sobota, 13 sierpnia 2022

Karl Bartos z Kraftwerk o współpracy z Bernardem Sumnerem i zagrożeniem jakim dla demokracji jest Mark Zuckerberg

W niedawnym wywiadzie dla The Guardian (TUTAJ) z Karlem Bartosem (Kraftwerk) muzyk i producent uchyla rąbka tajemnicy i krótko opowiada o czym jest jego książka, a w zasadzie pamiętnik opublikowany w lipcu i zatytułowany The Sound of the Machine: My Life in Kraftwerk and Beyond. Bartos szczerze i bardzo dokładnie opisał tam swoje życie, począwszy od najważniejszych momentów dzieciństwa poprzez lata nauki gry na perkusji w Konserwatorium Roberta Schumanna w Düsseldorfie, aż po współpracę z muzykami Kraftwerk: Ralfem Hütterem, Florianem Schneiderem (pisaliśmy o nim TUTAJ) i Wolfgangiem Flür - z którymi grał od 1974 do 1990 roku.

Zanim nadeszła Era Kraftwerk Bartos próbował chyba wszystkich gatunków muzycznych - od klasyki, przez volk, po muzykę pop i rock. Jego rodzice nie byli z tego zadowoleni. Gdy w wieku kilkunastu lat Karl zapowiedział rodzicom, że chce poświęcić swoje życie muzyce, jego ojciec zareagował atakiem furii, rozbijając mu jego gitarę akustyczną. Życie biegło, aż pewnego dnia otrzymał propozycję zagrania z Kraftwerk kilku koncertów. Już pierwszego dnia coś między nim a resztą składu zaiskrzyło i ostatecznie muzyk został przyjęty na stałe. Wejście Bartosa w skład Kraftwerk zbiegło się w czasie z wydaniem płyty Autobahn - często uważanej za wyznacznik nowoczesności w muzyce pop, z rytmem, którego puls rozciąga się w przyszłość. Wkrótce Bartos zaczął nie tylko grać ale i współtworzyć muzykę zespołu. Kolejne albumy Trans-Europe Express, The Man-Machine i Computer World (1977-1981) to nieskazitelna, niezrównana seria płyt, które stały się wzorem dla elektronicznego popu w ciągu następnej dekady. Bartos mówi, że misją Kraftwerk było inwestowanie technologii w ludzkość, aby uczynić ją wyraźną i widoczną - a to nie przypominało żadnej elektronicznej muzyki pop, którą się inspirowaliśmy. Po prostu traktowali sprzęt elektroniczny jak gitarę; inni grali piosenki w tradycji angielskiej muzyki pop. Ale Kraftwerk pozostał inny, ponieważ chcieliśmy uświadomić ludziom technologię.


Zespół nie tylko konsekwentnie wspinał się na szczyty kreatywności w studiu, ale jego dynamika przeniosła się na życie prywatne. Niektórzy nawet zamieszkali razem i organizowali coś, co Bartos opisuje jako legendarne uczty, nie wnikając w szczegóły.

Ich koncerty także były niesamowite, zważywszy, że sam sprzęt ważył w 1981 roku siedem ton. W 1982 roku ich The Model znalazł się na miejscu 1 w Wielkiej Brytanii. Byli u szczytu twórczego i komercyjnego szczytu, Computer World jak to napisał Bartos było najbardziej udaną próbą przetłumaczenia znaczenia metafory człowiek-maszyna na muzykę. Ale potem nastąpił regres. Kraftwerk przestał koncertować, na prawie dekadę muzycy zamknęli się w studio. Przespaliśmy lata 80. - orzekł Bartos - To naprawdę był dramatycznie duży błąd. Kolejny album, Electric Café z 1986 roku, był drastyczną zmianą. Problem zaczął się, gdy w studio znalazł się komputer - wyjaśniał Bartos. Komputer nie ma nic wspólnego z kreatywnością, to tylko narzędzie, ale zleciliśmy kreatywność komputerowi. Zapomnieliśmy o centrum tego, czym byliśmy. Straciliśmy zmysły fizyczne, przestaliśmy patrzeć sobie w oczy, tylko wpatrywaliśmy się w monitor. Myślałem wtedy, że innowacja i postęp są synonimami. Teraz już nie jestem tego taki pewien.

Na problemy konceptualne nałożyły się i inne sprawy. Spadło tempo pracy. Muzycy zajęli się sobą. Na przykład Hütter obsesyjnie zaczął jeździć na rowerze. Wypady rowerowe stały się dla niego priorytetem, a sesje studyjne zostały przesunięte z tego powodu na późne godziny wieczorne...  W dodatku zaczęli porównywać swoją twórczość z nagraniami wypuszczonymi przez inne zespoły. W rezultacie zaczęli regularnie chodzić do dyskotek, próbując  muzycznie gonić ducha czasu, zamiast go definiować. Kiedy usłyszeli Blue Monday New Order, byli pod takim wrażeniem, że odszukali inżyniera dźwięku, Michaela Johnsona, i polecieli do Wielkiej Brytanii, aby zmiksował ich Tour de France - singiel z 1983 roku - ale zdecydowali się nigdy nie wydawać tej wersji.

Wtedy zespół w zasadzie rozleciał się... Pierwszy odszedł Flür i zajął się produkcją mebli, potem już nie tak dramatycznie reszta muzyków. Chyba ostatni z projektem zerwał Bartos, ostatecznie w 1990 roku.

I wkrótce rozpoczął współpracę z Andym McCluskeyem z Orchestral Maneuvers in the Dark, a zaraz potem z Bernardem Sumnerem i jego pobocznym projektem Electronic, współtworzonym z Johnny Marrem. W latach 90 wydał jeszcze dwa albumy jako jako Elektric Music, a potem, w 2003 i 2013 dwie solowe płyty.

Po latach nie ma już w nim żalu, smutku z powodu takiego a nie innego końca Kraftwerku, Uwielbiałem bycie człowiekiem-maszyną” - mówi. Ale właśnie, straciliśmy to najważniejsze człowieka. Dopowiadając - pozostała maszyna, która zawiodła... 

O tym, jaki przemożny wpływ wywarł Kraftwerk na formy muzyczne kilku dekad można by pisać (i niektórzy piszą) tomy. My także wielokrotnie poruszaliśmy rozmaite wątki z nimi związane (LINK). Ich muzyka napędzała talent wielu zespołów, Joy Division na przykład miał zwyczaj słuchania ich Trans-Europe Express przed koncertami, o czym Karl Bartos dowiedział się dopiero - w co aż trudno uwierzyć - w tym roku, podczas wywiadu z Gary Ryanem (LINK). Było to dla niego wielkim zaskoczeniem: Bernard jest dla mnie prawdziwą bratnią duszą, ale nie powiedział mi, że Joy Division grał jakieś piosenki Kraftwerk, zanim wszedł na scenę. Nie czytałem o tym w  NME ! [śmieje się] Praca z Electronic mnie uratowała. Niedługo po tym, jak opuściłem Kraftwerk [Bernard] wysłał mi odręcznie napisany faks z prośbą o współpracę, co było pochlebne. Bernard i Johnny Marr przyszli do mojego studia w Düsseldorfie a ja zagrałem im na pianinie melodie Kraftwerk, które współtworzyłem i wiedzieliśmy, że możemy ze sobą współpracować.

Co dalej? Podobno muzyk od dwóch lat pracuje nad jakimś projektem. Sam. Nie sądzi, aby Kraftwerk odrodził się... Cóż, Florian zmarł i nikt już nie zechciałby pracować z Ralfem Hütterem. Tyle razy zawiódł moje zaufanie. Nigdy nie powiedziałbym nigdy, ale jeśli Kraftwerk nie zmieni się w dzisiejszym świecie, to nie ma to dla mnie sensu. Nie lubię nostalgii. Nie można tak po prostu stać i śpiewać „Computer Love” - Kraftwerk powinien zadać sobie pytanie: „Co dzieje się ze światem komputerów?”. Mieliśmy pomysł, że stanie się to utopią, ale teraz dotarliśmy do tej „utopii”, w Dolinie Krzemowej siedzi Mark Zuckerberg, który moim zdaniem jest niebezpieczeństwem dla demokracji. Żyjemy w czasach, które cechuje pośpiech i Kraftwerk powinien to odzwierciedlać (LINK). 

Książkę Karla Bartosa można kupić TUTAJ

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 12 sierpnia 2022

Mick Middles i Lindsay Reade: Życie Iana Curtisa - Rozdarty cz. 46: Ian był rozgoryczony postawą Deborah - ostatnia sobota Iana Curtisa z Joy Division

 

Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 1234567891011121314151617181920212223242526272829303132333435363738394041424344 i 45).

16.05.1980 Terry był po wizy i paszporty w Ambasadzie USA w Londynie. Wspomniał zespoły, które mają problemy z dostaniem wiz, wydawało mu się, że nic już im nie przeszkodzi. Siostra Iana pracowała wtedy w jednym z hoteli jako pokojówka i kelnerka. Rozmawiała z Ianem w piątek, ale był przygaszony. Życzyła mu udanego poniedziałku w trasie, ale zauważyła że nie jest trasą podekscytowany, co ją zdziwiło.


Annik z z kolei była w Egipcie i czuła się zmęczona. Było tam zbyt gorąco, wstawała o 4 rano żeby coś zwiedzić w ucieczce przed upałami. Czytała Idiotę - powieść Dostojewskiego i myślała o jej związku z Ianem za którym bardzo tęskniła. 17.05 miała wrócić do Londynu z Brukseli, wcześniej była w Plan K gdzie grali miedzy innymi jej przyjaciele z Digital Dance. Dzwoniła do Curtisa 3 razy, w sumie rozmawiali około godziny, we czwartek i piątek wieczorem i w sobotę rano z Plan K. Pierwszy i drugi telefon był do jego rodziców. Rozmawiali o normalnych sprawach, jej podróży, rozwodzie, planach. Ian był rozgoryczony postawą Deborah, dawał jej wszystko, dom, samochód zarobki, ale ona ciągle była niezadowolona. Nie pracowała. Ian zdawał się być załamany tą sytuacją, martwił się o dziecko. Annik pocieszała go, że w kolejne święta mogą być już razem, gdzieś daleko od tego wszystkiego, nawet od Joy Division. Umówili się że Annik zadzwoni w sobotę wieczorem, miał iść do dentysty bo złamał sobie zęba, Annik była pewna ze chciał też zobaczyć swoje dziecko. 

W sobotę wieczorem rozmawiali krótko bo znajdowała się w miejscu publicznym gdzie był tłok. Powiedział jej że chce zobaczyć Stroszka, że będzie w Macclesfield i że nie wie, czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczą. Zabrzmiało to bardzo dziwnie, bo umówili się na telefon na niedzielę u jego rodziców.

W sobotę 17.05. dostał papiery rozwodowe. Jego matka otworzyła list przypadkowo bo przyszedł na ich adres, ale zaadresowany był do Iana. Nie czytała go. Zaniosła mu, leżał w łóżku, po przeczytaniu powiedział, że musi pojechać do Macclesfield załatwić kilka spraw. 

Tak jak Annik, matka Iana widziała go ostatni raz na stacji. Zwykł wyglądać z pociągu i machać tak długo, jak nie zniknęła mu z oczu. Miał pojechać jeszcze do szpitala.


Istnieje prawdopodobieństwo że Ian dzwonił jeszcze do Genesisa P-Orridge'a (warto zobaczyć TUTAJ). Ian powiedział mu, że prędzej umrze niż poleci do USA. Genesis starał się skontaktować z ludźmi z otoczenia Curtisa. Rozmawiał z Jonem Savagem a ten obiecał skontaktować się z Robem Grettonem. Powiedział, że Ian zwykle gada takie rzeczy. Nie dzwonił na policję bo wiedział że oni nie zareagują. Rob był na weselu Micka Middlesa, nikt tego wieczoru nie był osiągalny bo to był ich ostatni wieczór w który mogli cieszyć się klimatem UK, przed odlotem w trasę do Ameryki.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.                 

czwartek, 11 sierpnia 2022

Twórczość Bartosza Kapronia: Obraz jest jedynie pretekstem

Przedwczoraj pokazaliśmy prace Andrzeja Dybowskiego (TUTAJ), więc skoro nasi czytelnicy mają je świeżo w pamięci, chcemy zademonstrować twórczość Bartosza Kapronia (ur. 1985 r.). Warto je zobaczyć bo obrazy Kapronia są utrzymane w tej samej konwencji co Dybowskiego, co więcej obaj pracowali przy tej samej grze, przy Layers od Fear. Opowiada ona historię malarza, który żył w XIX stuleciu. Tworzy on obraz, chce ukończyć swoje dzieło, ale czuje że pogrąża się w obłędzie... Gracz wraz z nim więc obserwuje coraz to bardziej zniekształcony świat. W efekcie powstałe ilustracje nie straszą potworami. Wystarczająco straszne stają się zmiany, jakie obserwuje malarz - a widz wraz z nim. Każda decyzja gracza pociąga za sobą trudne do przewidzenia skutki, choć gra w zamyśle twórców ma działać oczyszczająco, sprowadzać efekt Katharsis, uwalniać od strachu prowadzić do samoakceptacji i zrozumienia.

Taka koncepcja gry spowodowała powstanie interesującej dzieł plastycznych, szczegółowo nakreślonych wnętrz, wśród których znajduje się także przetworzony obraz Leonardo da Vinci Dama z Gronostajem. Obraz ten zdobi dom bohatera, jako jedno z wielu innych dzieł sztuki. W chwili załamania malarza dama z gronostajem nagle, na oczach gracza,  przemienia się w wizerunek damy ze szczurem... Proces przemiany możemy zobaczyć tutaj:







Artysta jest gruntownie wykształcony, ukończył Wydział Grafiki na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, doświadczenie zdobywał również zagranicą m. in. na Wydziale Malarstwa w National College of Art and Design w Dublinie. Co rzadko się raczej zdarza wśród grafików komputerowych, tworzy także malarstwo tradycyjne. Ale z powodu tego, że jak sam mówi szybko się nudzi i nieustannie poszukuje czegoś nowego, ma w swoim portfolio prace malarskie, rysunki, grafiki i ilustracje. W 2019 roku powołał spółkę The Parasight, producenta gier wideo z segmentu AA+ która w 2021 roku zadebiutowała na rynku NewConnect. Jej celem była realizacja wysokiej klasy projektów i zdobycie pozycji lidera segmentu gier opartych o baśnie, mity i legendy. W pewnym sensie firma odniosła sukces, jej akcje nabył krótko po debiucie na rynku chiński potentat Tencent. W efekcie w tym roku spodziewana jest premiera kolejnej gry The Parasight, którą jest Blackstail, opowieść o młodej czarownicy o imieniu Yaga (LINK).  Także ta gra będzie w zamyśle jej twórców spełniać istotną rolę, taką samą jaką niegdyś baśnie i mity, którą Bartosz Kaproń wyjaśnił w wywiadzie następująco: Baśnie były mroczne z jednego, konkretnego powodu, aby ostrzec nas przed niebezpieczeństwem. Tam, gdzie jest dobro – czyha na nas również zło. Mało osób wie, że oryginalnie Baśnie braci Grimm zupełnie nie były skierowane do dzieci, zawierały zbyt wiele wątków przemocy oraz mrocznych elementów. My jesteśmy akurat wielkimi fanami ciekawej i ciężkiej, ale czasami też przewrotnej narracji idącej w parze z rozbudowaną rozgrywką (LINK).
 





Kaproń jak już wspomnieliśmy także maluje. Jego obrazy gościły już na wielu prestiżowych wystawach, ich lista jest TUTAJ. Ta wielowątkowość spowodowana jest  ciągłymi poszukiwaniami artysty. Tworzą one jak to on sam twierdzi: Kontekst – związek, łączność, zależność. Wszystkie leżą w centrum moich zainteresowań. Wszyscy mamy swoje wielkie opowieści, składające się z setek tysięcy momentów. Każdy obraz jest dla mnie taką „skończoną” gałęzią mojej opowieści – nigdy nie wiemy dlaczego tak i dlaczego nie inaczej – obraz jest absolutny, nie ma nic więcej do powiedzenia. Od tego momentu wkracza kontekst, którym jest nasza świadomość – to my tworzymy historię, to my jesteśmy „za siedmioma górami, za siedmioma lasami”,”czyli tam i z powrotem oraz Ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo…

Obraz jest jedynie pretekstem. Obrazy malowane tradycyjne diametralnie różnią się od cyfrowych. Nie ma w tym stwierdzeniu nic odkrywczego, ale porządkuje obie strefy twórczości. Artysta posługuje się szerokimi, ekspresyjnymi pociągnięciami pędzla oraz jaskrawymi zestawieniami barw. Emocje, które chce przenieść na widza czynią z jego figuralnych i bardzo kolorowych obrazów niemal abstrakcje, z naciskiem na niemal. Moglibyśmy jeszcze recenzować prace Bartosza Kapronia, rozpisywać się o występujących w nich wątkach stylistycznych wywodzących się z fowizmu czy koloryzmu ale chyba nie byłoby to interesujące dla naszych czytelników, zatem jeszcze tylko tradycyjnie zachęcamy od odwiedzania strony artysty: Strona internetowa: TUTAJ.  I czytajcie nas... wracamy jutro. 

środa, 10 sierpnia 2022

Kraftwerk 3D w Dolinie Charlotty - to trzeba zobaczyć, choć niekoniecznie w tym miejscu

6.08.2022 (sobota) w amfiteatrze w Dolinie Charlotty pod Słupskiem wystąpili Kraftwerk.  O znaczeniu zespołu w historii muzyki nie ma co wspominać, każdy kto zna się na muzyce zna ten zespół, choć z podstawowego składu został już tylko jeden artysta. Zespołu słucham od podstawówki, kiedyś z pirackich kaset magnetofonowych, bo w Polsce w tamtym czasie ciężko było z zakupem płyt.  

Plusy koncertu Kraftwerk to dwie godziny show, co biorąc pod uwagę fakt, że Ralf Hütter ma 78 lat musiało być dla muzyków wezwaniem. Niemniej wykonali wszystkie swoje największe hity. Tutaj drobna uwaga, mi osobiście zabrakło choćby jednej, jak nawet nie dwóch więcej piosenek z Trans Europe Express (opisaliśmy ten album TUTAJ), poza tytułową, którą zagrali. Myślę tutaj o Showroom Dummies czy The Hall of Mirrors. No ale nie można mieć  wszystkiego. Kraftwerk ma taki dorobek, że trudno byłoby w ciągu wielu godzin przedstawić wszystkie ich znakomite piosenki. Ale gdyby na przykład, podobnie jak inne zespoły, zaczęli grać na koncertach całe płyty, to myślę że wielu fanów by poszło, czy to na Trans Europe Express czy The Man Machine   

Koncepcja koncertu 3D, a efekty były powalające, polega na tym, że zespół porusza się (zwykle) w kolorystyce i stylistyce okładek płyt, z których pochodziły kolejne piosenki. No i do  tego  efekty... Tak też przelatują nam na nad głowami cyfry gdy zespół gra Computer World, czy odbywamy wirtualną podróż do stacji kosmicznej w Spacelab. Tutaj nad naszymi głowami przelatuje statek kosmiczny, w innej piosence latający spodek (z tego co mi wiadomo autorem grafiki jest sam Ralf Hütter). Autobahn z kolei to podróż po autostradzie, chwilami nawet siedzimy za kółkiem samochodu. Efekty 3D robią niesamowity show, do tego oprawa świateł i dwa ogromne monitory po bokach. W Neon Lights odbywamy zupełnie kosmiczną podróż wśród wirtualnych neonów do których dochodzi specjalny koncert świateł. Były też polskie akcenty, wiadomo madame Curie w Radioactivity, czy zaśpiewany po polsku utwór Pocket Calculator, przedostatni podczas show (z tego co pamiątam kiedy koncertowali w Polsce w latach 80-tych też śpiewali go w naszym języku). Świetnym trikiem było przerwanie wykonywania We Are The Robots i zejście ze sceny. Po czym powrót i rozpoczęcie od momentu ładowania baterii (choć w sieci jest informacja o kłopotach technicznych LINK). Moim zdaniem był to świadomy przerywnik pokazujący, że zespół świetnie się bawi, mimo późnej pory, bo koncert rozpoczął się o 23:00 (choć to pewnie było powodowane koniecznością uzyskania pełnej ciemności). A nawet jeśli nie - to i tak znakomicie to wyszło. 

I tym oto sposobem przechodzę do minusów. Późna godzina rozpoczęcia nie brała pod uwagę, że dojazd i powrót to w moim przypadku bagatela 12 godzin. Kolejny minus, jeśli jesteśmy przy organizacji - miejsce ma fatalną lokalizację, jest tam utrudniony dojazd, amfiteatr, powiedzmy sobie szczerze, wymaga już remontu, zwłaszcza ławki. Zamiast schodów mamy ubitą ziemię i wystające płyty betonowe, o które łatwo się potknąć. 

Jednak największy problem to publika, miałem wrażenie że chwilami przypadkowa. Siedziałem całkiem blisko sceny w Sektorze 2. Miejsc w Sektorze 1 już nie było kiedy dowiedziałem się o koncercie. Niestety Sektor 2 ulokowany jest wzdłuż przejścia co utrudnia odbiór, nagle bowiem okazuje się że całkiem sporo grupa z 5000 publiki chce się nachlać piwa, więc łażą to po piwo, później do WC, a w końcu po frytki. Ochrona za każdym razem świeci latarkami żeby zobaczyć kolor opaski umożliwiający wejście do sektora, co w pełnej ciemności strasznie rozprasza uwagę. W każdym razie ja podczas tych dwóch godzin nie wstałem ani razu. Stado kretynów siedzących za mną za to darło się kiedy Kraftwerk wykonywał trik z rozładowanymi bateriami (choć ponoć była awaria) kompletnie niczego nie rozumiejąc i krzycząc, że coś się zacięło. Chyba mogę śmiało stwierdzić że w Dolinie byłem dwa razy - pierwszy i ostatni. Aspekt powrotu do domu, kiedy 5 tysięcy ludzi idzie ulicami bo nie ma chodników pominę. Może czerpiący zyski z imprez w tym miejscu powinni też brać takie rzeczy pod uwagę? Koncert kończy się o 1 w nocy a kolejną godzinę tracimy żeby dostać się na drogę do Słupska... Przecież samo miejsce to nie wszystko.   

Mam tez jeden drobiazg do samego Kraftwerk. Być może z powodu praw autorskich nie pokazano ani razu byłych muzyków zespołu. Nieco dziwnie zatem wygląda sytuacja, kiedy w oprawie okładki albumu Man Machine widzimy muzyków z obecnego składu. Brakowało wspomnienia o Florianie Schneiderze, zmarłym całkiem niedawno (pisaliśmy o tym TUTAJ). Ale to drobiazgi, wobec tego co zaprezentowali.  

Reasumując - to był najlepszy koncert na jakim dotychczas byłem. Kraftwerk zawsze wyprzedzali epokę, i tak jest do dziś, bo pomysł koncertu 3D jest genialny. Każdy powinien to przeżyć osobiście, choć niekoniecznie w tym miejscu i przy tak głupiej publice.

Panowie wielki szacunek! 

Poniżej fotorelacja z kilkoma komentarzami. Na początek fotografia - sznur pojazdów i problemy z dojazdem, mimo faktu wyjazdu z domu na 5 godzin przed koncertem. 

Okulary 3D znajdują się w cenie biletu - staranny design z logiem zespołu

Organizatorzy twierdzą że było 5 tysięcy osób. Klimat przed koncertem był OK


Wasz reporter w okularach 3D

Chwila bezpośrednio przed rozpoczęciem występu 

Zaczynają od wstępu i Numbers - od razu cyferki latają przed oczami i nad głowami dzięki technice 3D!


Computer World!

Spacelab - odbywamy niesamowitą podróż w kosmos... To jeden z najbardziej odlotowych momentów całego show, zakończony przelotem rakiety kosmicznej nad głowami publiczności! Prawdziwy odlot!


Computer Word - znakomita wizualizacja



A teraz jedziemy autostradą podczas totalnie odlotowej podróży Autobahn - Ian Curtis z Joy Division, którego to była ukochana płyta, byłby zapewne zachwycony...



Computer Love - nostalgicznie i romantycznie...

Teraz już tylko The Model może zabrzmieć lepiej


No chyba, że Neon Lights - absolutny show świetlny połączony z 3D - niesamowita ilustracja tej pięknej piosenki



A tutaj wizualizacja do znakomitego Radioactivity 





Tak napromieniowani z pewnością byśmy wygrali Tour de France...




A później pora na podróż TEE... To ten moment kiedy znowu wspominam Joy Division - zagrzewali się tą piosenką przed występami.. 

I wtedy Kraftwerk rozładowały się baterie, choć część publiki nie zrozumiała o co tutaj chodziło 


Po naładowaniu We Are Robots 




Pocket Calculator w naszym języku

Music Non Stop... 


Kraftwerk to koncert XXII wieku. Nie wiem czy kiedykolwiek ktoś im dorówna!


Pora na dokupienie kilku płyt Kraftwerk, kasety magnetofonowe bowiem nie brzmią dobrze. O tym zapewne napiszemy wkrótce. Panowie - do zobaczenia podczas kolejnego koncertu w Polsce. Jesteście żywą legendą muzyki.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.