niedziela, 5 grudnia 2021

Mick Middles i Lindsay Reade: Życie Iana Curtisa - Rozdarty cz.18: W tamtym czasie Ian był lekko wycofany w stosunku do reszty zespołu

    

Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 12345678910111213141516 i 17).

Alan Erasmus zauważył, że klub Don Tonaya ma bardzo mało publiki w piątki wieczorami i zaproponował promowanie w te dni nowych zespołów. Nazwano te koncerty Factory nights. Podzielili się w ten sposób, że Tonay miał zyski ze sprzedaży w barze a Erasmus i Wilson z wejściówek. 

19.05.1978 odbył się pierwszy koncert. Wystąpili Durutti Column i Jilted John. Ci ostatni wtedy nagrywali dla Rabid (warto zobaczyć TUTAJ) i mieli nawet przebój nagrany przez Hannetta


O dziwo pierwszy koncert zgromadził bardzo dużo publiki, wszyscy byli zaskoczeni tak licznym przybyciem, które, jak wspomina Lindsay Reade, szczególnie zadowoliło Wilsona i Erasmusa

Wkrótce do Tonyego i Alana dołączył Peter Saville, wtedy student, który zadbał o oprawę graficzną koncertów, a Wilson zdecydował się na rozpoczęcie produkcji płyt. 

W tamtym czasie wykształciła się też specyficzna moda. Punki ubierały się na czarno, natomiast zespoły post punk w szarych kolorach, dodatkowo fotografowały się w czarno białych barwach. 

Na jeden z wieczorów zaproszony został Mick Middles, i to podwójnie, przez Roba Grettona i Tony Wilsona, który chciał żeby promować zespoły w Sounds, a skład na ten wieczór był reprezentatywny, bowiem miały wystąpić Joy Division, Cabaret Voltaire i Durutti Column.


Wtedy widać było lekką rywalizację między Durutti Column, którym kibicował Erasmus, a Joy Division wspieranymi przez Grettona

Joy Division zagrali pierwszy koncert 9.06. wspólnie z the Tiller Boys. W tamtym czasie Ian był lekko wycofany w stosunku do reszty zespołu. Na koncerty jeździł ze Stephenem Morrisem, podczas gdy Hooky i Bernard z Terrym Masonem. Ta trójka bardzo się przyjaźniła. W tamtym czasie zespół stawał się coraz bardziej promowany przez Tonyego, który nawet potrafił zapłacić im za posiłki i załatwić występ w TV (warto zobaczyć TUTAJ). 

Vini Reilly wspomina, że wtedy dzięki koncertom z Joy Division oba zespoły bardzo się do sobie zbliżyły. Pamięta taką scenę jak jego (wtedy pięcioosobowa) kapela, przygotowywała się do występu. Ponieważ próba przedłużała się, poszedł do Joy Division przeprosić ich za to, bo siłą rzeczy ich próba musiała być przez to bardzo krótka. Ian Curtis odpowiedział mu, że to nieważne, i wtedy Vini zdał sobie sprawę, że Ian jak i on tak naprawdę byli nieco ponad tym wszystkim. 

Wtedy w dobrym guście było, że młodsze zespoły odbywały próby jako pierwsze, a starsze i bardziej doświadczone, dawały im dzięki temu więcej czasu na nastrojenie się. Ale Ian nie uznawał tej zasady. 

Lindsay Reade twierdzi, że zapytała wiele osób które znały Iana, czy ten chciał być gwiazdą rocka, i wszystkie poza jedną odpowiedziały, że Ian się źle czuł w tej roli. Paul Morley zgadza się z tym, twierdzi, że Curtis był jak Cobain. Bardziej interesowała go sama muzyka niż bycie gwiazdą. Nie byłby nigdy kimś na kształt Bono, za to pchnął światową muzykę na zupełnie nowy, mroczny tor. Nigdy nie mógłby być tak komercyjnym jak np. New Order.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz