sobota, 26 czerwca 2021

Recycling w muzyce, czyli od Nirvany do Killing Joke

Plagiat czy inspiracja? Bywa, że charakterystyczny motyw piosenki, lub pojedynczy, ale rozpoznawalny akord, przenoszony jest z jednego utworu do drugiego. Może różnić się rytmem albo tonacją, jednak odnajduje się go od razu. Peter Hook na przykład po latach przyznał się do wykorzystania tematu muzycznego autorstwa Ennio Morricone w jednym z hitów New Order (pisaliśmy o tym TUTAJ), a z kolei efekt znajomości muzyków Nowomowy dyskografii Interpolu i Depeche Mode sami odkryliśmy TUTAJ. Takie historia zdarzają się i początkującym i sławnym.

W 1991 roku Nirvana wydała singiel Nevermind na którym znalazł się utwór Come As You Are



Podobno zespół, a w zasadzie Kurt Cobain typował na płycie w jego miejsce In Bloom, ale przeważyło zdanie wytwórni płytowej. Zastrzeżenia Cobaina wzięły się z obawy, czy aby Come As You Are nie jest zbyt podobny do piosenki Eighties Killing Joke z 1985 roku. 

O dylematach lidera Nirvany napisał w swojej książce-mega wywiadzie menedżer zespołu, Danny Goldberg, odpytywany przez Alexa Smitha (Eyewitness Nirvana: The Day-by-Day Chronicle, 2000). Piosenka Nirvany rzeczywiście stała się hitem i muzycy Killing Joke, którzy od razu zauważyli podobieństwo, wysłali do Nirvany dokumenty prawne, zarzucając plagiat. Rozpoczęty spór zakończyła samobójcza śmierć Kurta Cobaina, bo w obliczu takiej tragedii Killing Joke nie chcieli ciągnąć tej sprawy dalej. Zresztą także Killing Joke nie uniknęli zapożyczeń, w tej samej spornej piosence, czyli w Eighties, skorzystali z riffu Baby Come Back The Equals sprzed 20 lat, z 1966 roku. 

Może dlatego także piosenki innych zespołów w tym samym czasie, czyli w połowie lat 80. są do siebie podobne, zresztą porównajcie sami:

22 Faces Garden of Delight


Life Goes On The Damned



Według wspomnianej biografii Danny Goldberga muzycy Killing Joke przyznawali się do inkluzji riffu z The Equals, chociaż nie znali ani piosenki The Damned, ani Garden of Delight, więc z tym zapożyczeniem riffu mógł zadziałać prosty mechanizm zbiorowej świadomości, którego działanie można streścić znanym cytatem: ludzie lubią te piosenki, które znają. Dlatego czasem ciężko jest prześledzić muzyczne pochodzenie utworu, w którym wyłapujemy znajome frazy. Fani Nirvany doszukali się zresztą w innym utworze z tej samej płyty, czyli w kultowym Smells Like Teen Spirit

podobieństw do More Than a Feeling Bostons


Czego to dowodzi? Niczego. Albo może tego, że wszyscy mamy podobną świadomość muzyczną i to niezależnie od szerokości geograficznej. Nawet żelazna kurtyna nie była ta szczelną zaporą, aby zatrzymać muzykę.  Utwór Już blisko Siekiery bardzo przypomina The Wait z pierwszej płyty Killing Joke




Który do swego repertuaru wzięła Metallica 


Inny znany polski zespół Made In Poland także skorzystał z riffów Killing Joke i ich Nieskazitelna twarz miejscami mocno przypomina Love Like Blood z płyty Night Time



Niby podobne a jednak niepodobne… I o to chodzi, aby na bazie zapożyczenia powstała nowa jakość.

Jak choćby ta:


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 25 czerwca 2021

Z mojej płytoteki: Alice in Chains - Live Facelift - koncert na winylu w limitowanej edycji

 


Nikt chyba nie zaprzeczy, że obok Nirvany, Smashing Pumpkins, Soundgarden i Pearl Jam, prezentowany dziś Alice in Chains należy do panteonu muzyki grunge. Mamy tutaj wszystko, co z grunge się wiązało: mocne uderzenie, narkotyki, brud ulicy, nieco depresyjne teksty, w końcu dziwne okoliczności śmierci wokalisty Layne Staleya. Zespół nagrywał na prawdę znakomitą muzykę, ich EPka Jar of Flies biła w USA rekordy popularności (warto zobaczyć TUTAJ), a Facelift uważany jest za jeden z najlepszych albumów gatunku.

Dzisiaj chcieliśmy zaprezentować unikalne wydawnictwo, bo jest to rejestracja na winylu legendarnego koncertu jaki zespół dał w Moore Theatre w Seattle 22.12.1990 roku. Koncert został wydany na winylu w limitowanej edycji (moja płyta ma numer 2390) 3500 egzemplarzy, w roku 2016.
 



Zawiera jedynie 6 piosenek, w związku z tym całość trwa niecałe 30 minut, ale zestaw jaki serwuje nam zespół jest kompletnie zabójczy. Tego trzeba słuchać bardzo głośno...

Zaczynają od Ain't Like That, chyba najsłabszego utworu na albumie. Później jednak jest tylko i wyłącznie jazda. Hitowy Man in the Box którego tekst jest błaganiem o ratunek, a po nim Real Thing. Piosenka jest historią o narkotykach i świecie przestępczym.. Być może to pamiętnik autora:

Dorosłem, poszedłem na odwyk
Wiesz, że lekarze nigdy nie zrobili mi nic dobrego
Powiedzieli synu, będziesz nowym mężczyzną
Bardzo dziękuję ale 
Czy mogę pożyczyć pięćdziesiąt dolców?

Stronę B otwiera znakomity Love, Hate, Love, zapowiedziany jako piosenka o cierpieniu. 

Próbowałem cię kochać, myślałem, że mogę 
Próbowałem cię posiąść, myślałem, że będę w stanie
Chcę złuszczyć skórę z twojej twarzy
Zanim to, co prawdziwe, zostanie zmarnowane
Powiedziałaś mi, że jestem jedyny
Słodki anioł, powinieneś była uciec
Leżąc, płacząc, umierając, by odejść
Niewinność tworzy moje piekło
Oszukując siebie, wciąż wiesz więcej
Byłoby łatwo z dziwką 
Spróbuj mnie zrozumieć, mała dziewczynko
Moja pokręcona pasja bycia twoim światem
Zagubiony w mojej chorej głowie
żyję dla ciebie, ale nie żyję
Weź mnie za rękę zanim się zabiję
Wciąż cię kocham, ale wciąż płonę
Tak, miłość, nienawiść, miłość

Do końca już tylko dwie piosenki: Sea of Sorrow i Bleed the Freak. Pierwsza z nieco kiczowatym refrenem nigdy nie należała do moich faworytów, druga za to jak najbardziej, choć ma nieco bluźnierczy tekst.

Reasumując: jazda obowiązkowa dla fanów grunge, znakomity koncert.  


Alice in Chains, Live Facelift, tracklista: Ain't Like That, Man in the Box, Real Thing, Love, Hate, Love, Sea of Sorrow, Bleed the Freak


A na koniec - jak to wyglądało, skradzione z kasety VHS - śpieszcie się zapisywać na twardziele, zapewne szybko zniknie:


 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 6/6


 

czwartek, 24 czerwca 2021

Alice Bailly: zapomniana malarka ze Szwajcarii

Alice Bailly była jedną z najbardziej radykalnych malarek szwajcarskich na początku XX wieku. W 1906 Bailly osiadła w Paryżu, gdzie zaprzyjaźniła się z wieloma awangardowymi malarzami modernistycznymi, w tym z Juanem Grisem, Francisem Picabią i Marie Laurencin (LINK). W taki sposób zaczyna się większość opracowań sylwetki Alice Bailly. Po obejrzeniu jednak jej dzieł trudno orzec, w czym wyraża się ów radykalizm. Bo dzisiaj, gdy artyści bombardują się nas i szokują niekonwencjonalnymi formami, obrazy Alice Bailly są zachowawcze, konsekwentni realizują program stylów malarskich okresu międzywojnia - w jej malarstwie widzimy formy, które wprowadzili do sztuki Picasso, Matisse, van Gogh, a nawet Modigliani.

Pochodząca ze skromnej, szwajcarskiej rodziny Alice Bailly (1872-1938) w 1904 roku wyjechała do Paryża, gdzie dołączyła do kolonii artystów szwajcarskich przy rue Boissonade na Montparnasse. I zachłysnęła się stylistyką prac fowistów i futurystów. Po kilku latach wróciła do swego kraju i zamieszkała w Lozannie. Tak w w paru słowach można by streścić jej biografię. Oczywiście, można by rozpisywać się o udziale w wystawach, o podróżach do Włoch i wpływie tego wszystkiego na jej twórczość... Ale przecież można przeczytać o tym w Internecie, gdzie na każdym miejscu wlepia się o artystce te same informacje. A nasz blog stara się nie powielać oklepanych opinii a znaleźć nawet u najbardziej znanych twórców nową jakość. Czy uda nam się zauważyć to także w pracach? A może postawmy pytanie inaczej - czy obrazy powstałe na skutek daleko idących inspiracji mają w sobie dozę oryginalności, a jeżeli tak, to jaką? Spójrzmy zatem na kilka płócien dzisiejszej bohaterki:














To, co rzuca się w oczy, poza świeżością jest także radość. Podkreślana pastelowymi, jasnymi barwami i pełnymi wdzięku ruchami tancerzy, gestami portretowanych postaci - i tytułami obrazów - Joy in the Forests, Joy in the Woods, Joy aroud the Tree... Artystka ma ciepły stosunek do malowanych tematów. Nawet w stosunku do siebie wykazuje daleko posuniętą wyrozumiałość. Gdy patrzymy na jej zdjęcia a potem na wykonany autoportret widzimy, że nie mogła uchodzić na piękność, lecz nie popadała w kompleksy. Autoportret ukazuje pełną uroku postać, która siedzi wygodnie z paletą i pędzlem w rękach, pozuje patrząc na widza z lekko ironicznym uśmiechem na ustach.



Pod koniec życia artystka wypracowała nową technikę. W warstwę malatury wtapiała włókna wełny, przez co jej obrazy stawały się pracami z pogranicza tekstyliów.

Malarka obecnie jest nieco zapomniana, jej twórczość znana jest chyba tylko w Szwajcarii. Może szkoda, lecz czy nie jest przyjemne odkrywać takie prace jak jej? A wszystko to dzięki naszemu blogowi.  Dlatego czytajcie nas...

środa, 23 czerwca 2021

Wspomnień czar: Wings Greatest - najlepsze przeboje Paula McCartneya z lat 1971 - 1978

 


W 1979 roku byłem uczniem szkoły podstawowej. W jednej z gazet w małej rubryce muzycznej wyczytałem, że WIFON wydał właśnie album z największymi przebojami WINGS - formacji Paula McCarteya, jego żony Lindy i Denny'ego Layne'a (to trzy główne postaci tej grupy, reszta podczas realizacji płyty odeszła z zespołu, więc została z powyższej fotki po prostu wycięta...). Jako że wtedy dostanie w normalnym sklepie płyty, a zwłaszcza takiej płyty, graniczyło z cudem postanowiłem udać się na jej poszukiwanie do Warszawy. Bo gdzie jak gdzie, ale tam na pewno w jednej z księgarni uda się natknąć na ten rarytas. Wycinam więc z gazety zdjęcie i notatkę o albumie (celem pokazania w sklepie sprzedawczyni), upraszam ojca, żeby zabrał mnie do Warszawy na przedstawienie, na które jedzie jako wychowawca ze swoją klasą i ruszam na poszukiwania. 

Ojciec załatwia mi opiekę, a ja błąkam się od księgarni do księgarni. Przy okazji w jednym z komisów na wystawię widzę płytę innego Beatlesa - Ringo Starra, oryginał ale za to cena zwala z nóg - to krocie. 

W końcu ponieważ nie udaje mi się nigdzie zdobyć płyty Wings, w sklepie ostatniej nadziei, zdaje się że w Domach Towarowych Centrum, jednej z pań sprzedawczyń robi się mnie żal. Daje mi numer telefonu do księgarni, i po pewnym czasie gdy dzwonię (chyba minął miesiąc) oświadcza, że odłożyła mi płytę i dostanę ją, jak to się wtedy mówiło spod lady. Znajomi odbierają płytę i mam.
 


Oczywiście natychmiast przegrywam na kasetę, żeby za często nie odsłuchiwać, bo się zniszczy i takim oto sposobem winyl jest do dnia dzisiejszego w stanie idealnym.. 

Po latach zakupuję na aukcji CD z rozszerzoną szatą graficzną.



Dodatkowa fotografia pokazuje, że magiczna kobieta z okładki to w rzeczywistości statuetka w stylu Art Deco, którą kupiła Linda McCartney, a Paul, aranżując specjalną sesję fotograficzną, postanowił uwiecznić na okładce. A sama płyta?

Myślę że to bardzo dobry starter dla tych, którzy jak dotychczas nie zapoznali się z owocami kariery wielkiego Beatlesa. Poza piosenkami Wings bowiem, mamy tutaj 2 piosenki z jego solowego repertuaru. Płyta jest moim zdaniem jedną z najlepszych w dorobku McCartneya, mino że nie cierpię składanek. Ta jednak ma swój urok a takie znakomite piosenki jak Another Day (Dedykowany Lindzie i powstały jeszcze w czasie the Beatles), Live and Let Die (z filmu o Bondzie), With a Little Luck, Band on the Run, Let'Em In, to światowe przeboje.

To najlepszy okres w jego twórczości, bardzo rockowy, ale zarazem nostalgiczny, piosenki nie są udziwnione i miło ich posłuchać. 

Mam w kolekcji dość dużo albumów solowych exBeatlesa, ale ten chyba najbardziej wytrzymał próbę czasu, uzmysławiając nam, jak wielkim kompozytorem był Paul McCartney.



Wings Greatest, producent: Paul McCartney, Parlophone (Wifon), 1978/1979, tracklista: Another Day, Silly Love Songs, Live and Let Die, Junior's Farm, With a Little Luck, Band on the Run, Uncle Albert/Admiral Halsey, Hi, Hi, Hi, Let 'Em In, My Love, Jet, Mull of Kintyre.




       

wtorek, 22 czerwca 2021

Michael Fratrich: Domki na prerii - kolorowe, monochromatyczne i... samotne

Michael Fratrich (ur. 1968 r.) jest samoukiem. Niemniej mniema, że utrzymuje się z malarstwa od 1983 roku, kiedy to w wieku piętnastu lat sprzedał swój pierwszy obraz olejny, przedstawiający wiejskie gospodarstwo, na wystawie w North New Jersey. Zafascynowany widokami wiejskich zagród, maluje samotne farmy, wydawałoby się porzucone pomiędzy preriami środkowych stanów USA niczym kolorowe klocki na trawniku przez bawiące się dzieci. Ten temat zrodził się podczas rodzinnych wypadów w dzieciństwie, gdy jego rodzice podróżując po okolicy robili zdjęcia mijanym stodołom. I tak stodoła pozostała głównym tematem jego prac, co przyznaje bez ogródek: To jest mój temat numer jeden i prawdopodobnie takim pozostanie.




Widoków inspirowanych malarstwem Andrew Wyetha powstaje wiele, lecz obrazy Fratricha są wyjątkowe, a ich niepowtarzalność polega głównie wynika z doświadczeń ich autor nie tylko w malowaniu, ale także projektowaniu stodół. Zamiast iść do szkoły artystycznej, Fratrich remontował farmy. To pomogło mu dokładniej odtwarzać budynki na obrazach. W zasadzie, gdyby nie wakacje w Vermont, Fratrich do dzisiaj pracowałby w firmie budowlanej, a sztuką zajmowałby się okazjonalnie. Jednak w Vermont miał dużo czasu. Zwiedził tamtejsze galerie, zapoznał się z cenami wystawianych tam obrazów i postanowił umieścić w jednej z nich swoje na sprzedaż. I odniósł sukces. W ciągu czterech godzin dwa widoki zostały sprzedane, a potem następne. 

Na aspiracjach artysty zaważyła znajomość z artystą i pisarzem Ericiem Sloane: Jestem bardzo szczęśliwy, że znałem go jako dziecko i studiowałem jego twórczość podczas mojego artystycznego wzrastania – stwierdził Fratrich w jednej ze swoich wypowiedzi - Do dziś nadal stosuję wiele jego wskazówek, którymi kieruję w mojej artystycznej filozofii (LINK). 





Od tamtej pory, od Vermont, wiele się wydarzyło. Przede wszystkim Fratrich z żoną Tylene zamieszkali na Manhattanie w Nowym Yorku i doświadczyli na własnej skórze tragedii 11 września. Opuścili wielkie miasto i przenieśli się do miejsca, gdzie dla Michaela rozpoczęła się droga profesjonalnego artysty, czyli do Vermont. Od tamtej pory Fratrich pracuje codzienne w atelier, aby zadowolić galerie wystawiające jego prace na obszarze Środkowego Atlantyku i Nowej Anglii.




Domki na prerii - kolorowe, monochromatyczne i... samotne - to znak rozpoznawczy tego artysty. Nas jednak zafascynowały także jego pejzaże, na których wydawałoby się nie ma nic… Nic, poza niebem i bezkresnym horyzontem, który zamyka linia widnokręgu. Nawet kolorystyka tych w przewadze morskich pejzaży jest dość jednorodna. Jednak mają one przestrzeń, w której zatapia się nasze spojrzenie. 



Fratrich jest teraz właścicielem własnej galerii Ten One Gallery w Lambertville (LINK). Jak sam przyznaje sztuka wypełnia jego życie w całości: Jestem na planecie ponad 50 lat, a 45 z tych lat to nic innego jak sztuka. Idę spać myśląc o (sztuce) i budzę się myśląc o (sztuce)  (LINK).

My też, bo muzyka jest przecież największą ze sztuk.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 21 czerwca 2021

Isolations News 146: Macanie Gitary Iana Curtisa, książka projektanta Haciendy, Dave Haslam zaprasza, Bauhaus i Slipknot odwołują za to Midge Ure, Marc Almond, Tangerine Dream i Żaba nie, Hellfest 2022, Zuckerberg nazwany idiotą, książka o polskim punku, obrazy Bowiego i Beksińskiego, Niko RIP


 

Na wystawie w Manchesterze, o której niedawno pisaliśmy TUTAJ, można obejrzeć słynną gitarę Iana Curtisa, o której również pisaliśmy TUTAJ. Wszystko pięknie i ładnie, tylko że na TT (LINK) możemy zobaczyć jakieś pozujące z nią dziunie. Mają one co prawda rękawiczki gumowe, ale jak tak każda z nich pogłaszcze i się przytuli, to niedługo VOX Pahntom VI będzie przypominał posąg Binzuru w świątyni Zenkoji w Nagano. A tego chyba byśmy nie chcieli...


Z tej samej beczki - książka projektanta Haciendy z unikalnymi zdjęciami, jest do kupienia TUTAJ. Co prawda to era post Joy Division ale zawsze bliska sercu.


Skoro Hacienda, to jednym z DJów tam był Dave Haslam, który zaprasza na Manchester International Festival - wstęp za darmo, miejsce: Festival Square (Cathedral Gardens). Początek w niedzielę 4 lipca: - Griot City, Keisha Thompson AKA Shebekeke,  poeci Chris Jam, Reece Williams & Jardel Rodrigues Poet oraz DJ z Werkha. Poniedziałek 12 lipca - Blanketman & The Lounge Society, DJ Charlotte Davies, Środa 14 lipca - Lovescene, DJ Mark Rae (LINK). Nazwiska mało nam mówią, ale odnotowujemy bo ładnie nam się tematycznie spina. 


Skoro weszliśmy na temat imprez - Soundedit Festival ogłosił do następuje: Z przykrością informujemy, że koncert zespołu Bauhaus zostaje odwołany z uwagi na obowiązujące ograniczenia i restrykcje związane z pandemią. W sprawie zwrotów za zakupione bilety prosimy kontaktować się z punktami sprzedaży. Organizatorzy obiecują, że postarają się zaprosić zespół na rok 2022 (LINK).    W tym roku podczas 13 edycji Soundedit, 22 października wystąpią za to inni brytyjscy wokaliści: Midge Ure oraz Marc Almond, którzy widać nie podlegają ograniczeniom pandemii (LINK). Albo po prostu mają silniejsze, za przeproszeniem, zwieracze. Co w przypadku Almonda zdaje się być pewne. 

Co do odwołanych imprez - Slipknot też nie wystąpi w Polsce w tym roku. Tegoroczna europejska trasa zamaskowanych Amerykanów została przełożona na 2022 r. (LINK). 


Za to ten facet, mimo że bez maski - to prawdziwy twardziel, ledwie pokonał Covida, a już znowu działa. Jacek Żaba Żędzian (z którym rozmawialiśmy TUTAJ) powiadomił nas wpisem na FB że karnety w przedsprzedaży w cenie 130 zł jeszcze do 25 czerwca (LINK). Później na terenie festiwalu w cenie 140 zł 2 dni i 80 zł jeden dzień (LINK).


Tangerine Dream też nie odwołali występu i 15 sierpnia koncertują w Gdańsku a 17 sierpnia w Warszawie (LINK). Co prawda z TAMTYM legendarnym trio nie mają nic wspólnego, za to jak widać mają wiele wspólnego z Midge Urem i Almondem



Metallica, Nine Inch Nails i Guns N' Roses gwiazdami Hellfest 2022. W tym francuskim festiwalu w Clisson wystąpi poza tymi jeszcze 350 zespołów na sześciu scenach. Bilety można kupować TUTAJ (znaczna część jest już wysprzedana).
 

Kilka newsów z nieco innych obszarów. Roger Waters (Pink Floyd) nazwał Marka Zuckerberga jednym z najpotężniejszych idiotów na świecie i stanowczo odmówił użycia w reklamie Instagramu piosenki Another Brick In The Wall (LINK). A my, od czasu kiedy Waters na bilbordzie podczas koncertu wśród nazwisk największych dyktatorów wymienił Orbana i Kaczyńskiego, śmiało możemy nazwać idiotą też i jego. Co do Zuckerberga  nie zgłaszamy sprzeciwu.


Idiotę również z siebie robi Robert Smith z The Cure, który uważa, że ​​najnowszy album zespołu (powstający od około 100 lat) będzie ich ostatnim. I będzie w stylu Pornography (LINK). Smith zdaje się nie rozumieć, że istnieje związek przyczynowo - skutkowy między pojawieniem się jakiegoś albumu, a czasem i okolicznościami w jakich się pojawił. Peruka, worek na ciele i kilo tapety nie cofnie czasu. The Cure - RIP.


Tak jak minęła epoka the Cure, tak minęła też epoka punkrocka. Wydawnictwo Manufaktura Legenda rozpoczęło przedsprzedaż drugiego wydania książki Ady Lyons Polski Punk 1978-1984. Album został poszerzony o kilka wywiadów i jeszcze więcej zdjęć/skanów z początków punka w Polsce (warto zobaczyć TUTAJ).  Premiera 28 czerwca. Książka ma dotrze także na letnie festiwale, począwszy od ROCK NA BAGNIE (OFFICIAL). Premiera sklepowa książki wydanej wspólnie z ZIMA RECORDS  pod koniec wakacji ale już teraz można ją zamówić TUTAJ.


Skoro mowa o śmieciach - w Kanadzie, w składzie rzeczy używanych przy wysypisku śmieci,  znaleziono obraz pędzla Davida Bowie (o obrazach Bowiego pisaliśmy TUTAJ). Trafił już na aukcję. Pierwotnie wyceniony na 5 dolarów kanadyjskich teraz pójdzie za co najmniej 20 tysięcy (LINK). Postanowiliśmy go wygooglać i zamieścić powyżej. Przypomina słynną rzeźbę jednego z kultowych polskich filmów:


Normalnie wielkie dzieło sztuki.


Za to bez wątpienia dziełami sztuki, i to przez duże S, są obrazy pokazane w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, gdzie otwarto wystawę dzieł malarskich Zdzisława Beksińskiego. Pokazano 27 obrazów, które pochodzą ze zbiorów prywatnych Anny i Piotra Dmochowskich. Jest to czwarta wystawa prac Beksińskiego w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej (wystawę z 2018 roku opisaliśmy TUTAJ), druga w obecnej siedzibie. Wszystkie wcześniejsze ekspozycje były czasowe. Obecny pokaz dzieł polskiego artysty ma być dostępny dla publiczności przez 3 lata (LINK).


Na koniec smutna wiadomość. Nie żyje Zbigniew Nikodemski, klawiszowiec i współzałożyciel grupy Rezerwat. Muzyk odszedł 15 czerwca 2021, a o jego śmierci poinformował zespół na swoich social mediach (LINK). Jak na razie nie podano przyczyny. Najpierw Adamiak (warto zobaczyć TUTAJ), a teraz Niko - RIP. 

Jest nas coraz mniej. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.