czwartek, 10 września 2020

Jeff Nishinaka i jego niesamowite rzeźby z ... papieru

Urodzony w 1957 roku Los Angeles rzeźbiarz Jeff Nishinaka pracuje w wyjątkowej, trójwymiarowej dyscyplinie sztuki. Zresztą sami oceńcie:




 






Nie są to rzeźby wykonane z marmuru, alabastru czy jakikolwiek innego kamienia. Nie jest to także kość słoniowa ani inny twardy materiał. Jest to po prostu papier… Układany warstwowo, łączony i przycinany. Cień rzucany przez poszczególne elementy potęguje efekt wielowymiarowości i sprawia, że poszczególne cienkie warstwy nabierają ciężaru.

Artysta wybrał ten rodzaj materii rzeźbiarskiej jeszcze na studiach w The Art Center College of Design w Pasadenie w Kalifornii, a wkrótce po ich ukończeniu zaczął odnosić pierwsze sukcesy, otrzymując zlecenia od największych koncernów, wśród których były: Galeries Lafayette, Le Bon Marché, Credit Suisse, Polo Ralph Lauren, VISA, 20th Century Fox, Hewlett-Packard, Pfizer, Sprint, The Peninsula Hotel, Visa, Penn State University, Paramount Pictures i Coca Cola. Poza tym tworzył rzeźby na indywidualne zamówienia prywatnych kolekcjonerów. Jednym z wiernych admiratorów jego rzeźb jest aktor Jackie Chan, dla którego artysta zrobił formy inspirowane sztuką chińską: wyobrażenia smoków, feniksów i chińskich bogów.

Nie wszystko jednak co Nishinaka wykonał nam się podoba. Jego kolorowe (bo i takie dzieła ma także na swoim koncie) kopie znanych dzieł sztuki, np.: Mony Lisy, wyglądają nieco kiczowato, tak samo jak i niektóre inne prace, naśladujące komiksy Walta Disneya.  Jednak niewątpliwie jest on jednym z bardziej interesujących artystów na kontynencie amerykańskim. Można uznać, iż doskonale wypełnił życiem radę, jaką otrzymał od swojego ojca: Wybierz jedną rzecz i bądź w tym najlepszy. Nie bądź mistrzem wszystkich zawodów, dobry we wszystkim i świetny w niczym.

Ma swój własny styl. W  jednym z wywiadów pytany o artystów, którzy mieli na niego największy wpływ, nie mógł wymienić żadnego z dziedziny plastycznej. Za to przyznał się do fascynacji twórcami filmowymi, i to animowanymi, szczególnie Timem Burtonem i Walterem Disneyem. Pierwszy pasuje klimatem do naszego bloga, lecz drugi... Wydaje się, że opowieści o królewnie Śnieżce i Myszce Miki niekoniecznie współgrają z naszym gustem? I tu się mylicie! W lipcu przypomnieliśmy krótki filmik z 1982 r. powstały w wytwórni Disneya dzięki współpracy Burtona z Vincentem Pricem i zatytułowany Vincent. Sześciominutowa animacja była pastiszem różnych stylów, wielu horrorów zrealizowanych pod wpływem powieści Edgara Allena Poe (LINK).
 

Ale wróćmy do Jeffa Nishinaki. W tym samym wywiadzie dał także swoją wykładnię programową (LINK), powiedział: Zawsze uważałem, że sztuka powinna być czymś, z czym ludzie mogą się spotkać i nawiązać osobistą relację. Oznacza to, że mogą samodzielnie z tym współdziałać. Wejść w interakcję. Czy nie słyszycie w tym stwierdzeniu echa teorii sztuki Romana Ingardena?

Zachęcamy Was, naszych czytelników, do zaglądania na konto na Instagramie założone przez Jeffa Nishinaki (LINK) oraz na jego stronę internetową (LINK). Przyjemnie jest popatrzeć na papier, który nagle przemienił się w karraryjski marmur. Nawet jeśli wiemy, że to tylko złudzenie. Bo kto wie w jaki kruszec może przemienić się nasz blog…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz