sobota, 15 sierpnia 2020

Joy Division „Licht Und Blindheit” - w labiryncie wieczności

Wydarzenie na scenie to coś więcej niż spektakl. Intensywne światło punktowe izoluje sylwetkę, utrwala ją w przestrzeni i unieważnia czas. Oślepiony i przez chwilę oniemiały, oświetlony śpiewak nie dostrzega już granic otaczającego go pokoju. Echo w sercu przypadkowej ciszy wzmacnia przytłaczające wrażenie podziemnej wyprawy. Echa grot i zimnych katedr, echa nieskończonego kosmosu. Kategorie udręki mają tendencję do zlewania się ze sobą: ucisk głębi i zamknięcie budzą lęk przed pustką, korytarze królestwa umarłych reagują w głębi nas samych jak idea nieskończoności.

Ten spektakl jest rytuałem, nieskończenie rozpaczliwą samotnością.
 

Dreszcz… Te kilka sekund wolnych od wibracji to wieczność. W nich kondensuje się głębia wewnętrznych refleksji, pogrzebowa eksploracja mrocznych labiryntów, z których pewny jest tylko wyjątkowy i nieodwracalny koniec. Czy muzyka byłaby tylko interpunkcją i akcentowaniem, czymś w rodzaju ramy wykutej z absolutnej ciszy, poszukiwanej w tajemnicy?
 
Powyższy tekst autorstwa Jean-Pierre Turmela został przetłumaczony na angielski przez  Paula Bucka i wydrukowany na wkładce do 7-calowego singla Joy Division „Licht Und Blindheit” wydanego we francuskiej wytwórni Sordide Sentimental z Rouen (opisaliśmy go TUTAJ). 

Należąca do Turmela firma emitowała nisko limitowane albumy muzyczne w wyjątkowo wysmakowanej, ekskluzywnej formie, zawsze ze starannie dobraną okładką i oryginalnym tekstem. Po wielu latach, Jean-Pierr Turmele w udzielonym wywiadzie dla francuskiego magazynu Les Inrockuptibles (nr 225, 22 grudnia 1999 LINK) dopowiedział szczegóły dotyczące historycznego singla: Sam wykonałem czarno-biały kolaż wzbogacony tuszem i węglem drzewnym, na temat promieni świetlnych słabo oświetlających przepaści, podziemne piekła, wewnętrzne labirynty i ukryte w nich niebezpieczeństwa.


Powtórzmy jeszcze raz ostatnie słowa: podziemne piekła, wewnętrzne labirynty i ukryte w nich niebezpieczeństwa. Czyż nie jest to sens poezji Iana Curtisa? Kluczowe znaczenie ma w tej metaforze odniesienie do labiryntu.

Słowo labirynt pochodzi z greki. Labyrinthos oznaczał w starożytności duży budynek ze skomplikowanymi podziemnymi przejściami. Po łacinie zaś labirynt odwoływał się do domus deadali, Dom Dedala, który także odnosił się do mitycznego labiryntu, antycznego mitu, według którego król Krety Minos skonstruował budowlę o systemie skomplikowanych korytarzy, w którym umieścił potomka swojej żony i byka Minotaura. Powstały potwór o ciele mężczyzny z głową byka pożerał tych, którzy przyszli do niego i zakłócili mu spokój. Klasyczny kreteński labirynt był strukturą, w której jedna kręta ścieżka nieuchronnie prowadziła do centrum, gdzie czyhało niebezpieczeństwo (Minotaur według starożytnych przekazów był zwykle umieszczany w jego środku).

Niewątpliwie, od początku ta konstrukcja miała znaczenie symboliczne. Zdaniem semiotyka Umberto Eco, labirynt jest pełen alternatyw, dlatego wszystkie jego ścieżki są ślepe, za wyjątkiem jednej, tej prowadzącej do celu.  (Umberto Eco From The Tree To The Labyrinth, Harvard 2014, s. 52–53). Zauważa on także, iż labirynt jest niczym sieć, w której każde skrzyżowanie łączy się z innymi. Znaczenie owej symboliki jest niejednoznaczne i dość sprzeczne. Najczęściej labirynt interpretuje się go jako obraz poszukiwania duchowego centrum, dążenia do samopoznania. W tym sensie jego obraz pojawiał się na posadzkach gotyckich katedr (najbardziej znany jest w Chartres).



Jednak współcześnie strach przed Minotaurem został zastąpiony strachem przed zagubieniem się. A wejście w labirynt oznacza nie tyle zmaganie się z własną niewiedzą, co totalnie ogarniające  człowieka  poczucie izolacji, wyobcowania i samotności. W labiryncie wprawdzie jest się wolnym, zwłaszcza w wyborze ścieżki, lecz boleśnie i ostatecznie samotnym. Wyizolowanym… Czy nie o tym są ostatnie utwory Iana Curtisa, Isolation i Colony, o których pisaliśmy TUTAJ

Kwintesencją tych znaczeń są zdjęcia Antona Corbijna, przedstawiające zespół wchodzący do podziemnego przejścia londyńskiego metra… (LINK). 



Trzej muzycy spoglądają bezrefleksyjnie w głąb korytarza i zaraz pewnie zbiegną po schodach, lecz na jednym ze zdjęć Ian Curtis stoi lekko z boku, oglądają się w tył, jakby się wahał…

I w końcu wszedł w labirynt, taki z którego nie ma już wyjścia...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 14 sierpnia 2020

Pearl Thompson - ex gitarzysta the Cure, ale czy tylko?

Nie tak dawno temu opisaliśmy malarstwo muzyka Ultravox, Johna Foxxa (TUTAJ). A dzisiaj chcemy zaznajomić naszych czytelników z obrazami byłego  gitarzysty i klawiszowca The Cure, Porla Thompsona, który po rozstaniu z grupą zmienił - najpierw żonę, potem imię na Pearl  a następnie całe życie, bo postanowił przez resztę swoich dni zająć się malarstwem, po wyprzedaży instrumentów i innych  sprzętów scenicznych związanych z byłym zespołem. Stało się to definitywnie w 2012 roku i na razie Thompson jest w tym konsekwentny. Jedynym co mógłby go nakłonić do ponownego muzykowania,  byłby telefon od jego idola, którym jest Iggy Pop. Póki co, telefon jednak milczy, więc maluje.  (choć czy na pewno? po aukcji zatrzymał kilka swoich starych gitar, a w 2016 roku połączył siły z DJ-em i aktorem Sumachem Ecksem, znanym jako Gonjasufi i obaj wydal album Callus). 

Artysta jest samoukiem i podobno tworzy abstrakcje. Pierwsze obrazy, bardzo kolorowe przypominają stylem malarstwo dadaistów, szczególnie późne prace Jeana (Hansa) Arpa lub Kurta Schwittersa. Pełne rozmachu, malowane szerokimi pociągnięciami pędzla formy, wybuchają feerią, wśród których widać czarne plamy układające się w sylwetki... 

Pierwsze płótna powstały z inspiracji widzianych krajobrazów: kanionów Malibu i kalifornijskiej pustyni, a autor tak je skomentował: Lubię cofać się i przyjmować inną perspektywę, widzieć wizje, intensywne kolory, cienie i formy życia… jest to jak spojrzenie oczami ptaków. Z biegiem czasu prace Thompsona uspokoiły się. Tło zostało na nich podporządkowane motywowi przewodniemu, którym najczęściej jest zwinięta w ślimacznicę wić.










Thompson najpierw pokazał swoje prace w 2002 roku w Wielkiej Brytanii w Kornwalii, na wystawie 100% SKY . W 2015 miał pierwszą, indywidualną wystawę w Stanach Zjednoczonych. Ekspozycja zatytułowana Through the Eyes of Birds pojawiła się w galerii Mr. Musichead w Los Angeles. Jej właściciel jest, Sam Milgrom, przyjaźni się z Thompsonem i odwiedzając go w domu zauważył obrazy przyjaciela.

Cóż jeszcze? Muzyk urodził się 8 listopada 1957 roku w Londynie jako Paul Stephen Thompson. Obecnie jest żonaty z Dali'esque Thompson (od 2014 roku), którą poznał w Belgradzie w 2002 roku (LINK). Wcześniej był żonaty z Janet Smith, siostrą lidera The Cure, z którą ma czworo dzieci. 

Jego życie biegnie teraz bardzo powoli, jak sam mówi, Zagrzebałem się w tym, co zrobiłem. Spędzam dużo czasu na mojej łodzi mieszkalnej w Anglii i nie wychodzę z niej... Ty także musisz zanurzyć się w sztuce.

Jego prace można zamówić i obejrzeć TUTAJ.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 13 sierpnia 2020

Punk rock: brzydota jest nieograniczona w swoich możliwościach, czyli o estetyce antykonwencjonalnej

W każdym stuleciu filozofowie i artyści dostarczali definicję piękna, a dzięki ich dziełom da się odtworzyć historię idei estetycznych. Ale z brzydotą stało się inaczej. Przez większość i przez wieki była uważana za przeciwieństwo piękna, lecz nikt nigdy nie poświęcił jej żadnej obszernej rozprawy, oprócz przelotnych wzmianek w pracach marginalnych napisał w eseju Historia Brzydoty (ang.: On Ugliness, wł.: Storia della bruttezza) (LINK) Umberto Eco i skonkludował: Piękno ogranicza kanon, a brzydota jest nieograniczona w swoich możliwościach.

Pisarz swoje przemyślenia ogłosił w 2006 roku, zaś w roku 2008 Malcom McLaren (manager Sex Pistols) podsumował działalność legendarnego zespołu tymi słowami: Uczyniliśmy brzydotę piękną (LINK). Zdanie to jest doskonałą definicją muzyki i w ogóle filozofii punk. Do czasu wybuchu rewolucji muzycznej na przełomie  lat 70. i 80. brzydota była jednoznaczna z wykluczeniem. Aż tu nagle punk wprowadził estetykę antykonwencjonalną, w której odrzucał piękno i elegancję. W ich miejsce umieścił kult brzydoty, który zerwał z tradycyjną, zachodnią ideą piękna. Punk zaczął oznaczać zgromadzenie pięknych dziwaków czy raczej dziwaków pięknych inaczej, których sama obecność i wygląd sugerowały emocje i niebezpieczeństwo.
 
Trzeba wyjaśnić w tym miejscu, iż słowem punk, w którym w XVI wieku w Anglii określano osobę z marginesu, prostytutkę (LINK), w końcu XX wieku zdefiniowano skojarzenie z bezwartościowością, pustą i bezużyteczną osobą, za jaką uważano  w latach 70. młodego człowieka z klasy średniej i  różnych, innych odmieńców, często ze szkół artystycznych. To oni zaczęli świadomie używać swego brzydkiego ciała jako środka ekspresji. Noszone przez nich podarte koszule i dżinsy trzymające się na agrafkach i łączone łańcuchami, buty wojskowe i czarne worki na śmieci, farbowane długie włosy postawione na sztorc (tworzące irokeza, o którym pisaliśmy LINK) wyróżniały ich z pośród nudnego, ustabilizowanego społeczeństwa.

Niezależnie od tego, czy punki chciały wywołać odruch odrazy, czy nie, ich groteskowe ciała były postrzegane przez innych jako obelga. Sami też przedstawiali się groteskowo w swoich piosenkach. A, że postać potwora często przewija się w powojennej kulturze popularnej, zwłaszcza w horrorze i science fiction, nic dziwnego, że potwory zajęły także poczesne miejsce w ikonografii punkowej. Wszystko to zaś na dobre zaczęło się gdy John Lydon i John Simon Ritchie, bardziej znany pod nazwą Sid Vicious, zostali zagadnięci przez McLarena w sklepie odzieżowym SEX czy nie zgodziliby się przystąpić do zespołu muzycznego... Tak powstał Sex Pistols, podczas koncertów którego Lydon wrzeszczał i wykręcał ciało w karykaturalnych pozach. Tak naprawdę nie umiał śpiewać w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale jego krzyki i zniekształcenia melodii nadały zespołowi wyjątkowe brzmienie. Członkowie grupy wykonywali muzykę opartą na szybkim rytmie, bardzo głośną, ale bez melodii i harmonii. Byli czystym hałasem, który jednak znalazł drogę do serc i umysłów młodego pokolenia Brytyjczyków.

Brutalny, brudny i zbuntowany wizerunek Sex Pistols przemówił do tej grupy niezadowolonej młodzieży, która czuła, że nie ma przyszłości w trudnych warunkach czasu kryzysu gospodarczego. Debiutancki album z 1978 roku, Never Mind the Bollocks Here's the Sex Pistols, wprowadzili do świata muzyki zasadę Do It Yourself, według której nie trzeba mieć żadnego muzycznego doświadczenia, aby założyć zespół i grać, bo liczy się tylko to, że ma się coś do powiedzenia, oczywiście bez autocenzury.

Podczas występu Sex Pistols w 1978 roku w Great Southeast Music Hall w Atlancie w stanie Georgia, Rotten tak odniósł się do reakcji tłumu na pojawienie się zespołu: Możecie przestać się na nas gapić, jesteśmy brzydcy i wiemy o tym. Pragnienie Sex Pistols, podobnie jak innych ówczesnych zespołów punkowych, by być odmiennym od reszty społeczeństwa, doprowadziło do rozkwitu poczucia piękna indywidualnego. Brytyjska grupa dała pewność siebie swoim fanom. Utwierdziła ich w tym, że mogą nosić to co chcą, zachowywać się tak jak chcą, i żyć tak jak chcą. Najważniejszą wartością stała się dla subkultur tamtego okresu indywidualność. W rezultacie sztuka punk była celowo brzydka, by wywołać szok i uczucie obrzydzenia. 


Podejście to przypomina ruch artystyczny z początku XX wieku, którym był dadaizm. Paradoksalnie bunt sztuki punk doprowadził to do stworzenia odrębnej estetyki opartej na asymetrii i na chaosie.  Otworzyło to drogę kolejnym muzykom, którzy ośmielili się wyrazić publicznie swoje emocje, mimo braku umiejętności gry na instrumentach. 

Wśród nich byli Joy Division...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

środa, 12 sierpnia 2020

Z mojej płytoteki: bootleg Joy Division - Day of the Lords

Dzisiaj kolejny bootleg Joy Division z mojej obszernej kolekcji. Kupiłem go kiedy został wydany, czyli w roku 2006, na jednej z aukcji internetowych, zatem ma już 14 lat. 

Zacznijmy od okładki, opatrzonej zdjęciem samotnego mężczyzny idącego przez pole. Wydaje się że chodzi o Iana Curtisa, i wcale nie jest wykluczone, że owa ziemia to słynna Jałowa Ziemia z dzieła T.S. Eliota, jednego z ulubionych poetów wokalisty zespołu (pisaliśmy o tym TUTAJ):

Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień. Wywodzi
Z nieżywej ziemi łodygi bzu, miesza
Pamięć i pożądanie, podnieca
Gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz.
Zima nas otulała i kryła
Ziemię śniegiem łaskawym, karmiła
Maleńkie życie strawą suchych kłączy.

Na górze okładki mamy wkomponowane zdjęcie zespołu wykonane przez Kevina Cumminsa na Epping Bridge (więcej TUTAJ). Jednak przerobione jako grafikę, a czcionka nie jest oryginalną czcionką użytą przez Petera Savillea na okładce Closer (LINK), która stała się znakiem rozpoznawczym na większości bootlegów.
Na drugiej stronie okładki znajdujemy jedno z serii zdjęć, jakie zespołowi zrobiła Jill Furmanovski, opisanych TUTAJ, a  opublikowanych na reedycji Still z koncertem z High Wycombe Town Hall (warto zobaczyć TUTAJ). Jak widać album zadedykowany jest legendarnemu dziennikarzowi muzycznemu Johnowi Peelowi, którego sesje omawiamy od dłuższego czasu na naszym blogu TUTAJ, a który miał bardzo duży wkład w propagowanie muzyki Joy Division. Przypomnijmy, że zespół wystąpił w sesjach dla Peela dwukrotnie i zabrzmiał zupełnie niesamowicie (pisaliśmy o tym TUTAJ).
To Peel właśnie grał w swoich audycjach słynny singiel zespołu Licht und Blindhit wydawnictwa Sordide Sentimentale (warto zobaczyć TUTAJ), z powodu niskiego nakładu bardzo trudno osiągalny, a który ludzie nagrywali z radia na kasety i masowo kopiowali.

John Peel oznajmił słuchaczom o śmierci Iana Curtisa, 19.05.1980 roku:


Tyle o okładce, a teraz muzyka. Album bowiem zawiera jeden z najbardziej bootlegowanych  koncertów zespołu z Effenaar w Eindhoven z 18.01.1980 roku  - warto zobaczyć TUTAJ. Z tego koncertu pochodzi poniższe wideo:
Choć podczas koncertu zespół wykonał dokładnie 16 piosenek, na bootlegu znajdujemy ich 14 (opuszczono Disorder i Warsaw). Uwagę zwraca znakomicie wykonana wklejka na winylu:
zwierająca zdjęcie jakie wykonał w Plan K Philippe Carly (napisał o tym dla nas specjalny tekst TUTAJ).

Czy coś więcej możemy dodać? Wydaje się, że to wszystko, może jeszcze tyle, że czekamy na nowe bootlegi, które zapewne, wraz z tymi starszymi tutaj opiszemy. 

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie a tymczasem posłuchajmy jak to brzmiało wtedy, ponad 40 lat temu:


Joy Division - Day of the Lords, Effenaar w Eindhoven 18.01.1980, bootleg 2006, tracklista: Love Will Tear Us Apart, Digital, New Dawn Fades, Colony, These Days, Ice Age, Dead Souls, Day Of The Lords, Auto-Suggestion, Shadowplay, She's Lost Control, Transmission, Interzone, Atmosphere.
 

wtorek, 11 sierpnia 2020

Rzeźby o jakich istnieniu nie wiedzieliście...


Dawno temu (minęło już prawie dwa lata) pokazaliśmy naszym czytelnikom niezwykłe, znikające rzeźby Juliana Voss Andreae (TUTAJ) i sądziliśmy, że takich dzieł sztuki, które zmieniają swoje kształty lub oferują nieoczekiwane wrażenia widzom, nie ma zbyt wiele. Tymczasem są twórcy o bogatej wyobraźni dającej zupełnie niesłychane efekty. Do takich artystów należy David Černý, któremu jeszcze kiedyś poświęcimy osobny tekst. Jego pomnik Frantza Kafki (Metalmorphosis), ustawiony w Pradze w 2014 roku jest wykonany z elementów ze stali nierdzewnej, które obracają się o 360 stopni, od czasu do czasu układając się w masywną głowę pisarza. Niewątpliwie jest to aluzja do noweli o tym samym tytule. Warto przy tym przypomnieć, iż Kafka był jednym z ulubionych autorów Iana Curtisa, a Metamorfozy stały się źródłem inspiracji dla piosenki Isolation co opisaliśmy TUTAJ.


Niewątpliwie jest to niezwykły, niecodzienny pomnik, lecz artyści na całym świecie realizują inne, także zaskakujące dzieła sztuki. Należą do nich te, które same tworzą. Czy raczej służą do wytwarzania przez naturę symfonii dźwięków.

Tego typu konstrukcja z ocynkowanej stali została ukończona w 2006 roku na wzgórzu Pennine Burnley w Anglii przez artystów Mike'a Tonkina i Annę Liu. Jest to Singing Ringing Tree (Śpiewające drzewo). Rzeźba została zaprojektowana w ten sposób, iż wiatr wiejąc w piszczałki tworzy piosenki. Pierwowzorem takich rzeźb jest starożytna Liparyjska harfa (zwana także Harfą eolską), której stosunkowo liczne egzemplarze ustawiono w różnych miejscach naszego kontynentu.   Oto jedna z nich u wybrzeża Irlandii:



A tutaj tzw. Harfa wiatrowa Mazzano stworzona w Negrar, w prowincji Werona przez miejscowe stowarzyszenie działające na rzecz rozwoju kultury i sportu. Upamiętnia mieszkańców przysiółka Negrarese, którzy zaginęli w nieznanych okolicznościach. Pomnik składa się z kamiennej podstawy do której przymocowano ramę wykonaną z rur stalowych z miedzianą harmonijkową konstrukcją. Część dźwiękowa jest jeszcze uzupełniona przez dwa wiatraki ze stopu aluminium, które symulują dźwięk odległych dzwonów. 
 

Jakość dźwięku zależy w tych konstrukcjach od wielu czynników, w tym od długości i rodzaju strun, siły wiatru i materiału rezonującego obudowy. Instrumenty w metalowych ramach bez pudła rezonującego wytwarzają muzykę inną od tej wytwarzanej przez harfy dęte dodatkowymi elementami tłumiącymi lub odbijającymi brzmienie.

Zupełnie odmiennym jest pomnik Nelsona Mandeli autorstwa Marco Cianfanelli, ustawiony niedaleko Howick w Południowej Afryce na  zamówienie Cultural Mechanics, grupy finansującej projekty kulturalne dla rządów na całym świecie. Praca Cianfanellego stoi przy drodze, na której Mandela został aresztowany i następnie spędził 27 lat w więzieniu. Pomnik tworzą metalowe pionowe słupy, które pod pewnym kątem i w odpowiedniej odległości układają się w obraz głowy polityka. 


I na koniec – rzeźby, które wiatr ożywia, a muzyka nadaje sens ich istnieniu. Są to konstrukcje Theo Jansena, nazywane przez niego Strandbeest, a złożone z cienkich, plastikowych rurek, które porusza siła wiatru. Artysta i naukowiec (jest fizykiem) ma nadzieję stworzyć mechanizm, który będzie żyć samoistnie, wyposażony przez swojego wynalazcę w sztuczną inteligencję… Spójrzmy więc na jedno z jego dzieci poruszające się po plaży do muzyki Spartakusa Arama Chaczaturiana, ciekawe, jak by wyglądała inna tego typu konstrukcja napędzana wiatrem do muzyki nieśmiertelnego Atmosphere?
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Isolations News 101: Ian Curtis z Joy Division bohaterem miejskich wlepek, wznowienie New Order, Ultravox, Marka Linkousa i Black Sabbath, Rock na Bagnie w konkursie, czy Raphael była kobietą?

Aż dziw bierze, że po tylu latach Ian Curtis z Joy Division jest ciągle bohaterem miejskich wlepek. Takie oto cudo znalazłem ostatnio w moim mieście. Już myślałem, że mi na głowę wali od tego bloga, słońca, nadmiaru pracy i Covidu, ale jednak jak na razie nie wali więcej niż zwykle. Mignęło przed oczami, więc spokojnie zawróciłem, zdarłem i zrobiłem foto.

Wlepka zdaje się być reklamą książki Aleksandry Zielińskiej pt. Bura i Szał. Ian Curtis pasuje, bowiem książka ponoć jest o odrzuconej miłości. Autorzy wykorzystali zdjęcie Kevina Cumminsa, niestety nie zaznaczyli na wlepce że to on jest autorem... Straszne naruszenie praw autorskich i Pan Kevin pewnie zbanowałby ich za to na Twitterze.

Skoro już zaczęliśmy od Joy Division, to pozostali muzycy kapeli, jako New Order nagrali trzy wartościowe albumy: Movement, Low Life i Republic. Niemniej grzecznie informujemy, że wznowili inny album, który wielu fanów uważa za najważniejszy w ich karierze. Mowa o Power Corruption and Lies, na temat którego padają opinie, że to w ogóle jedna z najważniejszych płyt w historii muzyki. Do kupienia w pakiecie i kombinacjach wszelakich TUTAJ.

Przymierzaliśmy się do tej płyty wiele razy - no nam nie wchodzi. Widok Iana Curtisa który robi wulkany w urnie gdy to słyszy zawsze bierze górę.
Blisko w klimacie - koncertowali z Joy Division - Killing Joke bo o nich mowa przewidują koniec świata. Przynajmniej ich basista Martin Glover. 


Ten bowiem skomponował właśnie Symfonię na Koniec Świata (LINK). Utwór na orkiestrę... Wklejamy go powyżej - nie słuchaliśmy, ale może ktoś ma ochotę? Patrząc na to co dzieje się wokół, koniec jest bardzo bliski. Jak to szło w tym skeczu: "panie, panie kuuuniec świata - chłop z chłopem śpi, baba z babą...".



Pozostajemy w mrocznym klimacie - dostępny jest nowy album Clan of Xymox - jego tytuł: Spider On The Wall, a można go otrzymać za pośrednictwem bezpłatnej aplikacji Bandcamp, a także w formacie MP3, FLAC i nie tylko TUTAJ

Tytuł brzmi zachęcająco, ponoć muzycy rozważają w jakim kierunku iść na kolejnej płycie. Czy tak jak King Diamond obserwator spidera zwariuje i zaliczy psychiatryk, gdzie bezlitosny dr Eastman podda go eksperymentom medycznym, czy też problemy rozwiąże krwawa jatka, czyli kapeć on the spider on the wal.



Nadal mrocznie - wyszedł box zawierający cztery pierwsze płyty Marka Linkousa z The Sparklehorse, który zmarł tragicznie w 2010 roku. Szczegóły TUTAJ. O muzyku i jego zespole Sparklehorse pisaliśmy TUTAJ.



W temacie wznowień płyt - grupa Ultravox ogłosiła, z okazji 40.lecia edycji albumu Vienna (1980) ponowne wydanie swoich pierwszych płyt. Nowy zestaw 6 płyt zawiera 66 utworów, z których 44 to wcześniej niepublikowane nagrania lub miksy. Szczegóły TUTAJ.

Nie zastanawia nikogo, dlaczego wszyscy wznawiają swoje płyty z lat 80-tych? 

Odpowiedź chyba jest dość jasna...



Mało tego - niektórzy wznawiają płyty nawet z lat 70-tych. Black Sabbath ogłosili, że będą obchodzić 50-lecie swojego kultowego albumu Paranoid, wydając 9 października specjalne, rozszerzone wydanie tej płyty. Można kupić TUTAJ

Podobno wydanie rozszerzono o fotki kurczaków, którym Ozzy odgryzał podczas koncertów głowy. Sylwia Spurek nie lubi tego... 

   
My za to lubimy newsa o tym, że Rock na Bagnie ma szansę na otrzymanie tytułu Podlaskiej Marki Roku. W związku z tym prosi o pomoc i udział w głosowaniu, które odbywa się poprzez wysłania bezpłatnego SMS za pośrednictwem strony TUTAJ

Panie Żaba trzymamy kciuki! Niemniej proszę uważać na Ozzyego i lepiej go nie zapraszać!


   
Trwa epoka pandemii więc z nudów włoscy eksperci sztuki stworzyli trójwymiarową rekonstrukcję twarzy renesansowego artysty Raphaela, co, jak twierdzą, dowodzi, że został pochowany w Panteonie w Rzymie. Przy okazji ustalili przyczynę jego śmierci: nie była to kiła ani inna tego typu choroba lecz osłabienie spowodowane zapaleniem płuc i upuszczaniem krwi, którą to metodę powszechnie stosowano w tamtym czasie na wszelkie dolegliwości (LINK).  W tym roku, warto przypomnieć, mija 500 lat od śmierci artysty.

Aż boimy się co z powyższą informacją zrobią światli badacze postępu, pewnie ich zdaniem jest to niezbity dowód na fakt, że Raphael była kobietą.

Wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

niedziela, 9 sierpnia 2020

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Type O Negative po śmierci Petera Steele'a - czy zespół zmarł wraz z nim?


W cyklu Co się dzieje z nimi, prezentujemy losy gwiazd z lat 80-tych i 90-tych. Dzisiaj zajmiemy się kolejną bliską nam gwiazdą, która swoimi genialnymi albumami na zawsze zapisała się w historii dołujących klimatów... 

Są zespoły muzyczne, istniejące dzięki sile generowanej przez jednego z tworzących je artystów. I gdy tych zabraknie, grupa naturalnym stanem rzeczy rozpada się. Tak stało się z Joy Division po śmierci Iana Curtisa i tak samo rozsypali się członkowie Type O Negative (pisaliśmy o nich TUTAJ) po odejściu ich frontmana: Petera Steele (mającego polskie korzenie, urodzonego 4 stycznia 1962 roku w Nowym Jorku jako Petrus T. Ratajczyk, znanego też pod pseudonimami Jolly Green Giant, Herman, Gorilla, Green Man i Lurch), który zmarł na tętniaka aorty w dniu 14 kwietnia 2010 roku (LINK).
 
Nagła śmierć muzyka była szokiem dla jego kolegów. Johnny Kelly  (perkusista), w jednym z wywiadów jasno wyraził zdanie całej grupy: Nawet jeżeli znajdzie się ktoś, kto mógłby zająć jego miejsce... to nie ma znaczenia. Nie jesteśmy zainteresowani - każdy z nas trzech - kontynuowaniem tego. Zresztą to niemożliwe, żeby Type O Negative istniał dalej bez Petera, to niemożliwe (...) Nie ma mowy o żadnych dyskusjach typu: "hej, słuchajcie, co myślicie na temat powrotu, znajdziemy kogoś na wokal". Kiedy umarł Peter, Type O Negative umarło razem z nim (LINK). 

Kelly tułał się więc po śmierci Steela po różnych grupach: w 2011 roku został perkusistą w zespole Sala Abruscato (byłego perkusisty Type O Negative) A Pale Horse Named Death, w 2012 dołączył do zespołu Seven Witches, w 2014 roku do formacji Kill Devil Hill, w której zastąpił Vinnyego Appice, a w 2017 roku przystąpił do nowo powstałego zespołu o wdzięcznej nazwie Silvertomb, w którym gra także inny muzyk z Type O Negative, Kenny Hickley (wcześniej obaj związani byli także z Seventh Void).

W listopadzie ubiegłego roku wydali pierwszy album Edge of Existence, w którym partie wokalne wykonał Hickley.


Oto co sami o sobie piszą: [Grupa] powstała z połączenia Type O Negative i Seventh Void. Silvertomb jest najnowszym muzycznym przedsięwzięciem Kennyego Hickeya (Type O Negative, Seventh Void), Johnny Kelly ( Type O Negative, Danzig) i Hanka Hell (Seventh Void, Inhuman), a także Josepha Jamesa (Agnostic Front, Inhuman) na gitarze i Aarona Joosema (Awaken The Shadow, Empyreon) na klawiszach, gitarach i w chórkach (LINK).

Płytę można kupić TUTAJ. Zespół (LINK) planuje już trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych na styczeń i luty przyszłego roku (LINK).
 
Johnny Kelly bębni także od 2010 roku dla The Alien Blakk (LINK), oraz od 2019 roku dla najstarszego zespołu heavy metalowego w USA Quiet Riot, założonego w 1973 roku (LINK) a poza tym pracuje nad nowym materiałem dla Kill Devil Hill, z którymi także gra od 2014 roku. Natomiast Hickey ogranicza się tylko do Silvertomb.

Wydaje się jednak, iż najbardziej związany ze Steelem był Josh Silver (ur. 1962), pochodzący z rodziny polskich Żydów, amerykański instrumentalista i producent, który przyjaźnił się ze Steelem od dzieciństwa i przystąpił do Type O Negative na jego prośbę. Jest on solidnie wykształcony
muzycznie, grał na pianinie od 8 roku życia. Nie bez znaczenia dla muzycznej kariery zespołu był fakt, że jego rodzice prowadzili studio nagraniowe System Two, oraz firmę wydawniczą Silver Records, w której wydawane były single ich pierwszego zespołu Fallout  a także Typ O Negative. Z grupą był związany także poprzez małżeństwo z Bonnie, szwagierką Hickeya. A mimo to wybrał inną drogę - porzucił branżę muzyczną w 2010 i został sanitariuszem - ratownikiem medycznym (LINK). Obecnie pracuje w Nowym Yorku, na pierwszej linii frontu z COVID-19… i odmawia wszelkich wywiadów oraz pytań o Type O Negative.

Choć trzeba przyznać, że byli koledzy - Zarówno Sal Abruscato jak i Kenny Hickey - także nie pogodzili się jeszcze z odejściem Steela

Obaj zgodnie twierdzą, że nie ma planów wskrzeszenia Typu O Negative w jakiejkolwiek formie. Wiem, że niektórzy mówią: „Nigdy nie mów nigdy ”, ale byłoby to brakiem szacunku – mówi w ostatnim wywiadzie, z lipca 2020 roku, Sal. Nikt nigdy nie będzie brzmiał jak Peter. Myślę, że Type O Negative zmarł wraz z nim (LINK).  

Chciałoby się dodać: tak jak Joy Division umarł z Ianem Curtisem.

Dla nas jednak oni ciągle żyją, jak długo żyje ich muzyka - jeśli chcecie o niej czytać i jej słuchać odwiedzajcie nas - tutaj codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.