sobota, 13 sierpnia 2022

Karl Bartos z Kraftwerk o współpracy z Bernardem Sumnerem i zagrożeniem jakim dla demokracji jest Mark Zuckerberg

W niedawnym wywiadzie dla The Guardian (TUTAJ) z Karlem Bartosem (Kraftwerk) muzyk i producent uchyla rąbka tajemnicy i krótko opowiada o czym jest jego książka, a w zasadzie pamiętnik opublikowany w lipcu i zatytułowany The Sound of the Machine: My Life in Kraftwerk and Beyond. Bartos szczerze i bardzo dokładnie opisał tam swoje życie, począwszy od najważniejszych momentów dzieciństwa poprzez lata nauki gry na perkusji w Konserwatorium Roberta Schumanna w Düsseldorfie, aż po współpracę z muzykami Kraftwerk: Ralfem Hütterem, Florianem Schneiderem (pisaliśmy o nim TUTAJ) i Wolfgangiem Flür - z którymi grał od 1974 do 1990 roku.

Zanim nadeszła Era Kraftwerk Bartos próbował chyba wszystkich gatunków muzycznych - od klasyki, przez volk, po muzykę pop i rock. Jego rodzice nie byli z tego zadowoleni. Gdy w wieku kilkunastu lat Karl zapowiedział rodzicom, że chce poświęcić swoje życie muzyce, jego ojciec zareagował atakiem furii, rozbijając mu jego gitarę akustyczną. Życie biegło, aż pewnego dnia otrzymał propozycję zagrania z Kraftwerk kilku koncertów. Już pierwszego dnia coś między nim a resztą składu zaiskrzyło i ostatecznie muzyk został przyjęty na stałe. Wejście Bartosa w skład Kraftwerk zbiegło się w czasie z wydaniem płyty Autobahn - często uważanej za wyznacznik nowoczesności w muzyce pop, z rytmem, którego puls rozciąga się w przyszłość. Wkrótce Bartos zaczął nie tylko grać ale i współtworzyć muzykę zespołu. Kolejne albumy Trans-Europe Express, The Man-Machine i Computer World (1977-1981) to nieskazitelna, niezrównana seria płyt, które stały się wzorem dla elektronicznego popu w ciągu następnej dekady. Bartos mówi, że misją Kraftwerk było inwestowanie technologii w ludzkość, aby uczynić ją wyraźną i widoczną - a to nie przypominało żadnej elektronicznej muzyki pop, którą się inspirowaliśmy. Po prostu traktowali sprzęt elektroniczny jak gitarę; inni grali piosenki w tradycji angielskiej muzyki pop. Ale Kraftwerk pozostał inny, ponieważ chcieliśmy uświadomić ludziom technologię.


Zespół nie tylko konsekwentnie wspinał się na szczyty kreatywności w studiu, ale jego dynamika przeniosła się na życie prywatne. Niektórzy nawet zamieszkali razem i organizowali coś, co Bartos opisuje jako legendarne uczty, nie wnikając w szczegóły.

Ich koncerty także były niesamowite, zważywszy, że sam sprzęt ważył w 1981 roku siedem ton. W 1982 roku ich The Model znalazł się na miejscu 1 w Wielkiej Brytanii. Byli u szczytu twórczego i komercyjnego szczytu, Computer World jak to napisał Bartos było najbardziej udaną próbą przetłumaczenia znaczenia metafory człowiek-maszyna na muzykę. Ale potem nastąpił regres. Kraftwerk przestał koncertować, na prawie dekadę muzycy zamknęli się w studio. Przespaliśmy lata 80. - orzekł Bartos - To naprawdę był dramatycznie duży błąd. Kolejny album, Electric Café z 1986 roku, był drastyczną zmianą. Problem zaczął się, gdy w studio znalazł się komputer - wyjaśniał Bartos. Komputer nie ma nic wspólnego z kreatywnością, to tylko narzędzie, ale zleciliśmy kreatywność komputerowi. Zapomnieliśmy o centrum tego, czym byliśmy. Straciliśmy zmysły fizyczne, przestaliśmy patrzeć sobie w oczy, tylko wpatrywaliśmy się w monitor. Myślałem wtedy, że innowacja i postęp są synonimami. Teraz już nie jestem tego taki pewien.

Na problemy konceptualne nałożyły się i inne sprawy. Spadło tempo pracy. Muzycy zajęli się sobą. Na przykład Hütter obsesyjnie zaczął jeździć na rowerze. Wypady rowerowe stały się dla niego priorytetem, a sesje studyjne zostały przesunięte z tego powodu na późne godziny wieczorne...  W dodatku zaczęli porównywać swoją twórczość z nagraniami wypuszczonymi przez inne zespoły. W rezultacie zaczęli regularnie chodzić do dyskotek, próbując  muzycznie gonić ducha czasu, zamiast go definiować. Kiedy usłyszeli Blue Monday New Order, byli pod takim wrażeniem, że odszukali inżyniera dźwięku, Michaela Johnsona, i polecieli do Wielkiej Brytanii, aby zmiksował ich Tour de France - singiel z 1983 roku - ale zdecydowali się nigdy nie wydawać tej wersji.

Wtedy zespół w zasadzie rozleciał się... Pierwszy odszedł Flür i zajął się produkcją mebli, potem już nie tak dramatycznie reszta muzyków. Chyba ostatni z projektem zerwał Bartos, ostatecznie w 1990 roku.

I wkrótce rozpoczął współpracę z Andym McCluskeyem z Orchestral Maneuvers in the Dark, a zaraz potem z Bernardem Sumnerem i jego pobocznym projektem Electronic, współtworzonym z Johnny Marrem. W latach 90 wydał jeszcze dwa albumy jako jako Elektric Music, a potem, w 2003 i 2013 dwie solowe płyty.

Po latach nie ma już w nim żalu, smutku z powodu takiego a nie innego końca Kraftwerku, Uwielbiałem bycie człowiekiem-maszyną” - mówi. Ale właśnie, straciliśmy to najważniejsze człowieka. Dopowiadając - pozostała maszyna, która zawiodła... 

O tym, jaki przemożny wpływ wywarł Kraftwerk na formy muzyczne kilku dekad można by pisać (i niektórzy piszą) tomy. My także wielokrotnie poruszaliśmy rozmaite wątki z nimi związane (LINK). Ich muzyka napędzała talent wielu zespołów, Joy Division na przykład miał zwyczaj słuchania ich Trans-Europe Express przed koncertami, o czym Karl Bartos dowiedział się dopiero - w co aż trudno uwierzyć - w tym roku, podczas wywiadu z Gary Ryanem (LINK). Było to dla niego wielkim zaskoczeniem: Bernard jest dla mnie prawdziwą bratnią duszą, ale nie powiedział mi, że Joy Division grał jakieś piosenki Kraftwerk, zanim wszedł na scenę. Nie czytałem o tym w  NME ! [śmieje się] Praca z Electronic mnie uratowała. Niedługo po tym, jak opuściłem Kraftwerk [Bernard] wysłał mi odręcznie napisany faks z prośbą o współpracę, co było pochlebne. Bernard i Johnny Marr przyszli do mojego studia w Düsseldorfie a ja zagrałem im na pianinie melodie Kraftwerk, które współtworzyłem i wiedzieliśmy, że możemy ze sobą współpracować.

Co dalej? Podobno muzyk od dwóch lat pracuje nad jakimś projektem. Sam. Nie sądzi, aby Kraftwerk odrodził się... Cóż, Florian zmarł i nikt już nie zechciałby pracować z Ralfem Hütterem. Tyle razy zawiódł moje zaufanie. Nigdy nie powiedziałbym nigdy, ale jeśli Kraftwerk nie zmieni się w dzisiejszym świecie, to nie ma to dla mnie sensu. Nie lubię nostalgii. Nie można tak po prostu stać i śpiewać „Computer Love” - Kraftwerk powinien zadać sobie pytanie: „Co dzieje się ze światem komputerów?”. Mieliśmy pomysł, że stanie się to utopią, ale teraz dotarliśmy do tej „utopii”, w Dolinie Krzemowej siedzi Mark Zuckerberg, który moim zdaniem jest niebezpieczeństwem dla demokracji. Żyjemy w czasach, które cechuje pośpiech i Kraftwerk powinien to odzwierciedlać (LINK). 

Książkę Karla Bartosa można kupić TUTAJ

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz