Plusy koncertu Kraftwerk to dwie godziny show, co biorąc pod uwagę fakt, że Ralf Hütter ma 78 lat musiało być dla muzyków wezwaniem. Niemniej wykonali wszystkie swoje największe hity. Tutaj drobna uwaga, mi osobiście zabrakło choćby jednej, jak nawet nie dwóch więcej piosenek z Trans Europe Express (opisaliśmy ten album TUTAJ), poza tytułową, którą zagrali. Myślę tutaj o Showroom Dummies czy The Hall of Mirrors. No ale nie można mieć wszystkiego. Kraftwerk ma taki dorobek, że trudno byłoby w ciągu wielu godzin przedstawić wszystkie ich znakomite piosenki. Ale gdyby na przykład, podobnie jak inne zespoły, zaczęli grać na koncertach całe płyty, to myślę że wielu fanów by poszło, czy to na Trans Europe Express czy The Man Machine.
Koncepcja koncertu 3D, a efekty były powalające, polega na tym, że zespół porusza się (zwykle) w kolorystyce i stylistyce okładek płyt, z których pochodziły kolejne piosenki. No i do tego efekty... Tak też przelatują nam na nad głowami cyfry gdy zespół gra Computer World, czy odbywamy wirtualną podróż do stacji kosmicznej w Spacelab. Tutaj nad naszymi głowami przelatuje statek kosmiczny, w innej piosence latający spodek (z tego co mi wiadomo autorem grafiki jest sam Ralf Hütter). Autobahn z kolei to podróż po autostradzie, chwilami nawet siedzimy za kółkiem samochodu. Efekty 3D robią niesamowity show, do tego oprawa świateł i dwa ogromne monitory po bokach. W Neon Lights odbywamy zupełnie kosmiczną podróż wśród wirtualnych neonów do których dochodzi specjalny koncert świateł. Były też polskie akcenty, wiadomo madame Curie w Radioactivity, czy zaśpiewany po polsku utwór Pocket Calculator, przedostatni podczas show (z tego co pamiątam kiedy koncertowali w Polsce w latach 80-tych też śpiewali go w naszym języku). Świetnym trikiem było przerwanie wykonywania We Are The Robots i zejście ze sceny. Po czym powrót i rozpoczęcie od momentu ładowania baterii (choć w sieci jest informacja o kłopotach technicznych LINK). Moim zdaniem był to świadomy przerywnik pokazujący, że zespół świetnie się bawi, mimo późnej pory, bo koncert rozpoczął się o 23:00 (choć to pewnie było powodowane koniecznością uzyskania pełnej ciemności). A nawet jeśli nie - to i tak znakomicie to wyszło.
I tym oto sposobem przechodzę do minusów. Późna godzina rozpoczęcia nie brała pod uwagę, że dojazd i powrót to w moim przypadku bagatela 12 godzin. Kolejny minus, jeśli jesteśmy przy organizacji - miejsce ma fatalną lokalizację, jest tam utrudniony dojazd, amfiteatr, powiedzmy sobie szczerze, wymaga już remontu, zwłaszcza ławki. Zamiast schodów mamy ubitą ziemię i wystające płyty betonowe, o które łatwo się potknąć.
Jednak największy problem to publika, miałem wrażenie że chwilami przypadkowa. Siedziałem całkiem blisko sceny w Sektorze 2. Miejsc w Sektorze 1 już nie było kiedy dowiedziałem się o koncercie. Niestety Sektor 2 ulokowany jest wzdłuż przejścia co utrudnia odbiór, nagle bowiem okazuje się że całkiem sporo grupa z 5000 publiki chce się nachlać piwa, więc łażą to po piwo, później do WC, a w końcu po frytki. Ochrona za każdym razem świeci latarkami żeby zobaczyć kolor opaski umożliwiający wejście do sektora, co w pełnej ciemności strasznie rozprasza uwagę. W każdym razie ja podczas tych dwóch godzin nie wstałem ani razu. Stado kretynów siedzących za mną za to darło się kiedy Kraftwerk wykonywał trik z rozładowanymi bateriami (choć ponoć była awaria) kompletnie niczego nie rozumiejąc i krzycząc, że coś się zacięło. Chyba mogę śmiało stwierdzić że w Dolinie byłem dwa razy - pierwszy i ostatni. Aspekt powrotu do domu, kiedy 5 tysięcy ludzi idzie ulicami bo nie ma chodników pominę. Może czerpiący zyski z imprez w tym miejscu powinni też brać takie rzeczy pod uwagę? Koncert kończy się o 1 w nocy a kolejną godzinę tracimy żeby dostać się na drogę do Słupska... Przecież samo miejsce to nie wszystko.
Mam tez jeden drobiazg do samego Kraftwerk. Być może z powodu praw autorskich nie pokazano ani razu byłych muzyków zespołu. Nieco dziwnie zatem wygląda sytuacja, kiedy w oprawie okładki albumu Man Machine widzimy muzyków z obecnego składu. Brakowało wspomnienia o Florianie Schneiderze, zmarłym całkiem niedawno (pisaliśmy o tym TUTAJ). Ale to drobiazgi, wobec tego co zaprezentowali.
Reasumując - to był najlepszy koncert na jakim dotychczas byłem. Kraftwerk zawsze wyprzedzali epokę, i tak jest do dziś, bo pomysł koncertu 3D jest genialny. Każdy powinien to przeżyć osobiście, choć niekoniecznie w tym miejscu i przy tak głupiej publice.
Panowie wielki szacunek!
Poniżej fotorelacja z kilkoma komentarzami. Na początek fotografia - sznur pojazdów i problemy z dojazdem, mimo faktu wyjazdu z domu na 5 godzin przed koncertem.
Okulary 3D znajdują się w cenie biletu - staranny design z logiem zespołu
Organizatorzy twierdzą że było 5 tysięcy osób. Klimat przed koncertem był OK
Wasz reporter w okularach 3D
Chwila bezpośrednio przed rozpoczęciem występu
Zaczynają od wstępu i Numbers - od razu cyferki latają przed oczami i nad głowami dzięki technice 3D!
Spacelab - odbywamy niesamowitą podróż w kosmos... To jeden z najbardziej odlotowych momentów całego show, zakończony przelotem rakiety kosmicznej nad głowami publiczności! Prawdziwy odlot!
Computer Word - znakomita wizualizacja
Computer Love - nostalgicznie i romantycznie...
Teraz już tylko The Model może zabrzmieć lepiej
No chyba, że Neon Lights - absolutny show świetlny połączony z 3D - niesamowita ilustracja tej pięknej piosenki
A tutaj wizualizacja do znakomitego Radioactivity
Tak napromieniowani z pewnością byśmy wygrali Tour de France...
A później pora na podróż TEE... To ten moment kiedy znowu wspominam Joy Division - zagrzewali się tą piosenką przed występami..
I wtedy Kraftwerk rozładowały się baterie, choć część publiki nie zrozumiała o co tutaj chodziło
Po naładowaniu We Are Robots
Pocket Calculator w naszym języku
Music Non Stop...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz