Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23,24 i 25).
Lindsay potwierdza, że miedzy Ianem Curtisem a Martinem była bliskość. Ona wyszła na jaw dopiero kiedy Ian zmarł, wcześniej nie było tego jakoś specjalnie widać. Może Hannett dostrzegł geniusz głosu Iana? Vini Reilly z kolei uważa, że mimo iż bardzo rzadko używa słowa "geniusz" to z pewnością użyłby tego słowa w stosunku do Hannetta. Martin stosując zabieg izolacji każdego z instrumentów sprawił, że słuchacz na płytach Joy Division ma wrażenie, jakby Curtis śpiewał specjalnie dla niego, w pewnej intymnej bliskości. Po opublikowaniu nagrań Joy Division ten sposób realizacji porównywany był do dokonań Nicka Drake i Jeffa Buckleya. Sposób nagrania basu sprawił, że nie brzmi on ciężko i rezonuje, jest też wysunięty na pierwszy plan.
Niemniej nie wszystko na albumie jest delikatne, są bowiem efekty które zastosował w I Remember Nothing - metaliczny brzęk drzwi starej windy jak i pękającego szkła - jego znak rozpoznawczy. Sumner wspomina, że Martin nigdy nie miał zamiaru nagrać płyty pop. Chciał eksperymentować. Zażył masę narkotyków i nikomu nie pozwalał wyjść ze studia. Wszyscy byliśmy na amfetaminie podczas nagrywania - taka jest prawda...
W tym czasie Ian oczekiwał narodzin dziecka. Miało się urodzić 4.04. a urodziło się 16.04 w poniedziałek wielkanocny. Ian był cały czas pod telefonem żeby w razie czego być przy żonie.
Gretton zauważył w tamtym czasie, że w Ianie zaczęła dokonywać się przemiana. Podczas śpiewu stawał się inny niż zwykle. Również zaczął dowodzić zespołem a jego pomysły miały sens. To wszystko doprowadziło do faktu, że Unknown Pleasures nigdy się nie zestarzał, pozostaje najważniejszym debiutem w historii muzyki, i jest na liście 100 najważniejszych albumów wszechczasów.
Middles z kolei wspomina, że od połowy 1979 roku ten album nie znikał z jego odtwarzacza, później przez 30 lat go nie słuchał. Kiedy wrócił do niego po latach stwierdził, że mimo iż sposób nagrywania się zmienił, to nie mógł nadziwić się ilością efektów specjalnych jakie zastosował Martin, kiedyś części z nich nie słyszał...
W Disorder słuchacz odbywa z Curtisem romantyczną podróż. Day of the Lords jest lakoniczny, chwilami nawet pogrzebowy. Tak rodził się gotyk. Kiedy dokona się analizy płyty z punktu widzenia zawartości na obu stronach, to widać doskonałą jej symetrię. Wszystko balansuje piękna okładka, tego efektu nigdy nie będzie można uzyskać na plastikowym pudełku CD, nie wspominając o streamingu...
Paul Morley wspomina że taśmę dostał od Grettona. Dodatkowo Saville dał mu też okładkę. Album zrobił na nim zupełnie niesamowite wrażenie, brzmiał międzynarodowo. Niesamowita idea podróży Outside i Inside, jak i okładka wynagrodziła zarówno kiepską szatę graficzną An Ideal For Living, oraz sposób w jaki zespół podchodził do wywiadów.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz