sobota, 14 grudnia 2019

Co się dzieje z nimi dzisiaj? His Name Is Alive

His Name Is Alive to amerykański eksperymentalny zespół (lub raczej projekt rockowy) z miejscowości Livonia w Michigan USA. Zadebiutowali w 4AD Records w 1990 roku po kilku samodzielnie wydanych kasetach. 

Skład zespołu wielokrotnie zmieniał się, lecz w całej historii grupy jej jedynym stałym członkiem pozostał lider - Warren Defever. Dzięki niemu nazwa zespołu istnieje na rynku muzycznym po tym gdy zespół zaprzestał wspólnej działalności, a wszystko dzięki występom utrwalonym na płytach i kompilacjach. Choć czy zupełnie zaprzestał? Ale o tym dalej.  

W 2005 r. po tym, gdy Ivo Russell przekazał udziały do wydawnictwa 4AD Beggars Banquet (więcej o niej TUTAJ) Defever związał się z wytwórnią Silver Mountain Media i zabezpieczył dystrybucję HNIA w znaczącej wytwórni Sony-BMG. W 2006 r. Silver Mountain wydała album Detrola, który był pierwszym w jej historii i który odniósł sukces, zdobywając uznanie fanów zespołu. W kolejnych latach wychodziło jeszcze kilka płyt powiązanych z HNIA: Xmmer (2007), The Eclipse (2010), Silver Family (2012), Silver Dragon (2012), Tecuciztecatl (2014), Patterns of Light (2016).

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy His Name Is Alive opuszczało 4AD Records, Defever otworzył w Detroit własne studio nagrań: Brown Rice. Poza tym od 2000 roku z Davinem Brainardem prowadzi niewielką wytwórnię płytową timeSTEREO. W 2007 roku Defever otworzył w Detroit kolejne studio nagrań o nazwie THE UFO FACTORY, o wnętrzu pomalowanym całkowicie na srebrno, łącznie z fortepianem.

Ostatnim albumem przypisywanym HNIA, który wyszedł za sprawą Defevera jest Patterns of Light (2016) LINK. Jest to absolutnie niezwykła płyta, powstała po roku współpracy z fizykiem dr James Beacham prowadzącym badania w Large Hadron Collider w Szwajcarii z użyciem Wielkiego Zderzacza Hadronów CERN

Zespół otrzymał zaproszenie do wykonania serii koncertów łączących muzykę eksperymentalną z nauką (o okolicznościach tej współpracy Defever opowiedział TUTAJ). W efekcie powstało wydawnictwo będące zaskakującą mieszanką rocka, średniowiecznego chorału i black metalu. Album jest reklamowany na stronie zespołu TUTAJ.
 

W tym roku Warren Defever obchodzi jubileusz 40. lat pracy twórczej. Z tej okazji udzielił wywiadu LINK, w którym wspomina początki, pierwsze muzyczne kroki. Lecz tym co u niego zadziwia jest jego nieustanna fascynacja dźwiękami, niespożyta energia i chęć zapamiętania, zarejestrowania brzmienia otaczającego go świata. Artysta mówi na przykład, że wschód i zachód słońca kojarzą mi się z niskimi dźwiękami, długimi tonami, harmonią i określonymi częstotliwościami. Wielokrotnie próbowałem nagrać dźwięk liści szeleszczących na jesiennym wietrze i nie udało mi się. Dziesięć lat temu nagrałem szum powietrza podczas wschodu słońca w starożytnych ruinach na szczycie Machu Picchu w Peru. 


Czy nie przypomina wam to tej samej pasji, która cechowała innego wielkiego konesera dźwięków - Martina Hannetta?

W ostatnim roku - właśnie z powodu rocznicy - artysta wypuścił kompilację wczesnych nagrań: All The Mirrors In The House, gdzie są zremasterowane pierwsze nagrania jego utworów z oryginalnych kaset LINK. Natomiast w najbliższym czasie ma zamiar wydać dwie kolejne: Return To Never i Hope Is A Candle. Artysta pod szyldem HNIA nadal występuje, głównie na terenie USA (w Detroit i Nowym Yorku). Obecny skład zespołu tworzą: Andrea Moric (vocal), Warren Defever (gitara i klawisze), Dusty Jones (gitara basowa i talkbox), J Rowe (perkusja).

A dla nas i tak rządzi ich LIVONIA, o której napiszemy już wkrótce. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 13 grudnia 2019

Tą płytę warto znać: Andreas Vollenweider: Białe Wichry


W zasadzie od szkoły podstawowej starałem się otaczać ludźmi, którym bliska jest muzyka. Gdy zaczęliśmy słuchać Jarre'a, mniej więcej w tym samym czasie pojawił się w kręgu naszych zainteresowań genialny harfista ze Szwajcarii, Andreas Vollenweider

Jego wcześniejsze ale i późniejsze dokonania nie  mogą konkurować z prezentowanym dziś albumem, piątym w dyskografii.  Polecam wysłuchanie w skupieniu, najlepiej przez słuchawki, jeśli nie całości to koniecznie chociaż The Glass Hall (Choose the Crystal)/The Play of the Five Balls/The Five Planets/Canopy Choir.. Niesamowite wrażenie. 

Najbardziej w jego muzyce podoba mi się to, że mimo upływu niemal 40 lat od wydania tej płyty brzmi ona do dziś zupełnie nowatorsko i ponadczasowo. Pomyślmy jak zmieniła się od tamtego czasu moda, w Polsce rodził się wtedy rock - królowała Republika, która właśnie nagrała drugą, znakomitą zresztą płytę Nieustanne Tango.

Ile się od wtedy wydarzyło... a trzy wieże z kości słoniowej okładki Białych Wichrów ciągle trwają. 


Andreas Vollenweider - White Winds, CBS 1984, Producent: Andreas Vollenweider, Tracklista: The White Winds/The White Boat (First View), Hall of the Stairs/Hall of the Mosaics (Meeting You), The Glass Hall (Choose the Crystal)/The Play of the Five Balls/The Five Planets/Canopy Choir, The Woman and the Stone, The Stone (Close-up), Phases of the Three Moons, Flight Feet & Root Hands, Brothership, Sisterseed, Trilogy (At the White Magic Gardens)/The White Winds

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie 

P.S. Tego, kto zajumał mi CD omawianej dziś płyty proszę grzecznie o oddanie... 

czwartek, 12 grudnia 2019

Joanna Jankowska: Sztuka nigdy nie pochodzi ze szczęścia

Pamiętacie teledysk do Atmosphere Joy Division? Na pewno, bo pisaliśmy o tym utworze wielokrotnie, m.in. TUTAJ i TUTAJ. W tym teledysku, wyreżyserowanym przez Antona Corbijna, maszerują postaci ubranych w białe i czarne habity, z kapturami nasuniętymi na głowy…  Rozmaicie tłumaczono ów symbol, interpretacja sięgała nawet do tak karkołomnych jak stroje Ku-klux-klan. A przecież jest to nawiązanie do utrwalonego przez Francisca Goyę LINK  (a także innych malarzy np.: Pietera van der Laer, czy Gerarda Ter Borch) zwyczaju pokutnych procesji, które w średniowieczu odbywały się w całej Europie, także w Londynie LINK), lecz obecnie już tylko w Hiszpanii

Temat powrócił, gdy dostrzegliśmy niezwykłe fotografie Joanny Jankowskiej, mieszkającej we Wrocławiu młodej artystki, której zdjęcia odwołują się do ciemniejszej części ludzkiej duszy, niepokojącej i tajemniczej.







Użycie takiego samego środka wyrazu, jak na przytoczonym wideoklipie, czyli stroju zarezerwowanego dla praktyk ekspiacyjnych, nie jest u artystki przypadkowy. Dorastała ona w domu, w którym sztuka była zawsze bardzo ceniona. Jej rodzice interesowali się malarstwem  i muzyką, mieli w domu sporą kolekcję albumów, kaset muzycznych, CD itd. Może między nimi były także płyty z utworami Joy Division?  W każdym razie podarowali jej pierwszy aparat a potem już poszło.  

Jankowska na dobre zajęła się sztuką, ukończyła nawet studia związane z fotografią. Wśród źródeł inspiracji wymienia: metal i gotycka muzykę, horrory, mroczne miejskie legendy, alternatywną kulturę itd. Artyści, którzy mieli na nią największy wpływ są także interesujący, a jest ich cała plejada: Jerry Uelsmann (pisaliśmy o nim TUTAJ), Tim Walker, Eugenio Recuenco, Helmut Newton, Floria Sigismondi, Dead Can Dance (warto zobaczyć TUTAJ), Peter Witkin, Zdzisław Beksiński (pisaliśmy o nim TUTAJ), Jan Saudek, Laura Makabresku, Silent View...  




Najważniejsze dla niej jest budzenie emocji, jak sama mówi w udzielonym wywiadzie: głównym celem jest sprawienie, aby ludzie coś poczuli - nie ma znaczenia, czy emocje są złe, czy dobre - kiedy CZUJĄ, wiem, że moja praca ma znaczenie. Najgorsze jest brak emocji. Oczywiście byłabym szczęśliwa, gdyby mogli poczuć dokładnie takie emocje jak lęk - niepokój i strach - są to moje dwa ulubione terminy, jeśli chodzi o opisywanie mojej fotografii. Moja mama zawsze mówi „Mój Boże, po obejrzeniu tego będę miała koszmary!” To największy komplement! (więcej TUTAJ).
 
Jak widzimy, po zamieszczonych u nas zdjęciach, jest to interesujący twórca, którego będziemy obserwować. Tym bardziej, że podoba nam się zdanie, które przytacza, a które najlepiej uzasadnia jej twórcze pomysły: sztuka nigdy nie pochodzi ze szczęścia.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

środa, 11 grudnia 2019

Tematyczne okładki płyt cz.1 - od Beksińskiego do Lacrimosy

Od czasu, kiedy the Beatles wydali Sierżanta Pepera, (1967) a wtedy kampanie muzyczne przeznaczały na opracowanie szaty graficznej okładek nie więcej niż 100 GBP, świat muzyki ewoluował. Warta ponad 50000 GBP (dzisiejszych funtów) monumentalna okładka (zdobywczyni nagrody Grammy) zrewolucjonizowała przekaz muzyczny, pokazując, zupełnie nowe możliwości - okładka jako jego wzmocnienie. 

Na temat samej okładki tego albumu wszechczasów, i pracy nad nią mógłby powstać ogromny elaborat, jak to planowano dodać worek z gadżetami (finalnie zamieszczono wkładkę z tymi z kartonu), jak po raz pierwszy umieszczono na okładce teksty, jak  Lennon pragnął umieścić na niej Jezusa, Hitlera, i Markiza de Sade (nota bene Wikipedia nie mówi prawdy, Hitlera NIE ma na okładce i wcale nie jest zasłonięty - Lennon został w tej sprawie przegłosowany) i jak dobierano nie tylko postaci ale i symbole. 

My jednak chcemy dziś zwrócić uwagę na to, że pomysł Beatlesów, ale i ich kolejne okładki, pokierowały muzyczny świat do miejsca w jakim jest teraz. Zobaczmy poniższe zdjęcia:


Pierwsza okładka kompilacji przypomina (niemalże identyczna) okładkę debiutu zespołu pt. Please Please Me i zbiera hity z pierwszego okresu. Druga, identyczna, zrobiona po latach, pokazuje, że nie tylko sami Beatlesi ulegli transformacji, ale zmieniła się też ich muzyka. Bowiem przepaść między Love Me Do a A Day in the Life jest głębsza niż Rów Mariański. My jednak nie chemy pisać o tym. Mimo, że muzyka zespołu odbiega od tego co prezentujemy u nas na blogu, to warto zwrócić uwagę na dwa fakty. 

Pierwszy - na the Beatles patrzył wtedy cały świat (i patrzy do dziś). Ktoś powie, że może punk rock nie? (pomijamy fakt, że to Beatlesi stworzyli pierwszy utwór punkowy). Proszę:

Drugi - poprzez opublikowanie powyższego cyklu pokazanie drogi, którą do dziś kroczy wielu. Drogi jednolitości okładek, utrzymywania stylistycznej jednorodności.

Poniżej kilka przykładów. Zacznijmy od polskiego Collage (pisaliśmy Moonshine TUTAJ) i ich dwóch albumów wykorzystujących, znajdujące się w muzeum w Sanoku, dwa obrazy Zdzisława Beksińskiego.

Warto dodać, że muzyka poszła dalej - i teraz nie tylko okładka, ale i oprawa graficzna występów utrzymane są w jednorodnej szacie. 

     
Idźmy dalej - King Diamond. Chodzi dokładnie o cykl mrocznych concept albumów: Abigail i Them

No i wspomniana jednorodność koncertowa:

Warto dodać, że szatę graficzną płyt przygotowało Studio Dzyan (LINK). Nie mówi nikomu nic ta nazwa? Proszę bardzo - na ich stronie zajdziemy takie info:

With 30+ years as an Internationally awarded Top Illustrator, Officially Licensed illustrator of Lord of the Rings, Star Trek and Disney with experience from international major clients such as all major advertisement agencies, entertainment companies, household lifestyle brands, comics, technical and medical I have now left this arena and focus on large scale business development as an executive.  

Dalej - kulowa szwajcarska Lacrimosa, od początku kariery cały czas utrzymująca ten sam styl szaty graficznej, której autorem jest greckiego pochodzenia artysta samouk Stelio Diamantopoulios. I choć ma swoją stronę internetową, na której pokazuje mocno kontrowersyjne i prowokacyjne projekty (TUTAJ), to o Lacrimosie nie wspomina...

Poniżej kilka wybranych okładek jego autorstwa, choć mogłaby to być cała dyskografia... 




 
I oczywiście utrzymane w stylu wideo:

Kolejne przykłady zamieścimy w drugim tekście z tego cyklu, całość jednak pokazuje, że  wpływ the Beatles jest nie do podważenia. Nie dość, że pierwsi spoili okładkę z muzyką, to jeszcze wskazali ścieżkę okładek tematycznych.  

Chcecie je eksplorować z nami - czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.    

wtorek, 10 grudnia 2019

Sztuka Thierry Urbain: Niesamowite poczucie bezruchu emanuje z tych wszystkich miejsc...

Po raz kolejny prowadzimy naszych czytelników ścieżką minimalizmu w czaro-białe krajobrazy. Tym razem jest to pejzaż architektoniczny. Autorem zestawu fascynujących fotografii jest Thierry Urbain (ur. 1960 r.), który mieszka i pracuje w Paryżu, choć pochodzi z Lotaryngii

Ukończył Ecole Régionale des Beaux Arts de Nîmes oraz Ecole Régionale des Beaux Arts w Saint Etienne i zaraz potem, w 1985 r. zaczął wystawiać swoje prace na wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jego zainteresowania można sprowadzić do 3A: archeologii, architektury i antyku. To, co robi z przestrzenią na swoich fotografiach, jest niczym praca archeologa, którzy na nowo stwarza przebrzmiałe światy upadłych cywilizacji. Same nazwy serii jego prac: Archeologia, Babilon czy Qsar el Saràb przenoszą nas w przeszłość… 

Urbain odkrył zasadę architektury starożytnych ludów Bliskiego Wschodu: hieratyczność majestatycznych struktur złożonych z gładkich bloków bazaltu. Potężne struktury harmonijnie piętrzą się przed naszymi oczami, wprowadzając spokój swoją zwalistością. Te budowle nie potrzebują dekoracji, ich ozdobą jest cień, wywołany oświetleniem pochodzącym z jednego źródła światła.  







Wyimaginowane krajobrazy budzą niekreśloną tęsknotę… Za czym? Za tym, co nieznane i egzotyczne. Jedynie tym pozostaje niezmienne jest poczucie bezruchu, które emanuje z tych wszystkich miejsc, podlegającym jedynie zmianom atmosferycznym. Idąc naprzeciw tym pragnieniom, fotograf podróżuje na Bliski Wschód, odwiedzając znajdujące się tam misje archeologiczne. 

Był w Fara, w Hassuna, podczas wykopalisk w Byblos i w Kish. Zapisał swoje wrażenia stamtąd: Jakby czas nie minął. Położenie tych miejsc, fotografia, ruiny nadały mu mocny i niepokojący smak wieczności. Nigdy na cmentarzu w Djemdet Nasr, na cmentarzu Obeida lub w grobowcu w Kheit Quasim, nie przyszło mu do głowy, że jest tam śmierć. Szkielety lub to, co z nich zostało, były spokojne, a później poprzez czarno-białe odbitki pozwolił im ponownie spocząć w spokoju (LINK).
 
Nic zatem może dziwnego, że jednym z ulubionych utworów artysty jest temat muzyczny z filmu Diuna?  


 Opowieści o wiecznie żyjącym władcy nieistniejącego świata. 
Jeśli czujecie niedosyt, zajrzyjcie na stronę artysty (LINK) albo po prostu czytajcie nasz blog. Tutaj codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w manstreamie.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Isolations News 66: Peter Hook, Swans, Sisters of Mercy i Molchat Doma w Polsce, film o klubie Hacienda, rzeźba Joy Division, zdjęcia Natalie Curtis, remiksy Peppera

Zespół, któremu kibicujemy - Molchat Doma znów Polsce  (TUTAJ) 6 i 7 marca 2020 w Poznaniu (TUTAJ) i Wrocławiu(TUTAJ). 

A my przypomnijmy wywiad jakiego niedawno nam udzielili, (TUTAJ) i opis ich niesamowitego albumu Etazhi (TUTAJ) wydanego w niezależnej niemieckiej wytwórni Detriti Records, z której właścicielem rozmawialiśmy TUTAJ.

Skoro o koncertach mowa, to 30.04.2020   w klubie Progresja w Warszawie wystąpią SWANS, ich supportem będzie Norman Westberg.  O zespole pisaliśmy wiele razy TUTAJ.

Bilety od 120 PLN do nabycia TUTAJ



Peter Hook and the Light w Polsce... Zagrają we Wrocławiu w kompleksie Hali 100 - lecia na festiwalu 3 majówka, 1-3 maja 2020 set poświęcony pamięci Iana Curtisa, czyli oba albumy zespołu: Unknown Pleasures i Closer

Wejściówki w zależności od ilości wykupionych dni do nabycia TUTAJ. Wystąpi też the Sisters of Mercy. My przypomnijmy naszą relację z poprzedniego koncertu basisty Joy Division we Wrocławiu TUTAJ.

Skoro o Hooku mowa, to All3Media’s Witchery Pictures zekranizowały jego książkę o Haciendzie. Film w 6 odcinkach ma zostać pokazany w telewizji BBC. Więcej TUTAJ.      

Tony Costello, rzeźbiarz pochodzący z Hurdsfield robi pomnik czwórki artystów z Joy Division. Pomnik można obejrzeć w kawiarni Corner Macclesfield, więcej o tym TUTAJ

Z treści zawartej w tekście wynika, iż są to te cztery pieńki widoczne za plecami artysty, na powyższym zdjęciu.

Z drugiej strony chłop robi co może i łatwo pewnie nie jest, weźmy pod uwagę fakt, że upamiętnienia Joy Division w mieście brak, za to jego ziomale otworzyli właśnie śnieżną knajpę dla psów (LINK). Jak to powiedział Hannett: zabraliście nam narkotyki, daliście piwo i football, także ten...   
Natalie Curtis promuje na TT płytę (TUTAJ) której okładka zawiera jej zdjęcia. Jest to wydawnictwo publikowane przez klub z Salford White Hotel z kompilacją poezji i muzyki ambient, więcej o nim TUTAJ.


Na eBay ktoś licytuje starą gazetę z wzmianką o Joy Division (TUTAJ). Jeśli jakość wzmianki jest taka jak zamieszczonego w niej zdjęcia to za 10 GBP nie opłaca się...



I skoro mowa o Joy Division, to stworzono listę 100 najlepszych albumów lat 1974-1985, na piątym miejscu jest Closer, na 4 Unknown Pleasures. Więcej TUTAJ.

Z ciekawostek, ostatnio sprzedano poster Savillea (FAC 15) reklamujący imprezę ZOO meets Factory za bagatela 8000 GBP, o czym poinformowali z dumą na TT członkowie zespołu the Distractions (TUTAJ). Istnieje domniemanie graniczące niemal z pewnością, że gdyby na owym posterze nie widniała nazwa Joy Division nikt nie dałby za ten kawałek papieru złamanego pensa... 



Za to z na funty liczy kolejna firma, która wypuściła serię t-shirtów z motywem inspirowanym Joy Division, New Order i Factory  (TUTAJ). Całkiem fajne.

Giles Martin, syn legendarnego producenta Beatlesów, George'a Martina i sam zdobywca nagrody Grammy, zremiksował album Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band z oryginalnych nagrań. 

Całość będzie można odsłuchiwać w dniach od 19 grudnia do 9 stycznia w Muzeum w Liverpoolu - szczegóły TUTAJ

Gdyby okazało się pewnego dnia, że Giles nam się wziął i zszedł, nagrania Beatlesów zmiksuje wnuk Georga z kumplami z przedszkola.

Kolejne newsy już wkrótce - czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 8 grudnia 2019

Oddziaływania prozy J.G. Ballarda na muzykę ostatnich 40 lat


Chyba żaden pisarz nie wywarł tak wielkiego wpływu na muzykę pop, jak JG Ballard. Jego dystopijna wizja powodująca u czytelników strach przed przyszłością przez dziesięciolecia przyciągała artystów i inspirowała. 

Ballard przez lata żył spokojnie na londyńskim przedmieściu Shepperton wychowując po śmierci żony trójkę swoich dzieci i nie raz zaprzeczał, gdy wytykano mu negatywny egzystencjalizm, wyjaśniając, iż używa jedynie ekstremalnych metafor, które są ostrzeżeniem przed tym, co może się stać, ale przecież nie musi.

Jednak powieści Ballarda stały się mocnym uderzeniem w psychikę pokolenia lat 70., a powieści takie jak Kraksa (Crash), (opisaliśmy ją TUTAJ) czy Wieżowiec (High-Rise) TUTAJ), odcisnęły się w języku subkultur punk, post-punk i new wave. 


Grupy takie jak The Human League, The Comsat Angels i Ultravox wyrosły z pism Ballarda, a wielu artystów cytowało go wprost w swoich utworach. Ian Curtis w swojej bibliotece także miał książki Ballarda (TUTAJ), a o ich wpływie na Joy Division pisaliśmy TUTAJ.
 
Wymieńmy zatem kilka głośniejszych przykładów oddziaływania prozy Ballarda na muzykę ostatnich 40 lat:

Joy Division: Atrocity Exhibition (1980) o najlepszej wersji tego utworu pisaliśmy TUTAJ:


The Jesus and Mary Chain: Head On / Terminal Beach (1989):
 

The Human League/The Future: The Golden Hour of the Future (2002):
Empire of the Sun: Walking on a Dream (2008):

John Foxx:  B-Movie (Ballardian Video Neuronica) (2014):
 

Cousin Silas: Ballard Landscapes 4 (2014) (LINK).
 
U Ballarda inspiracji szukały nie tylko zespoły nurtu punk. Psychodeliczna grupa popowa Luke'a Steele'a Empire Of The Sun - wzięła swoją nazwę od najsłynniejszej książki Ballarda, powieści sięgającej do wątków autobiograficznych, do doświadczeń pisarza z lat dziecięcych ogarniętym wojną Szanghaju. Z czasem muzyków tworzących w oparciu o prozę Ballarda nazwano Ballardianami. Wśród nich byli nawet autorzy muzyki tanecznej (dubstep).

Od czasu śmierci pisarza, czyli od 2009 r. świat Ballardian rozrasta się, coraz więcej osób dostrzega, upodabnianie świata do wizji z jego opowieści, w której miasta rozpadają się, następuje rozwój technik, z którymi idzie w parze dystrofia więzi międzyludzkich, szerzą się rozmaite patologie, w tym seksualne… I paradoksalnie, strach przed tym wszystkim łączy kolejne pokolenia fanów muzyki punk.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.