sobota, 28 listopada 2020

Modern Mirror zespołu Drab Majesty - najlepszy album roku 2019

 

Wielu wydawało w 2019 roku, i wiele tych wydawnictw, nie tylko zagranicznych ale i krajowych, omawialiśmy na naszym blogu. Jednakże gdyby to wszystko chciało się sklasyfikować, to w naszej ocenie niepokonani są Drab Majesty i ich Modern Mirror

Karierę zespołu zacząłem obserwować od ich poprzedniej płyty pt. The Demonstration, którą wnikliwie opisaliśmy TUTAJ. Wcześniej zaprezentowaliśmy sylwetkę muzyków (TUTAJ) wróżąc im wielką przyszłość. Bo rzeczywiście ich kariera przebiega podobnie jak kariera Placebo, którzy początkowo byli dość średni, by eksplodować znakomitym Without You I am Nothing (opisanym TUTAJ) i trzymać poziom na następnych albumach. Drab Majesty oczarowali poziomem The Demonstration, choć płycie zarzucano wtórność. Modern Mirror jednakże to już zdecydowane pójście w kierunku własnego stylu, choć muszę się przyznać, że pierwsze odsłuchanie przyniosło rozczarowanie. Kompletnie stylistycznie odcięli się od the Demonstration... Zaczęli grać spokojniej, bardziej melodyjnie, kompozycje nie są już tak sztampowe - poszli w kierunku new romantic, jakiegoś nostalgicznego shoegaze, i... dobrze zrobili. Doprowadzili do tego, że ich albumu słuchałem nawet kilka razy dziennie delektując się pięknem zamieszczonych na nim piosenek.

Otwiera go A Dialogue który rzeczywiście ma formę dialogu, piosenka o miłości pokazująca, że bez niej człowiek wiele traci. Znakomity wstęp, bardzo lekki. Po nim The Other Side - też dobry i nieco bardziej dynamiczny, choć jeśli wgłębić się w warstwę tekstową i slang... Trudno ocenić czy Deb Demure próbuje coś tu przemycić, czy jest to przypadek, więc może zostawmy ją, bo czas na Ellipsis, dynamiczną piosenkę o konflikcie nuklearnym.

Po nim Noise Of The Void,  jeden z lepszych utworów o tym jak zło dziś już się nie ukrywa...

Otoczona reaktywnymi oczami
Masowa reakcja na smutek
Szatan już się nie ukrywa
A miłość jest dziś na smyczy
Markowana przez rzeczy, które mówisz
Powiesz-"tan" już się nie chowa
Szatan już się nie ukrywa

Dolls In The Dark  znowu opisuje uczucia, tęsknotę za czymś ulotnym co znika gdy tylko wschodzi słońce... Ta piosenka to wizytówka płyty pełna klimatu i nastroju różowego wina... Oxytocin opisuje stan zamroczenia uczuciem, ale też przestrzega przed jego przemijaniem, bo nic przecież nie trwa wiecznie...

Znowu jestem zakochany, 

Znowu jestem zakochany

Zrób z tym, co chcesz

Po prostu szukam tego dreszczyku, 

Dzisiejszej nocy

Kochać znowu, znów kochać

Cały czas który mam jest pożyczony 

Nie żyję dla jutra, nie ma go


Znowu żywy, znowu żywy

Nie muszę dziś umierać

Umrzeć tej nocy

I tak długo, to prawda

Wszystkie gry, w jakie grałem żeby do ciebie dotrzeć

W ogóle mnie to nie obchodzi

Odrzuć to wszystko

Będzie czas na śmiech

Czas by się śmiać, pewnego dnia


Zniknąć, zniknąć

Nasze więzi zerwą się

W każdym razie wiesz, że nic nie trwa wiecznie

Po nim Long Division kolejna nastrojowa ballada, tym razem o tym, jak uczucie potrafi rozczarować kiedy ta druga strona zmienia się w kogoś, od kogo się ucieka. Album kończy Out Of Sequence - nawiązujący gitarami do początku płyty i spinający ją w całość. Dynamiczny i znowu o uczuciach i niedostosowaniu. 

Czekamy niecierpliwie na kolejny album Drab Majesty. Czy przyniesie nam nowe oblicze zespołu? Oby tak, tymczasem nie ma najmniejszych wątpliwości, że Modern Mirror deklasuje wszystko co przyniósł nam rok 2019. Był na mecie pierwszy, wyprzedzając resztę i to o kilka długości...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Drab Majesty - Modern Mirror, DAIS 2019, producent: Josh Eustis, tracklista: A Dialogue, The Other Side, Ellipsis, Noise Of The Void, Dolls In The Dark, Oxytocin, Long Division, Out Of Sequence.         

piątek, 27 listopada 2020

Punkowy humor

Od momentu powstania w latach 70. punk rock był ruchem, w którym afirmacją obejmowano chwilę obecną, teraźniejszość, czego znakami rozpoznawczymi był rock and roll, postawa zrób to sam i poczucie humoru. Na Zachodzie pokolenie utożsamiające się z subkulturą punk starało się aktywnie dystansować od norm wychowania, od wszelkiego rodzaju więzi kulturowych i kształtować nową tożsamość poprzez swoją sztukę. W Polsce nie było inaczej, choć punk ciężkości sprzeciwu dotyczył bardziej aparatu socjalistycznego państwa niż przywiązania do miejsca pochodzenia.


Najlepszy punk, podobnie jak najlepszy humor, jest krytyczny i celny, a żaden gatunek muzyczny nie używał dowcipu lepiej niż punk-rock. Nie powinno to dziwić, ponieważ punk czerpał swoje estetyczne założenia z najbardziej wywrotowych stylów sztuki posługujących się humorem, czyli z dada, surrealizmu i sytuacjonizmu.  Podobnie jak te ekspresyjne ruchy artystyczne, punk nie tyle wykorzystuje humor, jako formę użytkową, co poprzez niego wyraża swoją istotę.



Komicy od wieków niczym sumienie swoich czasów obnażali i wyśmiewali możnych i decydentów. Błaźni pełnili ważną funkcję na każdym szanującym się dworze, bo ich niewybredne żarty uczyły i objaśniały to, co działo się na szczytach władzy. Czy dzisiaj tę funkcję pełnią gwiazdy zespołów punkowych i post-punkowych? Trudno orzec. Na pewno mają na to wielką ochotę i ambicje, przypomnijmy choćby Sex Pistols i ich okładkę z podobizną królowej z agrafką albo akcje Pussy Riot przeciwko Putinowi, czy teksty śpiewane przez niektóre zespoły w Jarocinie.


  

Z tego wniosek, że humor punkowy to humor zawsze nakierowany na jakiś konkretny cel, nawet jeśli jest to cel infantylny lub trywialny. Do tego, aby zadziałał trzeba więc opozycji, źródła konfliktu. Może nim być instytucja społeczna, obyczaje kulturowe lub sama muzyka, cokolwiek aby było to antagonistyczne z punktu widzenia punka. Niezależnie jednak od ukierunkowania, punkowy humor może atakować na wiele sposobów - bezpośrednio przez teksty, a może bardziej pasywnie poprzez styl muzyczny, wykonanie lub wizerunek. Czasami ruch taneczny, fryzura lub okładka albumu mogą stać się środkiem przekazu humoru. O modzie punkowej pisaliśmy już kilka razy (TUTAJ) , niemniej warto przypomnieć owe groteskowe irokezy, podarte ubrania spięte agrafkami (LINK).


Podobnie jak wcześniej dada, punk odrzucił racjonalność i logikę, a jednak w ciągu kilku krótkich lat był w stanie zdekonstruować, zniszczyć i podważyć wiarygodność rock and rolla. Może dlatego, że punk gardzi tym, co modne i piękne, stawiając na antyartystyczny efekt, który odwraca tradycyjne relacje między twórcami a widzami. Jest tak samo jak dada jednocześnie anty-dada, głosząc przekonanie, że sztuka odzwierciedla życie - a może na odwrót - życie jest przypadkiem, i dlatego nie da się go kontrolować.


Pozostaje wówczas humor. Humor punkowy, który tworzy wspólnotę, jest lepiszczem subkultury, by dzięki niemu była ona w stanie w ogóle zaistnieć. Humor pozwala również nawiązać nić porozumienia w obrębie grupy, złożonej często z outsiderów. I nie musi to być humor wyrafinowany, może być to nawet dowcip mroczny, tzw. wisielczy, ważne aby odzwierciedlał punkową osobowość. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

czwartek, 26 listopada 2020

Obrazy Vlastimila Beneša: świat jest wielkim teatrem lalek

Czy wkraczając do teatru nie wydaje się wam, że wchodzicie w zupełnie inną przestrzeń? Za to złudzenie odpowiada głównie scenograf, którzy kreuje na scenie inny świat, niby umowny lecz wcale nie mniej realistyczny niż nasze emocje. Z kolei świat na obrazach Vlastimila Beneša (1919-1981), czeskiego malarza, grafika i rzeźbiarza zdaje się być wykreowaną na naszych oczach dekoracją. Przygotowaną i czekającą na przyjście aktorów, którzy zaraz zaczną przeżywać osobiste tragedie lub bawić nas komedią pomyłek.











Beneš, który doświadczył skutków wojny (był zesłany na roboty do Niemiec), utkał sobie z obrazów własny świat. Świat bez ludzi. Nawet place budowy są u niego puste. Są tylko ślady pracy wskazujące, że ludzie gdzieś są, przed chwilą odeszli i jeśli spokojnie poczekamy to może znów się pojawią… We wszystkich opisach twórczości czeskiego artysty znaleźć można zdanie, iż skupił się on na głównie na środowisku miejskim, na przedmieściach oraz prowincji. I tak rzeczywiście jest. Artysta niewątpliwie jest pod urokiem dekoracyjnych pejzaży, niemal abstrakcyjnych, gdzie drogi i pola wiją się, zmieniając w kolorowe pasy, a domki są geometrycznymi figurami. Malarz przenosi na płótno wszystko, co widzi, wszystko, co mu się podoba. Nie brakuje nostalgicznych obrazów wiejskich cmentarzy, z niewielkimi kościołami otoczonymi murem zza którego wystają nagrobki, które wielokrotnie wracają na jego płótna.




Czeski artysta nie należał do malarzy, którzy bezpośrednio kreowaliby nowe kierunki artystyczne, ani do tych, którzy w pełni dostosowywaliby się do istniejących stylów, choć można znaleźć u niego elementy futurystyczne czy nawet surrealistyczne, a raczej zabarwione surrealistyczną groteską. Lecz są to tylko środki wyrazu, bo jego malarstwo pozostaje realistyczne, co łatwo można sprawdzić, gdy porównamy obraz jego pracowni z fotografią.



W naszym krótkim opisie twórczości Beneša skupiliśmy się na pejzażach, choć malował on również scenki rodzajowe będące tak naprawdę erotykami oraz coś, co można by podciągnąć pod malarstwo religijne.  Nawet w tym malarz jest oryginalny. Chrystusa czy świętego Sebastiana ukazywał pod postacią zwykłego, przeciętnego człowieka, odzianego jedynie w brudną, porwaną koszulę…


Nasze konotacje pomiędzy teatrem a jego malarstwem nie są bezpodstawne, bo  wykonywał scenografie do spektakli teatru lalek. Jest autorem m. in. dekoracji do nagrodzonego na Biennale w Wenecji w 1959 roku filmu Doktor Johannes Faustus w reżyserii Emila Radoka (TUTAJ), do którego muzykę napisał Zdeněk Liška, uznany twórca muzyki filmowej oraz elektronicznej (LINK). Czyż zatem świat nie jest według Beneša wielkim teatrem lalek, w którym ludzie są tylko marionetkami?



Zajęliśmy się, jak zwykle, głównie na twórczości artysty, odsyłając zainteresowanych szczegółową biografią do Internetu (TUTAJ) lub książki…


Jan Baleka, Vlastimil Beneš, Praha 1999.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 


środa, 25 listopada 2020

Z mojej płytoteki: Jeszcze raz o albumie Collage Moonshine bo jest... winyl z taśmy matki - a brzmi zupełnie niesamowicie !

Musimy coś zrobić i lekko uporządkować dział Z Mojej Płytoteki, bo świat się zmienia. Tak też od czasu omówienia tutaj kilku płyt pojawiły się w mojej kolekcji ich winylowe wersje, które wiadomo - winyl to winyl - biją na głowę wersje z kaset, CD, o streamingach nie wspomnę... 

Tak też jest w przypadku dzisiejszego bohatera naszego wpisu. A zawdzięczamy to firmie Vintagevinyl, która w 2019 roku postanowiła wznowić legendarny album Collage pt. Moonshine. Posiadam oryginał na CD i na kasecie, opisywaliśmy go obszernie TUTAJ stawiając tezę, że to najlepszy album polskiego rocka progresywnego. I Vintagevinyl wyczuli, naszym zdaniem celnie, koniunkturę wznawiając coś, co nigdy na winylu nie wyszło - wiadomo, mamy rok 1994 czyli epokę CD. Na marginesie, to CD na portalach aukcyjnych osiąga zupełnie kosmiczne ceny... 


Zatem, w zasadzie nie jest to wznowienie, tylko wydanie, mało tego jakie... Mamy tutaj całą masę bonusów. 

Zacznijmy od faktu, że płyt są dwie, co już w przypadku wznowień jest normą, bowiem są to winyle 180 g. Ale to nie wszystko. Płyty mają ubogaconą szatę graficzną, pełną niepublikowanych wcześniej zdjęć grupy.


Okładka zawiera ubogacenia w postaci napisów lakierem UV, co czyni całe wydawnictwo po prostu pięknym... wygląda to tak:


Czy to wszystko? W żadnym wypadku - bowiem na samym winylu pojawia się grawer Music from vinyl is real.. Ktoś zaprzeczy?

 

Czy mało? Widać tak - bo wewnątrz znajdujemy pięknie wydaną książeczkę z opowieścią autorstwa Michała Kimruca... Jest w niej nie tylko historia kapeli, ale i opis perypetii związanych z wydaniem i nagraniem Moonshine.


Warto może zatem zacytować kilka fragmentów z pasjonującej historii opisującej piosenka po piosence, mało tego, wydrukowanej we wspomnianej książeczce nie tylko w rodzimym ale i w angielskim języku.


Dotychczasowe wydania Moonshine pochodziły z mastera, nad którym zespól nie miał kontroli. Był robiony w Holandii... Materiał który znamy, powstał z tamtego masteringu który jednak zafałszował oryginalne brzmienie płyty i jej mix. Ten mastering, na skutek błędów - np. zbyt dużej kompresji - spowodował, że nigdy nie słyszeliśmy płyty tak jak naprawdę została zmiksowana. Mastering 2018 wykonany został bezpośrednio z odnalezionej cudem taśmy matki wolnej od kompresji, czy equalizacji wykorzystując technologię nieosiągalną w 1994 roku. Usłyszycie zatem Moonshine, najbardziej zbliżony do oryginalnej wizji zespołu. Kiedy po latach usłyszeliśmy oryginalną taśmę matkę byliśmy w szoku. Tyle aranżacyjnych detali, efektów, które zostały zniekształcone przez pierwszy mastering... Teraz słyszę te miesiące pracy nad miksem. Przedstawiamy więc wam Moonshine takie, jakie było w oryginale. 

Na koniec żeby jeszcze podkręcić klimat, we wkładce znajdziemy unikalne opisy historii powstania każdej z piosenek na albumie. Poniżej o tej, mojej ulubionej: 

Bez wątpienia jeden z najbardziej znanych utworów Collage, za który odpowiedzialni byli Zbyszek Bieniak i Krzysiek Palczewski. Jak wspomina Szadkowski: Bieniak zadzwonił do mnie i chciał żebym dopisał tekst do jakiegoś ich utworu. Kiedy go usłyszałem mieli zwrotkę z frazą: living in the moonlight, zdaje się Bieniak ją wymyślił, ale nie wiedzieli co z tym dalej zrobić - zachwyciłem się i zacząłem przekonywać Krzysia by był to utwór dla Collage. Tym bardziej, że akurat miałem kawałek w podobnym tempie i klimacie, którego części pasowały jak ulał do Living jako rozwinięcie. Dodałęm więc początkowy temat klawiszy z mojego utworu, oraz refren "when silence".. i dopiąłem swego "Living" znalazł się w naszym repertuarze. 
Niedługo omówimy inne winyle, które były u nas opisywane, a które znalazły się w naszej kolekcji. 

Dlatego jeśli chcecie je poznać, czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 24 listopada 2020

John Atkinson Grimshaw: malarz księżyca

Dobre pół roku temu, w innej epoce, zanim zaczęło się to szaleństwo zwane pandemią zamieściliśmy na naszym blogu obraz Johna Atkinsona Grimshaw (1836-1893)  (TUTAJ).

Teraz takie nokturny możemy codziennie oglądać za naszymi oknami, więc pora może na inne dzieła tego samego artysty, który uważany jest za jednego z największych malarzy epoki wiktoriańskiej, a także za jednego z najlepszych i najwybitniejszych artystów wszechczasów, tworzących nocne i miejskie krajobrazy.  Malował mgłę i chłód wilgotnego powierza nocny tak sugestywnie, że niemal czuje się wiejący z jego płócien ziąb. 

Moonlight z 1867 roku, który pokazaliśmy we wcześniejszym wpisie tego roku, jest prawdopodobnie pierwszym jego nokturnem, w którym malarz zrywa z manierą prerafaelityzmu.  Styl spodobał się i około 1870 roku Grimshaw stał się malarzem księżyca, rozpoznawalnym przez sporą grupę kolekcjonerów, co przełożyło się na sukces finansowy, którego bardzo potrzebował, aby utrzymać swoją sporą rodzinę. I tak w wieku 34 lat Grimshaw rozpoczął więc swoją najbardziej udaną dekadę: Udoskonalił technikę, poszerzył tematykę i za pośrednictwem czołowej firmy marszandów Thomas Agnew and Son, wszedł na londyński rynek sztuki. Popyt wymuszał jednak wzmożoną produkcję, coraz częściej jego księżycowe krajobrazy oraz miejskie pejzaże powstawały w oparciu o zdjęcia i pocztówki. Niemniej w tym czasie Grimshaw opracował swój własny styl i stworzył rozpoznawalny repertuar tematów.  Wydaje się, że obrazy Grimshawa są głównie szare lub zielonkawe, pozbawione mocniejszych kolorów, a monochromatyczność miejskich scen przełamywały efekty świetlne. Jednak to nie jest prawdą, choć jego paleta jest wyjątkowo stonowana. Co ciekawe, mimo rozwoju przemysłu malarz nie malował industrialnych widoków, nawet sceny portowe, takie jak Glasgow Docks z 1883 roku – ujęte są od strony skąpanych w deszczu ulic, jasno oświetlonych witrynami sklepowymi, z przemykającymi po nich ciemnymi sylwetkami przechodniów. Wśród nich widzimy damę z parasolką, stojącą naprzeciw robotników drogowych ogrzewający się przy piecyku po drugiej stronie ulicy. Niedaleko, dwie skulone osoby rozmawiają na chodniku, podczas gdy przejeżdżające obok samochody, tworzą ciemne refleksy na mokrej ulicy. Grimshaw malował doki w Glasgow wiele razy, z różnych stron, na większości powtórzył motyw kobiety z parasolką. Kobieta waha się na rogu mokrej od deszczu ulicy, rozkładając i lekko unosząc przy tym parasolkę, jakby zastanawiając się gdzie iść...




Nie tylko ten temat powracał na jego płótna, tak samo było to w przypadku wielu innych popularnych obrazów. A wszystko to w celu podtrzymania napływu pieniędzy. Malarz kupił Knostrop Old Hall, XVII-wieczną rezydencję z boazerią i wielkimi dębowymi schodami, leżącą na wschód od miasta, nieopodal rzeki Aire (wyburzono ją w latach 60. XX wieku). Aby dom odpowiednio urządzić kupował antyczne meble i niebiesko-białą porcelanę. Był niewątpliwie marzycielem, chciał mieszkać i żyć w pięknych wnętrzach… więc w połowie lat 70. XIX wieku wynajął drugi, równie malowniczy XVII wieczny dom Castle by the Sea w Scarborough. Wybrał zatem posiadłości z historią. I to w czasach, w których dochodziło do poważnych zmian społecznych. Być może żal za odchodzącą przeszłością skłonił Grimshawa do zanurzenia swoich obrazów w nostalgii, dzięki czemu są tak atrakcyjne zarówno dla jemu współczesnych, jak i dla widzów XXI wieku.









Ale nic nie trwa wiecznie. W końcu jego obrazy przestały się tak dobrze sprzedawać. W poszukiwaniu tematów, które spodobałyby się nowym odbiorcom dzieł sztuki, zaczął malować kompozycje w stylu Lawrenca Alma-Tadema oraz portrety pięknie ubranych kobiet w stylu Jamesa Tissota. Próbował odcisnąć piętno na londyńskiej scenie artystycznej, wynajmując studio w Chelsea i malując tam swoją modelkę Agnes Leefe, która w latach osiemdziesiątych XIX wieku zamieszkała wraz z jego rodziną w Knostrop Hall.




Ostatnia dekada życia Grimshawa naznaczona była piętnem śmierci. Pierwsze czworo jego dzieci urodziły się martwe lub zmarły wkrótce po urodzeniu. W sumie wraz żoną mieli 16 dzieci, z których tylko sześcioro - Arthur, Enid, Louis, Wilfred i bliźniacy Lancelot i Elaine – osiągnęło wiek dojrzały. Jakby tego było mało w 1890 roku modelka Grimshawa, Agnes Leefe, zmarła na gruźlicę w Knostrop. Artysta bardzo to przeżył. W dodatku nieuczciwy przyjaciel pozostawił mu znaczny dług, który malarz musiał spłacić. Wkrótce zaczął podupadać na zdrowiu, a mimo to malował, eksperymentując coraz bardziej w impresjonistycznym stylu, malując zaśnieżone krajobrazy i morskie widoki. Aby przyspieszyć proces malarski stosował wyjątkowo szybkoschnący werniks (prawdopodobnie na bazie oleju kopalowego) oraz umiarkowanie używał farby - dla oszczędności, ale także, aby osiągnąć cienką warstwę, który zapewniła niesamowitą grę świateł. Innym jego znakiem rozpoznawczym były mokre ulice, w których odbijało się niebo, przez co malarz mógł sprytnie zastosować jeszcze raz tę samą paletę barw. Mieszał również piasek i inne składniki z farbą, aby uzyskać pożądany efekt. Jeszcze innym jego patentem było rozjaśnienie najbardziej odległych punktów perspektywy, przez co obraz zyskiwał wyjątkową głębię. Spieszył się. Jego wnuk, syn Elaine, Guy Ragland Phillips, tak opisał ostatnie dni Grimshawa. – Miał raka. Miał górę długów. Nie miał żadnych aktywów, z wyjątkiem umiejętności rąk i umysłu w czasie, który mu pozostał. Malował przez całe dnie, siedem dni w tygodniu, tworząc obraz za obrazem. Od czasu do czasu musiał odpoczywać. Nadszedł w końcu dzień, w którym nie mógł już stać przy sztalugach. Wczołgał się na górę, na czworakach, do wspaniałego perskiego mosiężnego łóżka, które kupił w czasach świetności i zmarł…(LINK). Miał 57 lat. Czworo jego dzieci: Arthur, Louis, Wilfred i Elaine zostało malarzami.


Działa strona propagująca jego twórczość, na której możemy zobaczyć korpus jego dzieł (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 23 listopada 2020

Isolations News 116: Ian Curtis na znaczku, fotki Natalie Curtis na okładkach, noc z Joy Division, Cabaret Voltaire i AC/DC wydają, Till Lindemann i Peter Tägtgren kończą współpracę, Rada Manchesteru planuje

David Powell - holenderski fan Iana Curtisa wydał znaczki pocztowe z jego podobizną (LINK).

Obraz namalował sam, a znaczki są do kupienia przez jego stronę w sieci. Gratulujemy zarówno wykonania jak i pomysłu. Pozdrawiamy Davida

Fani Joy Division są wszędzie:



a zwłaszcza wśród kierowców... 

 


Za to córka Iana - Natalie Curtis powiadomiła fanów, którzy śledzą jej karierę (jest obiecującym fotografem) że:

1. Pierwsze winylowe wydanie podwójnego albumu studyjnego The Durutti Column Love In The Time Of Recession, zawiera wykonane przez nią zdjęcie portret rodziny Durutti z 2008 roku. Płyta jest dostępna online we wszystkich dobrych sklepach muzycznych, w tym w Manchesterze Piccadilly Records i londyńskim World of Echo  a także TUTAJ. Zdjęcie na jej stronie podpisane jest następująco Bruce, Brosci, Vini, Poppy, Tim, Keir & Laurie (Salford, 15/12/08) (LINK).

2. Acid Zoo, nowa 12 EP Bomb Snifing Dogs, którą „można kupić online bezpośrednio w The White Hotel (na czarnym winylu z białą etykietą, limitowana edycja do 100 kopii)” otwiera na klipie jej zdjęcie: Black Pool (LINK).

3. Poleca także swoje zdjęcie autorstwa Matta Colombo (LINK).

Na 18 grudnia przewidywany jest Dead Souls Quarantine Video Release Party! "Transmission" plus DJs and surprises czyli wieczór piosenek w hołdzie Joy Division, wspólne oglądanie filmów o zespole a także połączenie online z gościem specjalnym (LINK).

Peter Hook nagrał nowy cover piosenki Joy Division „Dead Souls”, do której wykonano wideoklip zamieszczony powyżej. A tak to wyglądało kiedyś gdy Richard Boon, manager the Buzzcocks sfilmował zespół w Apollo Theatre.


Więcej TUTAJ. Chociaż Hook and the Light brzmią bardzo dobrze, to choćby nie wiem jak się wytężał Ianem nie będzie - taki to ciężar

Występowali z Joy Division, mowa o Cabaret Voltaire, których nowy album zakupić można od 20 listopada. My przypomnijmy ich genialny hit z płyty opisanej przez nas TUTAJ.


Z tej okazji pojawił się wywiad z Richardem H. Kirkiem (LINK) - Mowa jest o tym jak przebiegło powstanie nowej płyty, o COVID-19, szczepionce, planach na przyszłość i życiu w zamknięciu spowodowanym pandemią (muzyk od stycznia nie wychodzi z domu).


Z domu nie wyjdzie też Laszlo Benko, muzyk i założyciel zespołu Omega. Zmarł z na raka, miał 77 lat. A żeby się nie nudzić, 21 listopada pociągnął za sobą Mihály Tamása, wieloletniego basistę i kompozytora zespołu. Jego śmierć potwierdzono TUTAJ. Miał 73 lata. 


Za to inni tytani metalu - AC / DC są na szczycie list przebojów w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii  po wydaniu nowego albumu Power Up (LINK). 

Jak potwierdzają dzisiaj Till Lindemann i Peter Tägtgren, obaj artyści zakończyli współpracę przy projekcie Lindemann. Obaj zaczną odtąd realizować własne plany. Lindemann i Tägtgren pracują obecnie nad ostatecznym wspólnym wydawnictwem, DVD z ich koncertu w Moskwie w 2020, który ukaże się wiosną 2021 roku. Till Lindemann będzie w przyszłości aktywny pod nazwą Lindemann w nowym składzie (LINK).  Poza tym wokalista Rammstein ogłosił niedawno , że rozpoczął nowy solowy projekt Wacken który pokaże w 2021 roku (LINK).


Wiele pokaże nam też Rada Miejska Great Manchester, która czeka na koniec COVID-19 i rozpoczęcie wielu kolosalnych inwestycji. Ciekawe co jeszcze będą musieli wyburzyć aby postawić te swoje piramidy. Planowana jest budowa dwóch sztucznych wysp tropikalnych (jednej w mieście, w Trafford, drugiej godzinę drogi od niego), sali koncertowej na ponad 20 tys. osób, rozbudowę historycznego klubu Band on the Wall, budowę wielkiego hotelu, rewitalizację Mayfield Park w ramach której powstanie osiedle na 1500 mieszkań,  i... dokończenie budowy the Factory na miejscu po Granada Studios (LINK).


Na koniec na osłodę, lista klasyków muzyki synth (TUTAJ). Wśród wykonawców Kraftwerk, New Order i wielu innych o których pisaliśmy albo napiszemy u nas.   

Jeśli chcecie ich poznać - czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.