otóż jak to interpretują znawcy malarstwa Maryja zatrzymując się na szczycie schodów staje pomiędzy światem żydowskim a światem chrześcijańskim czyli między Synagogą a Ecclesią, personifikowanymi  przez dwie kobiety towarzyszące kapłanowi, starą i młodą. To samo znaczenie niektórzy badacze przypisują Świątyni Jerozolimskiej i piramidzie, czy też obeliskowi, w którym inni widzą również element starożytnego Egiptu, a więc symbol pokonanego przez chrześcijaństwo świata pogańskiego. W rzeczywistości, tak samo jak i stopnie schodów, piramida symbolizuje cnoty Maryji


Według Filippe Picinelli, autora Mundus Symbolicus, popularnego słownika emblematów, piramida w słońcu to obraz Maryi, która wznosi się ku niebu i nigdy nie znalazła się w ciemności grzechu, bo zawsze była w blasku łaski. Podobną retorykę stosował Celestino Sfondrati, który w książce o Niepokalanym Poczęciu Maryji (Innocentia Vindicata, In Qua Gravissimis Argumentis (1695) s. 143) przedstawił szereg powiązanych z tym znaczeniem emblematów. W jednym piramida stała się obrazem Niepokalanego Poczęcia. Wyobrażenie to zatytułował: Pyramis perpendiculariter a sole percussa Piramida pionowo przez słońce uderzona) i opatrzył komentarzem (lemmą): Umbra procul Cień daleko. Emblemat opisuje więc piramidę, jako tą, która nie rzuca cienia, gdy słońce nad nią stoi w zenicie, przyrównując do tego obrazu duszę Maryi, która jest wolna od cienia grzechu, bo oświetla Ją Słońce – Jej Syn Chrystus. Stąd już niedaleko do dużych form architektonicznych. W czasach nowożytnych na naszej szerokości geograficznej wieże w kościołach poświęconych Matce Boskiej wieńczono ogromnymi hełmami ukształtowanymi na wzór obelisków czyli piramid.

Od czasów Titoretta piramida jeszcze nie raz wyrażała rozmaite treści. Starożytne, egipskie przysłowie powiada: Wszystko boi się czasu, lecz czas boi się piramid. Ponadczasowość to jeszcze jedna z najważniejszych cech, z którą od zawsze kojarzono egipskie piramidy. Powoła się na nią również Napoleon w swojej słynnej mowie zaczynającej się od słów: Żołnierze, 40 wieków patrzy na was. 40 wieków to 4 tysiące lat, czyli tyle lat na ile w tamtych czasach oceniano wiek Ziemi. Można więc uznać, iż sądzono, że piramidy powstały u zarania dziejów.

Starożytni Grecy i Rzymianie widzieli w nich nie tyle metaforę cnót co szaloną manifestację potęgi faraonów. Był to z jednej strony dla nich niezrozumiały kaprys władców Egiptu a z drugiej obraz egipskiego społeczeństwa, któremu przewodzi faraon. Tylko on, najwyższy, mógł zgromadzić swój lud, by przez zbudowanie wielkiej piramidy pokazać, jak potężni są królowie Egiptu

Po wiekach symbol ten przejęli wolnomularze, nawiązując do myśli Platona, a zwłaszcza do zawartej we wstępnych partiach dialogu Timajos opowieści o Demiurgu, który zbudował świat wedle doskonałego planu, wykorzystując wszystkie dostępne materiały, uporządkowanych wedle idealnych proporcji liczbowych. Śladem takiego myślenia jest według niektórych opracowań obraz piramidy widniejący na amerykańskich banknotach dolarowych. Piramida jest tam symbolem wytrzymałości i trwałości – wszak nawiązuje do grobowców z Egiptu, które przetrwały tyle stuleci. Tak samo trwały ma być kraj powstały w 1776 roku, czyli w roku ogłoszenia Deklaracji Niepodległości. Właśnie taką datą, zapisaną rzymskimi cyframi: MDCCLXXVI, oznaczony jest fundament dolarowej piramidy.

Z kolei zwolennicy teorii spiskowych uważają, że na ostatecznie przyjętej Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych została umieszczona dewiza iluminatów: Novus Ordo Seclorum (Nowy Porządek Wieków), zapominając, że Charles Thomson, sekretarz Kongresu Kontynentalnego ze stanu Pensylwania i wielki miłośnik łaciny, zacytował wers z Eklogi IV Wergiliusza. W centralnym miejscu pieczęci znajduje się piramida oznaczająca właśnie  siłę i czas trwania. Oko nad piramidą i motto Annuit Coeptis (On[Bóg] wspomaga nasze działania) nawiązują do wielu interwencji Opatrzności Bożej w stosunku do Ameryki.

Mimo to wiele osób podziela inną interpretację tych samych obrazów. Według nich Wielka Pieczęć przedstawia niedokończoną piramidę, której przednia ściana składa się z 72 kamieni ułożonych w 13 warstw (13 cykli), dopatrując się w tej ilości stopni wtajemniczenia w Zakonie Iluminatów założonego przez Adama Weishaupta. Na dolnej warstwie umieszczono napis MDCCLXXVI oznaczający  jak już wspomniano liczbę 1776, czyli rok kiedy Weishaupt ogłosił założenie swego Zakonu. Szczyt piramidy stanowi Wszystkowidzące Oko oprawione w masoński trójkąt. Nad piramidą widnieje napis Annuit Coeptis, który także posiada 13 liter. Poniżej piramidy znajduje się zwój ze znaną dewizą Iluminatów Novus Ordo Seclorum (Nowy Porządek Wieków). Symbol Wszystkowidzącego Oka nawiązuje związku z tym nie do Opatrzności a do egipskiego hieroglifu złego oka, przedstawiającego Ozyrysa, który był bogiem świata podziemnego i księciem zmarłych, będąc jednocześnie postrzeganym jako naczelny bóg zła.

Jak widzimy w zależności od intencji i zapotrzebowania piramida wyraża bardzo różne treści. Na pewno jej forma przywołuje wszystko, z czym kojarzy nam się starożytność a także pełne spokoju trwanie. Może dlatego forma ta wraca i co jakiś czas realizowane są kolejne piramidy. Spośród bardziej znanych można wymienić szklaną piramidę na  dziedzińcu w Luwrze, hotel Luxor Las Vegas, centrum handlowe czyli Wielka Piramida Ameryki w Memphis, centrum handlowe w Kazaniu, czy Ryugyong Hotel w Pjongjang.
 




Pominęliśmy w naszych krótkich rozważaniach spiskowe teorie głoszące kosmiczne pochodzenie piramid. Wydaje się jednak, że kolejne wieki dorzucą własne, nowe interpretacje dotyczące ich znaczenia…

piątek, 21 lipca 2023

Super deluxe edition Revolver - najważniejszej płyty the Beatles cz.20: Tomorrow Never Knows - tak powstały loopy w muzyce

 

Kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy na naszym blogu omawianie specjalnego wznowienia albumu Revolver zespołu the Beatles (TUTAJ) streszczeniem wstępu Paula McCartneya. Następnie streściliśmy relację Gilesa Martina (TUTAJ) - współrealizatora nagrań, a fenomen albumu omawiał raper Questlove (TUTAJ). Opisaliśmy też historię zastosowania sitaru (TUTAJ) i jak powstawały efekty specjalne (TUTAJ), oraz zaczęliśmy omawiać rozdział zatytułowany Track by Track, w tym historię powstania piosenki Taxman (LINK), Elanor Rigby (LINK), I'm Only Sleeping (LINK), Love You To (LINK), Here, There and Everywhere (LINK), Yellow Submarine (LINK), She Said She Said (TUTAJ), Good Day Sunshine (LINK), And Your Bird Can Sing (TUTAJ), For No One (LINK), Doctor Robert (TUTAJ), I Want To Tell You (LINK), Got To Get You Into My Life (TUTAJ) i Tomorrow Never Knows (TUTAJ)

Dziś druga część opisu najważniejszej piosenki albumu, czyli Tomorrow Never Knows

W czasie nagrywania Tomorrow Never Knows George Martin został zapoznany przez Barry Milesa z twórczością Karlheinza Stockhausena i Luciano Berio, zwłaszcza z manipulowaniem taśmami na koniec utworów celem wytwarzania dziwnych, nieznanych wcześniej dźwięków. W lutym 1966 Miles i Paul spotkali się z Berio we Włoskim Centrum Kultury w Londynie, gdzie autor zaprezentował swój elektroniczny utwór pt. Laborintus II.
 

John
wspomina, że wspólnie z Paulem bardzo się zainspirowali tą muzyką. Brali szklanki, stukali o siebie, albo jakiś dźwięk z radia, tworzyli z nich loopy i powtarzali co jakiś czas w piosence. Niektórzy tworzyli w ten sposób całe symfonie.
 
 
Pierwszego dnia stworzyli Mark 1 utworu (zwany później Track 1). Składał się z loopu z efektem głośnika, perkusji, dwóch gitar z czego jednej z fuzzem. Zagrano to od tyłu z połową prędkości a Ringo dograł perkusję. Po latach George stwierdził, że brzmiało to jak dźwięk spod wody.
 
Po latach śmiali się, że Ringo zagrał tutaj w rytmie rumby. 
 
Na Track 4 słychać śmiech Johna, oraz efekt wynikający ze zmiennej szybkości rotacji głośnika. Martin przyznał, że niektórzy znani organiści, jak na przykład Ethel Smith stosowali wcześniej takie podejście. 
 
Rewolucyjne podejście zawiera Track Two, z bardzo dużą ilością loopów. McCartney wspomina, że wtedy mocno stosował loopy za pomocą sprzętu Brennella. Wymontowanie taśmy nagrywającej pozwalało na nagrywanie w kółko. Martin wspomina, że przynieśli mu około 50 taśm z takimi loopami, on słuchał ich z różnymi prędkościami i od tyłu. Niektóre były śmieciami, inne bardzo ciekawe i te wybrali. Finalnie na albumie użyli pięciu najlepszych. Ah ah ah, który przyspieszony imitował mewy, melotron imitujący flet, motyw na sitarze zagrany od tyłu ze zwiększoną prędkością i  motyw strojenia melotronu. Mieli w całym budynku kilku inżynierów dźwięku pracujących nad tymi loopami.
 
Geoff Emerick wspomina, że świetnie się wtedy bawili, nie zdając sobie sprawy że tworzą podstawy muzyki opartej na loopach. 
 
22.04. 1966 kontynuowali pracę, zmodyfikowali wokale Johna, zdublowali je, dodali solo na gitarze nagrane od tyłu. 
 

Istnieją różnice w wersjach mono i stereo. 
 
W książce Neila Aspinalla The Beatles Book Monthly pada stwierdzenie, że oryginalny tytuł piosenki to The Void, choć ten tytuł się oficjalnie w notatkach nie pojawia jako roboczy. Według Johna tytuł został zaczerpnięty z jednej z konferencji prasowych, kiedy zapytano Ringo o incydent w USA miał odpowiedzieć: Tomorrow Never Knows
 
2.05.1966 Bob Dylan przyleciał do Londynu. Aspinall i Paul spotkali się z nim w klubie Dollys a później w jego pokoju hotelowym. Obaj zagrali wersje robocze swoich piosenek, Paul z Revolver, Dylan z Blonde on Blonde. Kiedy Dylan usłyszał Tomorrow Never Knows miał powiedzieć, że Beatlesi nie chcą już być miłymi chłopcami. 
 
C.D.N.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.     
     

czwartek, 20 lipca 2023

Przeklęte obrazy, czyli @cursedimage : Czy to się da odzobaczyć?

 W Internecie od kilku ostatnich lat pojawiają się tzw. przeklęte obrazy (cursed image). Są to  wszelkiego rodzaju kłopotliwe i nieprzyjemne zdjęcia, w których nic nie ma ale można dopatrzeć się zapowiedzi nieszczęścia. Niektóre są tak okropne i nieatrakcyjne pod względem estetycznym, że chciałoby się je odzobaczyć jeśli przypadkiem natkniemy się na nie. Tego rodzaju obrazki opatrzone etykietą @cursedimage pojawiły się po raz pierwszy w 2015 roku na jednym z blogów serwisu Tumblr. Pierwsze zdjęcie tak oznaczone, które zostało tam zamieszczone, przedstawiało starszego rolnika otoczonego skrzynkami czerwonych pomidorów w pokoju o drewnianej boazerii. W wywiadzie dla Paper z 2019 roku właściciel tego bloga opisał wspomniany obraz w następujący sposób: Dla mnie to idealny przeklęty obraz, bo w żadnej jego części nie ma nic niepokojącego. To taki zwykły obraz przez aparat przekształcony w coś innego i przez kontekst, który mu nadałem


Chociaż termin przeklęty obraz był używany na Tumblrze od 2015 roku stał się szerzej spopularyzowany od lipca 2016 roku dzięki kontu @cursedimages na Twitterze (LINK). 

W wywiadzie udzielonym w 2016 r. pisarzowi Gizmodo , Hudsonowi Hongo, właściciel konta wyjaśnił, że widział jeden lub dwa posty na Tumblrze zawierające niewytłumaczalne i dziwne zdjęcia, które były po prostu opatrzone podpisem przeklęty obraz.  

Przeklęte zdjęcia mają bardzo różną tematykę, od zwierząt po części ciała ludzkiego, lecz trzeba zauważyć, że złe emocje, które im się nadaje pochodzą nie z obiektów, które na nich są, ale z faktu, że zdjęcia takie jak te są wytworem przestarzałej technologii. Najczęściej są to po prostu stare zdjęcia, nieostre, z rozmaitymi poblaskami i nienaturalnymi kolorami. My pokażemy kilka z nich, darując sobie te najbardziej drastyczne.










Oczywiście w kontraście do przeklętych obrazów pojawiły się błogosławione obrazy (blessed image).  Na ogół są to obrazy, które są postrzegane przez widza jako pozytywne. Ich treść może być określana jako urocza czy miła. Także i te propagowane są przez konto na Twitterze (LINK)











Co wolą ludzie? Profil @cursedimages obserwuje blisko 150k osób, a @blessedimage niewiele ponad 6k…

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


środa, 19 lipca 2023

Streszczenie książki Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records cz.5. Od Paula Younga przez Ed Banger And The Nosebleeds do Vini Reilly i Durutti Column

 


Książka Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records, wydana została przez wydawnictwo Virgin Books w roku 1996. W moim posiadaniu jest wznowienie z roku 2002.
 
Streszczenie pierwszego rozdziału pojawiło się TUTAJ, drugiego TUTAJ, fragment trzeciego TUTAJ a kolejny TUTAJ. Dziś pora na ostatni fragment rozdziału trzeciego pt. The Wythenshave Connection.
 
Łatwo domyślić się, że opisana w nim jest rola Wythenshave i muzyków z tego miasta, którzy okazali się znaczący dla kultury Manchesteru
Autor wspomina o takich artystach jak Paul Young, czy Mike And The Mechanics. Opisana jest szczegółowo kariera Paula Younga.
 

Pojawia się cała gama zespołów, wśród nich The Mandala Band - zespół zafascynowany buddyzmem i Tybetem, wśród muzyków którego jest Martin Hannett. Zdaniem autora wpływ kultury
Wythenshave na Factory Records i Tony Wilsona był ogromny. Kolejna część podrozdziału poświęcona jest Vini Reilly.
 
Jego ojciec grał na keyboardzie, Vini chciał też na nim grać, choć bardziej pociągała go gitara. Pierwszą chcieli kupić mu rodzice - była z plastiku, czerwona a la the Beatles. Lecz jej mało profesjonalny styl nie spodobał się jego bratu Frankowi, który dołożył się do lepszego, drewnianego instrumentu. Wtedy jeden z jego kolegów chodził na lekcje gry do Niemki z Didsbury. Kiedy poszedł z nim Vini, ze zwykłej ciekawości, kobieta odkryła w nim wielki talent gitarowy. Do tego stopnia zafascynowała się jego zdolnościami, że zaczęła mu udzielać darmowych lekcji gry i to dwa razy w tygodniu. Zresztą już wcześniej talent chłopca odkryli rodzice. Okazało się, że ten potrafi grać nie znając nut, tak jakby był zrośnięty z gitarą. 
 
Vini, podobnie jak wielu innych gitarzystów (np. Johny Marr), większość wolnego czasu spędzał sam na sam ze swoim instrumentem. Oczywiście zapragnął dołączyć do jakiegoś zespołu, choć wahał się, jaki styl muzyczny wybrać, podobał mu się jazz, ale pociągał go też punk. Jednym z ważniejszych muzyków jakich spotkał na swojej drodze był Gamma - chłopak grający na flecie, coś w stylu punkowej wersji Iana Andersona z Jethro Tull. Zaczęli nawet wspólnie występować. Vini dzięki swojej urodzie i długim włosom często był brany za dziewczynę. Wzięli nawet udział w konkursie talentów. 
 
Jednak najważniejszym zespołem w tamtym czasie, w jakim udzielał się Vini był Ed Banger And The Nosebleeds.
 

Zespół grał punka i Vini wspomina, że poznał dzięki nim ten gatunek, bowiem nigdy wcześniej o nim nie słyszał. Wtedy podczas koncertów dochodziło do licznych bijatyk i z jednej z nich artysta ledwo uszedł z życiem.
Lider zespołu Ed Banger And The Nosebleeds był postacią dość kontrowersyjną. Zachowywał się w czasie koncertów prowokacyjnie, potrafił na przykład wskoczyć na stolik, wyrwać piwo jakiemuś gościowi, i polać nim jego dziewczynę. Powodowało to, że po występach czekał zawsze na nich tłum ludzi gotowych rozszarpać ich na kawałki. Dlatego w tamtym czasie Ed Banger uchodził za najbardziej kontrowersyjnego wokalistę w UK.
 
Po czasie jednak Vini rozpoczął współpracę z Toshem Ryanem. Punk rock się wypalał a Vini postanowił zawiązać własny projekt o nazwie Durutti Column.  
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.         

wtorek, 18 lipca 2023

Prace Raúla Cantú: Kontemplacyjne połączenie czasu, wieczności i ulotności

Raúl Cantú urodził się w Meksyku w 1964 roku, ale jest jednym z tych artystów, którzy zafascynowany pomysłowymi możliwościami fotografii i technologii wykorzystuje możliwości sztucznej inteligencji, co jest zresztą zgodne z jego wykształceniem. Studiował systemy komputerowe w Instituto Tecnológico y de Estudios Superiores de Monterrey (ITESM) i niemal od zawsze interesował się możliwościami komputerów do tworzenia obrazów. W 2011 roku zaczął fotografować i od razu jego prace zostały zauważone - były publikowane w książkach, międzynarodowych czasopismach i katalogach, w tym w pięciu tomach Lo Mejor de la Fotografía de Naturaleza en México i trzech tomach Riqueza Natural de México a także pokazywano je na wielu wystawach zbiorowych i indywidualnych.
 

Co sprawia, że są popularne? Sam artysta tak to wyjaśnia: Moje prace łączą dziedzinę optycznych nierzeczywistości, równoległych światów, powtórzeń i alternatywnych scenariuszy. Mój dyskurs artystyczny szukając magicznej strony rzeczywistości obejmuje także kontemplacyjne połączenie czasu, wieczności i ulotności. Snopy światła splecione z lśnieniem cieni to nic innego jak manifestacja istnienia. Używam technologii jako środka wyrazu, konceptualizacji mojej pracy (LINK).





I rzeczywiście proponuje widzom różnorakie kreacje. Cykl Manipulation of the Instant na przykład jest produktem ubocznym wykonywanych fraktali, dzięki którym prace Raúla pokazały miedzynarodowe galerie i organizatorzy wystaw m. in. w Stanach Zjednoczonych, Włoszech, Austrii, Kanadzie i Francji. Potem, w ślad na pierwszymi efektami, przyszły następne: zdjęcia zderzających się kropel cieczy, takie jak: Liquid Expressions, Ether a także inne.
 




W jednej z ostatnich serii Deep Dreams w nowatorski sposób łączy umiejętności fotograficzne i cyfrowe. W zasadzie był to pierwszy cykl prac stworzony przez fotografa tylko z użyciem cyfrowych algorytmów. W związku z tym wato zadać sobie pytanie: czy to sztuczna inteligencja jest narzędziem czy twórcą i artystą? Zapytany o to Raúl odpowiedział, że według niego świadomość i emocje pochodzą od artysty. Sztuczna inteligencja to narzędzie, jak aparat dla fotografa. Wokół tego toczy się wiele dyskusji, podobnie jak w świecie sztuki wraz z nadejściem fotografii.
 
Przykładem takich emocjonalnych możliwości tego konkretnego twórcy jest cykl zdjęć (obrazów cyfrowych) Algoritmi. Dotyczą one samotności, bo były wykonywane podczas lockdownu, dlatego możemy na nich zobaczyć miejsca powszechnie kojarzone z uczuciem izolacji i odosobnienia: pustynie, pejzaże morskie, pojedyncze chaty, opuszczone wioski, ludzie, którzy samotnie wędrują po okolicy…














W jego pracach a może raczej emocjonalnych koncepcjach pobrzmiewają romantyczne i egzystencjalne echa Caspara Davida Friedricha, Edwarda Muncha, realistów z końca XIX wieku, a może to tylko złudzenie, wytwór naszej wyobraźni?
 
Jeśli zainteresowała cię ten rodzaj twórczości więcej fotografii Raúla Cantú znajdziesz  TUTAJ

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.