Holenderski malarz Albert Carel Willink (1900 - 1983), co łatwo można skonstatować z jego daty urodzin i śmierci, przeżył wszystkie znaczące wydarzenia artystyczne i historyczne niedawno zakończonego stulecia. Był to trudny wiek, zatem nic dziwnego, że płótna Willinka mogą być uważane za niemal kronikarski zapis nielicznych chwil triumfu oraz niepokoju tego czasu...
Weźmy na przykład jeden z bardziej znanych jego obrazów - Widok na miasto - który został namalowany w 1934 roku. Willlink doskonale oddał w nim detale budynku, brukowaną ulicę i gmach w oddali, przez co jest to prawdziwe arcydzieło, ale nie jest to najważniejsze, istotne jest to, że potrafił zbudować odpowiedni nastrój dzięki umiejętnej kompozycji i oświetleniu.
Szeroka przestrzeń ulicy, z której wyłaniają się cienie, wywołuje uczucie niepokoju a nawet lęku. Brak ludzi potęguje ogólny groźny wydźwięk płótna, podobnie jak fakt, że wszystkie okna są puste. Zbliżająca się burza, którą namalował nie tylko na niebie, ale oddał szarościami w całym krajobrazie także pobudza nasze oczekiwanie na coś nieuchronnie złowrogiego... Stonowana paleta, otwarta kompozycja i wrażenie oczekiwania i strachu w efekcie dały piękny, eteryczny ale i niepokojący pejzaż.
Willink był malarzem, który swój styl realizmu magicznego określił mianem realizmu wyimaginowanego. Do własnej, wyróżniającej go maniery dochodził dość długo. Po epizodzie na studiach medycznych w latach 1918-19 studiował architekturę w Technische Hogeschool w Delft, a następnie wyjechał do Niemiec, gdzie jednak nie został przyjęty do akademii sztuki w Düsseldorfie, lecz udało mu się studiować w Staatliche Hochschule w Berlinie. Upór w dążeniu do zdobycia podstaw malarstwa zawdzięcza zapewne swojemu ojcu, który był artystą-amatorem i zachęcał syna do nauki.
Na początku Willink tworzył prace ekspresjonistyczne, abstrakcyjne, w 1924 pod wpływem wczesnych prac Picassa przyjął styl figuratywny, w latach 30. zafascynowały go metafizyczne obrazy Giorgio de Chirico... I tak krok po kroku ośmielił się na tyle, że zaczął tworzyć własne, magiczno-realistyczne kreacje. Co jest interesujące, są one oparte na rzeczywistości, ale malowane z wyobraźni. Realistyczne są portretowane postacie, akty, niektóre budynki ale już wymowa jego dzieł jest przepełnia iluzoryczna i złowroga atmosferę pustki i upadku. Tak jest na przykład na podwójnym portrecie-akcie zatytułowanym Dwie kobiety a ukazującym dwie nagie kobiety w krajobrazie, Wenus, boginię miłości i piękna oraz Berenikę, żona egipskiego króla Ptolemeusza. Berenika ucięła swoje warkocze i ofiarowała je Wenus aby jej mąż wrócił do domu z bitwy cały i zdrowy. Ptolemeusz jednak o tym nie wiedział i widząc krótkie włosy żony podejrzewał ją o zdradę. Dopiero jego nadworny matematyk Konon z Samos zapewnił go, że piękne włosy królowej zostały przeniesione na firmament i splecione z gwiazdami. Tyle mit. Kobiety na obrazie wydają się być równie zimne, bez życia i odległe co ciała w kosmosie. Ich koloryt i krajobraz, szczególnie zamek w tle za nimi, kontrastują z zaciemnionym niebem, na którym próżno doszukiwać się źródła światła. Pada ono w zasadzie zewsząd.
Inne jego obrazy potwierdzają jego talent do oddania poczucia izolacji i swoistej psychozy strachu, W ogóle patrząc na obrazy Willinka odnosi się wrażenie, że są one złożone z elementów wyjętych z rozmaitych dzieł. Poszczególne detale odcinają się twardą linią od innych. Może w tym tkwi ich fenomen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz