Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22 i 23).
Wiosną 1979 roku zespół stanął przed wyborem wytwórni. Padały różne propozycje, miedzy innymi Genetic należącej do producenta the Buzzckocs Martina Rushenta, albo Radar Records. Nagrywał w niej zespół The Pop Group, a ich hit She Is Beyond Good and Evil bardzo podobał się Joy Division.
Inny naoczny świadek koncertu Paul Hanley też wspomina niesamowity taniec Curtisa, który wyglądał nie jakby poruszał się w rytm muzyki, ale jakby kierowała nim jakaś nieznana siła. I jeszcze leżący na podłodze syntezator, na którym Barney podczas całego koncertu zagrał tylko raz, wydając dźwięk syreny. Zespół wyglądał na bardzo zdeterminowany, w szczególności Ian Curtis.
Kolejny, 10 już rozdział książki nosi tytuł Unknown Pleasures. Zaczyna się cytatem z wypowiedzi Petera Hooka, o tym, że Ian miał zostać ojcem, że był szczery i że każdy z nich robił w zespole swoją robotę. Dziwi go, że ludzie doszukują się tak wielu podtekstów w jego piosenkach.
Rozdział zaczyna się przytoczeniem wspomnień jak to Debbie wymagała od Iana więcej pieniędzy. Ten miał dylemat, czy wybrać mniej znaną wytwórnię i dostać mniejsze zarobki, czy też kontynuować współpracę z RCA. Dochodziło też do sprzeczek między nim a Robem Grettonem, właśnie z powodu pieniędzy.
W kwietniu zespół rozpoczął nagrywanie Unknown Pleasures. Atmosfera w nowoczesnym studio była daleka od tej, jaką Ian miał w Macclesfield. Zespół przerwał serię koncertów po to, aby Ian w każdej chwili mógł wrócić do swojej żony. Joy Division zdobyli już uznanie dzięki dobrym występom i artykułowi Morleya w NME. Wszyscy czekali na album, który mógł okazać się sukcesem, albo porażką. Na Ianie, jako twórcy tekstów i większości linii melodycznych piosenek, spoczywała wielka odpowiedzialność.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz