W 1986 roku byłem już bardzo świadomym odbiorcą muzyki Joy Division. Niemniej życie w bloku socjalistycznym związane było z bardzo okrojonym dostępem do informacji. Poszukiwałem zatem źródeł żeby poszerzyć swoją wiedzę o zespole. Wtedy w jednej z gazet napotkałem ogłoszenie reklamujące małą książeczkę autorstwa Zbigniewa Szałankiewicza i Piotra Kosińskiego, którą za pomocą zakupu wysyłkowego nabyłem wraz z serią zdjęć zespołu. To znakomite opracowanie jest do dzisiaj świetnym kompendium wiedzy o zespole. Dzięki internetowi skontaktowaliśmy się jednym z jego współautorów, czego owocem jest dzisiejszy wywiad...
In 1986, I was already a very conscious recipient of
Joy Division's music. Nevertheless, life in the socialist bloc was associated with very limited access to information. So I was looking for sources to broaden my knowledge about the band. Then, in one of the newspapers, I found an advertisement advertising a small book by
Zbigniew Szałankiewicz and
Piotr Kosiński, which I bought with a mail order purchase along with a series of photos of the band. This excellent study is still a great compendium of knowledge about the band. Thanks to the
Internet, we contacted one of its co-authors, which resulted in today's interview ...
Jak to się stało, że zainteresował się Pan twórczością Joy Division, czy najpierw trafił Pan do Rock Serwisu i wykonał po prostu "zlecenie" czy też był Pan fanem zespołu? Pytam bo w dorobku ma Pan kilka broszur, również o innych zespołach. Jak zaczęła się Pana współpraca z Piotrem Kosińskim?
How did it happen that you became interested in the music of Joy Division, did you first come to Rock Serwis and simply "commissioned" or were you a fan of the band? I am asking because you have co-authored several brochures, also about other bands. How did your cooperation with Piotr Kosiński begin?
Muzyką zainteresowałem się mając mniej więcej 14-15 lat. Oczywiście jako młody chłopak ganiałem po podwórku z kolegami kopiąc od rana do wieczora piłkę. Ale kiedy oni wieczorami szli do domów ja wyciągałem na podwórko teleskop i przez pół nocy oglądałem niebo. Astronomia była wówczas moją pasją i miłością. Nawet przed piłką nożną ☺ W 1975 roku całkiem przypadkiem nagrałem z radiowej Trójki utwór Shine On You Crazy Diamond zespołu Pink Floyd i... odpadłem. Ta muzyka powaliła mnie na kolana. Dosłownie. I odmieniła totalnie moje zainteresowania. Co prawda z astronomii nie zrezygnowałem, ale Pink Floyd przewartościował moje preferencje. Od tego momentu zaczęło się istne szaleństwo. Zacząłem namiętnie słuchać dużo muzyki. Niemal wszystko, co grało się wówczas w Trójce. I to ona ukształtowała mój muzyczny gust. Stałem się fanem nie tylko szeroko pojętego rocka, ale też bluesa, jazzu i muzyki klasycznej (za Mozarta dam się do dziś pokroić ☺). Oczywiście wiodącym dla mnie zespołem był i pozostał do dziś Pink Floyd. Pamiętam, jak każdą informację, każde zdjęcie, większy, czy zupełnie mały artykulik wpadający mi w ręce skrupulatnie archiwizowałem przez całe lata. To pomogło mi później przy pisaniu ich biografii. Mówię tu oczywiście o zamierzchłych czasach, gdzie nie było dostępu do zachodniej muzycznej prasy, książek, rockowych encyklopedii, a słowo internet nie istniało. Kiedy uzbierało się tego dość sporo zacząłem myśleć co z tym materiałem zrobić. A że od podstawówki ciągnęło mnie do pisania wierszy i opowiadań moja żona podsunęła mi myśl, by uporządkować to chronologicznie i sensownie spisać. Tak powstała moja pierwsza książka zatytułowana Pink Floyd. Psychodeliczny Fenomen pisana w zeszycie A4, zazwyczaj nocami, gdy wszyscy spali.
Piotra Kosińskiego poznałem z ogłoszenia typu: Interesuję się sportem, muzyką (tu szły nazwy grup), więc jeśli jesteś zainteresowany napisz na adres..., Ogłoszenie wysłałem do Sztandaru Młodych do rubryki Poznajmy się, lub coś w tym stylu. Z setek listów, które dostałem (pan listonosz przez kilka tygodni mnie przeklinał) wybrałem kilka, z którymi to osobami utrzymywałem kontakt przez długie lata. Wśród nich był Piotr Kosiński, któremu zwierzyłem się po jakimś czasie, że kończę pisanie biografii Pink Floyd. Było to w 1979 roku, kilka miesięcy przed wydaniem albumu The Wall. Okazało się, że Piotr w tym samym czasie zakładał wydawnictwo Rock Serwis - pierwsze tego typu w Polsce mogące wydawać książki, teksty płyt i ich tłumaczenia w tzw. drugim obiegu. Przypominało to wszystko bardziej broszury drukowane na tanim papierze w przedwojennej drukarni. Nie mniej na głodnym i chłonnym muzycznej wiedzy ówczesnym polskim rynku stały się one wkrótce hitem. Piotr miał także swoją autorską wersję biografii Floydów (dużo uboższą) i poprosił mnie o przesłanie mojej. Z ciężkim sercem zaniosłem ją na pocztę drżąc by po drodze nie zaginęła, gdyż był to jedyny, oryginalny rękopis, którego nigdzie w Darłowie nie udało mi się skserować. Kilka dni później przyszła odpowiedź: To co napisałeś jest fantastyczne. Jeśli się zgodzisz, opublikuję to w "Rock Serwisie"! Jakże byliśmy potem dumni, gdy Piotr Kaczkowski podczas audycji, w której premierowo prezentował płytę The Wall zareklamował i pochwalił naszą książkę! I do dziś pamiętam jedno ze zdań, które wówczas wypowiedział: Jest tu kilka merytorycznych błędów, ale zwalam to na karb młodego wieku autorów, co nie umniejsza mojego podziwu za pracę jaką włożyli.
Muzyka wciąż ewoluuje, zmienia się, jedne gatunki powstają inne odchodzą do lamusa. Tak się składa, że jestem szeroko otwarty na każdy rodzaj muzyki (choć pewnych gatunków nie toleruję i nie słucham). Był więc okres, że ekscytowałem się także i punkiem i zimną falą. Joy Division usłyszałem chyba po raz pierwszy u Tomka Beksińskiego (tak jak i Bauhaus, Fields Of The Nephilim, Sisters Of Mercy i wiele innych). Zachwycili mnie od pierwszego nagrania i bałem się, że szybko mi się znudzą (czasem tak jest - najpierw euforia, a potem dziwisz się jak ci się to mogło podobać). Moją uwagę z miejsca przykuł Ian Curtis. Czułem w jego głosie nie tyle chłód, czy lód, ale bardzie niewypowiedziany ból, zwątpienie, rezygnację, co jak na tak młodego człowieka wydawało mi się niezwykle intrygujące. Kiedy więc Piotr zaproponował opracowanie historii grupy przyjąłem to z wielką radością. Myślę, że Ian Curtis cały czas stał z boku i towarzyszyli mi przy tym pisaniu. Bazowałem przy tym na materiałach zebranych przez Piotra; w tym czasie nie było szans, by skontaktować się z kimś z wytwórni Factory, z jakimkolwiek muzykiem, czy menadżerem. Dziś jest z tym dużo prościej i łatwiej. Wtedy wciąż byliśmy postrzegani jako wrogi kraj zza żelaznej kurtyny...
Zawsze powtarzam, że każde pokolenie ma swego idola, a Joy Division (co może zabrzmi eufemistycznie), jest takim odpowiednikiem The Doors końca lat 70-tych. Ludzie utożsamiają się z muzyką swoich idoli, z ich tekstami i tragicznymi postaciami, które poprzez swoją nagłą i tragiczną śmierć budują legendę kolejnym pokoleniom. Autentyzm i szczerość wypowiedzi poparte muzyką graną od serca przetrwają każdą modę. I na tym m.in. polega też fenomen Joy Division, który trwa do dziś.
I got interested in music when I was about 14-15 years old. Of course, as a young boy, I was chasing the ball around the yard with my friends, kicking the ball from morning to evening. But when they went home in the evenings, I used to extend my telescope to the yard and watch the sky for half the night. Astronomy was then my passion and love. Even before football ☺ In 1975 I recorded the song Shine On You Crazy Diamond by Pink Floyd quite by accident from the Polish Radio PR3 and ... I dropped out. This music knocked me to my knees. Literally. And it totally changed my interests.
It is true that I did not give up astronomy, but Pink Floyd reevaluated my preferences. From that moment on it was crazy. I started listening to a lot of music passionately. Almost everything that was played then in the PR3. And it was the radio channell which shaped my musical taste. I have become a fan of not only broadly understood rock, but also blues, jazz and classical music (I will let myself be cut with Mozart ☺). Of course, the leading band for me was Pink Floyd. I remember when I meticulously archived every piece of information, every photo, larger or completely small article that fell into my hands. This helped me to write their biographies later. I am talking about ancient times, of course, when there was no access to the Western music press, books, rock encyclopedias, and the word internet did not exist. When there was quite a lot of it, I started to think what to do with this material. And since I was drawn to writing poems and short stories from elementary school, my wife suggested to me to organize it chronologically and write it down sensibly. This is how my first book called Pink Floyd. Psychedelic Phenomenon was born written in A4 notebook, usually at nights when everyone was asleep. I met Piotr Kosiński from an advertisement like: I am interested in sport, music (here were the names of the groups), so if you are interested, write to the address ... From the hundreds of letters I received (the postman cursed me for several weeks) I chose a few with whom I kept in touch for many years. Among them was Piotr Kosiński, to whom I confided after some time that I was finishing writing the biography of Pink Floyd. It was in 1979, a few months before the album The Wall was released. It turned out that Piotr at the same time founded the Rock Serwis publishing house - the first of its kind in Poland that could publish books, CD texts and their translations in the underground. It was all more like brochures printed on cheap paper in a pre-war printing press. Nevertheless, on the Polish market, hungry and absorbing in music at that time, they soon became a hit. Piotr also had his own version of the Floyd biography (much poorer) and asked me to send mine. With a heavy heart, I took it to the post office, trembling so that it would not be lost on the way, because it was the only original manuscript that I could not copy anywhere in Darłowo. A few days later, the reply came: What you wrote is fantastic. If you agree, I will publish it on Rock Serwis! How proud we were later when Piotr Kaczkowski advertised and praised our book during the broadcast in which he presented the album The Wall! And to this day I remember one of the sentences he said then: There are a few substantive errors here, but I blame it on the young age of the authors, which does not diminish my admiration for the work they put in.
Music is still evolving, changing, some genres arise and others are gone. It just so happens that I am widely open to any kind of music (although I don't tolerate certain genres and don't listen to it). So there was a time when I was also excited about punk and the cold wave. I probably heard Joy Division for the first time with Tomek Beksiński (like Bauhaus, Fields Of The Nephilim, Sisters Of Mercy and many others). They delighted me from the first recording and I was afraid that they would get bored quickly (sometimes they do - first euphoria, then you wonder how you liked it). Ian Curtis caught my attention right away. I felt in his voice not so much coldness or ice, but more unspeakable pain, doubt, resignation, which for such a young man seemed to me extremely intriguing. So when Piotr proposed to work out the history of the group, I took it with great joy. I think Ian Curtis was standing on the sidelines all the time, with me writing this. I was based on the materials collected by Piotr; at that time, there was no chance to get in touch with someone from Factory, any musician or manager. Today it is much simpler and easier. Back then, we were still perceived as a hostile country from behind the Iron Curtain ... I always say that each generation has its idol, and Joy Division (which may sound euphemistic) is the equivalent of The Doors of the late 70's. People identify with the music of their idols, with their texts and tragic characters who, through their sudden and tragic death, build a legend for the next generations. Authenticity and honesty of statements supported by music played from the heart will survive any fashion. And on this, among others there is also the Joy Division phenomenon, which continues to this day.
Prowadzi Pan znakomity blog muzyczny http://rockowyzawrotglowy.pl (LINK), nazywając siebie "muzycznym archeologiem". Idea bloga jest ciekawa, poruszanie się poza mainstreamem. Skąd u Pana takie znakomite zbiory, ile płyt posiada Pan w kolekcji, i jak godzi Pan obowiązki zawodowe z pisaniem bloga? You run an excellent music blog http://rockowyzawrotglowy.pl (LINK), calling yourself a "musical archaeologist". The idea of the blog is interesting, moving beyond the mainstream. Where do you get such excellent collections, how many CDs do you have in your collection, and how do you combine your professional duties with writing a blog?
Muszę powiedzieć, że długo broniłem się przed złożeniem swego bloga. Miałem wątpliwości, komu potrzebna jest kolejna internetowa strona poświęcona muzyce? W sieci są ich tysiące - lepsze, gorsze, przeciętne. Po co więc powtarzać coś, co zapewne ktoś gdzieś opisał? Moi najbliżsi byli jednak innego zdania argumentując to mniej więcej tak: Nie musisz pisać o znanych zespołach - pisz o tych zapomnianych, które masz w swojej płytotece". Ten argument przekonał mnie do założenia "Rockowego Zawrotu Głowy".
Moja płytoteka nie jest zbyt duża i składa się głównie z płyt CD. Jeśli mówimy tylko o płytach rockowych (pomijam albumy z muzyką jazzową i klasyczną, koncerty na DVD i blue-ray) to na dzień dzisiejszy mam skatalogowanych ponad 3 i pół tysiąca tytułów. Nie jest to dużo - znam parę osób, które mają ich po kilkadziesiąt tysięcy. Serio! Kolekcja ta to efekt wieloletniego zbierania (czyt. kupowania), a także wielu wyrzeczeń. Dziś dostęp do płyt jest prosty - można je dostać np. w Biedronce obok stoiska z warzywami za śmiesznie niską cenę. Kiedyś za trójkę Budgie zapłaciłem równowartość mojej miesięcznej pensji. Na szczęście miałem wyrozumiałych rodziców, którzy rozumiejąc moją miłość do muzyki nie wyrzucili mnie z domu, ani nie kazali przez miesiąc żyć o chlebie i wodzie (ha, ha, ha). Zresztą to jest temat rzeka być może na inną okazję...
A jak godzę obowiązki zawodowe z pisaniem bloga? Jeśli ma się pasję zawsze znajdzie się na nią czas. Jestem tzw. nocnym Markiem, nocną sową i pisanie najlepiej idzie mi właśnie późną porą; czasem zdarza mi się, że noc zamieniam na bardzo wczesny ranek. Na szczęście mój organizm regeneruje się szybko.
I must say that I defended myself against submitting my blog for a long time. I had doubts who needed another music website? There are thousands of them online - better, worse, average. So why repeat something that someone probably described somewhere? But my relatives were of a different opinion, arguing it more or less like this: You don't have to write about famous bands - write about the forgotten ones that you have in your record collection. This argument convinced me to found Rocky Gizzy. My CD library is not very big and mostly consists of CDs. If we are talking only about rock albums (excluding albums with jazz and classical music, concerts on DVD and blue-ray), as of today I have cataloged more than 3 and a half thousand titles. It is not a lot - I know a few people who have tens of thousands of them. Seriously! This collection is the result of many years of collecting (i.e. buying), as well as many sacrifices. Today, access to the plates is simple - you can get them, for example, in Biedronka next to the vegetable stand for a ridiculously low price. I used to pay for three Budgies the equivalent of my monthly salary. Fortunately, I had understanding parents who, understanding my love for music, did not throw me out of my house or make me live for a month on bread and water (ha, ha, ha). Anyway, this is a river topic, perhaps for another occasion ...
And how do I reconcile my professional duties with writing a blog? If you have a passion, there will always be time. I am called night owl, night owl and writing I do best late in the day; Sometimes it happens to me that I turn the night into a very early morning. Fortunately, my body regenerates quickly.
Gdyby miał Pan wymienić 10 najważniejszych płyt ze swoich zbiorów, co to by było? (według własnej kategorii), czy posiada Pan w swoich zbiorach jakieś bootlegi Joy Division?
If you were to name the 10 most important records from your collection, what would it be? (according to your own category), do you have any Joy Division bootlegs in your collection?
Nie potrafię wymienić 10 najważniejszych płyt ze swoich zbiorów. Są one dla mnie jak dzieci, a dzieci kocha się wszystkie jednakowo (ha,ha,ha). Jeśli, (teoretycznie) teraz wymienię jakąś dziesiątkę, to już za godzinę na pewno ona się zmieni. Dużym sentymentem za to darzę bootlegi Pink Floyd (których mam dość sporo) i Led Zeppelin. Ale to dlatego, że ich zdobycie było bardzo trudne, a często ich zdobycie graniczyło z cudem. Niestety nie posiadam żadnego bootlegu Joy Division.
I cannot name the 10 most important records from my collection. They are like children to me, and children are all equally loved (ha, ha, ha). If, (theoretically) now I change a ten, it will change in an hour. But I am very fond of
Pink Floyd bootlegs (which I have quite a lot) and
Led Zeppelin. But that's because getting them was very difficult, and often it was almost a miracle to get them. Unfortunately, I don't have any
Joy Division bootleg.
Jaki jest Pana zdaniem najciekawszy polski zespół zimnofalowy, który nie miał siły przebicia i nie znalazł szerszego grona odbiorców?
What is, in your opinion, the most interesting Polish coldwave band that did not have any clout and did not find a wider audience?
Oj pewnie wiele było takich zespołów, które nie miały szczęścia by wypłynąć na szersze wody, choćby takie jak np. rzeszowski No Smoking, Opozycja, Black And Shadows... Myślę, że jeśli zachowały się gdzieś ich nagrania to wcześniej, czy później one wypłyną. W latach 80-tych fascynowaliśmy się nagraniami Variété, Made In Poland, czy Madame, ale to był czubek góry lodowej. Jej podłoże tworzyły dziś już zapomniane nawet z nazwy zespoły. Warto by je odgrzebać. Może to także misja dla Waszego bloga..?
A co do współczesnych, polskich kapel zimnej fali- mam kolegę, który podrzuca mi nagrania różnych wykonawców: baṣnia, EVA, Wieże Fabryk, Deathcamp Project, DHM, Miguel And The Living Dead... Nie wiem, czy wszystkie jeszcze istnieją, ale jak widać nie tracę kontaktu z tym gatunkiem muzycznym.
Oh, there were probably many bands that were not lucky enough to go out into the broader waters, such as, for example, No Smoking in Rzeszów, Opozycja, Black And Shadows ... I think that if their recordings are preserved somewhere, sooner or later they will be released . In the 1980s, we were fascinated by Variété, Made In Poland, and Madame recordings, but that was the tip of the iceberg. Its background was created today by bands that have been forgotten even by name. It would be worth digging them up. Maybe it's also a mission for your blog ..?
As for contemporary Polish cold wave bands - I have a friend who gives me recordings of various artists: baṣnia, EVA, Wieże Fabryk, Deathcamp Project, DHM, Miguel And The Living Dead..... I don't know if they all still exist, but how? you can see I'm not losing touch with this musical genre.
Czy utrzymuje Pan kontakty z muzykami polskimi lub zagranicznymi?
Do you maintain contacts with Polish or foreign musicians?
Jestem obecnie w stałym kontakcie z Czesławem Kazimierkiem, gitarzystą (i pedagogiem) pochodzącym ze Śląska, od wielu lat mieszkającym w angielskim Peterborough (ok.140 km od Oxfordu, gdzie mieszkam). Czesław Kazimierek wydał dwie płyty w muzycznych klimatach Patha Metheny'ego i pierwszych solowych płyt Davida Gilmoura. Jestem z nim umówiony na wywiad, a efekt naszej rozmowy mam zamiar opublikować na swoim blogu. Poza tym w Oxfordzie jadłem kilka razy lunch z Thomem Yorkiem z Radiohead - przemiły, skromny człowiek!
I am currently in constant contact with
Czesław Kazimierek, a guitarist (and teacher) from
Silesia, who has been living in
Peterborough, England for many years (about 140 km from
Oxford, where I live).
Czesław Kazimierek has released two albums in the musical climates of
Path Metheny and
David Gilmour's first solo albums. I have an interview with him, and I am going to publish the result of our conversation on my blog. Besides, in
Oxford, I had lunch with
Thom York of Radiohead several times - a sweet, humble man!
Jak się poznaliście? Czy rozmawialiście o muzyce? Jaką płytę zespołu ceni Pan najbardziej (ja osobiście OK Computer, choć ostatnio katuję Amnesiac...)
How did you meet? Did you talk about music? What album of the band do you value the most (I personally OK Computer, although recently I am found of Amnesiac)
Lidera
Radiohead spotkałem w małej oxfordzkiej kawiarni
Voults And Garden na
High Street mieszczącej się w...
Uniwersyteckim Kościele Najświętszej Marii Panny (
University Church of St Mary the Virgin), który to kościół jest duchowym sercem najstarszego uniwersytetu w
Wielkiej Brytanii. To była pora lunchu i niemal wszystkie stoliki były zajęte. Właśnie kończyłem swój posiłek, a że siedziałem sam podszedł do mnie ktoś i spytał, czy może się przysiąść. Skinąłem głową i dopiero po chwili spojrzałem na osobę, która usiadła naprzeciwko. W pierwszej chwili nie poznałem go. Dopiero, kiedy odstawiłem talerz i nalałem sobie wody przyjrzałem się dokładniej. I zmroziło mnie. Czyżby dosiadł się do mnie sam
Thom Yorke? TEN
Thom Yorke?! Rozejrzałem się wokoło. Żadnych reakcji, żadnego poruszenia wśród osób przebywających w lokalu. To chyba raczej niemożliwe. Nieśmiało i głupio zapytałem
Czy ty przypadkiem nie jesteś..? Na co on na sekundę znieruchomiał, spojrzał na mnie znad talerza, uśmiechnął się nieznacznie i dalej kontynuował jedzenie swojej potrawy. " - ryzykownie zagadnąłem. Spojrzał na mnie raz jeszcze.
A ty skąd? Z Polski może? Kiwnąłem głową.
Fajnie nam się u was grało. Macie wyrobioną publiczność. A po chwili zaczął mnie wypytywać co ja tu robię, jak długo jestem, czym się zajmuję itd. itd... Kiedy ja odpowiadałem on skończył jeść, po czym wytarł usta, wstał i powiedział:
Życzę ci wielu fajnych wrażeń w naszym kraju. I pożegnał się. Nie zdążyłem go o nic zapytać. To on przepytał mnie (ha,ha,ha).
Kilka dni później spotkałem go raz jeszcze. Siedział z córką Agnes próbując nakłonić ją, by zjadła do końca obiad. Usiadłem obok ich stolika. Przywitaliśmy się. Pamiętał mnie. Mała była urocza - milutka, żywa pyza z rudą burzą włosów na głowie. Zamieniliśmy kilka grzecznościowych zdań, po czym oboje wstali, pożegnali się i wyszli. Takie było moje spotkanie z liderem jednego z ważniejszych brytyjskich zespołów przełomu XX i XXI wieku. Nic szczególnego, ale w pamięci zostało.
Jeśli chodzi o płyty Radiohead to nie będę zbyt oryginalny jeśli powiem, że najchętniej słucham OK Computer, Kid A (za dojrzałość i pomysłowe aranżacje) i Amnesiac (za spójną i przemyślaną całość).
I met
Radiohead's leader in a small
Oxford café
Voults And Garden on
High Street located in ...
University Church of St Mary the Virgin, which is the spiritual heart of the oldest university in
Great Britain. It was lunchtime and almost all the tables were full. I was just finishing my meal, and as I was sitting alone, someone came up to me and asked if he could sit down. I nodded, and it took a moment for me to glance at the person who sat across from him. At first, I didn't recognize him. It wasn't until I put down my plate and poured myself some water that I took a closer look. And it chilled me. Could
Thom Yorke himself have joined me? THIS
Thom Yorke ?! I looked around. No reaction, no movement among the people in the premises. It's probably rather impossible. Timidly and stupidly, I asked
Aren't you by any chance ..? For which he paused for a second, looked at me over his plate, smiled slightly and continued eating his dish.
You have played in Poland twice - I asked riskily. He looked at me again.
Where are you from? Maybe from Poland? I nodded.
We had a lot of fun playing with you. You have a sophisticated audience. And after a while he started asking me what I was doing here, how long I have been, what I do, etc., etc. When I replied, he finished eating, then wiped his mouth, stood up and said:
I wish you many nice impressions in our country. And he said goodbye. I didn't have time to ask him anything. It was he who asked me (ha ha ha).
A few days later, I met him again. He sat with his daughter Agnes trying to persuade her to eat the rest of her dinner. I sat down next to their table. We greeted each other. He remembered me. The little one was cute - cute, lively chubby with a ginger hair on her head. We exchanged a few polite sentences, then they both got up, said goodbye, and left. This was my meeting with the leader of one of the most important British bands at the turn of the 20th and 21st centuries. Nothing special, but it remains in the memory.
When it comes to Radiohead's albums, I won't be too original if I say that I like to listen to OK Computer, Kid A (for maturity and inventive arrangements) and Amnesiac (for a coherent and thoughtful whole).
Jaki koncert chciałby Pan zobaczyć, gdyby dziś mógł Pan cofnąć czas?
What concert would you like to see, if today you could turn back time?
Fajne pytanie, a odpowiedź wbrew pozorom wcale nie łatwa. Było tyle kapitalnych zespołów i wykonawców, tyle koncertów... Zawsze marzyło mi się przenieść w czasie do Londynu końca lat 60-tych. Klub Marquee, na scenie Cream, do których w pewnym momencie dołącza młody, nikomu nieznany gitarzysta przybyły zza Oceanu. Już po pierwszych minutach Claptona sparaliżowało, opadły mu ręce. Szok!. Ktoś później napisał, że to był dzień, w którym umarł Bóg Gitary. Tym młodzieńcem, był Jimi Hendrix... Na pewno chciałbym zobaczyć Pink Floyd w akcji z Sydem Barrettem, lub występ The Who z szalonym perkusistą Keithem Moonem, którego omdlałego techniczni wynosili po koncercie na rękach - tak był wykończony waleniem w bębny. Ale chyba najbardziej chciałbym być uczestnikiem Festiwalu w Woodstock, który odbył się w połowie sierpnia 1969 roku. Po lądowaniu na Księżycu Apollo 11, największe wydarzenie drugiej połowy XX wieku!
Miałem wówczas dziesięć lat...
Nice question, and the answer, contrary to appearances, is not easy at all. There were so many great bands and performers, so many concerts ... I always dreamed of moving to London at the end of the 60's. The Marquee club, on the Cream stage, joined at one point by a young, unknown guitarist who came from across the ocean. After the first minutes, Clapton was paralyzed, his hands dropped. Shock!. Someone later wrote that this was the day the God of Guitar died. That young man was Jimi Hendrix ... I would definitely like to see Pink Floyd in action with Syd Barrett, or The Who show with crazy drummer Keith Moon, who passed out by the technicians after the show on their hands - so exhausted he was pounding the drums. But perhaps the most I would like to be is a participant in the Woodstock Festival, which was held in mid-August 1969. After the Apollo 11 moon landing, the biggest event of the second half of the 20th century!
I was ten then ...
Dziękujemy za rozmowę
Thank you for the interview.
All our interviews are HERE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz