sobota, 11 kwietnia 2020

Z mojej płytoteki: Rezerwat - Serce - Andrzej Adamiak RIP

Ktoś może powiedzieć, że Rezerwat - gwiazda rocka lat 80-tych nie mieści się stylowo w gatunkach muzycznych, które mamy zwyczaj prezentować na tym blogu. Ale czy ktoś jest w stanie w ogóle zakwalifikować to co tworzył Andrzej Adamiak i jego koledzy? 

Pamiętam kiedy usłyszałem ich pierwszy raz - to był Obserwator. Był rok 1984 a ja byłem zasłuchany w Joy Division i Republikę, i z tą drugą właśnie skojarzyła mi się kapela z Łodzi. Ich debiutu słuchaliśmy z dość drogiej wtedy kasety i płyty Savitoru i byliśmy na prawdę zadziwieni stylem. Tego nie dawało się zaszufladkować, dziwne ale jednocześnie jakieś takie niepokojące. Na omówienie tamtej płyty, debiutu Rezerwatu, przyjdzie u nas jeszcze pora, dzisiaj jednak Serce, ich drugi album.


Oba albumy były na tyle ważne, że znalazły się w mojej kolekcji. Dziś, kiedy Andrzeja Adamiaka od kilku dni nie ma już wśród nas, przypominają się tamte lata i właśnie Serce, wydawnictwo bardziej nastrojowe, pełne ciekawych piosenek, klimatu i zupełnie ponadczasowych tekstów nabiera innego znaczenia.


Album otwiera Nie pragnę kwiatów,  piosenka która go pozycjonuje - mam swój świat, swoją gitarę i tylko to, tylko albo aż to. Jak się nie podoba - żegnam. Po nim Czarownica, bo bez kobiet życie byłoby może inne, ale na pewno o wiele bardziej nudne... Po nim zaczyna się to, co w tamtym Rezerwacie najbardziej lubię, czyli elementy psychodeli. Och Lala,  zdająca się być lekko kiczowata z powodu rymów w zwrotce, staje się pełnym odlotem w refrenie. To już ostry rock psychodeliczny z niesamowitymi efektami na klawiszach. Jest piękna, sama, i pytanie jak się czuje i bawi? Po nim jeden z moich faworytów - kontynuacja psychodelicznych odjazdów, tutaj już w pełni - Pod makijażem uwielbienia. To klimat który czynił Rezerwat zespołem absolutnie niepowtarzalnym... Słowa, słowa słowa... Ta piosenka była ostro piłowana na moim adapterze... Po niej jeden z największych hitów zespołu -   Zaopiekuj się mną, mocno ograny, choć nie jest to zła piosenka, niemniej z hitów wolę o wiele bardziej Parasolki, które po Rzuć broń są drugą piosenką na stronie B płyty. Rzuć Broń nigdy mi się nie podobała, za to Parasolki... Ta piosenka powoduje że wszelkie niedostatki płyty są zniwelowane, i to ze znacznym nadmiarem... Warto dodać że Andrzej Adamiak właśnie wspólnie z Andrzejem Senarem stworzył tekst i sam napisał muzykę do tego utworu... Zapłakał już deszcz... Zapnij płaszcz, serce ścisz, nie mów nic..

Serce dla...  też jest utrzymany w podobnym klimacie. Jest bardziej bezpośredni, ale niesie w sobie wiele emocji. Po nim ballada Nieprzytomnie słodka noc, znakomita ballada - mamy ciała nic więcej... Wszystko można odłożyć, dla tej chwili, dla tej jednej nocy. Utwór wprowadza nas w wielki finał... Na półce (pamięci Anny Rusak). 

Niech twe ręce dotkną mych snów
Które z nieznanej napływają dali
Marzeniem otwarło się okno
A książki na półce szepczą
Słowami tych co ciebie kochali

Na zawsze nie odchodź, powrócę
Na zawsze nie odchodź, powrócę
Na zawsze nie odchodź, powrócę

Wspina się księżyc na ściany
Obejmuje stary portret wyblakły
Nic nam nie jest nigdy darowane
Marzeń nie dotknę

Oczy nocą mi nakryj...
Oczy nocą mi nakryj...

Oni odchodzą, ostatnio Mark Holis (TUTAJ), Vaughan Oliver (TUTAJ), Neil Peart (TUTAJ), a z naszych Jerzy Janiszewski (TUTAJ), Maciej Adamski (TUTAJ) a teraz Andrzej Adamiak.. 

My jednak wciąż zostajemy i czekamy na swoją porę, aby wziąć parasol i iść, by noc nakryła nasze oczy

Tym razem, już na zawsze. 
   

Rezerwat - Serce, Wifon, 1987, wydawca: Adam Głowacki, tracklista: Nie pragnę kwiatów, Czarownica, Och Lala, Pod makijażem uwielbienia, Zaopiekuj się mną, Rzuć broń, Parasolki, Serce dla..., Nieprzytomnie słodka noc, Na półce (pamięci Anny Rusak).


piątek, 10 kwietnia 2020

Thomas Lamb: Świat samotnego wędrowca

Chcę malować i tworzyć wizje, które będą zbieżne z moim doświadczeniem świata. (...) Staram się tworzyć obrazy, które wciągną widza i zaabsorbują przemijającą naturą (LINK). Czy Thomas Lamb - urodzony w 1978 roku Brytyjczyk, który inspiruje się malarstwem quattrocenta, głównie Pierro dela Francesca i Fra Filippo Lippi - rzeczywiście jest w stanie zająć naszą uwagę? Ten solidnie wykształcony malarz (kształcił się w Wimbledon School of Art, był stypendystą Sainsbury's w British School w Rzymie w latach 2001-2003) tworzy przede wszystkim pejzaże. Jego dużych rozmiarów płótna (nierzadko do 2 metrów długości) wypełniają widoki Derbyshire, w którym obecnie mieszka, oraz Japonii, kraju, z którym czuje silny związek. Używa świetlistych, czystych barw, jednak o delikatnym nasyceniu z miękkim efektem sfumato, przez co jego prace przypominają senne wizje.











Są na nich drzewa, bardzo różnorodne: zimowe bezlistne, biało-turkusowe, wiosenne, okrytą jaskrawą mgłą kwiatów i te jesienne, pomarańczowo-żółte. Co najciekawsze, mimo bogatej palety barw, jego obrazy są stonowane, nostalgiczne i w zasadzie smutne... Stałym ich elementem jest niewyraźna postać samotnego wędrowca, pojedynczego domu, ptaka siedzącego na suchej gałęzi drzewa, wreszcie - gdzieś na skraju płótna - sylwetka baranka, który może być aluzją do nazwiska. Użyte środki wyrazu rzeczywiście sytuują jego malarstwo na rozdrożu, pomiędzy obrazami europejskich impresjonistów, a tradycyjną twórczością artystów japońskich, których wpływ na sztukę naszego kontynentu był kolosalny, o czym zresztą już pisaliśmy (LINK).

Artysta ma na swoim koncie już cztery wystawy indywidualne, a w planach kolejne dwie. Brał także w wielu wystawach zbiorowych, w Wielkiej Brytanii i w Japonii. Jest jednym z ciekawszych malarzy swojego pokolenia, którego niejednoznaczne obrazy warto zobaczyć, do czego zachęcamy naszych czytelników. Prezentujemy je u nas, lecz więcej ich jest na stronie internetowej Thomasa Lamb (LINK). Nas zafrapowała na jednym z nich biało czerwona flaga. Spytaliśmy o nią autora dzieła. Okazuje się, że to co braliśmy za banderę, jest po prostu stodołą, schronieniem dla zwierząt, o białych ścianach i czerwonym dachu. Tak zwyczajnie. Choć biało-czerwona flaga z barankiem przydałaby obrazowi aurę mistycyzmu, przyjmujemy wyjaśnienie... Przy okazji pozdrawiamy Thomasa, życząc mu samych sukcesów oraz aby jego problemy (o ile takie ma) mijały, niczym przymrozek na wiosnę, o którym wspomniał w naszej korespondencji.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 9 kwietnia 2020

Haris Martis i inspiracje Joy Division

Joy Division cały czas inspiruje… Można natknąć się na nawiązania do dzieł grupy prawie w każdym większym projekcie muzycznym i to niezależnie od gatunku. Tym razem chcemy pokazać klip wideo zrealizowany przez enigmatyczny projekt muzyczny, który występuje pod nazwą Denial of Service. Za tą nazwą stoi jeden człowiek, Haris Martis (Charis Matis, H. Matis, Χάρης Μάρτης).
Jest to Grek (ur. 1969 r.) mieszkający na stałe w Salonikach, który tworzy animacje wideo i zdjęcia w 3D, eksplorując świat fraktali.  Był odpowiedzialny za efekty w klipie wideo do remiksowanego utworu Davida Bowie Love is Lost (Mix Hello Steve'a Reicha), z 2013 roku. David Bowie i jego współpracownicy przypadkiem odkryli prace Harisa zamieszczane przez niego w internecie.


Artysta nie jest ani muzykiem, ani informatykiem ani nawet grafikiem. Studiował Media & Communication Studies na University of Leeds, który ukończył z tytułem doktora  oraz w University of Westminster (LINK). Brał udział w wielu wystawach, prezentując na nich swoje grafiki 3D, ostatnio, w 2013 r. na dużej wystawie w Sztokholmie, zorganizowanej przez: Fundację Magritte oraz Yper Yper , w ramach corocznych targów sztuki niezależnej.
 
Ale do rzeczy, czyli do obiecanych inspiracji Joy Division: otóż w projekcie z 2017 roku powstałym przy współpracy z chemikiem i matematykiem Paulem Fennell, który odwzorował graficznie sekwencje dyfuzji reakcji z użyciem Max/Jitter, powstał klip wideo pod wdzięcznym tytułem Onryō.   Składa się on ze zmieniających się obrazów w rytm industrialnej noir-techno, przez co otrzymujemy dość niesamowity efekt. A wśród grafik znajduje się taka:

Klip można zobaczyć TUTAJ lub TUTAJ.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 8 kwietnia 2020

Niezapomniane koncerty: Clan of Xymox w Nowym Orleanie, 1.04.1989


Mamy rok 1989, Clan of Xymox nagrywa trzy lata wcześniej swój trzeci, choć dla 4AD drugi, album Medusa. Kto pamięta tamte czasy ten wie, jak wielki wpływ na muzykę undergroundu wywarły obie płyty. Pamiętam jak oczekiwaliśmy wydania drugiej dla 4AD płyty, i dostaliśmy coś znacznie odstającego od Clan of Xymox z 1985 roku (opisanego przez nas TUTAJ). Muzyka jakby nieco bardziej komercyjna, taneczna (?) ale bardzo dobra, pełna niesamowitego klimatu. I to zakończenie - Back Door, zupełnie szokujący utwór, do dziś wykonywany przez zespół na koncertach.  A ponieważ minęło 3 lata od wydania Medusy grupa miała już gotowy materiał na kolejny album, który był jeszcze bardziej komercyjny i taneczny, do tego stopnia, że nagrany został w innej wytwórni, mało tego wydany pod nazwą Xymox. Twist of Shadows, bo to o nim mowa, nie każdemu przypadł do gustu, fani nie zdawali sobie sprawy, że może być jeszcze gorzej, co zresztą nastąpiło na Metamorphosis, który poza może dwoma lepszymi utworami nie wytrzymuje próby czasu, a wcześniej od zespołu odszedł Pieter Nooten - co opisaliśmy TUTAJ) ...

Z tego właśnie okresu pochodzi omawiany dziś koncert, będący miksem trzech wspomnianych albumów. Otwiera go A Milion Things z Twist of Shadows właśnie, z bardzo ciekawym wstępem - tekst jest o zmęczeniu i nocnym przeżywaniu uczucia...

Słowa nie istnieją dla mnie
O wpół do trzeciej
Mój sens umiera
Dlaczego nie mogłaś dokonać takiego wyboru?
I ciągle marzę
O milionie rzeczy
I ciągle marzę
O milionie rzeczy
Mają skrzydła
 
Odgłosy życia zaczynają się za wcześnie
Zamknąłem oczy
Jak mogłaś być tak okrutna
Moja słodka wizjo
I ciągle marzę
O milionie rzeczy
Mają skrzydła
 
Położyłem śpiącą głowę
Czas mija
Niech żywe stworzenie kłamie
Wizje znikają o północy
I ciągle marzę o milionie rzeczy
I ciągle marzę

Po nim Medusa, co ciekawe, zapowiedź, że utwór pochodzi z ich drugiego (a nie tak na prawdę trzeciego) albumu. Tłumaczenia tekstów z tej płyty zamieściliśmy TUTAJ. Ten skład, to brzmienie i ten klimat są tak niesamowite, że mimo dość amatorskiej jakości filmu, czuje się tamte wspaniałe lata. Dzisiaj koncerty Clan of Xymox to już zupełnie coś innego... Oczarowani, zahipnotyzowani  podążamy ku kolejnej piosence... A jest nią Michelle i Louise i znowu klimat Medusy. To trwa tylko chwilę, bo zespół znowu wraca do Twist of Shadows i Blind Hearts.   

Ile zajmie
Nim zobaczysz
Nie ma dla ciebie miejsca
Wewnątrz mnie
Głęboko w naszych sercach
Jesteśmy sami
Głęboko w ślepych sercach
Skóra i kość
Na wiele sposobów
Straciłaś godność
Dziewczyno, poddaj się
Twoja beznadziejna ekstaza
Głęboko w naszych sercach
Jesteśmy sami
Głęboko w ślepych sercach
Skóra i kość
Pocałuj wysokie niebo
Pocałujcie się
Pocałuj Ziemię
I pocałuj morze
Wszystko zamiast mnie
Wszystko zamiast mnie
Pocałuj swoje cenne przeznaczenie
Głęboko w naszych sercach
Jesteśmy sami
Głęboko w ślepych sercach
Skóra i kość
Głęboko w naszych sercach
My tylko wiemy
Głęboko w naszych ślepych sercach
Skóra i kość
Kość niezgody
My tylko wiemy
Kość niezgody
My tylko wiemy

Na chwilę po wspaniałym wstępie wracamy do debiutu i 7th Time. Niestety tylko na moment, widać że materiał pochodzi z taśmy VHS a jak wiadomo lata lecą.. ale debiut pozostaje i mamy okazję zobaczyć koncertową wersję jednego z najlepszych utworów Clan of Xymox - monumentalnego Cry in the Wind... Ta piosenka kończyła pierwszą stronę ich preludium dla 4AD... To były czasy. I nagle koncert kończy się i urywa... Mamy zatem zaledwie urywki, podobnie jak dla innego znakomitego koncertu z 1985 roku, który opisaliśmy TUTAJ.

A my pozostajemy z uczuciem niedosytu, jakby ktoś wyrwał nas z przeszłości i przeniósł ponad trzydzieści lat do przodu do czasów Spotify, postarzania produktu, wirusów, dronów, smartfonów, pierdofonów i kompletnej muzycznej miernoty.

Na szczęście mamy jeszcze wspomnienia.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   
    

Clan of Xymox w Nowym Orleanie, 1.04.1989, tracklista: A Milion Things, Medusa, Michelle, Blind Hearts, 7th Time (fragm.), Cry in the Wind.

wtorek, 7 kwietnia 2020

Tony Nahra: Hopper naszych czasów

Nic nie jest prawdziwe” - twierdzi Tony Nahra - Miejsca, które tworzę, nie istnieją, ale mogłyby, ponieważ świat jest bardzo dziwnym miejscem. Staram się utrzymywać je w nastroju na tyle niejasnym, aby widz mógł dokonać ich własnej interpretacji, pozytywnej lub negatywnej, pełnej nadziei lub jej braku. Urodzony w 1967 roku Tony Nahra jest amerykańskim fotografem. Mieszka i pracuje w Seattle, gdzie prowadzi firmę produkującą meble. Podczas studiów na uniwersytecie pracował jako dziennikarz i fotograf. Przełomem stało się dla niego założenie profilu na Instagramie (LINK). Zamieszczane na nim zdjęcia szybko zostały zauważone i docenione, a on sam zyskał sporą popularność.
 
Tematem jego pracy jest…  No właśnie, co Nahra opowiada nam swoimi zdjęciami? Na swojej stronie internetowej artysta podzielił fotografie na kilka bloków tematycznych:: barracks, warehouse, stairs, lot, framed (koszary, barak, schody, dola, wzięty w ramki). Lecz łączy je jedno - na każdym prawie zdjęciu znajduje się samotna sylwetka mężczyzny, który samotnie przemierza zamgloną, pustą ulicę, kroczy przez ciemne zaułki, wspina się po niekończących się schodach, cierpi w milczeniu na parkingu supermarketu, stoi sam na sam z losem, mierząc się się z ogromnym światem.









Oprócz nich wykonywał zdjęcia, które dałoby się określić pejzażami, lecz tak zniekształconymi, iż wydają się być zrobione obiektywem przez okno w czasie deszczu, a może raczej spoza zasłony smutku… Opustoszałe, ciemne ulice w stonowanych barwach swoim klimatem przypominają dzieła Eduarda Hoppera, o którym pisaliśmy sporo jak również o twórcach, których inspirował TUTAJ. We wszystkich panuje nastrój melancholii i niepokój wywołany samotnością. Może dlatego klimat jego zdjęć jest nam bliski…




Prezentowane zdjęcia pochodzą ze strony Tony Nahra (LINK).


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Isolations News 83: Cocteau Twins na Spotify i winylu, Peter Hook i Ist Ist przekładają trasy, NIN i Pearl Jam z nowymi albumami, Martensy i figurki na kwarantannę


Cocteau Twins został objawiony słuchaczom Spotify (TUTAJ)... Nie wiadomo komu za to bardziej dziękować, czy Bogu który w końcu oświecił koneserów muzyki inaczej, i postanowił w swojej dobroci zwrócić im uwagę na jedną z legendarnych dziś kapel, bez której 4AD na pewno byłoby inne, a muzyka lat 80-tych nie byłaby tym czym jest. A może tym ślepym i głuchym dzieciom, które dzisiaj wolą mieć wszystko podane na tacy, zamiast samemu wyrabiać sobie swój muzyczny gust poprzez studiowane i szukanie, i raczej wolą tylko kliknąć i posłuchać? No tak, przecież target Spotify to pokolenie Y tak opisywane (TUTAJ): technologia, z której tak aktywnie korzystają, pozostawia im mało czasu na myślenie autonomiczne i wyrobienie sobie własnych poglądów. Amen.

P.S. Na marginesie - wznowienia winyli C.T. są do kupienia TUTAJ
Peter Hook odwołuje koncerty w Apollo Theatre w Manchesterze. Mamy bilety na koncert 16.05.2020. Koncertu nie będzie, zamiast tego będzie koncert w styczniu, o ile chiński wynalazek, czyli koronawirus, zniknie. Tak było wtedy...

  

A jak będzie w styczniu 2021 napiszemy w swoim czasie, będziemy tam. Szkoda, że nie w 40-tą rocznicę śmierci Iana Curtisa

Chiński wynalazek zmusił też do zmiany trasy inną kapelę z Manchesteru Ist Ist (pisaliśmy o nich TUTAJ). 

A ci brzmią teraz całkiem ciekawie... No jest klimat. Nowe daty na plakaciku powyżej. 

Nine Inch Nails zrealizowali dwa albumy, dostępne za darmo w sieci. Trailer brzmi nieźle:

Kto chce? Niech zasysa TUTAJ. Kto chce poczytać o legendzie industriala zapraszamy TUTAJ. Bowiem my słuchaliśmy NIN kiedy nie było to jeszcze modne, czyli od ich debiutu, o którym niedługo napiszemy.


A skoro o nowych płytach, to jedenasty album grupy Pearl Jam Gigaton, jest już dostępny TUTAJ. Na jego okładce umieszczono fotografię Ice Waterfall autorstwa kanadyjskiego reżysera, fotografa i biologa morskiego Paula Nicklena. Zdjęcie wykonano w prowincji Svalbard w Norwegii. Przedstawia topniejące lodowce.
O chińskim wynalazku już było, ale teraz znowu o nim, bo nie uciekniemy od tematu... Fundacja charytatywna Metalliki, All Within My Hands, przekazała czterem organizacjom po 350 tys dolarów na walkę z koronawirusem (TUTAJ).

W związku z powyższym,  SoundCloud ujawnił plany przekazania kolejnych 15 milionów dolarów na pomóc artystom, którzy korzystają z tej platformy. Szczegóły tej konkretnej pomocy są TUTAJ.


W związku z powyższym, Brian Eno opublikował listę 20 książek, których lektura odbuduje cywilizację. Z książek spoza anglojęzycznego kręgu kulturowego jest tylko Wojna i Pokój Lwa Tołstoja. Mogło być gorzej, zawsze mógł wrzucić Lenina. Lista TUTAJ.

W związku z powyższym, nie każdy siedzi w domu, niektórzy ciężko pracują! Dzieło Van Gogha Parsonage Garden at Neunen in Spring, wyceniane na  5 milionów funtów, zostało skradzione z zamkniętego muzeum Singera Larena w Laren, w 29 marca w niedzielę rano o 3:15 rano. Muzeum, podobnie jak wiele na całym świecie, ma już  i tak trudności finansowe po tym, gdy zostało zamknięte z powodu pandemii koronawirusa. Praca została wypożyczona na wystawę z Muzeum Groninger (LINK).  Ciekawe czy złodzieje zachowywali bezpieczne odległości, bo maseczki mieli na pewno.  


W temacie, dla posłusznych i siedzących w domu z powodu obostrzeń spowodowanych pandemią jest możliwość obejrzenia dzieł van Gogha i innych artystów na platformie googla. Wprawdzie to nie to samo co w muzeum, lecz złodzieje tutaj nie dotrą, chyba, że złodzieje kabli elektrycznych (LINK).


Jeśli pandemia i kwarantanna, to tylko w odpowiednim obuwiu. Martensy, kultowe buty są produkowane już 60 lat. Firma obuwnicza Dr Martens świętuje rocznicę (LINK) i oferuje nowe i stare modele. Ceny jak zwykle z kosmosu.



Tym, którzy tęsknią za bliższym kontaktem z muzykami i zespołami, jedna z platform muzycznych proponuje kupno lalki swojego idola - oto przegląd maskotek zespołów i ich cen TUTAJ. Zatem załóżmy Martensy i pobawmy się figurkami. Nikt nas nie zobaczy - jesteśmy w domu. Takiej okazji długo może nie być, no chyba że Chińczycy znowu coś wynajdą, a jest ich, mimo wirusa, ciągle coraz więcej.



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

niedziela, 5 kwietnia 2020

Z mojej płytoteki: Placebo - Without You I'm Nothing - nie do końca znakomite dzieło muzyki chłodnofalowej

Wbrew pozorom to nie debiut, choć wielu ludzi tak myślało, niemniej nie ma wątpliwości, że to jedna z najlepszych ich płyt. Mowa o Without You I'm Nothing zespołu Placebo - albumie z 1998 roku z pierwszym ich wielkim hitem... Teledysk puszczany wtedy w polskiej TV wzbudził masowe dyskusje na temat płci  gitarzysty i wokalisty Briana Molko... Sam przyznam, że po czarnym lakierze na paznokciach i tembrze obstawałem za kobietą...


Później jednak okazało się, że tak nie jest, mało tego w jednym z wywiadów wyczytałem, że Placebo pod względem płci spełnia wszystkie oczekiwania, bowiem perkusista Steven jest hetero, basista Stefan bi, natomiast gitarzysta i wokal Brian - homo.. A później ten ostatni zachował się dość nieładnie i bez żadnego tłumaczenia wyrzucił z zespołu perkusistę. 

Tyle o muzykach, więcej w naszych poprzednich tekstach TUTAJ.
Teraz o płycie. Jest znakomita od początku do końca, przynajmniej pod względem warstwy muzycznej. Otwiera ją Pure Morning piosenka o przyjaźni o tym, że prawdziwych przyjaciół  poznaje się w biedzie. Po nim zaczyna się prawdziwa jazda - Brick Shithouse jest ostro, punkowo i dynamicznie. Niestety w warstwie tekstowej nie jest już tak wesoło, przynajmniej mnie takie klimaty nie kręcą. Fuj, chciałoby się powiedzieć.  You Don't Care About Us - powiedzmy, że to tekst o trosce o uczucia.

 
Jesteś zbyt skomplikowany, powinniśmy to rozdzielić.
Po prostu konfiskujesz, irytujesz.
To zwyrodnienie, masturbacja mentalna.
Pomyśl, że zostawię to wszystko, ocal moje krwawiące serce.

Ask For Answers to spokojniejszy utwór w którym Molko zaczyna być nieco monotematyczny. Po nim trzymamy nastrój - jedna z lepszych na albumie czyli piękna ballada - tytułowa  Without You I’m Nothing. Jest to przy okazji jedna z najlepszych ballad w historii gotyku, niosąca ze sobą niesamowity zastrzyk emocji... 

Jestem nieczysty, wyzwolony
I za każdym razem, gdy się wkurzasz
Wydaje mi się, że tracę moc mowy
Uciekasz powoli z mojego zasięgu
Hodujesz mnie jak roślinkę
Nigdy nie widziałeś mnie samotnego


Allergic (to Thoughts of Mother Earth)  ma znakomity riff gitarowy, a  po nim The Crawl,  w którym znowu powraca nostalgia.  Po tym spokojnym momencie pora na wspomniany powyżej megahit Every You Every Me.

Wytatuuję twoje imię w moim ramieniu
Zamiast zestresowany leżę tu oczarowany
Bo nie ma nic innego do roboty
Tylko ja i ty

My Sweet Prince 
znowu w klimatach wiadomo jakich:

Mój słodki książę
Jesteś tym jedynym
Mój słodki książę
Jesteś tym jedynym

Summer’s Gone jest znowu spokojny i znowu opisuje miłość, a po nim   Scared of Girls i Burger Queen które kończą ten album.


Reasumując, mimo że w warstwie tekstowej wydawnictwo zdecydowanie nie jest w naszym obszarze zainteresowań, to piosenki na nim zawarte niosą za sobą ogromny ładunek emocji i smutku... Czyżby życie człowieka o odmiennej orientacji nie było usłane różami? Taki wniosek płynie z analizy piosenek na albumie, który jest jednym z najlepszych albumów Placebo w karierze.

My za to zadowoleni wracamy jutro z nowym postem - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.



Placebo: Without You I'm Nothing, Elevator Music, 1998, producent: Steve Osborne, tracklista:  Pure Morning, Brick Shithouse, You Don't Care About Us, Ask For Answers, Without You I’m Nothing, Allergic (to Thoughts of Mother Earth), The Crawl, Every You Every Me, My Sweet Prince, Summer’s Gone, Scared of Girls, Burger Queen