Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9. 10, 11, 12, 13. 14. 15 i 16).
Jako pierwsze poważne zadanie Rob założył sobie wymiksowanie zespołu z kontraktu z RCA, co mu się udało i to stosunkowo łatwo. Postraszył RCA, że zespół będzie w przyszłości domagał się 10 000 GBP i 15% tantiemów. Odzyskał też za 850 GBP taśmę matkę, i wznowił An Ideal for Living w okładce Steve'a McGarryego z rusztowaniem (o tej okładce pisaliśmy TUTAJ).
Ian Curtis bywał w klubie Band On The Wall jeszcze przed debiutem Joy Division. Uczestniczył np. 2.0.1977 w koncercie the Buzzcocks. Tutaj też poznał dziennikarza the Sounds - Iana Wooda. Ten wspomina, że wtedy nie był znanym dziennikarzem, ale i Ian nie był znanym muzykiem. Pamięta natomiast, że Curtis był, jak to opisuje, dziwnie skupiony.
Rob natomiast zarażał obecnych w klubie dziennikarzy swoim entuzjazmem do Joy Division, tym sposobem starał się wzbudzać ich zainteresowanie. Wydaje się że entuzjazm Paula Morleya był nawet większy niż jego, bo ten w NME z 3.06.1978 opisał zespół, jako bardzo pozytywnie się zapowiadający, mimo kiepskiej jakości dźwięku na ich EPce. Porównał też ich do Buzzcocks, co było dziwne, zwłaszcza, że Spiral Scratch - debiut tego zespołu - nagrywał Hannett, wtedy jeszcze nie znający Joy Division.
Jeremy Kerr z A Certain Ratio widział zespół pierwszy raz w Band On The Wall. Wtedy grali na zakończenie Sister Ray, a Ian rzucał stojakiem od mikrofonu i przewrócił zestaw perkusyjny, na modę the Who.
W tamtym czasie Terry i Hooky pojechali na wakacje na południe Francji, a Ian nie. To było typowe, zwykle był inny. Ale była jeszcze dodatkowa przyczyna - miał egzemę, nie mógł przebywać na słońcu. Poza tym był żonaty.
Rozdział 7 zatytułowany jest This Is The Way, Step Inside - fragmentem Atrocity Exhibition. Ponadto jako motto, pojawia się wypowiedź Paula Morleya, który twierdzi, że Ian Curtis był kimś na kształt Kurta Cobaina - interesował go sens i magia muzyki, a mniej gwiazdorstwo.
Rozdział rozpoczyna się dygresją, że Factory Records i Ian Curtis połączyli swoje losy już na zawsze. Wytwórnia powstała po decyzji Tony Wilsona, który dokładnie 12 miesięcy po pierwszej randce z Lindsay Reade, poszedł zobaczyć zespół Fast Breeder, którego menadżerem był Alan Erasmus.
Obaj postanowili ściągać do Manchesteru zespoły post punkowe, a dobrym miejscem do tego wydawał się być Russel Club w Hulme. Alan znał Don Tonaya - właściciela, jeszcze z czasów gdy ten prowadził melinę alkoholową.
Ojciec Erasmusa, niepijący fan jazzu, emigrował z Jamajki w 1945 roku i pozostał w Anglii gdy spotkał swoją przyszłą, białą żonę. Rodzina mieszkała w Wythenshawe i Alan wspomina że nie było tam czarnych.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz