sobota, 25 lipca 2020

Jak rodziła się płyta Unknown Pleasures Joy Division - relacja oczami świadka: Kto zabił Martina Hannetta? - streszczenie książki Colina Sharpa cz.8

Jakiś czas temu zaczęliśmy na naszym blogu streszczać książkę Colina Sharpa o wielkim realizatorze nagrań i twórcy Manchester Sound, Martinie Hannettcie. Pierwsza część opisu dostępna jest TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ a siódma TUTAJ.

Dzisiejsza część rozpoczyna się od opisu przyjaźni miedzy Sharpem a Hannettem. Odkryli że ich wspólnym zainteresowaniem są narkotyki. Wiele osób wtedy zażywało heroinę, amfetaminę i kokainę. Lepszej klasy narkotyki były dla elity. Stali się członkami ekskluzywnego klubu. Mieli sekretne miejsce spotkań i umówione hasła, trudno było się do tej grupy dostać. Martin zażywał narkotyki zwykle w samotności albo w obecności wąskiej grupy przyjaciół, bowiem traktował to jako ekstremalny objaw eksperymentowania. 

Następnie autor opisuje jedno ze spotkań z Hannettem w jego domu, dokładnie w salonie. Hannett zapytał go, czy chce posłuchać świeżo nagranej płyty Unknown Pleasures Joy Division. Sharp odleciał w kosmos kiedy usłyszał bas z piosenki Disorder, nie wspominając o liniach gitary, rytmicznej perkusji i słodkim głosie Iana. Piosenka działała na wszystkie zmysły - włącznie z siódmym. Martin obserwował reakcję Sharpa na jego dziecko. Sharp został zaadsorbowany agonią zawartą w Day of the Lords, jasnością bijącą z New Dawn Fades, neurotycznym She's lost Control, i katharsis zawartym w I Remeber Nothing. Płyta jego zdaniem jest w pewien sposób kombinacją Idiot Iggy Popa (pisaliśmy o tej płycie TUTAJ) i Low Bowiego. Martin odczytał presje jakim był poddawany Ian i demony które go prześladowały i obudował je dźwiękiem.
          

Następnie autor przypomina życiorys Iana Curtisa. Ten urodził się w Old Trafford, 15.07.1956 roku, a pięć lat po nim na świat przyszła jego siostra Carole. Lubił szkołę i uczęszczał też do szkoły niedzielnej, po czym do King's Grammar School w Macclesfield. Fascynował go historia, zwłaszcza historia Ameryki. Raz z jednym chłopakiem nadużyli tabletek i miał płukanie żołądka. Po szkole podjął pracę w służbie publicznej. Był fanem Manchester City. Kochał muzykę a pierwszy zespół Treackle Teapot utworzył w wieku 12 lat. Później interesował się muzyką Bowiego i Lou Reedem. Chodził na wiele koncertów tak jak Martin, choć raczej w latach 70-tych nie 60-tych. 

Był to początkowo okres glam rocka. Jednej z nocy podczas randki z Debbie oglądali koncert Bowiego, było to w okresie Ziggy Stardust. Miał wtedy 16 lat, ona 15. Bardzo lubił film Cabaret, który obejrzał dziesiątki razy. Widział też koncert Lou Reeda

W pracy miał starszego kolegę, który edukował go muzycznie, co było pierwowzorem relacji z Martinem. Starał się pracować jako sprzedawca płyt, ale to nie było to, więc wrócił do poprzedniego zawodu. W 1974 roku pobrał się z Debbie. Później wszyscy zaczęli spotykać się w klubie Pips. Po koncercie Sex Pistols - który był przełomem, w Manchesterze powstało kilka klubów muzycznych, w których zaczęli przebywać dziennikarze muzyczni, jak Paul Morley, Mick Middles czy Jon Savage.

Jednym z ważniejszych klubów był Band On The Wall, z początku jazzowy i bluesowy, później najważniejszy klub punk - rocka. Nie było w nim sceny, zespołu grały pod ścianą w minimalnej odległości od publiki, która czuła wibracje muzyki. Ian Curtis wtedy zwykle ubrany na szaro, z zamkniętymi oczami, zaczynał tworzyć swój charakterystyczny taniec, machał rękami niczym Jagger czy Artur Lee. Wszyscy muzycy zespołu byli bardzo młodzi, dobrze zgrani, a Ian czarował swoimi dojrzałymi tekstami. Takimi zobaczył ich po raz pierwszy Martin z Suzanne. Drugim ważnym klubem był Rafters, tam rodziły się prawdziwe gwiazdy. Tam Tony Wilson spotkał po raz pierwszy Roba Grettona i tam grali też Joy Division. To Rob przedstawił zespół Martinowi pod koniec 1978. Grupa była po wydaniu własnym sumptem An Ideal For Living (warto zobaczyć TUTAJ),jednak z powodu okładki z chłopcem z Hitlerjugend  kojarzyli się z pronazistami. Dlatego nie spodobali się w Rabid Records (pisaliśmy o tej wytwórni TUTAJ), ponoć szefowie wytwórni podważali też ich umiejętności muzyczne. W tym klubie Tony został zaczepiony przez podpitego Iana, który miał pretensje dlaczego ten nie puszcza ich w swoim programie TV Granada Reports -  uważanym za bardzo opiniotwórczy. W końcu zespół wystąpił 20.09.1978, grając jedną piosenkę - Shadowplay. Ian w różowej koszuli, zawsze znakomicie zdawał sobie sprawę gdzie jest kamera, co widać choćby na zdjęciach Antona Corbijna, pozostali członkowie zespołu jednak byli dość speszeni obecnością w TV.

Ian wtedy zaczynał tworzyć swój charakterystyczny taniec mechaniczny (o tym występie pisaliśmy TUTAJ). Gdy Wilson, Erasmus i Saville stworzyli Factory Records, postanowili że nagrają płytę Joy Divison. Hannett czuł, że to będzie okazja osiągnąć wyższy poziom w jego muzycznym eksperymentowaniu. Pierwsze nagrania miały miejsce 11.10.1978 roku w Cargo Studios w Rochdale (warto zobaczyć TUTAJ). Ian miał wtedy najlepszy okres w życiu, był bardzo aktywny i miał masę pomysłów. Martin dostrzegł jego potencjał, a Ian znalazł przewodnika. Wokal zawsze nagrywali na końcu, po nagraniu całości utworu - Martin miał wszystko doskonale zaplanowane. 


To Martin odkrył coś co Bono później nazwał świętym głosem Iana Curtisa. Nagrywali wtedy dwie piosenki: Digital i Glass. Zwłaszcza pierwsza z nich pokazuje, jak Hannett znakomicie wyczuwał Curtisa, niczym dobry terapeuta dał mu na końcu piosenki się wykrzyczeć. Hannett uważał wtedy że Joy Division to zespół składający się z genialnego wokalisty i kilku fanów Manchester United. Relacje pozostałych członków zespołu z nim były trudne.

Później Factory podjęła decyzję o nagraniu całej płyty Joy Division. Wszystko zaczęło się w kwietniu 1979 roku w studio w Stockport, które posiadało wtedy bardzo dobre wyposażenie i miało nawet, uchodzący za rarytas w tamtych czasach, automat do kawy (dzień w kadrze uwiecznił wtedy Paul Slattery - o czym pisaliśmy TUTAJ). Martin wiele czasu spędzał w studio, i tak miało pozostać przez kilka najbliższych lat. Po drugiej stronie znajdował się pub Waterloo gdzie chodził i pił alkohol, który nie bardzo współgrał z heroiną jaką zażywał. Pili tam razem z Ianem, który podczas nagrywania albumu oczekiwał na narodziny dziecka. Wtedy między nimi narodziła się specyficzna relacja, Hannett dostrzegł geniusz Curtisa, a ten wiedział że Martin może zrealizować jego marzenia muzyczne. Ta głęboka więź spowodowała, że Martin tak przeżył śmierć Iana

Na Unknown Pleasures Hannett zastosował efekty windy którą wozili sprzęt w studio i tłuczonego szkła. Jednak specyficzne brzmienie uzyskał poprzez efekt opóźniania dźwięku, ale stosował go nie tak żeby powstawało echo, ale żeby opóźniony dźwięk pojawił się jak najbliżej dźwięku perkusji, stając się niemal niesłyszalny. 

Album stał się inspiracją ale wielu zespółow muzyki gotyckiej, jak Bauhaus czy Sisters of Mercy. Andrew Aldritch bardzo chciał żeby Hannett z nim współpracował, Sharp nawet widział u Martina single Sisters. I mimo że płyta zyskała wielu naśladowców i znacząco wpłynęła na nurt gotyku nikomu nie udało się osiągnąć tego poziomu. Ian i Martin byli bardzo zadowoleni z efektu, w przeciwieństwie do pozostałych członków zespołu. Ci jednak przełknęli efekt bo podobał on się Tony'emu, Robowi i prasie, a całości dopełniła znakomita okładka Petera Savillea (o historii jej powstanie pisaliśmy TUTAJ).




Książka Colina Sharpa jawi się coraz bardziej interesującym dokumentem z epoki. Wkrótce przedstawimy streszczenie kolejnej części. Jeśli chcecie je poznać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w minstreamie.                                 

piątek, 24 lipca 2020

Organy w muzyce, od the Doors przez Stranglers do Joy Division i Anny von Hausswolff

Organy są instrumentem używanym od wieków. Ich powstanie zawdzięczamy matematykowi Ktesibiosowi, żyjącemu w Aleksandrii w III wieku p.n.e. Fakt ten odnotowują i opisują zarówno Witruwiusz jak i Heron. Były to organy wodne, w których dźwięk wytwarzało ciśnienie pochodzące z wody tłoczonej z jednego zbiornika do drugiego.  Początkowo organy występowały tylko na terytorium w starożytnej Grecji i wykorzystywano je w świątyniach podczas rozmaitych obrzędów.  Lecz od I w. n.e. organy wodne znane były także w Rzymie. Grano na nich w cyrkach podczas występu akrobatów i wyścigów kwadryg, a według przekazów muzykował na nich również sam Neron. Potem dźwięk organów uświetniał uroczystości oraz parady z pałacu cesarskim w Bizancjum. Dopiero od VII wieku zezwolono na ich umieszczenie w kościołach. Od IX wieku każdy większy kościół dążył odtąd do posiadania instrumentu. A potem, gdy w XIII wieku zrewolucjonizowano ich konstrukcję, powstawały mniejsze pozytywy, dodano do nich pedały, menzurowanie, a od XVIII wieku stały się instrumentem koncertowym.

Aż przyszedł wiek XX i wraz z nim organy elektryczne. W latach 60. XX wieku najpopularniejsze były (produkowane od 1954 roku) organy Hammonda, często używane z głośnikiem Leslie. Była to bardzo wczesna forma organów elektrycznych, która oferowała niezwykły system brzmień, bardzo podobny do gitary elektrycznej, a wszystko dlatego, że posiadały przetworniki magnetyczne i wzmacniacz. Głośnik Leslie natomiast miał komorę, która obraca się ze zmienną prędkością, co dawało efekt wibrato, który wzbogacał muzykę w charakterystyczny dźwięk. Oprócz organów Hammonda używano jeszcze podukcji Vox Continental (dostępne na rynku od 1962 r.). Wśród znanych zespołów, których muzycy grali na organach, można wymienić: The Doors, The Animals, The Mysterians, Procol Harum, Spencer Davis Group / Traffic, Pink Floyd a było i wiele innych. Wśród nich byli oczywiście Beatlesi, którzy używali organów Hammond RT3, zakupionych specjalnie dla studia EMI Abbey Road i brzmiących prawie w każdym ich albumie tam nagrywanym. 

Organy Vox Continental były lżejsze i dysponowały cieńszym, bardziej brzęczącym tonem, przez co oceniane były jako te „bardziej elektryczne”. Nie miały także tak bogatej tekstury jak popularne Hammond B3 bo były wzmacniane za pomocą wzmacniacza gitarowego zamiast głośnika Leslie. Tak więc The Doors w Light My Fire i The Animals w House Of The Rising Sun użyli organów Vox Continental, podczas gdy Bob Dylan w Like A Rolling Stone oraz Procol Harum w Whiter Shade Of Pale Hammond B3.

W kolejnej dekadzie niewiele zmieniło się pod tym względem. Zespoły, jeśli mogły, zatrudniały profesjonalnych organistów, np.: Dave Greenfilda w The Stranglers, czy Steve Nieve Elvisa w Costello & The Attraction albo Jona Lorda w Deep Purple.


Potem jednak powstanie syntezatora polifonicznego (Korg Polysix lub Roland Juno) na przełomie lat 70. i 80 XX wieku dało zespołom rockowym inne możliwości, w rezultacie zamiast organów na podkładzie muzycznym Just Like Heaven The Cure słyszymy syntezator.


Również znany utwór Joy Division jakim jest Transmission, wydany w roku 1979 jako debiutancki singiel zespołu, rozpoczynał się wydobytym z syntezatora akordem o głębokim brzmieniu. Po paru sekundach dopiero dołącza Peter Hook i partia gitary basowej przejmuje główną rolę w prowadzeniu linii melodycznej.


Niemniej jednak w latach 90. nastąpił wielki come back organów, bo zespoły chciały naśladować brzmienie klasycznego rocka z lat 60. i 70. XX wieku. Uznano (i tak było), że Hammond B3 lepiej to robi niż, powiedzmy, syntezator Roland JX8P. I tak, od lat 80. zaczęto produkcję klawiatury emulatora Hammond B3, specjalnie zaprojektowanego do naśladowania dźwięków Hammond B3 przechodzących przez głośnik Leslie, wraz z regulowanymi dyszlami. W ten sposób efekt organów Hammonda  słyszalny jest na przykład w całym hicie połowy lat 90., jakim była One Headlight The Wallflowers - i podczas gdy klawiszowiec Wallflowers prawdopodobnie grał na klasycznych organach Hammond B3 w studio, a na żywo używał jedynie emulatora.

Tak to było kiedyś… a teraz? Teraz wszystko zmienia się i nic nie jest oczywiste. Nowe zespoły raczej używają syntezatorów i keyboardów, bo kto jeszcze ma siły i środki na dźwiganie kilogramów sprzętu?

Niemniej są tacy, którzy ciągle uczą się gry na organach kościelnych - a o jednej takiej pani pisaliśmy TUTAJ. Przypomnijmy sobie ją na koniec...


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

czwartek, 23 lipca 2020

Nieznane, fotograficzne oblicze Johna Foxxa założyciela Ultravox

Kilka miesięcy temu w cyklu – co się dzieje z nimi dzisiaj – opisaliśmy Johna Foxxa (LINK). Wspomnieliśmy wówczas o fotograficznej pasji muzyka. Dzisiaj do tego wracamy, bo chcemy pokazać jego zdjęcia, które są według nas równie ciekawe, co twórczość muzyczna.
 
Artysta już od połowy lat 80. poprzedniego wieku zajął się projektowaniem graficznym, tworząc okładki książek dla Salmana Rushdiego (The Moor's Last Sigh) i Anthonyego Burgessa (A Dead Man in Deptford). Po latach jego dzieła zostały uznane przez krytyków sztuki. Zwrócili oni uwagę na umiejętne połączenia dzieła znanych twórców z nowoczesnymi przedmiotami. John Foxx tak to wyjaśnia: Te obrazy zostały wykonane ze zdjęć i znalezionych przedmiotów zebranych w ciągu około trzydziestu lat podczas podróży po Wielkiej Brytanii, USA i Europie. Są to miejsca i rzeczy, które są pomijane, zapomniane, zaniedbywane. Warstwy pamięci wykonane z materiału, obrazy miast przemysłowych i ogrody porastające Ruiny, od Rzymu po wschodni kraniec Londynu. Opuszczone miejsca od fabryk Manchesteru do prehistorycznych osad na południu Francji. Śmieci z opuszczonych budynków i ulic od Nowego Jorku do Glasgow.
 
W efekcie twarze z obrazów Leonardo da Vinci czy rzeźb Michała Anioła trafiają na współczesne tło, tak jakby Foxx chciał przywołać w zbiorowej pamięci nas, ludzi zachodniej cywilizacji, wartości, na której ona wyrosła. I skonfrontować je za pomocą estetyki cyfrowej z współczesnością. Z jakim skutkiem? Sami oceńmy:





Oprócz takich prac, Foxx w ramach projektu nazwanego przez niego The Quiet Man, wykonał szereg czarno-białych zdjęć. Te są odmienne od powyżej prezentowanych. Ascetyczne i minimalistyczne, przypominają malarstwo René Magritte, pełne smutku i nostalgii za czymś utraconym…


Obrazom tym towarzyszą na stronie internetowej słowa, pochodzące z noszącej ten sam tytuł co przywołany projekt, dźwiękowej powieści zawierającej surrealistyczne historie. Ta mówiona książka została wydana przez wytwórnię Foxxa Metamatic Records w 2010 roku. 



Do CD muzyk dołączył 16-stronicową broszurkę ze fotografiami swojego autorstwa. A wszystko zaczęło się od tego, że w 1970 roku artysta znalazł stary, szary garnitur w sklepie charytatywnym… Z biegiem lat powstała historia o tym, jak to ten garnitur samoistnie ożywa, spaceruje po Londynie, przesiaduje w kawiarniach i odwiedza mieszkania znajomych…  Bo jak to zauważył Foxx Kiedy nosisz garnitur, zaczynasz znikać. Możesz iść gdziekolwiek i ledwo zostaniesz zauważony. Po początkowo lekkiej przerwie w polu świadomości każdego napotkanego człowieka, zanikasz. To jest jak zgubiony garnitur. Wielka zapomniana księga miasta. Jest utkana przez ciebie. Jesteś w nią włączony.
 
Spójrzmy na zdjęcia z tej powieści:








Fotografie Johna Foxxa były prezentowane już na wielu wystawach, m. in. w Institute of Contemporary Arts w Londynie oraz w Hawke EU Centre w Adelajdzie. Tych, którzy może chcieliby je nabyć, odsyłamy bezpośrednio na stronę internetową ich autora (LINK). 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 22 lipca 2020

Z mojej płytoteki: Suzanne Vega - Samotność stoi przy oknie


Mamy rok 1987, Suzanne Vega nagrywa swój drugi i najbardziej hitowy album - Solitude Standing. Sticker na płycie nie kłamie, mamy tutaj hity: Luka, a także Tom's Dinner i to w dwóch wersjach... Mnie jednak to nie zniechęca. Bo poza hitami album amerykańskiej wokalistki skrywa w sobie absolutnie ponadczasową nutę samotności... 

Już sam tytuł świadczy o tym, że będą poruszane trudne tematy, a Suzanne dołącza do grupy znakomitych wokalistek - multiinstrumentalistek, które do dziś wielbię jak m.in. Kate Bush, czy znakomita Tori Amos (napiszemy o niej jeszcze). 

Ta płyta smakuje najlepiej w samotności, w ciemnym pokoju. Teraz po latach nawet hity przestają drażnić, a całość jest znakomicie zamknięta między dwoma wersjami Tom's Dinner, przy czym pierwsza, zaśpiewana a capella otwiera album.
Takie tam zwykłe babskie refleksje przy porannej kawie, gazecie, mówiąc krótko - chwila uwięziona w tekście, choć fragment o kobiecie która odbija się w lustrze może nieść jakieś głębsze przesłanie... W przychodzi końcu pora na pociąg, czas jechać. Po tym wstępie od razu załatwiamy sprawę przebojów - mamy bowiem hit - Luka, o rozrabiace, ale tylko z pozoru. Chodzi o wiele większy problem... Zresztą wideo wszystko wyjaśnia...


Teraz możemy spokojnie rozsiąść się w fotelach i posłuchać płyty - pańszczyzna odrobiona, pieniądze na chleb zarobione - pora na muzykę. 

Kolejne dwie piosenki Ironbound/Fancy Poultry połączone ze sobą to znakomity zestaw, jak na początek. Pierwsza opisuje przemijające życie kobiety, druga to w zasadzie ciąg dalszy przynajmniej w warstwie tekstowej. Skrzydła są prawie za darmo... To Vega, którą najbardziej lubię - kompletnie niekomercyjna... Trwa znakomita passa, bowiem dalej mamy In the Eye. Piosenka nieco szybsza, ale nie znaczy że pozbawiona nostalgii.

Gdybyś miał mnie teraz zabić
Nadal patrzałabym ci w oczy
I płonęłabym w twojej pamięci
Tak długo, jak byś żył

Chciałbym mieszkać w tobie
Sprawiłbym, że nosiłbyś mnie jak bliznę
I sama bym się spaliła
W twojej pamięci
I przebiegła przez wszystko, czym jesteś

Nie uciekłbym
Nie odwróciłbym się
Nie chowałbym się

Nie uciekłbym
Nie odwróciłbym się
Nie chowałbym się

W twoim oku

Gdybyś miał mnie teraz zabić
Nadal patrzałabym ci w oczy
I płonęłabym w twojej pamięci
Tak długo, jak byś żył

Nie uciekłbym
Nie odwróciłbym się
Nie chowałbym się

Nie uciekłbym
Nie odwróciłbym się
Nie chowałbym się

W oku
Spójrz mi w oczy

Night Vision to ciąg dalszy babskich historii - czyli piękna piosenka o miłości i trosce.

Schroniłbym cię
Trzymała w świetle
Ale ja mogę cię tylko nauczyć
Nocnej wizji

 

Pora na megahit. Moim zdaniem to zdecydowanie najlepszy utwór na płycie - i dobrze, że jest tytułowym. Mowa o Solitude Standing.



Samotność stoi w drzwiach
I znów uderza mnie jej czarna sylwetka
Przez jej długie chłodne spojrzenie i jej ciszę
Nagle przypominam sobie ją za każdym razem, gdy się spotykamy 
 


I odwraca się do mnie z wyciągniętą ręką
A jej dłoń podzielona kwiatem z płomieniem


Calypso - ta piosenka zarówno w warstwie tekstowej i muzycznej przypomina mi jedną z piosenek All About Eve - Gipsy Dance.


Pytanie co było pierwsze - jajko czy kura? Wychodzi na to, że jednak Vega, bowiem płyta zespołu ukazała się rok później. Language - piękna piosenka o języku, choć tak naprawdę chodzi w niej o uczucie. 

Chciałbym cię poznać w ponadczasowym, pozbawionym miejsca miejscu
Gdzieś poza kontekstem
I ponad wszelkie konsekwencje



Do końca mamy dwa utwory (nie licząc instrumentalnej wersji Tom's Dinner). Gypsy jest o zauroczeniu a Wooden Horse to już ważniejsza sprawa. I można postawić tezę, że z całego albumu nawet najważniejsza. Chodzi w niej bowiem o Piosenkę Caspara Hausera... Kto nie wie o czym mowa, zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją dzieła samego wielkiego Wernera Herzoga (TUTAJ). Artystka na koniec chce nam powiedzieć - sorry, ale my tu sobie gadu gadu, kawki, uczucia, słowne sztuczki, a jednak ja nie jestem taką zwykłą kobietą. Chcę powiedzieć, że moje życie wewnętrzne kwitnie...

Wyszedł z ciemności
Trzymając jedną rzecz
Małego białego drewnianego konika
Ukrytego wewnątrz

A kiedy będę martwy
Gdybyście mogli im to powiedzieć
Że to, co było drewnem, ożyło
To, co było drewnem, stało się żywe

W nocy ściany zniknęły
Za dnia wróciły
„Chcę być jeźdźcem jak mój ojciec”
Były to jedyne słowa, które mogłem powiedzieć

A kiedy będę martwy
Gdybyście mogli im to powiedzieć
Że to, co było drewnem, ożyło
To, co było drewnem, stało się żywe

 
Żywe
I pod
Poruszającym się kawałkiem słońca
Poczułem 

Wolność

Wyszedłem z ciemności
Trzymając jedną rzecz
Wiem, że mam moc
Obawiam się, że mogę zostać zabity
Ale kiedy będę martwy
Gdybyś mógł im to powiedzieć
To, co było drewnem, ożyło
To, co było drewnem, stało się żywe
Żywe




I zostawia nas tak oczarowanych z rozdziawionymi ustami, i odchodzi w rytmie instrumentalnego
Tom's Dinner podczas którego wyraźnie słychać dźwięk końskich kopyt... 

Przypadek?

P.S. W gratisie w okładce umieszczono folder pozwalający na otrzymanie zniżki na kasetę VHS z zapisem koncertu artystki... 


Może ktoś chętny? Proszę się częstować.

My wracamy jutro z kolejnym wpisem, dlatego czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 
 

   

Suzanne Vega - Solitude Standing, A&M Records, 1987, producenci: Steve Addabbo & Lenny Kaye, tracklista: Tom's Dinner, Luka, Ironbound/Fancy Poultry, In the Eye, Night Vision, Solitude Standing, Calypso, Language, Gypsy, Wooden Horse, Tom's Diner (Reprise)

wtorek, 21 lipca 2020

Sztuka Erica Lacombe: Uwielbiam ten cichy dramat, gdy oni żyją, śpią, są zmęczeni życiem, a nawet martwi

Co dzieje się pomiędzy życiem a śmiercią? Kiedy kończy się życie i w którym momencie zaczyna się to coś, co jest później? Wydaje się, że odpowiedzi na takie pytania są proste a same pytania dziecinne. A przynajmniej część z nich: o śmierci świadczy przecież brak oddechu, co łatwo sprawdzić lusterkiem i niewyczuwalne bicie tętna. Ale czy w czasach nowoczesnych technologii i technik medycznych jest to rzeczywiście tak proste? Ile razy po ustaniu tych znanych od wieków funkcji, ludziom po ich podłączeniu do skomplikowanej aparatury zostaje darowane kolejne życie…
 
Właśnie takie egzystencjalne problemy są tematem obrazów i rzeźb francuskiego artysty Erica Lacombe (ur. 1968 r.) LINK. Jego ostatni cykl 20 form plastycznych, obrazów i rzeźb zatytułowany Ciężar ciszy opisuje śmierć i ciszę jaka jej towarzyszy. Pokazani przez niego ludzie nie są ani żywi, ani martwi, ale gdzieś pomiędzy. Uwielbiam ten cichy dramat, gdy oni żyją, śpią, są zmęczeni życiem, a nawet martwi - mówi. Wyobraź sobie chwilę przed śmiercią, kiedy życie wymyka się i zaczyna się coś nowego: ten moment jest naprawdę cenny, ponieważ wszystko wówczas milczy (LINK).  Zamilknijmy więc także i my i spójrzmy na prace Lacombe, widzimy na nich portrety osób wyłaniających się z niewyraźnego tła o nieokreślonym, mglistym kolorze. Twarze pokrywają maski, a może to skóra, która strzępi się płatami? Nosy rysują się i zaczynają odpadać, oczodoły zapadają się powoli w głąb i otwierają na nicość, usta znikają albo w ich miejscu rosną dzioby… Materia ożywiona powoli roztapia się i łączy z nieożywioną. Rozkład stał się jeszcze jednym, modnym tematem.
 

Technika, którą artysta wykorzystuje w swoich pracach zapewnia nieomal trójwymiarowy efekt. Lacombe używa farb akrylowych, papieru, oleju, długopisów, papieru zmieszanego z klejem i akrylem… Czy to wszystko wyjaśni nam melancholię i smutek nicości, która stara się uchwycić? Spójrzmy:







Mimo, że twórca jest samoukiem, perfekcyjnie posługuje się kreską i z łatwością maluje postaci. Jednak na jego obrazy nie patrzy się z przyjemnością. Ukazują tę smutną stronę ludzkiej natury... Życie to potwór wyznaje artysta na użytek jednego artykułów na swój temat, aby za chwilę stwierdzić: Piękno to horror normalności. Miłość to portret, który ucieka (LINK).





Obrazy Erica Lacombe można znaleźć w wielu prywatnych kolekcjach, a także na wielu wystawach zbiorowych i indywidualnych. Obecnie mieszka i pracuje w Lyonie we Francji. Wydaje się, że nie tylko maluje i rzeźbi ale także tworzy muzykę, która jest kolejnym wymiarem jego dzieł.



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 



poniedziałek, 20 lipca 2020

Isolations News 98: Lista przebojów Joy Division, Hook odsłuchuje Closer - my również, zamykają kluby w Manchesterze, Rammstein w trasie, trampki Mansona w transie, Metallica z orkiestrą


The Guardian (LINK) publikuje listę 40-tu piosenek Joy Division. Najgorszą jest Failures, najlepszą Atmosphere

Biorąc pod uwagę fakt, że zespół nagrał około 50-ciu utworów sam pomysł listy 40-tu jest z d.... Niemniej chwała im za to że nie wygrało LWTUA, choć jest drugie. 


Peter Hook zapowiedział wspólne odsłuchiwanie Closer z okazji 40 - lecia powstania tej znakomitej płyty (TUTAJ). Miało ono miejsce w minioną sobotę, 18.07.2020. Reszta na TT.

W temacie - Walthamstow Rock and Roll Book Club we współpracy z Three Little Pigs zapowiadają transmitowaną imprezę CLOSER Anniversary Celebration online na Slipstreamtv.co.uk

Rozpoczęcie w piątek 24 lipca 2020 o godzinie 20:00 BST. Broadcast będzie dostępny w trybie online Slipstreamtv.co.uk/CloserAnniversary  w ciągu 48 godzin od zdarzenia. Bilety: £ 5 na wsparcie Epilepsy Society (Szczegóły i link do biletów TUTAJ). Dave Simpson z The Guardian i Hooky obiecują koncert i wywiad. Pytania od odbiorców zostaną zadane na koniec. Można je przesłać na adres:  closerannivquestions@slipstreamtv.co.uk 

Nie odsłuchiwaliśmy na TT ani Unknown Pleasures, ani Closer. Dla nas bez Iana Curtisa takie publiczne happeningi nie mają sensu i nigdy mieć nie będą. Wiadomo o co biega - żeby kilku gości polansowało się na wielkim artyście. RIP Ian.


My mamy swoje sposoby na celebrowanie rocznicy wydania Closer. Jeden z naszych czytelników - Morytz przysłał swoje tłumaczenie tekstu Decades, które zamieszczamy powyżej. Dziękujemy za dobre słowa o naszej działalności i zapraszamy do współpracy. Działamy non-profit i każda para rąk na pokładzie mile widziana. Pozdrawiamy - załoga.


Skoro zaczęliśmy od stolicy post punk: dwa najbardziej popularne kluby muzyczne w Manchesterze (Deaf Institute i Gorilla), zostaną zamknięte. A w kolejce następne. Szacuje się, że aż 90% tego typu placówek w mieście nie przetrwa kryzysu wywołanego COVID-19 (LINK).  Za to pozytywy news jest taki: władze miasta ogłosiły, że w pogrzebach w Bolton będzie mogło uczestniczyć nawet 30 osób. Przez cały czas zagrożenia pandemią liczba ta była ograniczona do dziesięciu (LINK).  

Mamy takie pytanie poza konkursem: ile osób będzie brało udział w pogrzebie Deaf Institute i Gorilla?



W temacie pogrzebów - już chowano lidera, że niby Covid, a tu nici, żyje i ma się dobrze. Rammstein bowiem ogłosił terminy koncertów w Ameryce Północnej. Po zamknięciu przemysłu muzycznego i odwołaniu występów na żywo z powodu wirusa, zespół został zmuszony do przesunięcia tras tournee z 2020 roku na 2021 rok, pełna lista koncertów TUTAJ.


Szczęścia za to nie miał Phil Ashley, klawiszowiec, który grał z Kiss, Mickiem Jaggerem , Aerosmith i Jeffem Beckiem, zmarł 10 lipca w wieku 65 lat. Przyczyny śmierci nie podano (LINK). 

Skoro już kostucha pokosiła, to z dwojga złego lepiej Ashley niż Till Lindemann, tym bardziej, że ten ostatni jest z rasy panów... 

 
Zielono mi - jak śpiewał klasyk - firma Nike nawiązała współpracę z The Grateful Dead. W efekcie powstała nowa linia trampek ze sztucznego futra i zamszu i w trzech kolorach - zielonym, żółtym i pomarańczowym - z naszywką na języku przedstawiającą tańczącego niedźwiedzia  i zapinanym na pięcie etui na zamek, podobno na trawkę (LINK). 

Pytaniem otwartym zostaje, czy najpierw zapalić trawkę a później, zakładając sztuczne futro z flagą w trzech kolorach, zatańczyć z niedźwiedziem, czy odwrotnie. 

Co do tańców z niedźwiedziem, taki żart się przypomina. Polak, Rusek i Niemiec dostali się do niewoli u Indian. Wódz powiedział, że aby odzyskać wolność należy wykonać 3 zadania: przypłynąć rzekę, wbiec do pierwszego namiotu i podać rękę niedźwiedziowi, po czym wbiec do drugiego namiotu i zgwałcić córkę wodza Indian

Polak utopił się w rzece... Po nim Niemiec, przepłynął, ale wbiegł do namiotu z niedźwiedziem, a ten łubu dubu łubu dubu - i po imprezie - tylko miazga po Niemcu została...

Trzeci Rusek. Przepłynął rzekę, wbiegł do namiotu z niedźwiedziem - łubu dubu, łubu, dubu... Wychodzi z namiotu i mówi: gdzie ta Indianka co jej miałem rękę podać?



Marilyn Manson podobno skończył prace nad nową płytą, choć to, co wypisuje w internecie jest tak niejasne, że są co do tego wątpliwości (LINK). Wszystko wskazuje na fakt, że Manson za dużo sięga do etiu na zamek w zielonych trampkach.

      
Metllica 28 sierpnia wyda albumy z nagraniem koncertu z 2019 r., na którym pojawiła się z towarzyszeniem San Francisco Symphony. Na zachętę zespół udostępnił klipy, jeden z nich poniżej:


 
Więcej o planowanym wydawnictwie TUTAJ. Warto zwrócić uwagę ile świrów świeci komórkami, co wygląda jak jakiś pieprzony wirtualny pogrzeb. W sumie nie czarujmy się, zarówno Manson jak i Metallica czasy swojej świetności mają już dawno za sobą. 

W przeciwieństwie do nas - my ciągle na nie czekamy, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.