Nie po raz pierwszy prezentujemy artystę, którego twórczość można określić jako surrealistyczną oraz magiczną. Dzisiaj jest nią Ophelia Redpath (ur. 1965), Brytyjka mieszkająca w Cambridge, gdzie jej ojciec, Theodore Redpath, był wykładowcą literatury, (podobnie zresztą jak JRR Tolkien, z tym, że on pracował w tym samym czasie w sąsiednim Oxfordzie) (LINK). Ophelia także ma za sobą epizod uniwersytecki, ponieważ uczęszczała na kurs Art Foundation Course w Cambridge.
Jej twórczość, mimo, że oczywiście zawiera rys indywidualizmu, wpisuje się w nurt malarstwa brytyjskiego, którego początki możemy doszukiwać się w twórczości Rexa Whistlera, o którym pisaliśmy TUTAJ, a w szczególności w jego muralu Ekspedycja w poszukiwaniu rzadkich mięs, który zdobi ściany kawiarni galerii Tate Britain.
Jak już wspomnieliśmy, artystka uczęszczała na zajęcia w Art Foundation Course prowadzone przez Warwicka Huttona i Julii Ball ale potem wstąpiła na pełne studia malarskie w Music and Education w Homerton College. Jej ojciec malował krajobrazy słowem, ale dziadek, Leonard Campbell Taylor, był artystą epoki wiktoriańskiej. Znany jako Angielski Vermeer, malował sceny intymnych inscenizowane w mieszczańskich wnętrzach. Wszystkie jego prace łączą w sobie grę światła i cienia, podkreślające kameralny charakter malowanych scen.
Ophelia również jest zwolenniczką klasycznego malarstwa, wśród ulubionych artystów wymienia na pierwszym miejscu Paulo Uccello ale zaraz potem jednym tchem Piero della Francesca, Van Eyck, Vermeera, Holbeina, Brueghela, Degasa, Touluse Lautreca, Modiglianiego, Samuela Palmera, Spencera, Michaela Sowę i Joe Hargana (LINK).
Choć w jej obrazach próżno szukać naśladownictwa Uccella a można za to znaleźć wnętrze, które jest zabawnym pastiszem obrazu Vermeera (LINK). W ogóle w jej twórczość znać duże poczucie humoru.
O swoich początkach fascynacji malarstwem tak mówi: Moja babcia Brenda Moore sama była zawodową artystką. Kiedy byłam mała, patrzyłam z napięciem, jak zamieniała nasiąknięty wodą papier w delikatnie modelowane kwiaty, mieniące się kolorami. W 1986 roku, na luzie i bez pomysłu na karierę, zamieszkałam z nią w jej starym młynie, który pachniał kadzidłem i suszoną trzciną. Rysowaliśmy, malowaliśmy i siorbałyśmy wino imbirowe. Wkrótce zaczęłyśmy planować wspólne wystawy, ustalałyśmy ceny obrazów, kłóciliśmy się o tytuły, robiłyśmy błędy oprawiając obrazy używając zestawu do majsterkowania, przeklinałyśmy i śmiałyśmy się przez całe dnie. To było takie zabawne, tak ekstrawertyczne i byłyśmy w tym tak wolne, że po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że zostanę profesjonalnym malarzem i pozostanę nim przez 25 lat. Dała mi wiarę w tworzenie czegoś z niczego”. Zatem artystka malowała i wystawiała swoje obrazy w swoim mieście, a także w Aberdeen, Edynburgu i za granicą w Paryżu i Nowy Jorku. I z biegiem czasu jej kompozycje zmieniały się, ewoluowały od abstrakcyjnych i dekoracyjnych do skomplikowanych scen, w których główne role odgrywają ludzie, zwierzęta i muzyka…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz