Chcę malować i tworzyć wizje, które będą zbieżne z moim doświadczeniem świata. (...) Staram się tworzyć obrazy, które wciągną widza i zaabsorbują przemijającą naturą (LINK). Czy Thomas Lamb - urodzony w 1978 roku Brytyjczyk, który inspiruje się malarstwem quattrocenta, głównie Pierro dela Francesca i Fra Filippo Lippi - rzeczywiście jest w stanie zająć naszą uwagę? Ten solidnie wykształcony malarz (kształcił się w Wimbledon School of Art, był stypendystą Sainsbury's w British School w Rzymie w latach 2001-2003) tworzy przede wszystkim pejzaże. Jego dużych rozmiarów płótna (nierzadko do 2 metrów długości) wypełniają widoki Derbyshire, w którym obecnie mieszka, oraz Japonii, kraju, z którym czuje silny związek. Używa świetlistych, czystych barw, jednak o delikatnym nasyceniu z miękkim efektem sfumato, przez co jego prace przypominają senne wizje.
Są na nich drzewa, bardzo różnorodne: zimowe bezlistne, biało-turkusowe, wiosenne, okrytą jaskrawą mgłą kwiatów i te jesienne, pomarańczowo-żółte. Co najciekawsze, mimo bogatej palety barw, jego obrazy są stonowane, nostalgiczne i w zasadzie smutne... Stałym ich elementem jest niewyraźna postać samotnego wędrowca, pojedynczego domu, ptaka siedzącego na suchej gałęzi drzewa, wreszcie - gdzieś na skraju płótna - sylwetka baranka, który może być aluzją do nazwiska. Użyte środki wyrazu rzeczywiście sytuują jego malarstwo na rozdrożu, pomiędzy obrazami europejskich impresjonistów, a tradycyjną twórczością artystów japońskich, których wpływ na sztukę naszego kontynentu był kolosalny, o czym zresztą już pisaliśmy (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Artysta ma na swoim koncie już cztery wystawy indywidualne, a w planach kolejne dwie. Brał także w wielu wystawach zbiorowych, w Wielkiej Brytanii i w Japonii. Jest jednym z ciekawszych malarzy swojego pokolenia, którego niejednoznaczne obrazy warto zobaczyć, do czego zachęcamy naszych czytelników. Prezentujemy je u nas, lecz więcej ich jest na stronie internetowej Thomasa Lamb (LINK). Nas zafrapowała na jednym z nich biało czerwona flaga. Spytaliśmy o nią autora dzieła. Okazuje się, że to co braliśmy za banderę, jest po prostu stodołą, schronieniem dla zwierząt, o białych ścianach i czerwonym dachu. Tak zwyczajnie. Choć biało-czerwona flaga z barankiem przydałaby obrazowi aurę mistycyzmu, przyjmujemy wyjaśnienie... Przy okazji pozdrawiamy Thomasa, życząc mu samych sukcesów oraz aby jego problemy (o ile takie ma) mijały, niczym przymrozek na wiosnę, o którym wspomniał w naszej korespondencji.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz