piątek, 6 października 2023

Piątek z the Beatles: Po Revolver był Pepper - cz.2 - Praca inżynierów nad albumem to 700 godzin, podczas gdy debiut zespołu nagrano w 585 minut...

 

Tak się złożyło, że od jakiegoś czasu piątkowe wpisy poświęciliśmy the Beatles. A ponieważ po Revolver nadeszły czasy Peppera, warto napisać co nieco o tym albumie. Zwłaszcza, że dysponuję oryginałem z epoki w stanie idealnym, jak i wydaniem rocznicowym CD z 1987 roku, czyli wydaniem specjalnym 20 lat po ukazaniu się oryginału. I tym wydaniem zajmiemy się teraz. W części pierwszej opisaliśmy fakty związane z narkotykami, oraz opinię o albumie George'a Martina (TUTAJ). Od dzisiaj zaczniemy omawiać kulisy powstania albumu.
 
Beatlesi mieli od samego początku pęd do robienia czegoś innego niż pozostałe zespoły. Zdaniem Georgea Martina Pepper stał się albumem, który zrewolucjonizował świat muzyki. Był czymś, czego wcześniej nikt nie nagrał, a zastosowane efekty specjalne czyniły album absolutnie nowatorskim. Mało tego, Pepper zrewolucjonizował też świat przemysłu muzycznego, a jego wpływ na muzykę będzie widoczny tak długo, jak długo będzie się ją nagrywać i sprzedawać. 
 
Geoff Emerick, który był inżynierem dźwięku i wspólnie z Georgem Martinem starał się przenosić pomysły zespołu na taśmę, obliczył, że spędził nad Pepperem w studio 700 godzin. Dla odmiany, pierwszy album zespołu Please Please Me został nagrany w 585 minut. Wszystko na albumie było inne niż przedtem zatem czyniono wiele zabiegów z dźwiękiem. Podobnie jak na Revolver uciekano się do unikalnych chwytów, tak na przykład umieszczono mikrofony w mosiężnych tubach instrumentów dętych, a słuchawki podłączono do mikrofonów połączonych ze skrzypcami. Nałożono ogromne echo na partie wokalne, i puszczano je przez głośnik w organach Hammonda. Użyli ogromnych prymitywnych oscylatorów żeby żeby zmieniać prędkość instrumentów i wokali, posługiwali się też sklejonymi losowo kawałkami taśm puszczanymi od tyłu (co nazywano organami parowymi Johna Lennona).
 
Sama końcówka albumu też jest niesamowitym trikiem studyjnym, bowiem gdy znika ostatni akord A Day In The Live pojawia się dźwięk mający na celu zdenerwować waszego psa - było to specjalne życzenie Lennona. Powstał on a losowych odgłosów zmontowanych i puszczonych od tyłu, tak żeby iglica albumu nie wróciła do początku. W ten sposób album nigdy się nie kończy (oczywiście na CD tego nie usłyszymy, użyto wyciszenia...). 
 
Nagrywanie Peppera trwało 129 dni i były to najbardziej kreatywne 129 dni w historii muzyki. Poniżej kolejność w jakiej powstawały piosenki na albumie:
 
When I'm Sixty Four - nagrany w Abbey Road 6.12.1966. Utwór zmiksowany z take 4, napisany i zaśpiewany przez Paula. Producentem był George Martin, inżynierem dźwięku Geoff Emerick i Phil McDonald.
 

Kolejne piosenki chronologicznie przedstawimy w następnym wpisie. Aż strach pomyśleć, gdyby Paul zechciał cały album utrzymać w tej konwencji. Po latach piosenka ma swój urok, jednak chyba jest jedną z najsłabszych na całej płycie. 
 
C.D.N. 
 
Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz