sobota, 1 maja 2021

Olivier Wilson: syn założyciela Factory Records

Wśród tekstów o losach drugiego pokolenia, czyli o dzieciach twórców tego, co można określić nazwą Manchester Sound  zabrakło Oliviera Wilsona, syna Tonyego.  Przypominamy, że opisaliśmy syna Martina Hannetta, Jamesa (LINK), a następnie Benedicta Grettona, syna Roba (TUTAJ),  Natalie Curtis córkę Iana (LINK), Sashę Vernaeve, córkę Annik Honore (LINKJacka Batesa, syna Petera Hooka (TUTAJ) dzieci Bernarda Sumnera (ma ich czworo) (TUTAJ), Tilly i Grace Morris (TUTAJ) a ostatnio Giulia Erasmusa, syna Alana (LINK).



Olivera Wilsona już kiedyś wspominaliśmy, przy prezentacji postaci Alana Erasmusa oraz opisując FAC 501, ostatni artefakt Factory Records jakim była trumna Tonyego Wilsona (LINK). Niemniej uważamy że przyszedł czas aby zaprezentować solidniej syna współzałożyciela Factory Records, założyciela nocnego klubu Hacienda, prezentera radiowego i telewizyjnego. Olivier i jego siostra Isabel są dziećmi Tonyego i jego drugiej żony Hilary. Pierwszą była Lindsay Reade, w 1990 roku jeszcze związał się z Yvette Livesey. Z którą pozostał do śmierci.


Olivier Wilson (ur. 1984 r.) w zasadzie kroczy śladami swojego ojca, tzn. organizuje rozmaite przedsięwzięcia w Great Manchester. Jego kariera także ma pewne punkty styczne z tym co robił jego ojciec. Olie, bo tak go nazywają znajomi, jest absolwentem London Metropolitan University  (studiował w latach 2002-2005), następnie przez trzy lata pracował przy organizacji koncertów i różnych imprez w amerykańsko-brytyjskiej korporacji AEG Presents. W 2009 roku zatrudnił się w BBC w charakterze dziennikarza i producenta radiowego (LINK).  

Od 2016 roku jest dyrektorem brytyjskiego oddziału założonej w 2010 roku fundacji niderlandzkiej The 10,000 Hours Foundation, która aktywizuje osoby dotąd wykluczone do prac na rzecz lokalnych społeczności, przede wszystkim przy organizacji imprez masowych. We współpracy zarówno z festiwalami, jak i didżejami oraz artystami, fundacja realizuje projekty wolontariatu dla chętnych widzów, wśród których preferują osoby starsze i niepełnosprawne. Wilsonowi udało się w tym celu podpisać umowę partnerską z Parklife Festival i Manchester City Council (LINK).


Natomiast w lipcu 2019 roku stworzył Peacemeal, miejsce, które pomaga wyjść z bezdomności. Jest to rodzaj spółdzielni społecznej, dla której wydzierżawił od deweloperów Capital & Centric pusty magazyn mebli Armstrongs przy Adair Street, na obrzeżach Ancoats. Spory budynek zapewnia wieloraką działalność. Na trzech piętrach oferuje piekarnię i restaurację, studio i przestrzeń muzyczną czynną do późnych godzin nocnych. Ideą Wilsona Jr jest rekrutacja do pracy w Peacemeal osób, które doświadczyły bezdomności. Stabilne zatrudnienie  jest dla nich wsparciem do ponownej integracji ze społeczeństwem. Klientów przyciąga atrakcyjna oferta,  świeże wypieki, także chleba, sałatki z sezonowych warzyw pozyskiwanych z lokalnych gospodarstw rolnych a także rozmaite imprezy muzyczne, lekcje jogi itp. Oliver Wilson po ustaniu dwuletniej dzierżawy ma zamiar przenieść Peacemeal w inne miejsce, bo budynek przeznaczony jest do rozbiórki (LINK). 

Ale ta inicjatywa nie jest jedyną, w którą angażował się Olivier. W 2013 roku doprowadził do powstania stypendium imienia jego ojca. Program stypendialny w wysokości 12 tys. Funtów przy School of Sound Recording - SSR - w Manchesterze miał zapewnić wsparcie finansowe utalentowanym młodym ludziom w regionie i pomóc im wykorzystać ich potencjał. Niestety, z tego co udało się nam ustalić, obecnie ta forma pomocy niestety nie jest aktywna… Choć dzień inauguracji stypendium był obchodzony bardzo uroczyście (LINK).

Podobnie stało się z założoną w 2012 roku przez Petera Savillea i James Nice we współpracy z Alanem Erasmusem i Oliverem Factory Records Ltd. Wytwórnia wydała winylowe wznowienie From the Hip by Section 25 i w zasadzie na tym skończyła swoją działalność. Firma została rozwiązana w marcu 2013 r. i choć Peter Saville ją natychmiast przywrócił, stając się jej jedynym właścicielem, nie wydaje się aby  odniosła choć cień tego sukcesu co jej poprzedniczka (LINK).

A Olivier Wilson zapewne jeszcze zrealizuje niejeden pomysł, w końcu nazwisko zobowiązuje a geny determinują. Wystarczy popatrzeć  jak bardzo podobny jest do swojego ojca...


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 30 kwietnia 2021

Z mojej płytoteki: The Mission i ich debiut - God's Own Medicine - gotycka jazda obowiązkowa

 

Opisywaliśmy niedawno historię the Sisters of Mercy (TUTAJ), i pamiętam jak wtedy gdy dowiedzieliśmy się o kolejnych perturbacjach w grupie, z wielkim niepokojem czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Sisters wyszli z tego obronną ręką realizując Floodland (opisany TUTAJ), natomiast nieco wcześniej dwaj eks-członkowie SOM, czyli basista Craig Adams, oraz gitarzysta Wayne Hussey wydają opisywany dziś debiut the Mission

Płyta jest co najmniej niezła, gitarowa, pełna hitów, i jest niewątpliwie najlepsza w dorobku zespołu. Niestety kolejne już tak nie porywały, siadały gdzieś na trzecim utworze, jak nie wcześniej... Debiut natomiast, mimo że nie jest tak powalający jak Flootland, porywa kilkoma świetnymi hitami i riffami, są na nim też niespodziewane zwroty akcji.



Całość w symbolicznej okładce, jej znaczenia w sieci jeszcze nie podano. My zatem jesteśmy pierwsi. N
a awersie znajduje się sylwetka bogini Izydy, która była najważniejszym bogiem (a raczej boginią) medycyny, ponieważ przywróciła do życia własnego męża. Była bóstwem, które chroniło Egipt i wspierało jego króla, miała władzę nad wszystkimi narodami, uważana była za dostarczycielkę deszczu, więc ożywiała świat przyrody oraz była najsilniej spośród plejady bóstw związaną ze słońcem i księżycem. Dlatego przedstawiana była z opiekuńczymi skrzydłami. Ciekawe jest to, że pamięć o Izydzie przetrwała jej kult. Podobnie jak Grecy i Rzymianie, wielu współczesnych Europejczyków uważa starożytny Egipt za ojczyznę głębokiej, mistycznej mądrości, która często była łączona właśnie z Izydą. Może dlatego zachodni ezoteryzm często odnosił się do tej bogini. Podobnie jak za źródło tajemnej wiedzy uważa się Celtów i ich wierzenia.



Na okładce do Izydy - bóstwa uzdrawiania - odnosi się sentencja Gods Own Medicine, a do Celtów aluzją jest sznurowy krzyż, co także w pewien sposób odnosi się do Egiptu, gdzie węzły były szeroko stosowane jako amulety, ponieważ Egipcjanie wierzyli, że wiążą i uwalniają magię. Węzły celtyckie natomiast są takimi, które nie mają początku ani końca i można powiedzieć, że reprezentują wieczność, niezależnie od tego, czy oznacza to lojalność, wiarę, przyjaźń czy miłość... 

Wewnątrz cytat:


Te symbole, a przynajmniej część z nich, mogą odnosić się też do Andrew Eldritcha (pisaliśmy o nim ostatnio TUTAJ), z którym pozostali członkowie się pokłócili. Ten zresztą na Floodland zawarł również aluzyjny wobec Husseya utwór This Corrosion, którego nikomu nie pozwolił interpretować (przypomina się How Do You Sleep? Lennona...). Z SOM związana jest też epoka w jakiej napisano piosenki na płytę - powstały jeszcze w czasach Sisters (teksty Husseya, muzyka zespołu), być może więc są odrzutami na których wykonywanie nie zgodził się apodyktyczny Eldritch?



Album otwiera recytowana sentencja: Wciąż wierzę w Boga, ale Bóg nie wierzy już we mnie po czym następuje Wasteland, z klipem w którym widzimy nawiązanie do okładki. Piosenka jest o wyborze między dobrem a złem. Po niej znakomity Bridges Burning, z charakterystycznymi dla zespołu riffowymi zwrotami akcji. Po tym uderzeniu pora na wiązankę wielkich hitów (niestety z małymi przerwami). Najpierw jeden z najlepszych utworów albumu: Garden of Delight (Hereafter)...

Widzę jak tańczysz, śmiejesz się, naga 
Słodka i śliczna twarz 
I obietnica płonąca jasno
W twoich kryształowych oczach
Twoje dzikie i gwałtowne ciało
Cięcie które krwawi, pocałunek który kłuje
Strącamy gwiazdy w desperackim śniegu
Upadamy z lśniącego nieba, tak więc

Weź mnie za rękę i prowadź
Do ogrodu rozkoszy
Weź mnie za rękę i prowadź
Do ogrodu rozkoszy

Objawienie dokonane, odbija się 
Od smaganego wiatrem płynnego lustra
Tego zapierającego dech w piersiach świata, tej szczęśliwej śmierci
Ta elegancja we wdzięku
Cenny pierwszy przelotny dotyk wdzięcznej nieznajomej
Oczarował mnie i oczarował mnie
Wiem, że nie możesz mi zrobić krzywdy, tak więc

Bawimy się i bawimy się ogniem, tańczymy w płomieniach
I jesteśmy pokryci oparzeniami, które mogą nigdy się nie zagoić
I aniołowie mogą przyjść i aniołowie mogą odejść
Ale to raj na ziemi, kiedy ty

Weźmiesz mnie za rękę i poprowadzisz
Do ogrodu rozkoszy
Weź mnie za rękę i prowadź
Do ogrodu rozkoszy


Hicior numer dwa to: Stay With Me. Miłość na zawsze, mówiąc krótko. Po tym lekko zwalniamy - Blood Brother jest bowiem nieco mniej porywający. A po nim kolejne wielkie dziło: Let Sleeping Dogs Die... Takie klimaty to coś arcynadzwyczajnego... Zawsze najbardziej lubiłem ten właśnie utwór. Majestatyczny, ze znakomitym wokalem... 

Jest zbrodnia z pasji
I zbrodnia z zemsty
Ale najgorsza ze wszystkich zbrodni
To zbrodnia z żalu

O wilku mowa
A diabeł może o tobie mówić
Dlaczego nie możemy
Pozwolić umrzeć śpiącym psom?

Piosenka jest o problemach narratora z wiarą. Sacrilege to najsłabszy utwór na płycie. Ale zaraz słabszy moment rekompensowany jest z nawiązką doskonałym Dance on Glass i And the Dance Goes On. W tym drugim riffowe przełamanie (że tak to nazwę) powala na kolana do dziś. To zwrot akcji, którego nie powstydziłby się żaden zespół. Przy okazji to lekcja, jak ze średniego utworu można zrobić absolutne mistrzostwo. Po refrenie jesteśmy już nieco znudzeni a tu taka nagła zmiana sytuacji przy 2:38.... A pociągnięcie tematu przez smyczki dopełnia całości. 

Trwa przeplatanka bo Severina znowu nieco kuleje, ale za to z honorem wychodzą z całości hymnem Love Me to Death. O czym? Wiadomo...

Kochaj mnie na śmierć, mój kwiatku
Przebiegnij boso po moich włosach
Naga po ustach
Kochaj mnie na śmierć, mój skarbie
Zaduś mnie pocałunkami
Utop mnie w falach spadającej słodyczy... 

A później? A później wrócili z Children. Ten jednak był dobry niestety tylko do pewnego momentu. 

Za te przeplatanki jednak 5/6.





Może o nich jeszcze napiszemy? Zwłaszcza, że się reaktywowali....

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


The Mission, God's Own Medicine, Mercury Records, 1986Producent: Tim Palmer i The Mission. Tracklista: Wasteland, Bridges Burning, Garden of Delight (Hereafter), Stay With Me, Blood Brother, Let Sleeping Dogs Die, Sacrilege, Dance on Glass, And the Dance Goes On, Severina, Love Me to Death.

       

czwartek, 29 kwietnia 2021

Mechanizmy które działają nie lata, ale wieki, czyli kilka słów o postarzaniu produktów

Spory czas temu, zdegustowani programową bylejakością współczesnych urządzeń napisaliśmy tekst o tym, że szybkie ich psucie jest celowe, wynika ze spisku zawiązanego po to aby zmusić ludzi do kupowania nowych rzeczy (LINK). 

Na drugim krańcu świata takich urządzeń jest kiedyś istniejąca solidność, którą producenci szczycili się. I dlatego teraz chcemy pokazać, że dawno, dawno temu była możliwa konstrukcja i produkcja takich mechanizmów, które działały nie lata, ale wieki, a nawet pracują do dzisiaj.

A więc po kolei. Odliczamy trzy, dwa, jeden, start:

Najstarsza żarówka na świecie zapalona w 1901 roku świeci od 120 lat - nic dziwnego, że ma fanklub z tysiącami członków i własną stronę internetową. Tak zwana Centennial Light dumnie wisi w remizie Fire Station 6 w Livermore w północnej Kalifornii. Jej producentem jest Adolphe Chailet, konkurencyjna marka dla firmy Thomasa Edisona.


Ile razy zmienialiście odkurzacz? Oto egzemplarz, który działa od 1904 roku. Wykonała go amerykańska spółka Sturtevant, jest oznaczony jako nr 4. I ciągnie, jak mawiał sprzedawca, aż łzy z oczu lecą!


Telewizor? Proszę bardzo. Zbudowany w 1936 roku Marconi typ-702 to najstarszy działający telewizor. Został zakupiony za mniej niż 100 funtów (połowę rocznej pensji) zaledwie 3 tygodnie po rozpoczęciu transmisji telewizyjnej w Wielkiej Brytanii. Do tego dużego starego urządzenia nie był potrzebny wówczas żaden pilot - miał tylko jeden kanał nadający codziennie przez dwie godziny. Elegancki zestaw w orzechowo-mahoniowej obudowie zawiera 12-calowy ekran, zamykany sprytnie od góry. Obraz oglądało się odbity w lustrze zamontowanym właśnie w klapie nakrywającej kineskop.


Lodówka jest urządzeniem chyba najczęściej wymienianym. Ale nie General Electric z 1930 roku. Ta nadal chłodzi stojąc w kuchni w Nowym Yorku. Chłodzi i chodzi bo każdy element w niej można wymienić gdy się zużyje.  Czyż nie jest imponująca?


Ale pora na istne cudo. Pierwszy na świecie osobisty, ręczny zegarek nadal tyka. Nasz podziw stanie się zrozumiały gdy dopiszemy rok powstania chronometru, a jest nim 1505. Wykonał go ślusarz i zegarmistrz Peter Henlein z Norymbergi. Nazywa się PHN1505 lub Pomander Watch, ma kształt małej, pozłacanej kulki z miedzi. W 1987 roku zegarek pojawił się na pchlim targu antyków w Londynie. Kupiony za grosze (a raczej pensy) w maju 2014 roku wyceniany był na kwotę w przedziale od 50 do 80 milionów dolarów. 


Znacznie większy i starszy jest zegar z 1386 roku znajdujący się w katedrze Salisbury w Wiltshire w Wielkiej Brytanii. Teraz chodzi bo został odrestaurowany w 1956 roku. 


Czy jest on jednak najstarszy? O to miano konkuruje kilka zegarów, wśród nich piękny, malowany zegar w katedrze w Beauvais we Francji, zbudowany podobno w 1305 r., zegar na wieży zegarowej w Chioggii we Włoszech oraz w zegarze katedry Comayagua w Hondurasie (ten podobno został zbudowany w Hiszpanii w XII wieku, chociaż zapiski o tym zaginęły). Bardzo starym, bo z 1463 roku jest  także zegar Backhaus w Forchtenbergu w Niemczech, pierwszy z datą na cyferblacie. Jak bardzo wszystkie są stare uzmysłowimy sobie, gdy przypomnimy, iż Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę w 1492 roku…


Jeśli to robi na nas wrażenie, to co powiemy o rzeczy, która działa od 115 roku n.e. Są to monumentalne drzwi z brązu, o skrzydłach mierzące 4,45 m szerokości i 7,53 m wysokości, które bez wysiłku może każdy otworzyć. Znajdują się w rzymskim Panteonie, który od średniowiecza jest kościołem. 


Niemniej drzwi, jakie są każdy widzi. Pora na top czyli instalację, która działa od ponad 2 tysięcy lat. Jest to tzw. Cloaca Maxima czyli gigantyczny kolektor zbierający wody deszczowe i nieczystości z północnej części Rzymu, którego budowę rozpoczął mityczny król Tarkwiniusz w VII wieku p.n.e. a przebudował w 184 r. p. n. e. Kato Starszy, ten sam który każe swoje przemówienie w Senacie kończył zdaniem, iż Kartagina musi zostać zburzona.


 Z tym urządzeniem może dzisiaj równać się chyba tylko akwedukt AQUA VIRGO (Woda Dziewicza), który, dzięki solidnej konstrukcji i podziemnemu biegowi, służy miastu od 19 roku n. e. gdy zbudował go Marek Agrypa. Można nadal pić z niego wodę, zasila on np.: Fontannę di Trevi oraz inne wodotryski na placach Farnese, Navona, Hiszpańskim.


Pominęliśmy piramidy i chiński mur jak i wiele innych ruin, bo te choć stoją, nie służą już niczemu, straciły już swoją pierwotną funkcję. Ale te o których nadmieniliśmy pokazują, że można. Można nie zaśmiecać środowiska, produkować rzeczy, które długo da się używać. Wnioski niech nasi czytelnicy wyciągną sami.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 28 kwietnia 2021

Closer Joy Division: polskie tłumaczenia tekstów w przekładzie Morytza z ilustracjami Yamazakura

 

Zacznijmy od tego, że do twórczości Joy Division mam bardzo osobisty stosunek. Od 1980 roku, kiedy to Ian Curtis zakończył swoje życie, do Polski zaczęła docierać chłodna fala i jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać kapele wzorujące się na kwartecie z Manchesteru. Objawiało się to np. dedykacją, którą w 1985 roku w Jarocinie, wygłosił przed rozpoczęciem występu zespołu 1984 jego wokalista, pojawieniem się grupy w audycjach Tomka Beksińskiego, znalezieniem się Love Will Tear Us Apart na liście piosenek wszechczasów w PR3 PR itd. 

Jednocześnie Marek Proniewicz (nasz wywiad TUTAJ) zadbał o pojawienie się polskich wersji obu płyt zespołu, grupa została przedstawiona w czasopiśmie Non Stop (o czym jeszcze napiszemy), Zbigniew Szałankiewicz i Piotr Kosiński napisali pierwszą biografię zespołu (warto zobaczyć TUTAJ), ukazał się singiel z okładką Alka Januszewskiego (TUTAJ) itd. Wtedy w Rock Serwisie zakupiłem też tłumaczenia tekstów zespołu. Kolejne ukazywały się sporadycznie w prasie, natomiast wszystkie teksty wokalisty Joy Division można spotkać w polskim przekładzie książki Deborah Curtis. Te są chyba najgorszymi jakie kiedykolwiek czytałem, nie z powodu błędnego oddawania sensu piosenek, lecz z powodu rymowania na siłę. To coś jak polski przekład książki Johna Lennona pt. Na Własne Kopyto - tego się prostu nie da czytać. 

Obarczony zatem powyższym bagażem doświadczeń sięgnąłem po książkę Morytza z polskimi przekładami tekstów Closer (dziękujemy autorowi za przesłanie egzemplarza). 

Co na początku uderza - piękne wydanie. Skromne, ale jakże majestatyczne. To coś jak poezja Iana Curtisa, pisana gdzieś na skrawkach kartek, czasem na maszynie, bardziej ręcznie i dużymi literami, poprawiana i ulepszana. Jednak finalnie bardzo skondensowana, a forma w jakiej wydawana została światu, ostatecznie niezwykle skromna...


    

Tak jak skromnym człowiekiem był jej autor.

Wydawnictwo jak widać prywatne, przy udziale sponsora, z ilustracjami, pewnie też wykonanymi charytatywnie. Całość jednak piękna. 

Teksty piosenek, choć może miejscami zbyt upoetycznione (osobiście odbieram teksty Curtisa jako prostsze, ale to sprawa prywatna), w pełni oddają to jak je czuję, i co najważniejsze - nie męczą. Rymy są delikatne, tak jak w oryginałach. Kilka miejsc być może nieco spornych, ale tego  nie da się opisać. W swoim zasłuchaniu Joy Division bowiem ja nie rozumiem ich tekstów w naszym języku, po prostu czuję je w oryginale. 

Ilustracje są artystyczne, ich dobór świadczy o guście autora, na pewno są bardzo dalekie od kiczu. Całość sprawia wrażenie znakomitego przewodnika po Closer, ukoronowaniu twórczości zespołu, do którego teksty, jak to powiedział ich autor - pisały się same.


Reasumując - upamiętnienie geniuszu Iana Curtisa na odpowiednim, bardzo wysokim poziomie. Można jedynie podziękować, oczekując na to że być może autorzy uraczą nas jeszcze podobnym rarytasem w postaci tłumaczeń Unknown Pleasures, a może nawet wszystkich tekstów ostatniej prawdziwej legendy rocka. 

A my z przyjemnością o tym napiszemy.

UWAGA - ZAINTERESOWANYCH AUTOR ZAPRASZA DO KONTAKTU: closer@superbox.pl 

6/6 - dumnie stawiam na półce obok So This Is Permanence (TUTAJ)... 




Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

wtorek, 27 kwietnia 2021

Ryoji Ikeda : testując ograniczenia ludzkich zmysłów i technologii cyfrowej

Czy dzieło sztuki może być jednocześnie minimalistyczne i monumentalne? Gdy spojrzy się na twórczość Ryoji Ikeda (ur. 1966) można się przekonać, że jest to możliwe. Co więcej, pokazana dzisiaj sztuka jest zarazem prosta jak i konceptualna. Ambiwalentne emocje, które jej towarzyszą  wynikają z symulacji światłem, będącej głównym środkiem wyrazu dzieł Ikedy. W ogóle bardzo trudno ją zaszufladkować. Są to w zasadzie spektakle, którym towarzyszy specyficzna muzyka, wykorzystująca częstotliwości na skrajach zakresu ludzkiego słuchu. Dźwięki te są wizualizowane za  pomocą systemów numerycznych i komputerowej estetyki.


Poprzez aranżację dźwięków i odwzorowanie graficzne danych matematycznych, Ikeda wykracza poza plastyczną formę i wchodzi w przestrzeń pełną skrajności i nieskończoność, testując ograniczenia ludzkich zmysłów i technologii cyfrowej. Jego projekty przybierały różnorodne formy, od występów na żywo, instalacji audiowizualnych po książki i płyty CD (LINK).


W każdym z tych przedsięwzięć przypadkowy widz, zwykły człowiek, staje się elementem jego pracy. Stojąc czy przechadzając się w przestrzeni zaanektowanej przez artystę, jest nie tylko odbiorcą lecz ostatecznym punktem odniesienia, może poddać się indywidualnej refleksji a zarazem poczuć wspólnotę z resztą publiczności.


Jedną z bardziej znanych instalacji jest ta, w której artysta używa programu komputerowego działającego w czasie rzeczywistym do przekształcania tekstu, dźwięku i fotografii w dane, które są odtwarzane na elektronicznej podłodze w formie binarnej, jak kod kreskowy, drgający oślepiająco i hipnotycznie… Towarzyszący performance pejzaż dźwiękowy, który wzmacnia stosowane efekty, wciąga, narzucając matematyczny porządek wykonywanego ruchu. Ludzie poruszają się rytmicznie, a ich sylwetki wchłaniane są w spektakl.

Ryoji Ikeda : test pattern [100m version], 2013 from ryoji ikeda studio on Vimeo.



Równie metafizyczny efekt artysta uzyskał za pomocą minimalistycznych środków wyrazu w 2014 roku. Aby upamiętnić 100 lecie wybuchu I wojny światowej, artysta przez siedem nocy kierował w niebo gigantyczny promień światła za pomocą 49 potężnych reflektorów umieszczonych obok gmachu Parlamentu w Londynie. Światło z nich zdawało się rozciągać w nieskończoność i było widoczne z około 20 kilometrów. Wzwyż pewnie daleko więcej, strumienie światła stawały się międzygwiezdnym komunikatorem, zauważalnym z perspektywy pozaziemskiej… Dzieło zachęcało do refleksji i przypomniało Brytyjczykom mroczny moment sprzed 100 lat, kiedy, jak zauważył ówczesny minister spraw zagranicznych Edward Gray: Lampy gasną w całej Europie - my nie zobaczymy ich ponownie zapalonych za naszego życia.

Ryoji Ikeda: spectra, crowd-sourced video from Artangel on Vimeo.

Twórca nie stroni od komercji. W tym roku bierze udział w wystawie firmy Louis Vuitton w Tokyo, w 160 lecie powstania marki. Instalacja Punkt krytyczny otworzyła imprezę, która potrwa do maja (LINK). Natomiast w maju, w Londynie, rozpocznie się największa ekspozycja prac Ikedy, zorganizowana przez Vinyl Factory and Fact wraz z Audemars Piguet Contemporary. Wystawa zawierać będzie obok już prezentowanych spektakli, nowe instalacje, takie jak: Point of No Return z wizualizacją audio, która ma sprawić wrażenie wejścia do czarnej dziury; Spectra III z tunelem światła stroboskopowego, którego prologiem była wystawa na Biennale w Wenecji w 2019 roku; oraz A (continuum) - instalacja dźwiękowa złożona z sześciu kolosalnych kolumn Meyer SB-1. Każda z nich da mega efekt…


Tradycyjnie zachęcamy do odwiedzania strony artysty (TUTAJ), oraz oczywiście do zaglądania na naszą… 

U nas codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


poniedziałek, 26 kwietnia 2021

Isolations News 138: Saville przerabia okładkę Joy Division, Cooper Clarke w trasie, Natalie Curtis publikuje, gwiazdy apelują, Hante nagrywa, Residents w konkursie, Komendarek w wywiadzie, Abbey Cinema ocalone

Peter Saville przerobił kultowy pulsar Unknown Pleasures Joy Division na nową koszulkę No Music On Dead Planet, po to aby wesprzeć kampanię na rzecz ochrony klimatu na ziemi. Jednym z wspierających jest Peter Hook który ją założył i zrobił sobie zdjęcie (LINK). My wiemy swoje od dawna, co najmniej od śmierci Iana Curtisa - No music since Ian is dead...


Za to córka Iana - Natalie Curtis przypomina o swojej twórczości. Wykonała kolejne zdjęcia, z cyklu Cheshire (LINK) oraz jak to określiła strzeliła fotkę choreografowi Blackhaine, która znalazła się jako avatar na jego playliście publikowanej przez BBC (LINK). Wszystkich, którzy chcieliby nabyć jej prace oczywiście artystka do tego zachęca, najlepiej za pośrednictwem Galerii Arnaud Lefebure (LINK). 

Przy okazji - bowiem Natalie jest fotografem, można zdobyć rozgłos, pokazać swoje prace na całym świecie i otrzymać nagrodę pieniężną w konkursie fotograficznym. Terminy składania prac, w zależności od kategorii tematycznej odpowiednio do 30 kwietnia, 31 maja i 30 czerwca. Szczegóły na stronie (TUTAJ). 

Skoro już zaczęliśmy od Manchesteru - kolejna legenda John Cooper Clarke także nie próżnuje, ogłosił grafik swoich występów na 2022 rok, od marca do kwietnia (LINK). O bardzie z Salford pisaliśmy TUTAJ.

Nie próżnują też inne gwiazdy, w tym i z Manchesteru, jak Noel Gallagher, który wraz z  Paulem McCartneyem, Kate Bush, Robertem Plantem i Stingiem wezwały rząd brytyjski do zreformowania sposobu, w jaki muzycy otrzymują wynagrodzenie za strumieniowe przesyłanie ich piosenek w Internecie (LINK).


Za to inne gwiazdy, tym razem muzyki awangardowej - The Residents ogłosili apel, że Każdy kto chciałby wziąć udział w ich projekcie niech założy kostium członka zespołu i zaśpiewa oraz nagra piosenkę  Constantinople - zwłaszcza refren. Można nagrać występ telefonem albo  innym urządzeniem, ważne aby go przesłać na YouTube z hashtagiem #IAMARESIDENT2021 do 10 maja.


Awangardowo się zrobiło, kiedy przeczytaliśmy coś takiego: na zaproszenie Mistrza Władysława Komendarka odwiedziłem Go z mikrofonem w jego domu. Ekskluzywny wywiad z nim w najbliższym wydaniu programu e- Mirage w najbliższy poniedziałek 26 kwietnia o godzinie 19.00 na kanale Blender oraz Rock Reactor zapowiedział wydarzenie na FB Krzysztof Gabelski. I na dowód zamieścił zdjęcia z artystą (LINK). 

Ale nie podał linku do programu...

Exodus to jeden z najlepszych zespołów lat 80-tych, i naszych ulubionych - o czym pisaliśmy TUTAJ


Do naszych ulubionych wykonawców należy też Hante, zwłaszcza we wcieleniu Phosphor (warto zobaczyć TUTAJ). Artystka wystąpiła na festiwalu Roadburn Redux. Wykonała premierowy  utwór Blank Love z nowego albumu Morning tsunami, który ukaże się 2 lipca za pośrednictwem jej własnej wytwórni Synth Religii (LINK). Piosenka jest TUTAJ.


w temacie ulubionych wykonawców: opublikowano nieznaną  wersję piosenki Johna Lennona Isolation, towarzyszą jej materiały archiwalne w tym zdjęcia z wnętrza rezydencji Lennona wykonane w 1971 roku. Ma to zachęcić fanów do zakupu zapowiedzianego boxa z kolekcją płyt artysty, przygotowanego przez Yoko Ono i jej syna.


Kino Abbey Cinema wspomniane aluzyjnie w tekście piosenki The Beatles z 1966 roku In My Life nie zostanie zrównane z ziemią. Na placu po nim miał powstać Lidl… Budynek został uznany za zabytek i prawdopodobnie zostanie nawet  wyremontowany (LINK). Brytole są specyficzni... 

Tyle na dziś - wracamy jutro z nowym wpisem - czytajcie nas, codziennie coś nowego - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 25 kwietnia 2021

Czy w Macclesfield powstanie w końcu pomnik Iana Curtisa - wokalisty Joy Division?

Niedawno, w tradycyjnie cotygodniowym przeglądzie newsów podaliśmy informację o tym, że radni miejscy w Macclesfield a szczególnie jeden z nich, David Edwardes, który startuje w najbliższych, majowych wyborach samorządowych na burmistrza Macclesfiel planują postawić  pomnik Iana Curtisa. Ma to być w zamiarze radnych figura z brązu ustawiona wprost na gruncie na terenie West Park, położonego blisko krematorium. Obok będzie płaskie podium na występy zespołów muzycznych, którym bliska jest twórczość Joy Division (LINK). 

Nie jest to pierwsza taka inicjatywa. W 2013 roku o pomniku pierwszy publicznie wspomniał Peter Hook (LINK), co od razu spotkało się z reakcją innego byłego członka JD – Stephena Morrisa. On z kolei uznał, że pomnik nie jest odpowiednim sposobem uhonorowania Iana Curtisa, lepiej byłoby powołać jakąś inicjatywę, najlepiej coś artystycznego. Jak stwierdził Odwiedziłem Morecambe jakiś czas temu i sam zobaczyłem posąg Erica nad brzegiem morza [chodzi o komika Erica Morecambe (LINK)), nikogo nie było w pobliżu. Wyglądał smutno i samotnie. Nie podoba mi się taki pomysł nie chciałbym zobaczyć takiego Iana. Myślę też, że Ianowi nie podobałby się pomysł jego pomnika, zwłaszcza tańczącego. Nam także nie podoba się pomysł Iana tańczącego jak Eric Morecambe.

(LINK).

Za realizację tego, co postulował Morris można uznać utwór Orchestral Manoeuvres In The Dark zatytułowany Statue której słowa zespół odnosił do wokalisty Joy Division (LINK).  


Pomnik natomiast nadal oczekuje na wykonanie. Przez dwa lata nic jednak się nie działo, dopiero w 2015 roku fan piosenkarza, Eamonn Prendergast, rozpoczął akcję w mediach społecznościowych na rzecz postawienia pomnika Iana Curtisa w centrum miasta. Eamonn uruchomił stronę na Facebooku, aby zwiększyć wsparcie dla swojej idei.  Skontaktował się nawet z posłem do Parlamentu Davidem Rutleyem, który wystosował interpelację do samorządu i otrzymał obietnicę na piśmie, że rada rozważy plan, jeśli pomysł zdobędzie solidne, lokalne wsparcie. Eamonn (ur. 1976 r.) pielęgniarz mieszkający przy Crompton Road, tak uzasadnił swoją inicjatywę: Przez całe życie byłem fanem Joy Division i bardzo cenię Iana Curtisa i jego muzykę. Chodzi mi o uznanie, że Macclesfield ma w Curtisie muzyczną legendę. Tysiące ludzi przychodzi na jego grób i do domu przy Barton Street (LINK). Społecznik prosił o przesłanie mu opinii zwłaszcza na temat wyglądu pomnika, z czego ma być i gdzie by go postawić, podał nawet swój mail avfcandme@gmail.com. 

Nie wiadomo jaki był tego skutek, chyba słaby, skoro posąg jeszcze nie stoi. Choć zamieszczona pod apelem sonda świadczy o tym, iż sam pomysł cieszy się znacznym poparciem.


Potem była inicjatywa naszego przyjaciela. Tonyego Costello, którą także opisaliśmy (TUTAJ). Jemu przynajmniej się udało to, co zamierzał… 

Czy trzecie podejście do wykonania pomnika na terenie miasta Macclesfield będzie równie skuteczne? Mówią do trzech razy sztuka. Oby więc sztuka zwyciężyła. Bądźmy pełni nadziei, bo David Edwardes ma nie tylko dobre chęci, ale także sprecyzowany pogląd na to, co jak ma wyglądać posąg. Proponuje nawet autora dzieła: Johanne Domke-Guyot która wykonała pomnik żołnierzy powracających z I wojny światowej, stojący na stacji kolejowej przy Piccadilly w Manchesterze. Jest to zespół rzeźb o wymownym tytule Victory Over Blindness  (Zwycięstwo nad ślepotą) (LINK). David Edwardes także proponuje fanom bezpośredni kontakt i prosząc o uwagi podaje do publicznej informacji...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.