Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka lat 60-tych. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka lat 60-tych. Pokaż wszystkie posty

piątek, 9 lutego 2024

Piątek z the Beatles/ Z mojej płytoteki: Let It Be Naked/ Fly On The Wall - cz.3: George Harrison odchodzi z zespołu

 


W pierwszej części (TUTAJ) opisaliśmy genezę powstania omawianego album, w drugiej (TUTAJ) streściliśmy pierwszy fragment książeczki do niego dołączonej, omawiając ideę zespołu i zmiany jakie w niej zaszły, które zaowocowały w końcu wydawnictwem i filmem.

Filmowanie miało miejsce w studio Twickenham Film, na ogromnej scenie. Zespół był skupiony w grupie, warunki do pracy były kiepskie, chwilami było gorąco od świateł filmowców, chwilami z kolei bardzo zimno od zimowych przeciągów. Sprawę komplikowała zmiana nawyków muzyków, którzy przywykli do pracy w nocy, teraz z powodu ekipy musieli pracować do południa... Wszystko to sprawiło, że nie byli zadowoleni z owoców swojej pracy. Widać było napięcia między członkami zespołu, oni ich nie kryli - nic sobie nie robili z mikrofonów i kamer. 

Przetrwały setki metrów taśm, pełnych dialogów między Beatlesami o ich przyszłości. Paul był zdania, że tylko wzmożona praca ocali grupę, oraz że powinni zacząć znowu koncertować.

 
Pozostali ten pomysł raz popierali, innym razem znowu nie. Były też miłe momenty, kiedy grali kalsyczne rock'n'rolle, i piosenki z początków kariery, jak choćby One After 909 i Because I Know You Love Me So.
 
 

W końcu pojawiła się idea zagrania koncertu. na jednej z taśm John twierdzi, że może zagrać gdziekolwiek - w USA, Pakistanie a nawet na księżycu.


Dyskutowano także kierunki arabskie, John twierdził, że jest w stanie zagrać wszędzie Don't Let Me down.
 

 
W piątek 10.01. pojawił się problem, bo Harrison powiedział że odchodzi z zespołu. Było to po wspólnym zagraniu Get Back i Two Of Us. Do zobaczenia w klubach - powiedział. Dodał też, że mają sobie poszukać zastępcy.


George miał w tamtym czasie sukcesy, nagrywał z Bobem Dylanem, wyprodukował album Jackie Lomax z którego był dumny, a to co działo się z Beatlesami było bardzo rozczarowujące. Pozostali kilka dni grali bez niego, George w końcu zgodził się na granie z resztą ale w studio Apple.
 
Od razu wróciła ochota do grania, tym bardziej że do zespołu dołączył Billy Preston, który pierwszy raz spotkał zespół w Hamburgu, gdy grali z zespołem Little Richarda. Preston grał z zespołem Raya Cherlesa, ale chętnie dołączył do sesji the Beatles. Nagrania ze studia Apple pokazują, jak szybko poprawiła się atmosfera w zespole.    

C.D.N. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

piątek, 2 lutego 2024

Piątek z the Beatles/ Z mojej płytoteki: Let It Be Naked/ Fly On The Wall - cz.2: Trzy zmiany idei prowadzące do Let It Be i filmu Get Back

 

W pierwszej części (TUTAJ) opisaliśmy genezę powstania omawianego albumu. Dziś streszczamy pierwszy fragment książeczki do niego dołączonej.

Na wstępie przytoczony jest fragment wypowiedzi Dereka Taylora, jaki umieszczono na wkładce albumu Beatles for Sale z 1964 roku. Dzieci w roku 2000 zrozumieją o czym to jest, i wyciągną z tej muzyki to samo dobre samopoczucie i ciepło jakie my wyciągamy dziś. Dlatego magia the Beatles jest ponadczasowa i ponadpokoleniowa.

Od tamtego czasu najlepszy album zespołu osiągnął sprzedaż 25 milionów egzemplarzy i sprzedaż ta ciągle rośnie. Omawiane wydawnictwo jest kolejnym rozdziałem w ich karierze. Pozbawiony pewnych zbędnych efektów dekoracyjnych, album jest zmiksowany i zaprezentowany w taki sposób, w jaki powinien być. Nad miksowaniem pracowała specjalna ekipa Abbey Road, dzięki czemu usunięto syk taśmy magnetofonowej i zachowano ciepło brzmienia analogowego. Paul McCartney kiedy usłyszał finalną wersję powiedział, że gdyby wtedy zespół dysponował taką techniką jak dziś, album tak by właśnie brzmiał, nie ma na nim wszystkich tych hałasów pojawiających się w studio.

Czyli wszystko brzmi jakbyśmy byli sam na sam z zespołem w studio. Muzyka czysta do kości, taka jaką grali w styczniu 1969 roku. Zawsze mottem zespołu było zaskakiwanie publiki. 

Po koncertach na stadionach, zespół zagrał ostatnie show 29.08.1966 roku. Trzy miesiące później zaczęli eksperymenty z dźwiękiem, kontynuując to co zaczęli na dwóch wcześniejszych płytach, co było szokiem dla publiki. W 1967 wyszedł singiel Penny Lane/ Strawberry Fields Forever, zwiastujące album Sgt. Pepper.

Kolejny rok przyniósł Biały Album, zaledwie ze śladami psychodelicznej  atmosfery poprzedniej płyty. Kidy album był 6 tygodni numerem 1 na listach przebojów, zespół rozpoczął pracę nad kolejnym dziełem. 

Let It Be wynurzyło się z idei żeby zrobić show telewizyjny, pokazujący zespół grający piosenki ze swojego ostatniego (białego) albumu. Pomysł ten jednak zmienił się na trzy sposoby.

Po pierwsze, porzucono ideę łatwej drogi i postanowiono zagrać kompletnie nowe piosenki. 

Po drugie, pozwolono żeby widzowie mogli zobaczyć proces ewolucji piosenek - od pierwszej wersji do finalnej. Stało się to poprzez filmowanie prób zespołu. 

Po trzecie, ponieważ punktem kulminacyjnym miał być koncert na dachu, nie stosowano żadnych efektów specjalnych, ani z brzmieniem instrumentów, ani z brzmieniem wokali.

Jako roboczą datę wybrano 20.01.1969, a filmowanie zaczęto 2.01. Michel Lindsay Hogg został wybrany na realizatora filmu.


Miał wtedy w dorobku pracę nad brytyjskim show telewizyjnym Ready, Steady, Go i klipami wideo zespołu jak Rain i Peperback Writer, Hey Jude i Revolution, a także projektem The Rolling Stones Rock and Roll Circus.


Inżynier z ostatniej wspomnianej produkcji, Glyn Johns został zaproszony do pracy nad dźwiękiem podczas show i prób. George Martin był naczelnym producentem, ale został poinstruowany przez Lennona, że tym razem nie ma być żadnych jego produkcyjnych śmieci

C.D.N. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 24 listopada 2023

Piątek z the Beatles: Po Revolver był Pepper - cz.6. Dwóch Beatlesów jest na okładce po zażyciu LSD

 

Tak się złożyło, że od jakiegoś czasu piątkowe wpisy poświęciliśmy the Beatles. A ponieważ po Revolver nadeszły czasy Peppera, warto napisać co nieco o tym albumie. Zwłaszcza, że dysponuję oryginałem z epoki w stanie idealnym, jak i wydaniem rocznicowym CD z 1987 roku, czyli wydaniem specjalnym 20 lat po ukazaniu się oryginału. I tym wydaniem zajmiemy się teraz. W części pierwszej opisaliśmy fakty związane z narkotykami, oraz opinię o albumie George'a Martina (TUTAJ). W części drugiej (TUTAJ) pracę inżynierów nad albumem, a w trzeciej (TUTAJ) chronologiczny opis powstających piosenek. TUTAJ opisaliśmy narkotykowy odjazd Lennona podczas nagrywania Getting Better, a TUTAJ proponowaną wstępnie kolejność piosenek i listę nagranych utworów.
 
Partnerem biznesowym Roberta Frasera był Michael Cooper, znakomity fotograf, który został zaproszony do zrobienia zdjęć. Lalka z napisem Welcome the Rolling Stones Good Guys to płócienna figura Shirley Temple, dostarczył ją syn Coopera Adam. Zespól pojawił się po południu 30.03. Wypili po drinku, przebrali się i wykonano sesję. Wszystko trwało trzy godziny, wykonano też zdjęcia do środka i na tylną okładkę. 
 
Peter Blake nie jest pewny ile to wszystko kosztowało, wydaje mu się, że Robert Fraser dostał 1500 GBP od EMI, a on 200 GBP. Ludzie myślą że Blake musiał dużo zarobić, ale tak na prawdę prawa autorskie należały do Frasera. Ale to nie miało dla Blake'a dużego znaczenia, bowiem miał świadomość wielkości tego przedsięwzięcia.
 
 
Na koniec opisu Peter Blake wspomina, że okładka Peppera jest jedną z pierwszych okładek typu gatefold (przypomnijmy, że pierwsza okładka tego typu to płyta Elvisa Presleya z 1956 roku, wydana w USA). Natomiast nie ma wątpliwości, że jest to pierwsza okładka w historii muzyki, na której wydrukowano teksty. Dzisiaj jest to przecież standard, dotyczący nie tylko okładek winyli (czy wkładek w nich), ale też kaset magnetofonowych i płyt CD. Jest to też pierwszy album w historii, posiadający kieszeń w której umieszczono kartonowy wkład z gadżetami do wycięcia. Były to medal, wąsy, pagony, portret Peppera i orkiestry. 
 
Pierwotnym zamiarem było dodanie do płyty worka z gadżetami, ale to się nie stało z powodu kłopotów marketingowych jakie miałoby EMI. Niestety nie dowiadujemy się, czyim pomysłem było umieszczenie tekstów na okładce, a także czy prawdą jest opinia, że dodatkowe kartonowe gadżety do wycięcia miały się znajdować w okładce od początku, czy też znalazły się tam, bo zespół planował podwójny album, ale nie nagrał wystarczającej ilości materiału na dwie płyty.
 
Możemy dodać tylko od siebie, że w jednym z wywiadów Lennon powiedział, iż podczas sesji zdjęciowej, dwóch Beatlesów jest pod wpływem LSD (użył sformułowania are tripping). Naszym zdaniem jednak jest domyślić się którzy...
 
Na koniec historii powstania muzyki i okładki Peppera kilka zdjęć oryginału z 1967 roku. Warto zwrócić uwagę na jakość papieru - zwłaszcza we wkładce. Biały jest ciągle biały...





Zobaczymy czy CDN. Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.              

piątek, 17 listopada 2023

Piątek z the Beatles: Po Revolver był Pepper - cz.5. Układ utworów na albumie miał być zupełnie inny, a zespół nagrał 3 dodatkowe piosenki

 

Tak się złożyło, że od jakiegoś czasu piątkowe wpisy poświęciliśmy the Beatles. A ponieważ po Revolver nadeszły czasy Peppera, warto napisać co nieco o tym albumie. Zwłaszcza, że dysponuję oryginałem z epoki w stanie idealnym, jak i wydaniem rocznicowym CD z 1987 roku, czyli wydaniem specjalnym 20 lat po ukazaniu się oryginału. I tym wydaniem zajmiemy się teraz. W części pierwszej opisaliśmy fakty związane z narkotykami, oraz opinię o albumie George'a Martina (TUTAJ). W części drugiej (TUTAJ) pracę inżynierów nad albumem, a w trzeciej (TUTAJ) chronologiczny opis powstających piosenek. TUTAJ opisaliśmy narkotykowy odjazd Lennona podczas nagrywania Getting Better.

Kolejną nagraną piosenką była With a Little Help From My Friends, co miało miejsce 29.03.1967 pod roboczym tytułem Bad Finger Boogie. Zmiksowany z take 11, napisany przez Paula i Johna, zaśpiewany przez Ringo. Skład realizatorski to Martin, Emerick i Lush. Po nim jako ostatni nagrano Sgt. Pepper (Reprise) co miało miejsce 1.04. 1967 z take 9. Napisany przez Paula, ale zaśpiewany dodatkowo przez Johna i George'a. Skład realizatorski był jak w powyższym nagraniu. Dodatkowe trzy piosenki nagrane podczas sesji, ale odrzucone z albumu, zostały wydane na singlu i soundtracku Yellow Submarine. Były to Strawberry Fields Forever, nagrany 24.11.1967, Penny Lane (nagrany 29.12.1967) i It's Only A Northern Song (nagrany 13.02.1967).
 
 
Ideą było żeby album posiadał 2 strony ciągłej muzyki bez przerw, co w żargonie nagrywania nazywa się banding. Układ miał pierwotnie być następujący: Sgt. Pepper..., With A Little..., Being for the..., Fixing a Hole, Lucy..., Getting Better, She's Leaving...
 
 
Zespół miał pierwotnie na okładce zamieścić projekt wykonany przez duńską grupę o nazwie Fool (pokazany powyżej). Ale Peter Blake zagadał Paula i zaproponował zatrudnienie profesjonalnych artystów. John i Paul wpadli na pomysł, że na okładce ma być zespół podczas koncertu, ale szybko idea ta została zastąpiona wizją Johna, że ma to być zespół, który właśnie skończył koncert, być może w parku. Za zespołem miał stać tłum, i miało to stanowić formę kolażu. 
 
Peter Blake poprosił Beatlesów, żeby podali listę osób, tak też John podał Jezusa, Ghandiego i cynicznie - Hitlera. Ponieważ było to kilka miesięcy po niefortunnej wypowiedzi Johna o Jezusie, z Jezusa zrezygnowano. George dostarczył listę guru. Ringo oświadczył, że zgadza się ze wszystkimi propozycjami innych. Listę osób sporządził Peter Blake wraz z Robertem Fraserem. Sporządzili kartonowe figury i ustawili razem. EMI zdało sobie sprawę, że osoby żyjące mogą ubiegać się o prawo do wizerunku, dlatego Brian Epstain napisał list osobiście do każdej z osób.
 
Mae West, aktorka z USA, odpisała że nie chce być na okładce, co ma robić jej osoba w klubie samotnych serc? Ale kiedy zespół ją poprosił, zmieniła zdanie. O zrobienie zdjęć poproszono kolegę Frasera - Michaela Coopera. Blake ustawiał figury aż dwa tygodnie. Figury z ostatniego rzędu przymocował do ściany, a kolejne do nich, co pozwoliło uzyskać efekt wielopoziomowy. Wypożyczył też figury woskowe, chciał żeby patrzyły na całość. chłopak od zieleni zrobił gitarę z hiacyntów.  
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas  - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.             

piątek, 10 listopada 2023

Piątek z the Beatles: Po Revolver był Pepper - cz.4. Narkotykowy odjazd Lennona podczas nagrywania Getting Better

 

Tak się złożyło, że od jakiegoś czasu piątkowe wpisy poświęciliśmy the Beatles. A ponieważ po Revolver nadeszły czasy Peppera, warto napisać co nieco o tym albumie. Zwłaszcza, że dysponuję oryginałem z epoki w stanie idealnym, jak i wydaniem rocznicowym CD z 1987 roku, czyli wydaniem specjalnym 20 lat po ukazaniu się oryginału. I tym wydaniem zajmiemy się teraz. W części pierwszej opisaliśmy fakty związane z narkotykami, oraz opinię o albumie George'a Martina (TUTAJ). W części drugiej (TUTAJ) pracę inżynierów nad albumem, a w trzeciej (TUTAJ) chronologiczny opis powstających piosenek.
 
Kolejnym utworem jaki zespół nagrał, 23.02.1967 był Lovely Rita. Wersja albumowa pochodzi z take 11. Napisał i zaśpiewał go Paul. Nagrany został w składzie George Martin, Geoff Emerick i Richard Lush.
 
Pora na kolejne dzieło Lennona, czyli Lucy in the Sky with Diamonds. Nagrano go 1.03.1967 roku w studio Abbey Road, zmiksowany z take 8. Śpiewa oczywiście John, reszta składu nagrywającego jak w piosence powyżej.
 
Po nim przyszła pora na Getting Better, nagrany 9.03.1967, a zmiksowany z take 15. Śpiewa oczywiście Paul, tym razem jednak skład realizatorskie jest bardziej obszerny. Producent George Martin, inżynierami dźwięku byli: Malcolm Addey, Ken Townsend, Geoff Emerick, Peter Vince, a jako inżynierowie dalszego planu wystąpili: Graham Kirkby, Richard Lush i Keith Slaughter.
 
Z nagraniem chórków do tej piosenki wiąże się historia narkotykowego odjazdu Lennona. Otóż tego dnia do studia zaproszono oficjeli z wytwórni, którzy mieli oglądać postępy zespołu podczas realizacji płyty. Lennon prawdopodobnie przez pomyłkę, zamiast tabletek uspokajających zażył podwójną dawkę LSD. Spowodowało to jego zasłabnięcie podczas realizacji nagrania. Został wyprowadzony na dach studia, gdzie pozostawił go samego i pod wpływem George Martin (ten nigdy nie zażywał narkotyków). Kiedy odkryto jak bezmyślnie się zachował natychmiast z dachu sprowadził go Mal Evans. Ten pełnił funkcję człowieka do zadań specjalnych, ale wiadomo że od początku kiedy zespół zaczął palić marihuanę, Evans ją załatwiał a nawet przemycał dla nich w swoim bagażu.    
 
17.03.1967 zespół nagrał She's Leaving Home, piosenkę uważaną przez krytyków muzycznych za najwybitniejszy walc w historii muzyki.
 
 
Zmiksowany z take 9. Tym razem piosenka jest autorstwa obu wielkich Beatlesów. Ciekawostką jest fakt, że udzielał się w niej jako realizator Mike Leander. George Martin poprawił po nim kilka szczegółów, ale poczuł się urażony że został zastąpiony kimś innym. Nieporozumienie wynikło z faktu, że kiedy Paul chciał nagrywać, Martin był zaangażowany w sesję nagraniową na płytę Cilli Black. Martinowi było strasznie żal, bowiem był to jeden z jego ulubionych utworów na albumie.
 
Pora na jedno z wielkich dzieł George'a Harrisona. Mowa oczywiście o Within You Withou You. Nagrano go 22.02.1967 z take 2, śpiewa oczywiście George, a skład inżynierski to George Martin, Geoff Emerick i Richard Lush.  
 
Za tydzień zakończymy opis pozostałych piosenek i przedstawimy wizje, jakie miał zespół odnośnie kolejności piosenek.
 
C.D.N.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   
   
       

piątek, 3 listopada 2023

Piątek z the Beatles: Po Revolver był Pepper - cz.3. John Lennon cały czas dbał o eksperymentalną stronę albumu

 

Tak się złożyło, że od jakiegoś czasu piątkowe wpisy poświęciliśmy the Beatles. A ponieważ po Revolver nadeszły czasy Peppera, warto napisać co nieco o tym albumie. Zwłaszcza, że dysponuję oryginałem z epoki w stanie idealnym, jak i wydaniem rocznicowym CD z 1987 roku, czyli wydaniem specjalnym 20 lat po ukazaniu się oryginału. I tym wydaniem zajmiemy się teraz. W części pierwszej opisaliśmy fakty związane z narkotykami, oraz opinię o albumie George'a Martina (TUTAJ). W części drugiej (TUTAJ) pracę inżynierów nad albumem.


 
Jako drugi chronologicznie nagrano A Day In The Life. Było to 19.01.1967 roku. Tytułem roboczym piosenki był In the Life Of. Wersja na albumie jest miksem z take 6 i 7. Autorami piosenki są John i Paul, obaj też ją wykonują. Obok Georgea Martina w nagraniu jako inżynier brali udział Geoff Emerick, Richard Lush i Phil McDonald.
 
 
W dalszej kolejności nagrano tytułową piosenkę Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band. Miało to miejsce 1.02.1967. Zmiksowano ją z take 10. Napisał i zaśpiewał ją Paul, a obok Georgea Martina w nagraniu jako inżynier brali udział Geoff Emerick i Richard Lush.
 

 
Jako czwarty, 8.02.1967 nagrany został Good Morning Good Morning. Była to piosenka napisana  i zaśpiewana przez Johna, a zmiksowana z take 2. Skład realizatorski jak w piosence powyżej.
 
Kolej na następną piosenkę Johna, którą jest Being for the Benefit of Mr Kite! z 17.02.1967. Zmiksowano ją z take 9. Skład jak powyżej.


 
Po tym jakże eksperymentalnym utworze, zespół nagrywa Fixing A Hole, a jest to dokładnie 21.02.1967. Co ciekawe, nie robią tego w studio Abbey Road (gdzie nagrali wszystkie wspomniane powyżej piosenki) tylko w Regent Sound Studio w Londynie, a w Abbey Road odbyła się jego obróbka i miks z take 3. Napisał go Paul, i on oczywiście śpiewa. W nagraniu obok Georgea Martina uczestniczyli Adrian Ibbetson (ze studia Regent Sound), Geoff Emerick i Richard Lush.
 
Reasumując, chronologia nagrywania piosenek pokazuje nam jak znakomicie balansowała się na albumie twórczość McCartneya z twórczością Lennona. Na dziwaczny i staromodny When I'm 64 Paula, Lennon odpowiada najlepszym utworem na płycie i uważanym za najlepszy utwór zespołu, A Day In The Life. Co prawda piszą go obaj, ale nie jest tajemnicą, że to pomysł Johna, który w Daily Mail przeczytał słynny wycinek o dziurach na drogach. Paul za to wpada na doskonały pomysł z orkiestrą, mało tego dyryguje nią kiedy muzycy zostają pozostawieni sami sobie w graniu chaotycznego fragmentu  w górę skali. Zdaje się, że Lennon cały czas pozycjonuje muzykę zespołu, żeby nie zboczyć z mocno eksperymentalnego kierunku, bowiem po dość zwyczajnym tytułowym utworze Paula, znowu wkracza z mocno zakręconym Good Morning... A po nim ponownie eksperymentuje w pikowym utworze albumu czyli Being for...         
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 6 października 2023

Piątek z the Beatles: Po Revolver był Pepper - cz.2 - Praca inżynierów nad albumem to 700 godzin, podczas gdy debiut zespołu nagrano w 585 minut...

 

Tak się złożyło, że od jakiegoś czasu piątkowe wpisy poświęciliśmy the Beatles. A ponieważ po Revolver nadeszły czasy Peppera, warto napisać co nieco o tym albumie. Zwłaszcza, że dysponuję oryginałem z epoki w stanie idealnym, jak i wydaniem rocznicowym CD z 1987 roku, czyli wydaniem specjalnym 20 lat po ukazaniu się oryginału. I tym wydaniem zajmiemy się teraz. W części pierwszej opisaliśmy fakty związane z narkotykami, oraz opinię o albumie George'a Martina (TUTAJ). Od dzisiaj zaczniemy omawiać kulisy powstania albumu.
 
Beatlesi mieli od samego początku pęd do robienia czegoś innego niż pozostałe zespoły. Zdaniem Georgea Martina Pepper stał się albumem, który zrewolucjonizował świat muzyki. Był czymś, czego wcześniej nikt nie nagrał, a zastosowane efekty specjalne czyniły album absolutnie nowatorskim. Mało tego, Pepper zrewolucjonizował też świat przemysłu muzycznego, a jego wpływ na muzykę będzie widoczny tak długo, jak długo będzie się ją nagrywać i sprzedawać. 
 
Geoff Emerick, który był inżynierem dźwięku i wspólnie z Georgem Martinem starał się przenosić pomysły zespołu na taśmę, obliczył, że spędził nad Pepperem w studio 700 godzin. Dla odmiany, pierwszy album zespołu Please Please Me został nagrany w 585 minut. Wszystko na albumie było inne niż przedtem zatem czyniono wiele zabiegów z dźwiękiem. Podobnie jak na Revolver uciekano się do unikalnych chwytów, tak na przykład umieszczono mikrofony w mosiężnych tubach instrumentów dętych, a słuchawki podłączono do mikrofonów połączonych ze skrzypcami. Nałożono ogromne echo na partie wokalne, i puszczano je przez głośnik w organach Hammonda. Użyli ogromnych prymitywnych oscylatorów żeby żeby zmieniać prędkość instrumentów i wokali, posługiwali się też sklejonymi losowo kawałkami taśm puszczanymi od tyłu (co nazywano organami parowymi Johna Lennona).
 
Sama końcówka albumu też jest niesamowitym trikiem studyjnym, bowiem gdy znika ostatni akord A Day In The Live pojawia się dźwięk mający na celu zdenerwować waszego psa - było to specjalne życzenie Lennona. Powstał on a losowych odgłosów zmontowanych i puszczonych od tyłu, tak żeby iglica albumu nie wróciła do początku. W ten sposób album nigdy się nie kończy (oczywiście na CD tego nie usłyszymy, użyto wyciszenia...). 
 
Nagrywanie Peppera trwało 129 dni i były to najbardziej kreatywne 129 dni w historii muzyki. Poniżej kolejność w jakiej powstawały piosenki na albumie:
 
When I'm Sixty Four - nagrany w Abbey Road 6.12.1966. Utwór zmiksowany z take 4, napisany i zaśpiewany przez Paula. Producentem był George Martin, inżynierem dźwięku Geoff Emerick i Phil McDonald.
 

Kolejne piosenki chronologicznie przedstawimy w następnym wpisie. Aż strach pomyśleć, gdyby Paul zechciał cały album utrzymać w tej konwencji. Po latach piosenka ma swój urok, jednak chyba jest jedną z najsłabszych na całej płycie. 
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.     

piątek, 29 września 2023

Piątek z the Beatles: Po Revolver był Pepper - cz.1

Tak się złożyło, że od jakiegoś czasu piątkowe wpisy poświęciliśmy the Beatles. A ponieważ po Revolver nadeszły czasy Peppera, warto napisać co nieco o tym albumie. Zwłaszcza, że dysponuję oryginałem z epoki w stanie idealnym, jak i wydaniem rocznicowym CD z 1987 roku, czyli wydaniem specjalnym 20 lat po ukazaniu się oryginału. I tym wydaniem zajmiemy się teraz. 

Zanim przejdziemy do jego omówienia, najpierw kilka faktów. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak ważny wpływ na muzykę zespołu wywarły narkotyki. Kiedyś gdy zaczynałem interesować się Beatlesami takie doniesienia traktowałem wręcz z agresją, nie mogłem zaakceptować faktu, że moi idole robili coś takiego. Obecnie dysponujemy materiałami źródłowymi (wywiadami i wspomnieniami), w których członkowie zespołu, oraz ludzie z ich otoczenia, jawnie o tym mówią. To temat na osobną serię wpisów, które tutaj się pojawią. Tymczasem żeby dobrze odebrać Peppera trzeba pamiętać, że o ile Revolver to dzieło marihuany (poza Tomorrow Never Knows, który powstał pod wpływem LSD), o tyle Pepper to dzieło LSD (choć nie do końca). Paul McCartney wręczając ten album jednemu ze znajomych dziennikarzy powiedział że ma tego słuchać, jak będzie na kwasie, bo album powstał pod jego wpływem (czyli LSD). Lennon z kolei powiedział, że na okładce albumu dwóch z członków zespołu jest po zażyciu LSD. Jednak nie do końca jest prawdą, że Pepper powstał w wyniku podróży w inne stany świadomości pod wpływem kwasu. Znany jest wywiad z McCartneyem w którym po wielu latach przyznał się do brania w tamtym czasie również kokainy. Ten mało znany fakt rzuca mocne światło na twórczość Paula, bowiem według tych co narkotyk ten brali, po fazie euforii kokaina powoduje ogromną depresję. Zresztą faza depresji pojawia się też po wzięciu LSD. Być może stąd nostalgia w piosenkach Paula (jak choćby Elanor Rigby), czy smutek pod koniec tekstu Lucy in The Sky Lennona. Tyle na razie, bo historia jest długa i pojawi się tutaj w swoim czasie. 


Po zdjęciu specjalnej obwoluty na pudełko CD w środku, poza płytą, znajduje się książeczka, oraz zdjęcie postaci z numerkami, pozwalające rozszyfrować postaci. My natomiast na razie skupmy się na książeczce.
 

Zaczyna się od wstępu George'a Martina - realizatora albumu. Martin pisze w nim, że Pepper nie powstawał jako concept album, ale wkrótce tak został odebrany i zaczął żyć takim właśnie życiem. Stwierdza też, że to najbardziej nowatorski, obdarzony wyobraźnią i wskazujący muzyczne trendy album, jaki powstał w historii muzyki.

Z pewnością patrząc na całokształt to znakomity album Beatlesów, zwłaszcza jeśli chodzi o jakość, spójność i czystość dźwięku. Jak można było nie iść tą drogą i tak fatalnie zmiksować Magical Mystery Tour? To przecież nie jest zła płyta, choć brzmi fatalnie...


Tyle na dziś, temat będzie kontynuowany w kolejny piątek.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.    

piątek, 22 września 2023

Super deluxe edition Revolver - najważniejszej płyty the Beatles cz.29/29: Zawartość boksu i unikalne nagrania zespołu na numerowanym winylu

   

Kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy na naszym blogu omawianie specjalnego wznowienia albumu Revolver zespołu the Beatles (TUTAJ) streszczeniem wstępu Paula McCartneya. Następnie streściliśmy relację Gilesa Martina (TUTAJ) - współrealizatora nagrań, a fenomen albumu omawiał raper Questlove (TUTAJ). Opisaliśmy też historię zastosowania sitaru (TUTAJ) i jak powstawały efekty specjalne (TUTAJ), oraz zaczęliśmy omawiać rozdział zatytułowany Track by Track, w tym historię powstania piosenki Taxman (LINK), Elanor Rigby (LINK), I'm Only Sleeping (LINK), Love You To (LINK), Here, There and Everywhere (LINK), Yellow Submarine (LINK), She Said She Said (TUTAJ), Good Day Sunshine (LINK), And Your Bird Can Sing (TUTAJ), For No One (LINK), Doctor Robert (TUTAJ), I Want To Tell You (LINK), Got To Get You Into My Life (TUTAJ), Tomorrow Never Knows (TUTAJ), (TUTAJ), Peperback Writer (TUTAJ) i Rain (TUTAJ). Opis powstania projektu niesamowitej okładki albumu, autorstwa Klausa Voormanna opisaliśmy (TUTAJ), natomiast opis zdarzeń przed wydaniem płyty, jak i alternatywnymi nazwami (TUTAJ). Z kolei TUTAJ podkreśliliśmy rolę albumu w przecieraniu nowych muzycznych dróg, a TUTAJ kontrowersje związane z wydaniem amerykańskim Yesterday and Today. Aferę po wywiadzie zespołu, oraz przyjęcie płyty w USA i działalność po Revolver opisaliśmy TUTAJ. Ostatnio natomiast (TUTAJ) zajęliśmy się plotkami o rozpadzie grupy, oraz niuansami wydań mono i stereo albumu.

Ostatnie nasze spotkanie z super deluxe edition będzie bardziej obrazkowe. Trudno bowiem o piękniejsze wizualnie wydawnictwo. Wszystko zapakowane w duży box, w środku singielek z nowym miksem Peperback Writer i Rain, oraz oryginalnymi wersjami mono z mastera.

Dalej, bogato ilustrowana książka, z opisami wszystkich dostępnych wersji utworów, historią ich nagrania, inspiracjami, fotografiami... To w oparciu o tą książkę powstawały kolejne posty z tej serii. Ale to nie koniec.
 

Bowiem teraz najważniejsze. Dwie wersje albumu - mono i stereo (o różnicach między nimi pisaliśmy w ostatnim poście TUTAJ):



I absolutny smaczek... Znakomity podwójny winyl z wersjami dotychczas (przynajmniej w większości) nieznanymi. Wydane to jest z piękną okładką wzbogacaną lakierem UV:
 


Aby było jeszcze ciekawiej oba winyle są numerowane, i zabronione jest ich kopiowanie, odtwarzanie publiczne, a nawet sprzedawanie. Albumy zaleca się czyścić nową formułą EMITEX chroniącą płyty przed rysami i zapewniającą ich większą żywotność.

 

Moja edycja ma numer 4 559 955. Jak widać nawet po latach Beatlesi mają osiągi jakich dziś nie ma nikt. 

A muzyka? Są tutaj te wersje piosenek które opisywaliśmy. Niektóre z prób, inne to miksy, które z czasem przemieniły się w piosenki jakie znamy. Wszystkiego nie mogę opisać, przecież w końcu trzeba pozostawić też coś dla siebie. Można tylko powiedzieć: atmosfera niespotykana, jakby się tam było... W każdym razie na You Tube tego nie ma, i znając Paula McCartneya, a to on stoi za tego rodzaju wznowieniami, nigdy nie będzie. 

Na tym kończymy spotkanie z Revolver. Za tydzień w tej rubryce pojawi się coś innego i równie ważnego w dorobku zespołu. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.