sobota, 5 maja 2018

Edward Munch: Moje cierpienia są częścią mojej jaźni i mojej sztuki


Dziś prezentujemy sylwetkę artysty, którego wiele dzieł, jak i droga życiowa, doskonale pasują tematycznie do naszego bloga. 

Choroba, szaleństwo i śmierć - to były trzy czarne anioły, które czuwały nad moją kołyską podsumował kiedyś swoje życie Edward Munch, którego obraz Krzyk jest równie rozpoznawalny co Mona Lisa, Leonardo da Vinci. Munch namalował tymczasem tysiące innych. Wszystkie te dzieła są swoistym pamiętnikiem, w którym jego twórcza pasja zarejestrowała osobiste tragedie, choroby i porażki. Mój strach przed życiem jest mi potrzebny, podobnie jak moja choroba - napisał kiedyś. Bez niepokoju i choroby jestem statkiem bez steru... Moje cierpienia są częścią mojej jaźni i mojej sztuki, są nie do odróżnienia ode mnie, a ich zniszczenie zniszczy moją sztukę. Tak wytyczony cel twórczości sprawił, że Munchowi przydzielono rolę wyraziciela i ilustratora psychoanalitycznych stanów współczesnego człowieka, zwłaszcza, że według niego twórca nie jest w stanie wyjaśnić rzeczywistości, lecz umie zarejestrować wpływ, jakie każde wydarzenie wywiera na jego własną wrażliwość.
 
Munch odbył studia akademickie u norweskiego malarza Christiana Krohga, który był realistą, a następnie poszedł własną drogą artystyczną. Opracował swój styl, ekspresyjny i naładowany emocjami. Zarejestrowanie formy, czy namalowanie konkretnego modela nie było dla niego najważniejsze. Znacznie istotniejsze były dla niego uczucia, które ów kształt w nim budził. Nie maluję tego, co widzę, ale to, co widziałem - wyjaśnił kiedyś. Dlatego pierwsze jego prace eksponowane na wystawach spowodowały skandal. Zarejestrował na nich i wystawiał na widok publiczny swoje bolesne przeżycia związane z przedwczesną śmiercią matki, która odeszła na gruźlicę gdy miał 5 lat oraz siostry, gdy miał 13, pokazał swoje smutne dzieciństwo przy ojcu lekarzu, emocjonalnie niedostępnym, cierpiącym na depresję psychotyczną, której efektem była m.in bigoteria. 

Studiował w Oslo a następnie w Paryżu oraz podróżował do Włoch, Niemiec i Francji, gdzie wielki wpływ na niego wywarło malarstwo Toulouse-Lautrec'a, van Gogha i Gauguina, którzy przekształcali na swoich płótnach lęki współczesnej cywilizacji na kształty plastyczne w duchu symbolizmu i ekspresjonizmu. Zbliżająca się epoka fin de siecle wzmagała społeczne lęki objawiające się dekadencją i fascynacją złem co szczególnie odbijało się w literaturze. Sztuka tego czasu chętnie zajmowała się ciemnymi stanami ponurego umysłu. Zainspirowany pracą Henrika Ibsena, Munch studiował psychoanalizę i tworzył sztukę, która próbowała rozwikłać tajemnice psychiki. Jego obrazy stawały się lustrem, w którym odbijał się stan jego emocji. Zrezygnował przy tym z wyobrażeń potworów. Posługiwał się zamiast tego niespokojną linii i rytmem dobranych plam kolorystycznych. Przez to przy pozornie banalnej tematyce jego obrazy ilustrowały nie tylko psychiczny stan malarza, ale również wywoływały u widza rozwibrowanie emocjonalne, bliskie stanowi histerii, co najpełniej osiągnął w Krzyku, jednym z najczęściej reprodukowanych i powszechnie uznanych obrazów w historii sztuki. 

Zdzisław Beksiński (o artyście i jego synu, Tomaszu pisaliśmy TUTAJ) w jednym z listów do Dmochowskiego z przekąsem nawet zauważył, że mam nadzieję, że nie spotka mnie po śmierci to samo co spotkało Muncha. Ten facet znany jest powszechnie wyłącznie z jednego dzieła, a mianowicie graficznej wersji obrazu Krzyk. Nikt nie wie, że namalował szereg fajnych obrazów, bo ta jedna, nieznośna w swej uproszczonej deformacji praca, będzie go już po wsze czasy reprezentowała. Pierwsze skojarzenie od słowa Munch to Krzyk.
 
Te inne dzieła Muncha można pogrupować w pewne cykle, bo do niektórych tematów wracał obsesyjnie po wielokroć. Należą do nich narcystyczne autoportrety. Malowane były w każdym okresie jego życia. Pierwszy autoportret namalował w wieku 18 lat, następne pokazują, w sile wieku, po przebytych chorobach (po epidemii hiszpanki, po wylewie krwi do oka) z nagimi modelkami, z których część była jego kochankami, w wieku starczym... W ostatnim Autoportrecie między zegarem a łóżkiem, który pochodzi z lat 1940-42, czyli wykonanym dwa lata przed śmiercią Muncha, możemy zobaczyć, co się stało z człowiekiem, który, jak pisał, zwlekał z tańcem życia. Stoi on sztywno wciśnięty niezgrabnie między łóżko a wiszący na ścianie zegar dziadka, jak niepotrzebny, zawadzający przestrzeń jeszcze jeden stary sprzęt. Munch był wówczas starym człowiekiem borykającym się z alkoholizmem, częściowym paraliżem i halucynacjami. Zegar bez wskazówek i liczb symbolizuje śmierć, zawsze obecną w każdym okruchu życia. Nad łóżkiem unosi się zarys młodej kobiety, portret tego, co mogło być ukazany w ramach autoportretu, czyli tego, co jest. Artysta bezradnie akceptuje swój stan, że nie może uciec od wieku, tak samo jak nie można uciec przed czasem.


Nie wierzę w sztukę, która nie jest kompulsywnym wynikiem pragnienia człowieka, aby otworzyć swoje serce powiedział kiedyś. Każdy obraz był próbą uchwycenia ludzkiej kondycji, stając się zapisem pewnego rodzaju wyciszonego, psychologicznego chaosu. Każdy obraz emanuje nihilizmem Nietzschego. Ból, rozpacz, melancholia i dramat odbijają się przez użyte plamy koloru. Wciąż jednak wydaje się, że jest nadzieja.  Omawiając inne wybrane działa Muncha nie można zapomnieć o wpływie Freuda na jego twórczość. Jest to szczególnie widoczne w Madonnie, w której widać freudowską seksualizację życia kobiety, której istota wyraża się poprzez stosunek płciowy, powodujący zapłodnienie, prokreację i śmierć. Obraz nie ma nic wspólnego z dziełem religijnym, mimo sugestywnego tytułu. Kobieta jest ułożona w seksualnie uległej pozie, tak jakby była w rzeczywistości w trakcie stosunku, czerwona aureola, podobnie jak plemniki na ramie i opływające postać a także płód w rogu obrazu nadają dziełu ostateczne znaczenie. 

Tym, co najbardziej fascynowało Muncha były silne emocje: miłość, popęd seksualny z nią związany, zazdrość, żal, opuszczenie, samotność… W jednym z jego najsłynniejszych obrazów: Wampir, widać rudowłosą kobietę, która zatapia usta w szyjce zniechęcająco wyglądającego kochanka, a jej warkocze przesuwają się nad nim niczym jadowite macki. Uważa się że artysta wyobraził na nim swoją kochankę Millie Thaulow, żonę dalekiego kuzyna i siebie. Także ją namalował w innym, zatytułowanym Rozpacz. Było to dzieło powstałe w niedokończonym cyklu nazwanym Fryz życia. W ramach serii wykonał 22 prace na wystawę w Berlinie w 1902 roku. Obrazy nosiły takie tytuły jak Melancholia, Zazdrość, Rozpacz, Niepokój i Krzyk.
 

Komplikacje w życiu znalazły swoje odbicie na jego obrazach. Związek z Larsen, kolejną kobietą zakończył się próbą samobójstwa jej i jego. Ostatecznie Larsen wyszła za mąż za innego malarza a Munch namalował obraz, na którym przedstawił siebie przybitego do krzyża. Z tego czasu pochodzą także liczne kopie Śmierci Marata Davida, w których Marat ma jego rysy twarzy.
 
Gdy Norwegia odzyskała niepodległość Munch został okrzyknięty artystą narodowym. Zakupił wówczas majątek w Ekely w Skøyen w Oslo i zajął się malowaniem pejzażów, początkowo w radosnej kolorystyce, a później coraz to bardziej ponurych barwach. Powrócił także do ulubionych zdjęć, tworząc nowe wersje niektórych obrazów z Fryzu Życia.
 
Ostatnie dwadzieścia lat życia spędził w samotności w swoim prawie samowystarczalnym majątku w Ekely. W późniejszych latach Munch wspierał finansowo członków rodziny, którzy przeżyli, i komunikował się z nimi pocztą, ale nie odwiedzał ich. Spędzał dużo czasu w samotności, dokumentując udręki i upokorzenia w swoich latach. W czasach wojny jego sztuka była przez nazistów uznana za zdegenerowaną podobnie jak dzieła Picassa , Klee , Matissa , Gauguina i wielu innych współczesnych artystów. Niemcy usunęli jego 82 dzieła z muzeów. W 1940 r. Niemcy zaatakowali Norwegię, a partia nazistowska przejęła rząd. Munch miał 76 lat. Z prawie całą kolekcją swojej sztuki na drugim piętrze swojego domu, żył w strachu przed nazistowską konfiskatą. Siedemdziesiąt jeden z obrazów wykonanych wcześniej i wywiezionych przez okupanta wróciło do Norwegii poprzez zakup przez kolekcjonerów (pozostałe jedenaście nigdy nie zostały odzyskane), w tym Krzyk i Chore dziecko. Munch zmarł w swoim domu 23 stycznia 1944 roku, około miesiąca po swoich 80. urodzinach. Jego pogrzeb zorganizowany przez nazistów zasugerował Norwegom, że miał faszystowskie poglądy. W 1946 r. miasto Oslo kupiło majątek Ekely od spadkobierców Muncha. Jego dom został zburzony w maju 1960 roku…. 


2 komentarze:

  1. Chyba każdy artysta nosi w sobie tragizm

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry, dawno się nad tym zastanawiałem. Jako, że więcej wiem o muzyce, a interesuje mnie muzyka mroczna, to przyjmując że jest ona owocem owego "tragizmu" muszę przyznać Ci rację. Już dawno zauważyłem, że zdecydowana większość artystów, nawet jeśli ich twórczość postrzegana jest jako radosna, raz na jakiś czas nagrywa coś smutnego. To chyba też wynik dojrzewania, tego że zmieniamy się pod wpływem czasu. Młodość - starość dwa zupełnie inne bieguny. Zwykle coś się zmienia, pojawiają się nowe doświadczenia, obowiązki itd. Choćby prezentowany niedawno album O'Hearna, gdyby przyjrzeć się jego twórczości to są to raczej rzeczy optymistyczne. Ale Indigo jest wyjątkiem. Klaus Schulze też miał w swojej karierze okres fascynacji bardziej radosną "world music". Dead Can Dance też eksponowali tragizm raczej w początkach twórczości, podobnie było z Cocteau Twins. Natomiast być może chodziło Ci o tragizm życiowy. Pisaliśmy tutaj o Beksińskich. Ta rodzina wydała dwóch geniuszów, ale jakim kosztem? Tomasz popełnił samobójstwo, Zdzisław miał okresy kompletnej alienacji, izolacji, zachowywał się dziwnie, był na lekach. Jego żona a matka Tomasza także. Sama przecież śmierć Zdzisława - jeden z najwybitniejszych polskich malarzy ginie z tak idiotycznych motywów... Czasami nie ogarniam świata. Pozdrawiam i dziękuję za cenny komentarz - krótki ale pobudzający do myślenia.

    OdpowiedzUsuń