niedziela, 5 lipca 2020

Tony Wilson założyciel Factory Records i Martin Hannett - niby inni a jednak podobni: Kto zabił Martina Hannetta? - streszczenie książki Colina Sharpa cz.6

Jakiś czas temu zaczęliśmy na naszym blogu streszczać książkę Colina Sharpa o wielkim realizatorze nagrań i twórcy Manchester Sound, Martinie Hannettcie. Pierwsza część opisu dostępna jest TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, a piąta TUTAJ.

Omawiana dzisiaj część rozpoczyna się od opisu historii zaproszenia Martina do działania w Factory Records, którego dokonał Tony Wilson celem wzmocnienia swojej wytwórni. Rok 1975, kiedy powstała, to czas kryzysu i recesji w UK. Czas połowy lat 70-tych to okres działania dinozaurów muzycznych jak Led Zeppelin, Soft Machine, King Crimson, Yes, i Pink Floyd z ich Dark Side of the Moon. Nadchodzili też nowi, Bowie, Roxy Music, Igy Pop, Lou Reed czy Slade i New York Dolls. Po nich wyraźną zmianą było pojawienie się Siouxsiee and the Banshees, McLarena, Johny Rottena i Sex Pistols, oraz całego ruchu punk: The Clash, Stranglers, the Adverts, Ian Dury.

 

W swojej książce o historii sceny muzycznej ManchesteruCP Lee opisuje koncert Sex Pistols w Lesser Free Trade Hall w piątek 4.06.1966 roku. Były dwa koncerty tego zespołu we wspomnianej sali. Na pierwszym było zaledwie 70 osób (choć obecność potwierdza dziś 7 000) wśród nich Curtis z Debbie, Hook, Sumner, Wilson, Morrisey, Devoto, Shelly i właśnie Martin Hannett. Wejście kosztowało 50 pensów. 

Zespół grał własne kompozycje, jak i covery. Martin został wtedy niemalże uderzony przez basistę. W filmie 24 Hour Party People (opisanym przez nas TUTAJ), pokazana jest scena jak Martin tańczy pogo.


To nie jest prawda, nie lubił bowiem tańczyć, ogólnie nie lubił żadnych form aktywności fizycznej. Stał w miejscu i lekko kiwał głową w rytm muzyki. 

Zespół grał Never Mind the Bollocks, którego tytuł prawdopodobnie stał się zalążkiem tytułu płyty Nirvany pt. Nevermind

Koncertem zainspirował się Wilson, dzięki czemu powstało Factory. Hannett i Ryan działali wtedy w Rabid Records (warto zobaczyć TUTAJ), a Tony był bardzo zauroczony sukcesami Martina w pracy z the Buzzcocks

Relacja między nimi była bardzo skomplikowana, choć wbrew pozorom byli do siebie bardzo podobni. Obaj skończyli szkoły katolickie, lubili muzykę, rocka progresywnego, obaj  byli starsi i mądrzejsi od tych którzy pojawiali się wtedy na rynku muzycznym. Tony lubił francuskie samochody, Martin szwedzkie, a obaj szczupłe kobiety. Tony mieszkał z ówczesną żoną Lindsay Reade (TUTAJ) w domu w Cheshire, Martin natomiast w mieszkaniu w Didsbury z dziewczyną, Suzanne O'Hara. Obaj palili, Martin Marlboro, Tony natomiast Gaulioses. Tony był wtedy już osobą publiczną, Martin prywatną. 

Martin nigdy nie dawał sobą manipulować. Wyprodukował wszystkie nagrania Joy Division w Factory, poza tym A Certain Ratio, Section 25, pracował też z J.C. Clarke (TUTAJ).

 
Obaj siebie potrzebowali, obaj też byli wynalazcami swojego największego odkrycia - epileptycznego głosu Iana Curtisa, na którego wątłych ramionach zawiesili swoje światy. 

Wszystko zaczęło się w Russel Club w Hulme - dzielnicy bardzo niebezpiecznej, zamieszkałej przez kryminalistów, dilerów narkotyków, gangi i zdemoralizowane rodziny. Właścicielem klubu był Don Tonay

Scena była jak na taki klub bardzo duża, były też garderoby. Na tyłach znajdował się bar, gdzie serwowano burgery, kiełbaski i jamajskie żarcie. Toalety były bardzo czyste. Na górze znajdowała się strefa dla VIPów gdzie handlowano narkotykami. W całym budynku unosił się zapach marihuany. Na dole była konsoleta i miejsce dla realizatorów świateł. 

W tym właśnie klubie Colin Sharp spotkał po raz pierwszy Martina Hannetta.

A tak autor wyobraził sobie tamte chwile. Jest późny listopad 1978 roku, Tony Wilson chce założyć wytwórnię a ma tylko jeden zespół Durutti Column, który zagrał kilka koncertów w Russel Club w ramach nocy Factory.  Autor był wtedy wielkim fanem Martina i jego muzycznych produkcji. Pracował jako aktor w Granada TV, głównie w serialach. Być może zainteresował się nim Wilson, bo wspomniał o nim Alan Erasmus, kolega - również aktor. Dziewczyna Erasmusa, Anne i dziewczyna autora - Louise były wtedy koleżankami. Autor był jednym z pierwszych noszących fryzurę punk, makijaż, jeansy, Martensy i kurtkę ze skóry. Stara się właśnie o posadę wokalisty w Durutti Column.

 
Najpierw serdecznie przywitał go Tony, jest też Martin, pali Marlboro, markę którą palą uzależnieni od narkotyków, bo to jedyna marka jaką da się palić, kiedy jest się naćpanym. Martin zaczyna wtedy zażywać cięższe narkotyki, choć twierdzi, że ma to pod kontrolą. Wtedy na topie był Velvet Underground, nie dziwi zatem, że pracował nad znakomitą wersją ich All Tomorrow Parties z Nico w 1982 roku. Wtedy Joy Division wykonywało ich cover Sister Ray, a OMD, które też nagrywał Martin ich I'm Waiting for the Man. Zaproponowali zatem, żeby autor zaśpiewał na próbę Sweet Jane. Wypadł bardzo dobrze i wszystkim się podobało. Dostał tą pracę - miał wokal w Durutti Column.

 

Wkrótce streścimy kolejną część książki Colina Sharpa - dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz