sobota, 12 września 2020

Z mojej płytoteki: Fortisakharof, czyli muzycy z Minimal Compact na jednej z najdziwniejszych płyt, jakie posiadam w kolekcji

Ktoś może powiedzieć, że dzisiejszy wpis jest pójściem na łatwiznę, niemniej nie da się odszukać więcej informacji niż te, które w nim zawrzemy. Tajemnicą nie jest, że muzycy Minimal Compact, kultowego zespołu chłodnofalowego lat 80-tych, pochodzą z Izraela. Nie jest też tajemnicą, że próbowali adaptować się bezskutecznie w Europie, co opisywaliśmy niedawno TUTAJ i TUTAJ, kiedy przedstawialiśmy historię grupy. Co ciekawe, Minimal Compact stał się nie tylko popularny na świecie, ale został najpopularniejszą grupą w Izraelu, mimo faktu że grał muzykę kompletnie undergroundową i niekomercyjną. Każdy ich w Izraelu zna, bowiem jako pierwszy zespół stamtąd zrobili światową karierę. 

Kilkanaście lat temu, kiedy w Polsce nie było jeszcze tak masowego obiegu płyt, poprosiłem znajomego, wybierającego się w celach turystycznych do Izraela, żeby rozejrzał się za jakimiś wydawnictwami MC (zapisałem mu nazwę na kartce bo to fan disco polo). Wtedy w kolekcji miałem zaledwie polskie wydanie Raging Souls (zresztą ohydnej jakości - Klubu Płytowego Razem), i bodajże The Figure One Cuts na CD, za który zapłaciłem fortunę. 

Wrócił z wycieczki i przywiózł to cudo, no i tyle. Cudo wcisnął mu izraelski sprzedawca w sklepie muzycznym po obejrzeniu mojej karteczki. 

Reakcja po wyjęciu płyty z plastikowej reklamówki nie mogła być inna, jak oczy w słup, bo na okładce tylko jakieś ślaczki i rysunki, obiektywnie można powiedzieć że wydane pięknie (kartonowa obwoluta w stylu wydawnictw Young God Records i książeczka na kredowym papierze).

No i przyszedł ten moment, że z głośników  popłynęła muzyka i wtedy, wieczorem doznałem głębokiego szoku... Rozpoznałem od razu charakterystyczny głos wokalisty MC - Ramiego Fortisa a po jakimś czasie dowiedziałem się, że znajomy zakupił album duetu Fortis i Sakharof (ten ostatni grał w MC na gitarze), czyli album duetu Fortisakharof zatytułowany, Al Hamishmeret, co tłumaczy się jako On Guard, czyli Na Straży.

Jeśli ktoś spodziewa się tutaj ścisłej kontynuacji tego co robiło MC nie poczuje się rozczarowany. To na pewno nie jest muzyka komercyjna. Mało tego, na albumie jest kilka tak znakomitych i klimatycznych piosenek, że pozostają w słuchaczu już na zawsze. Przeplatane z rockiem i alternatywą wątki muzyki ludowej, tworzą coś zupełnie niesamowitego.

Otwarcie powiem, że nie do końca wiem o czym jest ten album. Nieudolne tłumaczenia tekstów kilku piosenek zamieszczamy poniżej (te anglojęzyczne pochodzą ze strony TUTAJ). 


Płyta zawiera 11 utworów i są to w kolejności: חדשות מהירח (Wiadomości z księżyca),  על המשמרת (Na Straży), חת אש (Pod Ostrzałem), פנתר שחור (Czarna Pantera), להתעורר (Obudzić się), מעצבי דעת הקהל (Kreatorzy opinii), ישעיהו ליבוביץ'‏ (Yeshayahu Leibowitz),  בסוף של יום (Pod koniec dnia), לֵךְ לְךָ (Odejść), מועדון החולמים (Klub marzycieli), העולם האמיתי (Realny Świat).

Zaczyna się mocno i dynamicznie, choć wcale nie jest tak przez cały czas. Wiadomości z księżyca z typowym wokalem i gitarą Fortisa nie są najlepszym utworem na albumie, niemniej to dobra piosenka na otwarcie.

The sun disappeared behind the door
I hear a straw going straight into the ear
This uncertainty is like a safe anchor for me
The void in my world is full, full of meaning

Cuckoo, cuckoo, throw away the key
Cuckoo, cuckoo, he stays but runs away
Cuckoo, cuckoo, I send for myself
News from the moon..

The door disappeared behind the darkness
Innocence is no longer the road to madness
Phantastic people come in small sizes
And small folks can make great leaps

Cuckoo, cuckoo, throw away the key
Cuckoo, cuckoo, he stays but runs away
Cuckoo, cuckoo, I send for myself
News from the moon..
 


Po niej już typowo ludowo - ale i ostro gitarowo: Na Straży. Mamy tutaj tekst zaangażowany politycznie, padają mocne wersy:



Na balkonie nad ulicami
Matka woła do dziecka, żeby nie płakało
Chleba nie ma, więc będziemy jeść bomby
Ktoś obiecał cuda, cuda

Piosenka numer trzy, czyli Pod Ostrzałem wprowadza już typowy dla albumu nostalgiczny klimat. 

We'll be back and will regrow
When the rust eats up your teeth
One day, on the way to the orchard
We'll break down the walls next to your feet

I grow up under fire
Lighting up a cigarette (X)
In your arms, under fire
The flames don't scare me
I sink under fire
I kneel down and plead
For the rain to come down

We came to expel the darkness
To ease the pain in the meantime
The heat of Sodom and Gomorrah in Israel (2)
We open the window but can't see heaven

No, we didn't learn to lie
We just keep closing our eyes
We will deny it in no soft terms
Take heart and hold me tight against your chest

I grow under fire


Ten jednak w pełni dopiero rozwinięty jest w kolejnej piosence, niewątpliwie jednej z najlepszych na płycie. Mowa o utworze Czarna Pantera...


Tomorrow when the light comes out
Into the dark forest
A black panther will come
And eat the cat
Who ate like a pig
And there won't even be a drop of cream left

What's your name, my son without a home?
Who uprooted the olive tree?
There's no peace, and no peace in your heart
No joy and delight, in your heart, in your heart.
And since there's no peace, there's no peace in your heart
No joy and delight, in your heart, in your heart.
What's your name ?
 




Kumulacyjnym punktem albumu jest znakomity Obudzić się, opisujący koszmary senne autora - w zasadzie dla tych dwóch połączonych ze sobą piosenek warto zakupić album... Kolejna piosenka chyba jest najsłabsza na całym albumie to Kreatorzy opinii. Mogli sobie ją darować i zamiast niej połączyć dwie poprzednie z doskonałym i rytmicznym, instrumentalnym Yeshayahu Leibowitz. Pod koniec dnia niesie ze sobą ładunek nostalgii.



Pod koniec dnia na kanapie bez zdejmowania butów
A ekran znowu migocze, oślepiając nasze oczy
Na zewnątrz ląd tonie, a ty się nie spieszysz
Pod koniec dnia zajmuje miejsce na wspólnym łóżku


Kolejny utwór: Odejść, jest znakomity, poza patosem zawiera w sobie jakąś niesamowitą dozę smutku. Tekst zdaje się być mocno zaangażowany religijnie.

Wokół ogniska widać, jak nadzieja opuszcza ludzi
Zbuntowane serce zdradza, zdradza, zdradza
W głębi jaskini nie ma końca świętowaniu wszystkich przyjaciół
Kołysząca się głowa, samotna, samotna, samotna 




Do końca albumu pozostały dwa utwory: Klub marzycieli i Realny Świat. Pierwszy to znowu klimatyczna ballada, której na pewno nie powstydziliby się muzycy MC.



Even among the sheperds, I still got lost,
Got swept away by my weakness when looking for meaning.
Everything's fine with me, I'm walking on glass.
Everything's fine with me, I'm walking and walking..

I arrived by mistake at the club of those who dream of justice
Only asked for some more love, but got to face reality.
Everything's fine with me, I'm dancing on glass.
Everything's fine with me, I'm dancing and dancing.

A Poet of poverty and sadness
I was, I thought to be.
The essence of speech lies in the soul
I knew it, but forgot to admit.

To the dwelling of the seers I walked, groping blindly.
Got sanctified by my sins, that I could have given up.
Everything's fine with me, I'm walking on glass.
Everything's fine with me, I'm walking and walking..

Poet of poverty and sadness,
I was, I thought to be.
The essence of speech lies in the soul
I knew it, but forgot to admit. 


Realny Świat, kolejna nostalgiczna ballada o przemijaniu i uczuciach kończy ten doskonały album...



I saw how everything around you
Is overturned and messed up
The old smile and stubborn path
The sentence has been cast long ago

Grab your skirt with your fingers
Black and white and dirty
A little satisfaction, a reminder stays
A movement that got stuck in time

This is the real world
Come close to me, dont run away
Both of us in the real world
Its painful and fleeting, surrender yourself
Come to the real world
Theres no you, theres no me
How will we know if we forget

I saw how everything around you
Becomes more complicated
A short glance, a familiar hug
A picture that already disappeared

This is the real world
Come close towards me, dont go away
We´re both in the real world
Its painful and fleeting, surrender yourself
Come to the real world
Theres no me, theres no you
How will we know when we forget ?

All the world´s related
All the world sings
All the worlds related
 


Zdaje się, że można śmiało zaryzykować tezę, iż na omawianej dziś płycie mamy bardzo ciekawą muzykę i gdyby MC poszli w takim właśnie kierunku, zagorzali fani z pewnością by się nie obrazili.

Nieco mniej na niej undrgroundowych, basowo - rockowych brzmień znanych z płyt MC, ale przyjmijmy w końcu do wiadomości, że panowie są już po sześćdziesiątce...        
    

Fortisakharof - On Guard, Nana Disc, 2006, tracklista powyżej. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

piątek, 11 września 2020

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Suzanne Vega

Kilka miesięcy temu zaprezentowaliśmy na naszym blogu hitowy album Suzanne Vega  - Solitude Standing  (1987) (LINK), który sprzedał się w milionach egzemplarzy. Po nim kariera piosenkarki potoczyła się naprawdę szybko, lecz po wielu latach, gdy na światowej scenie pojawili się kolejni wykonawcy wydaje się, że gwiazda Suzanne Vega przygasła... Ale nic z tych rzeczy. Wokalistka i autorka ma się dobrze i cały czas śpiewa oraz nagrywa, rozwija się i tworzy. Od początku była uważana za jedną z czołowych autorek piosenek swojego pokolenia, stając się jedną z bardziej znanych twarzy muzyki inspirowanej folkiem początku lat 80.

Artystka urodziła się w 1959 roku w Santa Monica w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych.  Jej matka, Pat Schumacher Vega o niemiecko-szwedzkim pochodzeniu, jest analitykiem systemów komputerowych, ojciec, Richard Peck, był pochodzenia szkocko-angielsko-irlandzkiego. 

Po rozwodzie rodziców jej matka wyszła ponownie za mąż za Edgardo Vega Yunqué, znanego również jako Ed Vega, pisarza i nauczyciela z Puerto Rico. Kiedy miała dwa lata, a jej rodzice przenieśli się do East Harlem w Nowym Yorku. Od tamtej pory zawsze mieszkała w tym mieście i nie wyjechała z niego nawet podczas pandemii, gdy wielu nowojorczyków zdecydowało się opuścić metropolię (LINK). 

Piosenkarka ma wykształcenie artystyczne, ukończyła High School of the Performing Arts, a w 1982 roku uzyskała licencjat z języka angielskiego w Barnard College. Pisze teksty do piosenek od zawsze lecz zaczęła występować od 1978 r. Wielkim przełomem dla niej stał się koncert Lou Reeda. Słuchając tego muzyka Suzanne zdała sobie sprawę, że może śpiewać o zwykłych, codziennych sprawach, o życiu. Może opowiadać tysiące historii o ludziach z marginesu, chorych, opuszczonych, nawet nie dopowiadając do końca fabuły. Taką właśnie opowieść snuje w swoim największym hicie Luka, w którym opisała świat oczami maltretowanego dziecka mieszkającego w wieżowcu.


Wydała dziewięć albumów. Ostatni Beloved: Songs from an Evening with Carson McCullers wyszedł w 2016 r. Jest to zapis sztuki napisanej przez Susan do spółki z Duncanem Sheik o amerykańskim pisarzu Carsonie McCullers (Carson McCullersa Talks About Love), którym jest zafascynowana od wielu lat. Doczekała się ona premiery w reżyserii Kei Metschuli w 2011 roku.
 
We wrześniu tego roku Suzanne Vega wyda swój kolejny album, zatytułowany  An Evening of New York Songs and Stories. Krążek miał pierwotnie ukazać się 1 maja lecz pandemia pokrzyżowała te plany, bo nie tylko premierę płyty trzeba było przesunąć, ale także promującą go europejską trasę koncertową, która rozpocznie się jesienią tego roku i potrwa do sierpnia przyszłego. Album został nagrany w słynnej nowojorskiej kawiarni Café Carlyle na początku 2019 roku. Będzie zawierać zarówno znane, stare piosenki, takie jak Luka i Tom's Diner oraz Frank and Ava i Ludlow Street jak i nowe kawałki. Na płycie towarzyszą jej gitarzysta Gerry Leonard, basista Jeff Allen i klawiszowiec Jamie Edwards. Album został wyprodukowany przez Gerry'ego Leonarda, zmiksowany przez Kevina Killena, zdobywcę nagrody Grammy, i zmasterowany przez innego posiadacza nagrody Grammy, Boba Ludwiga (więcej o tym tutaj, na stronie artystki LINK). Kilkanaście dni temu Suzanna udostępniła promujący go klip:
 
Jeśli chodzi o życie osobiste, Susanne najpierw poślubiła Mitchella Frooma (1995), muzyka i producenta muzycznego, który wyprodukował jej dwa albumy: 99,9F ° i Nine Objects of Desire. Mają córkę Ruby Froom (ur. 1994). Małżeństwo nie przetrwało i w 2006 roku Vega poślubiła Paula Millsa, prawnika i poetę, podobno 22 lata po tym, jak się jej oświadczył. Ruby także śpiewa i od 2010 roku czasami występuje z matką.
Jej mąż, Paul Mills zwany Poez, jest Johnem Cooperem Clarkem Stanów Zjednoczonych (o tym brytyjskim performerze pisaliśmy TUTAJ). Mills improwizuje i wykonuje swoje poezje na ulicach, w parkach, kawiarniach, klubach i teatrach miast USA oraz Europy. Ma na koncie także wspólne  występy z takimi wykonawcami jak William Burroughs, Mose Allison, Sonny Terry i Brownie McGee, The Roche Sisters, Richard Hell, Steve Forbert i Shawn Colvin, oczywiście Suzanne Vega i jeszcze wieloma innymi (pełna lista jest na jego stronie TUTAJ). Na stałe współpracuje z kilkoma muzykami, wśród których są: jazzman Mark Kostabi, Paul Nowinski (bas), William Galison (harmonijka ustna), Rick Shields (skrzypce) i Jenavieve Varga (skrzypce). 

Piosenkarka podczas planowanego sezonu nie przewiduje przyjazdu do Polski, lecz odwiedzała nasz kraj trzykrotnie, a ostatni raz w 2017 roku. Dała wtedy wywiad w Trójce (LINK). Opowiedziała o tym, co sprawia, iż cały czas tworzy i innych sprawach, o które zwyczajowo pytają w takich przypadkach dziennikarze muzyczni mainstreamowych mediów. Kiedyś, w innym wywiadzie podobno powiedziała, że od wczesnego dzieciństwa wiedziałam, że zostanę sławna. Godzinami przechadzałam się po korytarzu wyobrażając sobie siebie na scenie lub zapraszałam inne dzieci do zabawy albo do śpiewania przed nimi. I taka chyba pozostała. Świadoma siebie.


Wkrótce opiszemy losy innych wielkich gwiazd minionych lat, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 10 września 2020

Jeff Nishinaka i jego niesamowite rzeźby z ... papieru

Urodzony w 1957 roku Los Angeles rzeźbiarz Jeff Nishinaka pracuje w wyjątkowej, trójwymiarowej dyscyplinie sztuki. Zresztą sami oceńcie:




 






Nie są to rzeźby wykonane z marmuru, alabastru czy jakikolwiek innego kamienia. Nie jest to także kość słoniowa ani inny twardy materiał. Jest to po prostu papier… Układany warstwowo, łączony i przycinany. Cień rzucany przez poszczególne elementy potęguje efekt wielowymiarowości i sprawia, że poszczególne cienkie warstwy nabierają ciężaru.

Artysta wybrał ten rodzaj materii rzeźbiarskiej jeszcze na studiach w The Art Center College of Design w Pasadenie w Kalifornii, a wkrótce po ich ukończeniu zaczął odnosić pierwsze sukcesy, otrzymując zlecenia od największych koncernów, wśród których były: Galeries Lafayette, Le Bon Marché, Credit Suisse, Polo Ralph Lauren, VISA, 20th Century Fox, Hewlett-Packard, Pfizer, Sprint, The Peninsula Hotel, Visa, Penn State University, Paramount Pictures i Coca Cola. Poza tym tworzył rzeźby na indywidualne zamówienia prywatnych kolekcjonerów. Jednym z wiernych admiratorów jego rzeźb jest aktor Jackie Chan, dla którego artysta zrobił formy inspirowane sztuką chińską: wyobrażenia smoków, feniksów i chińskich bogów.

Nie wszystko jednak co Nishinaka wykonał nam się podoba. Jego kolorowe (bo i takie dzieła ma także na swoim koncie) kopie znanych dzieł sztuki, np.: Mony Lisy, wyglądają nieco kiczowato, tak samo jak i niektóre inne prace, naśladujące komiksy Walta Disneya.  Jednak niewątpliwie jest on jednym z bardziej interesujących artystów na kontynencie amerykańskim. Można uznać, iż doskonale wypełnił życiem radę, jaką otrzymał od swojego ojca: Wybierz jedną rzecz i bądź w tym najlepszy. Nie bądź mistrzem wszystkich zawodów, dobry we wszystkim i świetny w niczym.

Ma swój własny styl. W  jednym z wywiadów pytany o artystów, którzy mieli na niego największy wpływ, nie mógł wymienić żadnego z dziedziny plastycznej. Za to przyznał się do fascynacji twórcami filmowymi, i to animowanymi, szczególnie Timem Burtonem i Walterem Disneyem. Pierwszy pasuje klimatem do naszego bloga, lecz drugi... Wydaje się, że opowieści o królewnie Śnieżce i Myszce Miki niekoniecznie współgrają z naszym gustem? I tu się mylicie! W lipcu przypomnieliśmy krótki filmik z 1982 r. powstały w wytwórni Disneya dzięki współpracy Burtona z Vincentem Pricem i zatytułowany Vincent. Sześciominutowa animacja była pastiszem różnych stylów, wielu horrorów zrealizowanych pod wpływem powieści Edgara Allena Poe (LINK).
 

Ale wróćmy do Jeffa Nishinaki. W tym samym wywiadzie dał także swoją wykładnię programową (LINK), powiedział: Zawsze uważałem, że sztuka powinna być czymś, z czym ludzie mogą się spotkać i nawiązać osobistą relację. Oznacza to, że mogą samodzielnie z tym współdziałać. Wejść w interakcję. Czy nie słyszycie w tym stwierdzeniu echa teorii sztuki Romana Ingardena?

Zachęcamy Was, naszych czytelników, do zaglądania na konto na Instagramie założone przez Jeffa Nishinaki (LINK) oraz na jego stronę internetową (LINK). Przyjemnie jest popatrzeć na papier, który nagle przemienił się w karraryjski marmur. Nawet jeśli wiemy, że to tylko złudzenie. Bo kto wie w jaki kruszec może przemienić się nasz blog…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 9 września 2020

Mapa miejsc w których w dzieciństwie przebywał lider Joy Division, autorstwa Tony Costello

Tony Costello, który chodził do tej samej szkoły co Ian Curtis i także jak i my jest fanem muzyki Joy Division, wspiera nas swoją wiedzą na temat Macclesfield, co więcej, tak samo jak my uważa, iż trzeba jakoś trwale upamiętnić tworzącą ją czwórkę, ze szczególnym uwzględnieniem Iana Curtisa

W zeszłym roku informowaliśmy o jego własnej inicjatywie, jaką była propozycja pomnika (LINK) a już całkiem niedawno mogliśmy pokazać naszym czytelnikom przekazane przez niego, a pochodzące z archiwum szkoły, klasowe zdjęcia Iana Curtisa (LINK). Oprócz tego Tony na własny koszt wyprodukował koszulki z nazwiskiem Iana Curtisa i ważnymi dla Niego miejscami. Koszulce towarzyszy własnoręcznie sporządzona mapa. I tę właśnie mapę chcemy dzisiaj (tak jak wtedy zapowiedzieliśmy) opisać, oczywiście na ile nam się to uda, bo przecież nigdy nie byliśmy ani w Manchesterze, ani w Macclesfield, ani tym bardziej w Hurdsfield.


Na wstępie musimy poczynić jeszcze jedną uwagę: Otóż dzisiejsze Hurdsfield bardzo różni się od tego sprzed 40. laty. Przez cztery dekady sporo budynków, będących świadkiem wielu wydarzeń, zostało zburzonych i istnieje tylko w pamięci, m.in. Tonyego (za co mu bardzo dziękujemy), oraz na starych fotografiach.

Każde z miejsc na mapie, gdzie bywał Ian Curtis, Tony zaznaczył cyfrą. 


I tak Nr 1 oznaczony jest kościół Holy Trinity Church, gdzie Ian przystąpił do I Komunii Świętej i do Bierzmowania (LINK).   

Neogotycki kościół z I połowy XIX wieku stojący przy Hurdsfield Road widoczny jest doskonale w panoramie dzielnicy, szczególnie zaś jego okazała wieża. Nieopodal kościoła stała stara szkoła podstawowa Trinity Square Infants (dzisiaj już jej nie ma, została zburzona w 1976 roku), do której Ian uczęszczał od 4 do 7 roku życia, poznał w niej swojego najlepszego przyjaciela Tony Nuttalla. Potem poszedł do Hurdsfield Junior School a gdy ukończył 11 lat do szkoły średniej, czyli King’s School przy Cumberland Street, o której pisaliśmy tutaj (LINK) (nie ma jej na tej mapie, bo leży bliżej centrum Macclesfield).

Numerem 2 oznaczone są budynki Children's Centre, które są połączeniem placu zabaw i przedszkola. Niedaleko od tego miejsca przez pewien czas mieszkał Ian (Nr 2), dokładnie przy Balmoral Crescent 26 (jego przyjaciel Tonny pięć numerów dalej). Gdy Ian dostał się do szkoły średniej, rodzina Curtisów przeniosła się do ogromnego bloku, przy Park View 11 (Nr 5), skąd roztaczał się widok na Victoria Park i na boisko, gdzie może Ian grał w piłkę... Monstrualne bloki wzniesione w 1968 r. nie doczekały naszych czasów, zostały rozebrane, lecz zanim tak się stało, Ian mieszkał tam do 1973 roku. Jego blok był mniej więcej na tyłach sklepu meblowego Arighi Bianchi (widoczny ja pierwszym planie na zdjęciu poniżej). Teren po wyburzeniu bloków przekształcono w Park Viktoria.





Na północy Tony zaznaczył jeszcze kompleks Sunday School, Library i Cafe (Nr 4) z których chyba także niewiele zostało. Ich położenie wyznacza stojący po przeciwnej stronie ulicy Carisbrook Avenue pub Mulberry Bush.
Kolejne punkty, w lasku nad rzeką (Nr 6) Trinny Fields (Nr 7, na zdjęciu poniżej), po drugiej stronie drogi przy farmie Baileys (Nr 8), przy ścieżkach oznaczonych jako Foodpath (Nr 9 i 10) pewnie były ulubionymi trasami przechadzek, miejscami gry w piłkę lub łowienia ryb…
Tyle mapa Tonyego i nasze ustalenia. Liczymy teraz na naszych czytelników, którzy skorygują błędne informacje albo je uzupełnią. Wpisujcie proszę je pod tekstem.

Tonyemu natomiast bardzo dziękujemy i pozdrawiamy.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 8 września 2020

Alfred Joseph Casson: Umieranie to rzecz, o której nigdy nie pomyślałem


Czy chcielibyście – gdyby była taka możliwość – przeczytać wywiad ze Stanisławem Wyspiańskim? Albo z Julianem Fałatem? Czy – dla odmiany – z Claudem Monetem? To oczywiście niewykonalne. Kanadyjczycy jednak mieli taką możliwość. Ich Wyspiański czy też Fałat zmarł w 1992 roku w wieku 93 lat i nazywał się Alfred Joseph Casson.

Urodził się w Toronto w 1898 roku i w wieku 17 lat rozpoczął pracę w komercyjnej firmie artystycznej. W 1919 roku został uczniem Franklina Carmichaela (1890-1945), czołowego kanadyjskiego malarza i grafika, który w 1920 roku założył wraz z innymi artystami tzw. Grupę Siedmiu (rozwiązaną w 1933 roku), do której przystąpił Casson w 1926 r. (byli tym dla malarstwa kanadyjskiego, czym Skamandryci dla poezji polskiej i impresjoniści dla malarstwa francuskiego). To oni pierwsi nie tylko zerwali w Kanadzie z nurtem akademickim, lecz otwarcie przedstawiali się jako narodowa szkoła malarzy kanadyjskich. Casson, po ustaniu działalności Grupy Siedmiu, stał się  członkiem-założycielem Canadian Group of Painters oraz współzałożycielem Canadian Society of Painters in Watercolor. I teraz możemy podać naszym czytelnikom informację, iż A.J. Casson malował akwarelowe pejzaże, stosując, zgodnie z postulatami grupy, jasne, świetliste kolory i uproszczoną kompozycję czasem tak pozbawioną zbędnych elementów, że aż kubistyczną.











Malarz przede wszystkim tworzył w plenerze, przez lata przemierzając rozległe tereny Kanady. Ale najchętniej przebywał w okolicy La Cloche, gdzie zachwycił się kwarcytowymi wzgórzami i smaganymi wiatrem sosnami. I takie to pejzaże, ciche i bezludne, przeważają na jego obrazach, choć nie brakuje także wizerunków małych, samotnych domków czy opustoszałych miasteczek. Jednak emanuje z nich wszystkich tak nienaturalny spokój, że wręcz złowieszczy…  Może to dlatego, iż są one u niego zazwyczaj bezludne? Kilka prac ukazuje Little Island (Małą wyspę) na Jezioro Oxtongue, która zdaje się być kanadyjską wersją Wyspy Umarłych Arnolda Bocklina, o którym, oraz o inspiracjach jego płótnem pisaliśmy TUTAJ.







Niewątpliwie, w porównaniu z oryginałem, wersja Cassona jest pogodniejsza, zapewne z powodu poglądów autora na śmierć, które przedstawił w wywiadzie w 1985 roku: Umieranie to rzecz, o której nigdy nie pomyślałem - naprawdę. Ponieważ zawsze byłem w ruchu. W wieku 86 lat wciąż byłem w ruchu. Kiedy więc leżałem na intensywnej terapii w szpitalu przez trzy lub cztery dni, pomyślałem: „Oto jestem po prostu na krawędzi” ale nie przeszkadzało mi, czy obudzę się rano, czy nie. Nie bałem się ani nic: po prostu to zaakceptowałem (…) To, co jest znacznie trudniejsze do zaakceptowania, to spadek fizycznej energii (LINK).

Nie każdego stać na tak stoicki stosunek do odchodzenia, lecz gdy spojrzymy na dorobek Cassona i na liczne dowody uznania swojego talentu, których doświadczył, rozumiemy jego postawę. 

Casson zmarł trzy miesiące przed swoimi 94 urodzinami. Został pochowany na cmentarzu w Kleinburgu w prowincji Ontario, obok pięciu innych członków Grupy Siedmiu.

U nas wkrótce biografie innych interesujących, i zwykle mało znanych malarzy. Jeśli chcecie je poznać - czytajcie nas - codziennie nowy wpis. Tego nie znajdziecie w mainstreamie.