W dzisiejszej części omawiamy artykuł Suzy Feay p.t. Joy, a funny word for Ian?, który ukazał się w The Independent 13.05.1995 i jest recenzją książki Deborah Curtis.
Zaczyna się od wspomnienia jej przyjaciela, który w pubie w maju 1980 roku dowiedział się o śmierci Iana Curtisa. Wokalista Joy Division stał się on idolem młodzieży, a NME krzyczał, że żył i umarł za nas. Wielu muzyków zainspirował, wielu dedykowało mu na koncertach swoje piosenki, a przed epoką Cobaina jego teksty stały się źródłem z którego czerpało wielu.
Autorkę w książce Deborah Curtis fascynuje przeplatanie dwóch narracji, z jednej strony bowiem Deborah bardzo wnikliwie opisuje wydarzenia w których nie odegrała żadnej roli, natomiast kiedy opisuje życie wspólne pojawia się w jej narracji nuta usprawiedliwiania się.
W artykule zastosowana jest bardzo dalece idąca interpretacja, bowiem autorka twierdzi, że Joy Division stworzyli nowy kult męskości w którym nie było miejsca na żony i rodziny, tym sposobem Curtisowi było łatwiej na scenie odgrywać postać męczennika. Niemniej zauważa, że jeśli książka Deborah Curtis jest rodzajem zemsty, to nie przyniosła ona autorce większej satysfakcji. Książka jest próbą obalenia mitu Iana Curtisa.
Finalnie autorka artykułu konkluduje: w odwróconym teleskopie lat Ian Curtis staje się coraz mniejszą postacią. Prawdziwy, choć mały talent; młody człowiek, który nigdy nie dał szansy sobie ani nikomu wokół siebie.
Czy naprawdę można się z tą opinią zgodzić?
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz