sobota, 10 lipca 2021

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Siostry Rutkowski z This Mortal Coil

Pewnego dnia, gdy siedziałyśmy z tyłu samochodu śpiewając razem Fernando ABBY, olśniło nas. Zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w tym całkiem dobre (LINK). Od tego wspomnienia zaczynamy opowieść o siostrach Louise i Deirdre (Dee) Rutkowski, szkockich piosenkarkach, których syrenie głosy na zawsze zapisały się w historii muzyki.


Urodziły się w Paisley, jakieś czternaście minut jazdy pociągiem od Glasgow, w wielodzietnej rodzinie Stanleya Rootesa (Rutkowskiego) i jego żony Mimi

Louise (ur. 1964 r.) była najmłodsza, Dee kilka lat starsza. Oprócz nich byli jeszcze Richard i Adrian. Gdy Louise skończyła 5 lat, rodzina przeprowadziła się do Cathcart w Glasgow. Stanisław i Mimi Rutkowski byli bardzo muzykalni. W domu mieli ogromną kolekcję płyt, a poza tym Mimi w weekendy występowała w klubach, przy wsparciu swojego męża, który uwielbiał muzykę. Nic zatem dziwnego, że Louise odkąd podrosła marzyła aby usłyszeć się w radio więc w dzieciństwie nagrywała siebie na magnetofonie szpulowym… I ćwiczyła chórki Roxy Music i Everly Brothers razem ze swoją siostrą. 

Stanisław był Polakiem (zmarł w 2018 r. LINK) jednym z wielu polskich żołnierzy biorących udział w Bitwie o Anglię, którzy wybrali po wojnie emigrację. W Polsce należał do legendarnego 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, który zasłynął męstwem w wojnie z bolszewikami 1920 roku i… powodzeniem u dziewcząt (Hej dziewczęta w górę kiecki,: jedzie ułan jazłowiecki, głosiła żurawiejka czyli popularna przyśpiewka o żołnierzach tej formacji). Pułk stacjonował we Lwowie, które to miasto w 1945 roku zostało przez Aliantów przydzielone Związkowi Sowieckiemu (obecnie to Ukraina). W czasie wojny pancerniacy z Jazłowca ofiarnie walczyli z Niemcami, przedarli się do Francji a po jej klęsce zostali odtworzeni w Wielkiej Brytanii jako I Batalion Strzelców im. 14 pułku Ułanów Jazłowieckich 1 Brygady Strzelców.



Po wojnie ojciec Louise prawdopodobnie nie miał gdzie wracać, bo jak przypominamy, jego miasto wraz z domem znalazło się poza granicami Polski, pozostał więc na emigracji, gdzie nie także było mu łatwo (LINK)… Używał nazwiska Stanley Rootes, będącego uproszczoną, anglojęzyczną wersją oryginału, lecz jego córki wróciły do nazwiska pisanego po polsku. Warto dodać, że Louise choć nie mówi po polsku, zna kilka słów a także bierze udział w imprezach polonijnych organizowanych przez polską ambasadę, np.: wystąpiła w 2014 roku podczas Polish Scottish Heritage  (LINK). Ale wracajmy do działalności muzycznej obu sióstr. 

Jako nastolatki Deidre i Louise odkryły muzykę punk i zaczęły śpiewać z lokalnym zespołem Jazzateers (potem Bourgie Bourgie). Jednak gdy Louise skończyła 17 lat wydarzyło się coś, co zmieniło poważnie jej życie. Straciła wzrok w jednym oku z powodu odwarstwienia siatkówki. Zdiagnozowano u niej zespół Sticklera, chorobę genetyczną, która objawia się upośledzeniem słuchu i stawów, utratą wzroku, a nawet deformacjami twarzy. Ale nie poddała się. Skoro nie straciła słuchu, śpiewała dalej.  Wraz z Dee wykonywała covery znanych soulowych utworów, takich jak Don't Leave Me This Way, co dało im entuzjastyczne recenzje w Melody Maker oraz w New Musical Express. I posypały się propozycje wytwórni płytowych, takich jak Island, CBS i Motown. Nawiązały kontakt z Elliotem Daviesem, który później zyskał sławę jako menedżer Wet Wet Wet. Był katalizatorem dla grupy Sunset Gun - nazwanej tak na cześć postaci z utworów Dorothy Parker, poetki i satyryka. Zespół przyjął ofertę wydawnictwa CBS, co doprowadziło do jednak kłótni z Daviesem i rozstania. Sunset Gun nagrali jeden hit – Be Thankful For What You Got po czym według krytyków muzycznych przestali się rozwijać.


W 1986 roku szef wytwórni 4AD, Ivo Watts-Russell, zaproponował obu siostrom współpracę, oferując udział w projekcie This Mortal Coil, w efekcie powstały dwa z najbardziej znanych albumów dekady lat 80.: Filigree and Shadow (1986), z utworem Song To The Siren oraz Blurred (1991) (o okolicznościach powstania obu albumów pisaliśmy tutaj przy okazji prezentacji wywiadu z Ivo Watts-Ruselem (LINK). W tamtym czasie Louise wyszła za mąż za grafika Rona Fergusona. Ale jak to po latach skomentowała, byli za młodzi i małżeństwo rozleciało się. W 1993 roku z kompozytorem Craigiem Armstrongiem nagrały album The Kindness of Strangers oraz materiał na następny Hope, który został wydany dopiero w 2007 roku… Podpisały także kontrakt z Interscope, amerykańską wytwórnią rap/dance. Louise tak to po latach skomentowała Tak naprawdę nie wiedzieli, co z nami zrobić, ponieważ brzmiałyśmy jak Massive Attack. Myślę, że byli przyzwyczajeni do cięższych rzeczy. Po tym doświadczeniu zespół się rozpadł i Armstrong rozpoczął współpracę z Nellie Hooper i Madonną, co Louise nie przyjęła dobrze: Doświadczenie z Interscope dało mu wiele dobrych znajomości, ale byłam w szoku. To była bardzo nieprzyjemna sytuacja. Był to dla niej i jej siostry punk zwrotny. Deirdre wyjechała do Irlandii i ukończyła tam psychologię na Trinity College w Dublinie. W tym czasie wyszła za mąż, na chwilę wróciła do Londynu a potem do Szkocji, gdzie obecnie mieszka… Na razie nie wygląda na to aby wróciła także do muzyki (LINK).

Louise postanowiła natomiast zacząć wszystko od nowa. Zdecydowała, że musi wrócić do Londynu i wymyślić siebie jeszcze raz. Nareszcie wiedziała czego chce  – być piosenkarką, stać samotnie na scenie, skończyć z zespołami. Ale wtedy nastąpił nawrót choroby Sticklera. Artystka zaczęła odczuwać pierwsze bóle stawów. Były tak dotkliwe, że przez pewien czas zastanawiał się czy nie przestać śpiewać, pójść na uniwersytet i studiować historię sztuki. Zamiast tego jednak podjęła pracę w Arts Council of England w Londynie, gdzie pomagała muzykom jazzowym i improwizacyjnym. Tam uzmysłowiła sobie, że aby dotrzeć do słuchaczy nie musi współpracować z wielkimi wytwórniami płytowymi. Dlatego odrzuciła powtarzające się propozycje Ivo Watts Rusella aby pracować znów dla jego wytwórni. Z czasem nauczyła się również kontrolować ból stawów dzięki regularnym ćwiczeniom. Chodzi na siłownię dwa razy w tygodniu, żeby powstrzymać rozwój choroby, a zamiast leków stosuje dietę. Ale co najważniejsze, nabrała ochoty na występy, na śpiewanie. Początkowo koncertowała z muzykami z Sunset Gun. Ale później poznała pianistę Rolanda Perrina, który okazał się dla niej idealnym partnerem na scenie. Stworzyli razem kompilację piosenek wykonywanych na żywo, zatytułowanych Short Stories. Spotkała też Andyego Sojkę, rodaka, którego zaintrygowała forma autoreklamy, którą zamieściła w magazynie poszukującym muzyków. Nigdy razem nie występowali, ale Andy miał na jej twórczość ogromny wpływ. Nauczył ją śpiewać i interpretować piosenki, nie tylko swoje ale i cudze. Przedstawił ją także Randyemu Newmanowi. Niestety, w 2001 roku Andy zmarł na raka. W tym samym czasie Louise wydała swoją pierwszą płytę solową Six Songs, którą zadedykowała zmarłemu przyjacielowi. Publikacja ukazała się w jej własnej wytwórni Jock Records.


W 2005 roku Louisa wróciła do Glasgow, bo chciała być blisko starzejących się rodziców. Zauważyła, że miasto trochę się zmieniło. Znalazłam w nim więcej Polaków, co bardzo mi się podobało. Po prostu siedzę w autobusie i słyszę wokół siebie polski akcent. W 2007 roku zmarła Mimi. Piosenkarka uczciła ją utworem Mimi na drugim albumie Diary of a Lost Girl, który ukazał się w 2014 roku pośrednictwem Pledge Music, internetowego zasobu, w którym fani zobowiązują się do wcześniejszego zapewnienia finansowania utworów oraz w Jock Records.



Po kilku latach, w październiku 2020 roku jej fani mogli zapoznać się z jej kolejnym albumem Home. W tym roku w kwietniu zaczęła go promować teledyskiem 

Piosenkarka żyje niespiesznie, jakby smakując każdą chwilę, często wracając wspomnieniami do tego co było. Pozostała przy tym sobą. Miłą dziewczyną, która lubi śpiewać. Jest nauczycielem i doradcą śpiewu, w latach 2011–2013 ukończyła Academy of Music & Sound w Glasgow. Ostatnio na swoim profilu społecznościowym zamieściła zdjęcie kawałka pianki uszczelniającej. W komentarzu wyjaśniła, że pochodzi z Blackwing Studios – gdzie nagrywała wokal dla This Mortal Coil. Wzięła ją na pamiątkę i ma do dzisiaj… (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajadziecie w mainstreamie.


piątek, 9 lipca 2021

Joy Division w książce Shadowplayers Jamesa Nice'a cz.3: Wywiad dla NME, Starania Grettona, koncert z the Cure, sesja pod kierunkiem Martina Rushenta

 


W kolejnej, trzeciej już części streszczenia książki Jamesa Nice'a (pierwszą opisaliśmy TUTAJ, drugą TUTAJ) przyszła pora na opis bolesnego powstawania debiutu Joy Division, czyli albumu Unknown Pleasures. Skupimy się na faktach o których pisaliśmy na blogu bardzo mało, albo wcale, bo album opisywany był u nas wielokrotnie (TUTAJ). 

Na wstępie tego rozdziału Nice opisuje jak Factory promowało przez serię koncertów wydanie swojej A Factory Sample (warto zobaczyć TUTAJ). Dzięki okładce w NME (TUTAJ) i audycji Johna Peela (warto zobaczyć TUTAJ) zespół rozpoczął budowanie międzynarodowej kariery. Peel, mimo że pochodził z Liverpoolu oparł się panującej wtedy modzie na zespoły stamtąd, poza tym miasto było pod mocnym wpływem muzyki the Doors. Powiedział w wywiadzie, że nie obdarzał Joy Division specjalnymi prawami - po prostu kibicował im, tworzyli ciekawą muzykę, i byli jednym z wielu zespołów które lubił, tym bardziej, że pojawili się znikąd. 

A Factory Sample wygenerował zyski, sprzedano go w 4700 kopiach i uzyskał pozytywne recenzje, mimo, że muzyka na nim była zróżnicowana (warto zobaczyć TUTAJ). Dwie piosenki jakie na albumie zamieścili Joy Division wykreowały inteligentny obraz zespołu. Artykuł Morleya w NME stawiał zespół wśród największych nadziei muzycznych roku 1979. Wywiad z zespołem jednak był słaby, tak jakby kolejne pytania sprawiały, że coraz bardziej się wycofują. Wypadli kiepsko na tle np. Spherical Objects. Według Hooka ten wizerunek był świadomie narzucony przez Roba Grettona, który uważał że muzyka obroni się sama bo jest piękna. W wywiadzie padła zapowiedź nagrania albumu dla Factory. Gretton w tym czasie odkupił nagrania od RCA, ale porzucił pomysł wydania ich po zremiksowaniu przez Hannetta. Założył też Fractured Music pozwalające na pełnoprawne pozostanie menadżerem zespołu, i w zasadzie na posiadanie takich samych praw jak pozostała czwórka. 

Factory miało zbyt mały zysk z A Factory Sample więc Gretton zaczął rozglądać się za innymi wytwórniami. Paradoksalnie, żaden z artystów z debiutu Factory nie był w stanie popchnąć wytwórni na wyższy poziom. Gretton szukał także poza Manchesterem, na przykład trafił do Genetic Records do Londynu. Wytwórnia była własnością Martina Rushenta. Jego asystentka powiedziała mu o ciekawej kapeli z Manchesteru, więc postanowił zobaczyć Joy Division live i szczęka opadła mu do podłogi. Tym sposobem zaproponowano zespołowi nagranie demo. 

W studio Eden w marcu zespół nagrał 4 piosenki - Insight, Glass, Transmission i Ice Age (zamieszczono je na bootlegu zaprezentowanym przez nas TUTAJ).


Podczas nagrywania supportowali the Cure na koncercie w Marquee. Co ciekawe, kilka tygodni wcześniej Cure grał dla Factory w Hulme. Zespół był po wydaniu pierwszego albumu Three Imaginary Boys, a Gretton wyraził swoje niezadowolenie że tytułowa piosenka nie odniosła wielkiego sukcesu.  

Podczas nagrywania demo komunikacja z Ianem była bardzo dobra, był bardzo pracowity, a Rushent biegał po różnych firmach reklamując zespół. Wielu jego przyjaciół uznało, że zespół będzie wielki. W końcu Rushent trafił do Warners. Facet z wytwórni powiedział mu, że ma uszy w tyłku i odmówił wydania albumu Joy Division. Tym oto sposobem Unknown Pleasures finalnie wydało jednak Factory... Faktem jest, że pewnie pod opieką Rushenta zespół nagrałby bardziej tradycyjny album, z którego Martin Hannett uczynił muzyczne arcydzieło... 

Ciąg dalszy nastąpi.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w manistreamie.                   

czwartek, 8 lipca 2021

Samotność na obrazach Harriet Backer

Czy nasza wiedza o sztuce europejskiej jest wystarczająca? O ile każdy w miarę wykształcony Europejczyk wie, kim był Edward Munch czy francuscy impresjoniści, to nie za bardzo orientuje się w malarstwie XIX początków XX wieku na terenie Niemiec, Skandynawii, Czech albo Polski... I tutaj pomocą służy nasz blog, na którym można zobaczyć prace artystów z środkowej i północnej części naszego kontynentu. Dzisiaj chcemy zaprezentować obrazy norweskiej malarki Harriet Backer (1845-1932).


Z pewnym patosem można stwierdzić, patrząc na jej życie, że wszystko podporządkowała Sztuce. Nigdy nie wyszła za mąż, za to malowała i uczyła tego innych. Po 87 latach intensywnej pracy została pochowana w rodzinnym grobie na Cmentarzu Vår Frelsers w Oslo, gdzie miejsce swojego spoczynku znaleźli inni znani Norwegowie: Edward Munch i Henryk Ibsen. W 1982 roku, w 50 lecie śmierci Harriet, rzeźbiarka Ada Madssen zaprojektowała spiżowy pomnik jej i jej starszej siostry Agathe Backer Grøndahl, który ustawiono w ich rodzinnym mieście w Holmestrand. W ten sposób pamięć ich Rodaków połączyła je na wieki. Agathe była muzycznie uzdolniona i aby zostać pianistką wyjechała na naukę za granicę. Harriet została jej damą do towarzystwa co dało jej możliwość zwiedzania muzeów i zapoznania się z twórczością dawnych mistrzów. Po latach Agathe została uznaną kompozytorką i pianistką koncertową, a Harriet wziętą malarką.

Jak większość uzdolnionych twórców tamtych czasów pobierała nauki najpierw w Monachium a potem w Paryżu. W pierwszym ośrodku nauczyła się szczegółowo uwieczniać niedoświetlone pomieszczenia, a w drugim zapoznała się z manierą impresjonistyczną. Rozwój jej stylu najlepiej ukazują dwa obrazy: Avskjeden (Pożegnanie) z 1878 roku i Blått interiør (Niebieskie wnętrze) z 1883.



Widoczna transformacja obejmuje nie tylko zmianę kolorystyki, eliminację ciemnych, przytłumionych barw na rzecz jasnych i czystych, ale także inną kompozycję oraz charakterystyczny światłocień. Po lekcji paryskiej jej płótna zbudowane są wokół kontrastu pomiędzy efektami światła i cienia oraz wytworzoną przez to interakcję pomiędzy postacią i wnętrzem, blaskiem lampy i światłem dnia. 

Najczęstszym tematem jej prac jest samotna osoba w pokoju, oświetlona światłem bijącym z dużego okna. Znakomita technika malarska pozwoliła na delikatną gradację kolorów przedmiotów, w zależności od warunków oświetlenia... Długie cienie, tak przez nią lubiane, nadają scenom rys tajemniczości. 





Obrazy Harriet Backer trzeba oglądać uważnie, aby nie uronić żadnego szczegółu. A tych nie brakuje. W przeładowanych pomieszczeniach naszą uwagę zwracają meble, bibeloty, książki, obrazy na ścianach, lustra i tkaniny. Znakomitym przykładem jej zamiłowania do odtwarzania drobiazgów są malowane przez nią od 1892 roku wnętrza kościołów.  Gdy zamieszkała w Sandvika, odwiedziła pobliski kościół Tanum i to właśnie wnętrze tej świątyni możemy odnaleźć na wielu jej najbardziej znanych obrazach. Kościół Tanum jest jednym z dwóch średniowiecznych kościołów w Bærum, niedaleko Sandviki. Został zbudowany około 1100-1130. Jest to romański kościół z freskami z 1300 roku i średniowiecznymi rzeźbami. Artystka z zamiłowaniem dobrej obserwatorki rejestruje sceny rodzajowe, chrzty, nabożeństwa, śluby… W ogóle wydaje się że gdyby żyła współcześnie, byłaby świetnym fotografem i z ciekawością oraz z życzliwością utrwalałby otaczających ją ludzi. A także krajobrazy, bo nie można pominąć także tego aspektu jej twórczości. Jednym z przykładów tego gatunku jest jej pejzaż z 1889 roku Landskap fra Ulvin (Pejzaż z Ulvinu). Obraz poraża przepychem intensywnych kolorów norweskiego lata. 


Szkoda, że malarstwo Harriet Backer poza Norwegią nie jest zauważalne. Tym bardziej, że artystka zajmuje szczególną pozycję w sztuce skandynawskiej. Jej sztuka łączyła bowiem realizm końca XIX wieku z współczesnymi kierunkami, jakie obrała sztuka na początku XX wieku.


U nas za to jest, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 7 lipca 2021

Archiwum artykułów o Joy Division: Joy Division - Nowa Era Lodowcowa - znakomity tekst Kamila Sipowicza z 1983 roku

 

W 1983 roku, w czasopiśmie Razem ukazuje się bardzo interesujący artykuł Kamila Sipowicza. Autor udzielał się jako świetny dziennikarz muzyczny, to dzięki niemu poznałem np. Swans czy the Word of Skin. I choć przez te lata nasze wirtualne drogi się znacząco rozeszły, w tamtych  czasach Sipowicz odwalał naprawdę znakomitą robotę. Z tego co się orientuję autor posiada wykształcenie humanistyczne, stąd omawiamy dziś artykuł ma solidną  podbudowę. To jego własna interpretacja muzyki Joy Division, tekstów Iana Curtisa i co najważniejsze, całość - okraszona jest głębokimi przemyśleniami pokazującymi, że Curtis wpisał się w pewien ogólny nurt nowoczesnego egzystencjalizmu. Nie ukrywam, że ten artykuł wywarł na mnie wtedy ogromny wpływ, i podobnie jak o tekstach Curtisa mówi się, że kształciły (nawiązania do Kafki, Dostojewskiego, Nietzschego itd.) tak samo ów tekst Sipowicza, zmusił mnie do pogłębienia wiedzy humanistycznej znacznie ponad to, co oferowała szkoła.

Na początek autor wrzuca fragment Cóż Po Poecie M. Heideggera. Wykorzystuje pierwsze słowa do tytułu podrozdziału. Tak czyni już niemal do końca artykułu.


Noc świata rozpościera swe ciemności, nie tylko zbiegli bogowie i zbiegł Bóg, lecz w dziejach świata wygasł blask boskości. Czas nocy świata jest marnym czasem, gdyż marnieje coraz bardziej... W epoce nocy świata konieczne jest jego otchłań doświadczyć i sprostać. Trzeba jednak, by byli tacy, którzy sięgną w jego otchłań... (M. Heidegger: Cóż po poecie).

Po tak znakomitym wstępie autor pokazuje swoje szerokie horyzonty muzyczne - wspomina o kapelach inspirujących się pozarockowymi doznaniami, na przykład prowadzącymi eksperymenty z dźwiękiem, czerpiącymi z mass mediów (np. Cabaret Voltaire), medycyny i psychiatrii, czy w końcu z filozofii i literatury (the Cure, Pere Ubu, Joy Division). Autor uzasadnia, iż inspiracja literaturą nie oznacza wcale, że muzycy siedzą z nosem w książkach - tylko rozumie przez nią coś co nazywa wspólnotą duchową

I. Noc Świata

W pierwszym rozdziale pojawia się krótka historia zespołu, znamy ją doskonale. Autor skupia się głownie na dyskografii, choć wkradają się tu nieliczne błędy. Last Order nie jest albumem z oficjalnej dyskografii, a omawiając podwójne wydawnictwo z Niemiec Sipowicz zapewne miał na myśli Gruftgesange (warto zobaczyć TUTAJ). Niemniej znakomicie przedstawia korzenie takiego a nie innego sposobu grania, czyli beznadziejną społęczno - gospodarczą sytuację końca lat 70-tych w UK

II. Radosny Smutek

Mój smutek to mój zamek, który jak orle gniazdo leży wysoko na szczytach gór pomiędzy chmurami: nikt go zdobyć nie może. Mam tylko jednego przyjaciela: to echo. A dlaczego echo jest moim przyjacielem? Bo kocham mój smutek, a echo mi go nie zabiera. Mam tylko jednego powiernika: to cisza nocy. A dlaczego cisza nocy jest moim powiernikiem? Bo milczy. (S. Kierkegaard, Albo-Albo).

Za pomocą nawiązania do tytułów piosenek Curtisa autor stara się pokazać jak wyizolowany, samotny i opuszczony jest dzisiejszy człowiek. W świece pełnym bałaganu nie opłaca się nic pamiętać. Panuje tutaj pustynia, a wszystko jest zwyczajną wystawą okropieństw. Sipowicz zwraca uwagę na genialne eksponowanie głosu wokalisty Joy Division, z którego emanuje smutek. Jednak jego zdaniem na Closer, smutek ten promienieje światłem wpadającym z głębi duszy ludzkiej.

III. Thanathos - bóg śmierci

Śmierć jest dla nas odpychającą, nie oświetloną przez nas stroną życia (R.M. Rilke: Listy z Muzot).

W tym fragmencie autor nawiązuje do fascynacji śmiercią - która towarzyszyła wielu okresom w sztuce np. secesji. Uważa, że Curtis przeciwstawił się nocy świata poprzez eksplorowanie wątku eschatologicznego. W końcu trapiony problemami i chorobą całkowicie zwraca się w stronę śmierci. Jest nawiązanie do okładek i w końcu opisana rola Martina Hannetta (nazwisko pojawia się z błędem) w tworzeniu brzmienia zespołu. Prostota piosenek zespołu niczym utworów reagge, pozwala zdaniem Sipowicza, na uzyskanie nowego efektu artystycznego.


 
IV. Miasto

Miasto.. Tu masz swoją ulicę, tu w systematycznej i jałowej gonitwie okien, w niedojrzałej stabilizacji balustrad, zaułków, ławek, tu odnajdujesz też latarnię, co rodzi szaleństwo, trwogę i pomieszanie... Dosięga cię i poznaje maligna brudnych mgieł. (A. Wajs: Poemat Trójwarstwowy). 

Autor kończy znakomitym fragmentem, dzieląc się swoim spostrzeżeniem po przeczytaniu książki Michaela Butora pt. Odmiany Czasu. W książce opisane jest miasto Manchester z gotycką katedrą w centrum i peryferiami, które przechodzą w kolejne miasto, a to w kolejne. Tak właśnie wygląda północna Anglia.

Powstały w niej nie tyle giganty, co raczej miasta, które niczym komórki rakowe rozprzestrzeniają się w sposób niekontrolowany pożerając coraz to nowe połacie ziemi, zagarniając niebo i przyrodę, rozszerzając się wzdłuż i wszerz, pnąc się w górę i schodząc tunelami metra i kopalń w dół. Nic dziwnego, że w takim pejzażu powstała muzyka Joy Division i powstaje nadal muzyka tzw. modern rocka.

V. Spadkobiercy

W ostatnim podrozdzialiku autor zwraca uwagę na miałkość muzyki New Order. Śmierć Curtisa obdarła zespół z substancji, czyniącej jego muzykę arcydziełem rocka. Zaskoczony jest nowymi produkcjami New Order, choć uczciwie należy przyznać, że Power Corruption and Lies jednak z perspektywy czasu zwycięża jako najlepsze dokonanie NO

Wśród następców Curtisa Sipowicz wymienia: Birthday Party, Virgin Prunes, Play Dead, Sex Gang Children, Dance Society, March Violets i Souther Dead Cult. Zespoły te brytyjska prasa nazywa nowym plemieniem super śmierci

Będzie zatem jeszcze o czym pisać.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.        

wtorek, 6 lipca 2021

Francis Criss: połączenie precyzjonizmu i surrealizmu

Staram się uchwycić kompozycję i istotę miasta, a nie malować je cegła po cegle – tak kiedyś skomentował swoją twórczość malarz Francis Criss (1901-1972). Ale czy jego miejskie pejzaże, namalowane z precyzją, nie są tak całkowicie wyczyszczone, że aż wysterylizowane ze zbędnych elementów? Surowe i geometryczne, jakże różnią się od widoków miast innego malarza, tworzącego mniej więcej w tym samym czasie lecz na drugiej półkuli, od obrazów Franza Lenka, o którym pisaliśmy TUTAJ.



U Crissa nie zobaczymy skutków biedy spowodowanej Wielkim Kryzysem lat 30. Zamiast tego mamy z precyzją zarysowane, kolorowe bryły budynków, jasne i czyste ulice, zazwyczaj puste lub z niewielu uchwyconymi sylwetkami przechodniów, najczęściej zakonnic… Niecodzienne ujęcie miejskich krajobrazów, rozpoznawalny styl czynią z Francisa Crissa jednej z najciekawszych malarzy amerykańskich XX wieku.

Specyficzna maniera Crissa być może wynika z jego niecodziennej drogi artystycznej. Otóż zaczął malować w dzieciństwie, w szpitalu, dokąd trafił, gdy rozchorował się na polio. Talent zauważył jego ojciec i zapisał syna na zajęcia ze sztuki w filadelfijskim Graphic Sketch Club. W wieku piętnastu lat Francis wygrał stypendium Cressona, dzięki któremu mógł wyjechać za granicę i studiować sztukę w Europie. Wtedy prawdopodobnie wykształtował się jego styl, będący połączeniem precyzjonizmu i surrealizmu. 




Po powrocie do USA kontynuował naukę w Pennsylvania Academy of the Fine Arts, a później u Jana Matulki w Art Students League w Nowym Jorku. Zwrócił na siebie uwagę na wystawie współczesnego malarstwa amerykańskiego w Whitney Museum w 1932 roku, zaczął być znany, po czym w 1934, wspierany przez Charlesa Sheelera, otrzymał stypendium Fundacji im. Simona Guggenheima. Dzięki niemu ponownie wyjechał do Europy, stąd pojawiające się na jego obrazach widoki Florencji i Rzymu oraz zarejestrowana na nich emocjonalna atmosfera faszystowskich Włoch.  To co wówczas zobaczył sprawiło, że przyjął poglądy lewicowe i w 1936 roku zaangażował się w produkcję Rockefeller Center dla oddziałów komunistycznych biorących udział w wojnie domowej w Hiszpanii.





Podczas wojny zajmował się ilustracją komercyjną pracował dla Coca Cola Company oraz Fortune and Time. Zaczął znów malować w latach 50. i 60, eksperymentując z pointylizmem i collagem, lecz jego prace nie znalazły zrozumienia i zniknął z oczu opinii publicznej. Dlaczego nie spodobało się to, co tworzył? Bo według krytyków sztuki działał w stylu, który nie dało się jednoznacznie sklasyfikować. Jego obrazy były pomiędzy. Pomiędzy abstrakcjami a realizmem, pomiędzy surrealizmem a precyzjonizmem.  Historyk sztuki Gail Stavitsky określił prace z tego okresu jako pół-abstrakcjonistyczne, pół-nieklasyfikowalne*. Dlatego zapewne niektóre galerie i muzea nie chciały je przyjąć na organizowane wystawy. Inaczej jest dzisiaj. Obecnie wiele muzeów szczyci się dziełami Crissa w swoich zbiorach. Co więcej są one poszukiwane. Niedawno działacze Lost New Deal Artwork, projektu zajmującego się odnajdywaniem zagubionych artefaktów ogłosili z dumą, że zlokalizowali zaginiony obraz olejny City Landscape Francisa Crissa wiszący w kącie jednego z biur Birch Bayh Federal Building i US Courthouse w Indianapolis.


My także doceniliśmy twórczość tego mało jeszcze znanego artysty i pokazaliśmy go naszym czytelnikom. Na koniec prezentujemy autoportret malarza, dość niecodziennie umieszczony w odbiciu klosza lampy, znajdującej się nad warsztatem pracy krawcowej… Oczywiście od razu skojarzyło się tym przedstawieniem inne, znane w dziejach sztuki autoportrety, np.: Diego Velázquez na Las Meninas czy Jan van Eyck na Portrecie małżeństwa Arnolfinich. Ale to już zupełnie inna historia…



Gail Stavitsky, Francis Criss in the 1930s: A Rare Synthesis of Realism and Abstraction, [w:] Restructured Reality: The 1930s Paintings of Francis Criss, exh. cat., Corcoran Gallery of Art, Washington 2001, s. 22

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 5 lipca 2021

Isolations News 148: Hooky sprzedaje pamiątki po New Order i nas lubi, samochody perkusisty RUSH, książka o Jimie Morrisonie i Scott Weiland'sie, Opposition, John Foxx i Stranglers wydają, koncerty, klip Molchat Doma, Peter Zinowiew RIP, Judas Priest w sądzie

Hooky znowu sprzedaje - tym razem pamiątki po New Order (TUTAJ). Co ciekawe - na fotce widać plakat z występów w USA z Ike Yard, z którego liderem wywiad zamieściliśmy TUTAJ. Opowiedział między innymi o tym właśnie koncercie.. 


W wyniku tego, po dyskusji na TT Hooky polubił nasz komentarz z fotką dedykowanego specjalnie katalogu z pamiątkami po Joy Division. O tą: 


Nie od dziś wiadomo, kto jest największym fanem Joy Division w Polsce, przynajmniej tak twierdzi Hooky. Nie kłócimy się z tą opinią.

W temacie aukcji - siedem samochodów sportowych Silver Surfers Neila Pearta, zmarłego niedawno perkusisty Rush, zostanie wystawionych na aukcję w sierpniu (LINK). 

Neil już nimi nie pojeździ, a żyć z czegoś trzeba. Przypomina się, jak to na popularnej polskiej aukcji internetowej, jedna pani opchnęła pamiątki po znanym aktorze. W pakiecie szło wszystko, płyty, książki itd. Nie było samochodów, za to był rower. Czy była ciupaga? Nie pamiętamy... Beznadziejna sytuacja...


Za to nadzieję mają panowie z Opposition, którzy tak właśnie - Hope - nazwali swój nowy album. Aby uczcić cyfrowe wydanie, The Opposition nagrali klip do piosenki Borderline (TUTAJ)a także udostępnili utwór The Day the Truth Died, który gra powyżej. Jest dobrze.


Również wydanie nowego albumu ogłosili The Stranglers. Płyta będzie się nazywała  Matters Dark, i ukaże się 10 września. Pierwszy singiel, And If You Should See Dave… jest hołdem złożonym klawiszowcowi Daveowi Greenfieldowi (warto zobaczyć TUTAJ), który zmarł tragicznie rok temu na Covid-19 i który pojawia się w wielu utworach na płycie.  

Przedsprzedaż w wielu formatach i z różnymi dodatkami TUTAJ. Może będzie to pierwsza ciekawsza propozycja zespołu od czasu Aural Scuplture? Zobaczymy...


W temacie nowości - z okazji 40. rocznicy wydania The Garden Johna Foxxa, muzyk opublikuje nowy album: Church, który ukaże się w jego własnej wytwórni Metamatic Records w piątek 10 września. Zawierać będzie  utwory skomponowane przed wielu laty a także singiel Miles Away, w którym Foxx ponownie użyje tradycyjnych instrumentów, czym odejdzie od elektronicznego szablonu. Płyta wyjdzie tylko w w ilości 1200 sztuk, z czego połowa na czerwonym winylu, a połowa w kolorze neonowego fioletu. Album już jest w przedsprzedaży TUTAJ. O artyście pisaliśmy TUTAJ. Album Garden był mocno reklamowany i lubiany przez Tomasza Beksińskiego

Skoro o nim mowa - Stowarzyszenie Inicjatyw Niezależnych „PROGRES” zorganizowało 3 lipca w Gniewkowie jubileuszowy 15. Festiwal Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego właśnie. Podczas imprezy zagrali: Anamor z Płocka, Crystal Lake z Torunia, Pale Mannequin z Warszawy (grają powyżej), proAge z Będzina (LINK). Ponadto zespoły Anamor, Ananke, Flamborough Head, Hipgnosis, KARNATAKA, keep rockin', Love De Vice, Millenium, Moonrise, State Urge, Votum oraz Władysław Komendarek przekazali utwory na jubileuszową płytę-cegiełkę. 

Posłuchaliśmy niektórych. Płyty byśmy nie kupili.


Jeśli koncertowo - Centrum Zamek w Poznaniu oferuje w lecie cykl koncertów zatytułowanych 7 wspaniałych, co oznacza zespoły określone szczęśliwą siódemką wśród których są: Nanga, Pablopavo i Ludziki, Morświn (Świetlicki/Tekiel/Owczarek) oraz Spięty. Początek - 7 lipca o 19:30 (LINK).


W piątek wystartował w Goniądzu Festiwal Rock na Bagnie. Mimo deszczu impreza była bardzo udana (LINK).

MTC Live, kanał webzine na YT, opublikował klip promujący zespół Molchat Doma. Grupa natomiast zaprasza na Sycylię, na Ypsigrock Festival na którym zagrają w dniach 5-8 sierpnia (LINK).   

Oprócz białoruskiego zespołu wystąpią jeszcze inne: Ásgeir, IOSONOUNCANE, Dardust, PONGO, COMA, Camilla Sparksss e Kristin Sesselja. To w sierpniu. A w ostatnich dniach czerwca muzycy zwiedzili Czernobyl, z wycieczki opublikowali fotki (LINK). Świecą nawet nocą.


Jeszcze o pamiątkach - 50 lat po śmierci Jima Morrisona jego rodzina postanowiła wydać drukiem całą spuściznę muzyka: luźne notatki, poezję, zapiski z procesu o nieprzyzwoite zachowanie w 1970 roku, zarys niepublikowanego filmu HWY oraz szkice piosenek, z których wiele zawiera odręczne poprawki Morrisona. Ogółem powstała z tego prawie 600 stronicowa książka zatytułowana The Collected Works of Jim Morrison, której opracowanie, zebranie i wydanie zajęło rodzeństwu Jima - siostrze Anne Morrison Chewning i bratu Andrew - ponad 10 lat. Tekst uzupełniają liczne zdjęcia z rodzinnych albumów. O muzyku i kulisach powstania książki opowiada jego siostra TUTAJ a egzemplarz publikacji można nabyć TUTAJ.


W temacie pamiątek po zmarłych - Not Dead And Not For Sale, autobiografia  zmarłego piosenkarza Stone Temple Pilots/Velvet Revolver, Scotta, ma zostać sfilmowana pod tytułem Paper Heart. Prawa filmowe do książki wykupiła firma Dark Pictures z Los Angeles i producent Orian Williams, najbardziej znany z filmu biograficznego Control o Ianie Curtisie z Joy Division. Scenariusz napisze Jennifer Erwin, fanka Stone Temple Pilots, a jednocześnie współwłaścicielka Dark Pictures (LINK).


Skoro o tych co odeszli - zmarł Peter Zinowiew, niezwykle wpływowa postać brytyjskiej sceny muzycznej, producent syntezatorów, dzięki którym zmieniło się brzmienie muzyki pop. Współpracowali z nim Beatlesi, David Bowie, Kraftwerk, The Who, Tangerine Dream i Pink Floyd. Miał 88 lat (LINK).


Skoro pojawiły się gwiazdy zeszłej ery - John Lennon, Ozzy Osbourne, Iron Maiden znaleźli się wśród nowych figurek kolekcjonerskich Funko (LINK). Funko słabo rymuje się z gówno. A szkoda.


Tym oto sposobem przenieśliśmy się w czasie do złotych lat muzyki. Amazon uruchamia usługę subskrypcji płyt winylowych wydanych w złotej erze lat 60. i 70. oraz albumów najbardziej znanych artystów, w tym zespołów Pink Floyd, Led Zeppelin i Fleetwood Mac. Koszt subskrypcji to 24,99 USD. Usługa dostępna jest tylko na terenie Stanów Zjednoczonych. W zamian raz na miesiąc fan będzie mógł wybrać sobie jedną (JEDNĄ) płytę (LINK). Ktoś słyszał o podobnych klubach z płytami CD?

Na koniec ciekawostka - Judas Priest zagrozili KK Downing postępowaniem sądowym za używanie nowej nazwy zespołu. Tak twierdzi gitarzysta.  

Kolegom nie spodobała się nazwa grupy KK Priest (LINK). Co na to Kombi w sprawie Kombii

My wracamy jutro - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

niedziela, 4 lipca 2021

Wspomnień czar: Wywiad Tomasza Słonia z Ivo Watts Russelem, założycielem 4AD dla NON STOP (1987) , cz.2

 

Wstęp i fragmenty pierwszej części wywiadu z założycielem 4AD przedstawiliśmy TUTAJ.

Część druga zaczyna się od opisu oczka w głowie Ivo, czyli This Mortal Coil. Jak wspomnieliśmy w pierwszej części, jesteśmy właśnie po wydaniu ich drugiego albumu Filigree and Shadow.


Jak doszło do powstania This Mortal Coil: Ogromnie lubię pracować w studiu nagraniowym, tworzyć i wpływać na ostateczne brzmienie. I dlatego między innymi powstał TMC. A zaczęło się w nieco dziwnych okolicznościach. Trzy lata temu widziałem w Stanach koncert Modern English i na bis zagrali wówczas dwa numery z lat 60-tych, połączone w jedną całość - 16 Days i Gathering Dust. To było wspaniałe, cudowne. Po koncercie zasugerowałem im, by nagrali to. Odpowiedzieli negatywnie, twierdząc, że chcą iść do przodu, a nie cofać się. Postanowiłem więc, że ja to zrobię. Szukając utworu na stronę B planowanego singla puściłem Liz i Robinowi Song to the Siren Tima Buckleya. Pokochali ten utwór niemal natychmiast, i w ciągu zaledwie jednego dnia powstał nowy wokal Elizabeth, a tuż potem strona instrumentalna. To było coś tak niezwykłego, że oczywiście Song to the Siren stało się utworem tytułowym pierwszego singla TMC. Sposób w jaki stworzony został, niemalże na nowo cały utwór zasugerował mi, w którą stronę mój pomysł ma się rozwijać. Sześć miesięcy później rozpoczęliśmy pracę nad longplayem It Will End in Tears.


O gorącym przyjęciu TMC przez krytykę i publikę: Być może fakt, że rozpoznano znane przecież głosy Elizabeth i Lisy (Gerrard z Dead Can Dance) spowodował tak pozytywną reakcję. Wszystkie utwory - tak na pierwszym jak i na drugim longplayu, dobrane były w specyficzny sposób, głownie ze względu na ich dramaturgię i atmosferę. Myślę, że był to po prostu dobry pomysł i cieszę się, że paru osobom spodobał on się również.

O albumie Filigree and Shadow: Dla mnie jest to płyta bardziej osobista. Nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej. Trzeba pamiętać, iż taka płyta powstaje bardzo długo. Nie zawsze studio jest wolne, nie zawsze muzycy mają czas, no i ja nie mogę - z racji innych obowiązków - poświęcać jej jednorazowo zbyt wiele czasu. Dlatego też, spędzając w studiu z reguły 7 dni w miesiącu, zdałem sobie sprawę, że powinna to być taka bardzo moja płyta. Byłem wręcz zdeterminowany, by taki longplay powstał, by zawierał przeróbki starych nagrań, z różnych przyczyn bardzo mi bliskich, a także kilka kompozycji muzyków tworzących TMC. Będzie to chyba ostatnia płyta tworzona w takich okolicznościach, dlatego też zdecydowałem się na podwójny album. Nie ukrywam, że bardzo lubię tę płytę i jestem bardzo szczęśliwy, że zdołałem ją stworzyć z tak dużą grupą muzyków. 

O polskim akcencie na płycie TMC - siostrach Rutkowski: Występowały one wcześniej w zespole Sunset Gun. Obie pochodzą z Glasgow, obecnie mieszkają w Londynie. Nie jestem tego pewien, ale chyba ich ojciec jest Polakiem, który w czasie II Wojny Światowej walczył w Anglii jako pilot.


O pierwszym amerykańskim nabytku 4AD czyli Throwing Muses: We wrześniu 1985 roku dostałem od nich taśmę, i od razu pokochałem ich muzykę. Zatrudniliśmy im brytyjskiego producenta Gila Nortona, i w Stanach nagrali swój pierwszy longplay, który wydaliśmy 1.09. Do dziś nawet nie spotkaliśmy się. Bardzo chcę ich poznać, zwłaszcza Kristin Hersh. Ma ona zaledwie 19 lat, niedawno urodziła dziecko, gra na gitarze, śpiewa, a przede wszystkim jest autorką niezwykle interesujących pesymistycznych tekstów. Nie wiem, jak potoczą się ich dalsze losy, ale mają szansę stać się pewnego dnia tym, czym dziś są Talking Heads.


O przyszłości firmy: Oczywiście mam nadzieję, że każdy z artystów współpracujących z 4AD odniesie sukces na miarę Cocteau Twins. Taki jest przynajmniej mój cel, jako szefa wytwórni. W kilku przypadkach będzie to zapewne niemożliwe do osiągnięcia. Na szczęście nie muszę z np. finansowych przyczyn wywierać presji na muzyków, by robili to, czy tamto. Wszyscy chcemy rozwoju 4AD - tak artystycznego, jak i finansowego. Cieszę się, że na razie wiemy , jak to robić. 

O planach: Bardzo chcę nagrać solową płytę Pietera Nootena, klawiszowca i wokalisty Xymox (warto zobaczyć TUTAJ). Pisze on najbardziej smutne i rozpaczliwe utwory, jakie słyszałem. Gdy przesłuchiwałem demo z jego muzyką, o mało nie wpadłem w depresję psychiczną. Spróbujemy to nagrać w 1987 roku... 

Oczywiście zrobili to, wiec nam pozostanie tylko do tego znakomitego albumu wrócić, bo jest w naszej płytotece. Jak opisał go kiedyś Tomek Beksiński, to muzyka grana w Niebie... Więc lepszej reklamy nie potrzeba. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.