czwartek, 22 listopada 2018

Z mojej płytoteki: Amsterdam Joy Division - najlepszy bootleg wszechczasów


Po niedawnym koncercie Petera Hooka i the Light, który odbył się w Polsce (TUTAJ) postanowiłem napisać o bootlegu Amsterdam bowiem rzeczywiście zespół Hooka idealnie odwzorował we Wrocławiu brzmienie Joy Division, a ów bootleg jest zdaniem wielu, najlepszym nagraniem koncertowym Curtisa i kolegów. 

Zaczyna go urwany Passover, z doskonałą gitarą Sumnera, w zasadzie idealnie odtworzenie wersji z Closer. Oto kryzys który musiał nadejść, niszcząc równowagę którą utrzymywałem, monorecytuje Ian Curtis na 4 miesiące przed popełnieniem samobójstwa.


Po nim następuje Wilderness z pierwszej płyty Unknown Pleasures, z nieco zmienionym tekstem w stosunku do oryginału. Digital - feel it close an end - recytuje Curtis, znakomity schematyczny utwór, którego cyfrową naturę podkreśla rytmiczne  day in, day out... 


Po nim prośba Curtisa o poprawę przez technicznych odsłuchów, i Day of the Lords - tego utworu chyba obok New Dawn Fades najbardziej zabrakło mi podczas koncertu Petera Hooka we Wrocławiu ... Mocny wokal Curtisa z pytaniem: kiedy to się w końcu skończy? Proszę posłuchać, jak wygląda doskonała gra sekcji rytmicznej Hook - Morris, po prostu mistrzostwo i moc. 

Insight, rodzi się jakby z niczego - lekko schowany wokal, który przedziera się spoza ściany dźwięku, ale pamiętam kiedy byliśmy młodzi, śpiewa 23 letni wokalista... Są nawet efekty specjalne, niemalże jak na płycie. Curtis nieco zmienia linię melodyczną kilku fragmentów, ale ma do tego prawo jako jej twórca. Nie boję się już... 

New Dawn Fades doskonały, majestatyczny przy czym na początku znowu kłopoty techniczne z odsłuchami, jak to napisała o tej piosence  żona wokalisty Joy Division: beloved song. Proszę zwrócić jak nisko w stosunku do wersji z płyty brzmi głos wokalisty. Biorę winę na siebie...  Napijmy się i wyjdźmy stąd... Fragmenty wykrzyczane zapowiadają nadejście kataklizmu. Ja, czekający na siebie, otwarty na więcej... Znowu zmiana tekstu w stosunku do albumu. Piękne zakończenie, jednak na albumie Hannett je wyciszył, ale na koncercie brzmi wspaniale, moim zdaniem jest lepsze niż to z płyty. 


Disorder - głosu na początku nie słychać pojawia się pod koniec pierwszej zwrotki. Mocne zakończenie piosenki, by od razu przejść do hitu Transmission, szybko i na temat, głos Curtisa brzmi zupełnie niesamowicie i o wiele bardziej dojrzale niż na singlu. To okres o którym jego żona pisała w książce, że zespół wzmocnił brzmienie, a głos Iana był bardziej wyrazisty w stosunku do początków kariery. Wspomagany wokalnie przez Hooka, Curtis szaleje w apokaliptycznym transie ... and we ca daaaance!


Krótka przerwa na próbę keyboardu i Love Will Tear us Apart - największy hit zespołu. Hook wypada na początku poza rytm, niemniej wersja jest bardzo dobra z lekko schowanymi klawiszami. Po nim absolutny rarytas: These Days, dość rzadko grany na koncertach. Klaustrofobiczny, schematyczny, ale dla mnie jeden z najlepszych utworów na płycie Still, wydanej już po śmierci Iana Curtisa.


A Means to an End - znakomicie zagrany, pełen niepokoju, z nieco przyciszonym wokalem. I znowu zmiana tekstu w stosunku do oryginału. Ufałem ci, krzyczy Curtis nieco już zmęczonym głosem... Publika domaga się Shadowplay, a oni zaczynają Twenty Four Hours - zagrany perfekcyjnie, z mocą, Curtis znowu zmienia tekst w wielu miejscach, nieco gubi się na początku, czuje się zmęczenie podczas całego utworu. 

Po nim publika dostaje ulubione Shadowplay. Zagrane jest szybciej niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. I znowu ta sekcja... zresztą Sumner też gra wspaniale. Idą jak naoliwiona maszyna, zupełnie bezkompromisowo, kto by pomyślał, że to 40 lat temu? 

She's Lost Control - zagrane też nieco szybciej niż zwykle, zaśpiewane znakomicie i czysto, przynajmniej przez Curtisa... 


Proszę zauważyć jak szybko mijają utwory, jak zwięzłym przekazem posługuje się zespół, to jak serie strzelane z karabinu maszynowego. Krótkie komunikaty z konkretną treścią i przesłaniem. Nie ma tu rozwadniania tematu, Joy Division bowiem mówią do nas, bo chcą powiedzieć, a nie bo chcą mówić... 

Atrocity Exhibition - tak za chwilę rozpocznie się ich album Closer, który za miesiąc będą nagrywać w Londynie. Witamy na wystawie okropieństw - zapowiada Curtis. 


Na prawdę nie czytał wtedy książki Ballarda o tym samym tytule, tylko go znał, i ten właśnie zainspirował go do napisania tekstu utworu. Jego ciało się obraca, a on zdaje się krzyczeć: ciągle istnieję... Znakomite riffy Sumnera, w zasadzie piosenka zagrana perfekcyjnie, a  nie jest to łatwy utwór. Znowu niewielkie zmiany w warstwie tekstowej. Pod koniec Curtis emocjonalnie wykrzykuje: chcesz zobaczyć coś więcej - wejdź do środka.. Po nim Atmosphere - jeden z ostatnich utworów Joy Division, według wielu najlepsze dzieło zespołu i Hannetta. Zagrane bardzo spokojnie, znakomicie jakby uspokajająco, entuzjastycznie przyjęte przez publikę. 

Mocna wersja Interzone, z wokalem Hooka na pierwszym planie, kończy ten niesamowity album... Po ostatnim show we Wrocławiu mogę powiedzieć, że basista Joy Division zrobił ogromne postępy wokalne... Do zobaczenia i dobranoc... 

Tekst wpisu ilustrowany jest zdjęciami bootlegu Amsterdam, który wydany jest w sposób zupełnie niesamowity, na białym winylu w pięknej szacie graficznej. Wszystko to czyni go najlepszym bootlegiem Joy Division i najlepszym bootlegiem wszechczasów

Jeśli ktoś wyrobił sobie zdanie o koncertowych umiejętnościach Joy Division bazując tylko na odsłuchu materiału zamieszczonego na Still, powinien koniecznie zapoznać się z Amsterdam.

Dziś można to uczynić bardzo łatwo, bowiem  bootleg jest dostępny na You Tube. Miłego słuchania...

 
                             
Joy Division - Amsterdam, 11.01.1980, Paradiso, Amsterdam, PRO FAC III. Tracklista: Passover (fragment), Wilderness, Digital, Day of the Lords, Insight, New Dawn Fades, Disorder, Transmission, Love Will Tear Us Apart, These Days, A Means to an End, Twenty Four Hours, Shadowplay, She's Lost Control, Atrocity Exhibition, Atmosphere, Interzone.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis. Tego nie znajdziecie w maistreamie.    

2 komentarze:

  1. Uwielbiam koncerty, bo na każdym muzyka brzmi nieco inaczej, można zajrzeć w duszę artysty, tak pośrednio właśnie. Że nie wspomnę o wspólnym rytuale i przeżywaniu. Niestety moje dwie muzyczne miłości od dawna nie występują na żywo. Cóż, pozostają zapisy nagrań.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak ani Twój Mike ani BS już nie koncertują .. Moje Joy Division rownież. Niemniej musimy sobie zdać sprawę, że wszystko pprzemija. Artyści też, i co najgorsze, my też. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń