Trupia rzeczywistość, taka która rozpoczyna się w chwili gdy tracimy życie, pojawiła się w sztuce wraz ze średniowieczem i jego memento mori. Śmierć wizualizowaną w sztuce bardziej lub mniej subtelnie, opisaliśmy już kilkakrotnie, wskazując naszym czytelnikom realizacje pochodzące z różnych okresów. Najciekawszą formę przybrał ów motyw chyba w anamorfozach (TUTAJ), z których najbardziej znaną jest podwójny portret Ambasadorów Holbeina Młodszego. Widnieje na nim ledwo dostrzegalna czaszka, tak zniekształcona, iż tylko insynuuje złowrogą rzeczywistość, którą należy brać pod uwagę, planując każde przedsięwzięcie.
Dzisiaj z kolei zajmiemy się malarstwem Michaela Huttera (ur. 1963 r.) niemieckiego malarza, ilustratora i pisarza, który ukończył prestiżowy University of Applied Sciences w Kolonii, a potem, przez dalsze trzydzieści lat, realizował wiele projektów, miał szereg wystaw indywidualnych, jego ilustracje towarzyszyły sporej ilości książek fantasy, a także zdobiły okładki albumów heavy metalowych.
Dzisiaj z kolei zajmiemy się malarstwem Michaela Huttera (ur. 1963 r.) niemieckiego malarza, ilustratora i pisarza, który ukończył prestiżowy University of Applied Sciences w Kolonii, a potem, przez dalsze trzydzieści lat, realizował wiele projektów, miał szereg wystaw indywidualnych, jego ilustracje towarzyszyły sporej ilości książek fantasy, a także zdobiły okładki albumów heavy metalowych.
Jego prace, które porównuje się do dzieł Hieronimusa Boscha, (warto zobaczyć TUTAJ) wzbudzają podziw, lecz także zmuszają do zadawania pytań. Co tak naprawdę chce nam przekazać Michael Hutter, rozwijając przed naszymi oczami orgię koloru i nagości? Co jest u niego prawdą? Czy miłość, która jest sublimacją życia, czy też śmierć, jego zaprzeczenie? Hutter na tak zadane pytanie odpowiada: Moim zdaniem prawda jest iluzją. Łączę to z moją obsesją, namiętnościami, pragnieniami i obawami i duszę to, co dzieje się w otchłani mojej osobowości, aby nie wydostało się na powierzchnię. Nie da się ukryć, iż tej w konkluzji brzmi echo retorycznego pytania sprzed tysiącleci: cóż to jest prawda? Najtrafniej ten dylemat rozwiąże oczywiście poeta, w tym przypadku Rainer Maria Rilke:
O, jak każdym tętnem kwitnę cały,
odkąd znam cię, wonniej i żarliwiej;
spójrz, jak kroki moje wysmuklały,
a ty czekasz: - kto jesteś właściwie?
Spojrzyj: wszystko moje się oddala,
liść po liściu tracę przeszłość ciemną.
Tylko uśmiech twój jak gwiazda się zapala
ponad tobą i potem nade mną.
Chcę z wszystkiego, co z dzieciństwa dni
bezimiennie i jak woda lśni,
z włosów twoich płomieniem wzniecony
ołtarz wznieść nazwany twym imieniem
i piersiami twymi lekko uwieńczony.
(jest to wiersz Ofiara w tłumaczeniu innego poety, Mieczysława Jastruna)
Natomiast zawartość obrazów Huttera chyba najlepiej wyjaśni nie on sam, lecz teoria Freuda o dualizmie ludzkiej natury, która wynika z dwóch podstawowych instynktów: Erosa i Thanatosa.
Na pierwszym widzimy trefnisia, postać niczym z kart tarota, który niczym Michał Archanioł dokonuje ważenia – lecz nie duszy – a głowy i serca. Pod tą postacią możemy domniemywać, iż widzimy sąd między uczuciami a rozumem. Trefniś jest dwulicowy, z jednej strony jest żyjącym człowiekiem, lecz z drugiej już trupem… Bo i ocena, co w życiu ludzkim przeważyło, dokonuje się po jego śmierci. Również wtedy analizuje się i rozkłada na czynniki pierwsze wszystkie aspekty człowieka, co doskonale symbolizują tutaj części ciała ludzkiego.
Na drugim z obrazów mamy scenę odwołującej się do wyobrażeń Raju, w którym Adam i Ewa żyli beztrosko, póki nie poznali czym jest śmierć. Na obrazie za chwilę to się stanie, już śmierć w kręgu halucynogennych grzybków zazdrośnie przygląda się im zza drzewa (najprawdopodobniej Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego). W obu przypadkach zatem tematem jest po prostu miłość, w każdej postaci i niezależnie od jej skutków.
Więcej prac Michaela Huttera można zobaczyć na stronie artysty (LINK), stamtąd pochodzi również wielki tryptyk z pochodem apokaliptycznej bestii, który rzeczywiście czyni z Huttera współczesnego Boscha. Z naciskiem na współczesnego, tworzącego zgodnie z rytmem znanego hitu Beatlesów - Love, love, love…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
O, jak każdym tętnem kwitnę cały,
odkąd znam cię, wonniej i żarliwiej;
spójrz, jak kroki moje wysmuklały,
a ty czekasz: - kto jesteś właściwie?
Spojrzyj: wszystko moje się oddala,
liść po liściu tracę przeszłość ciemną.
Tylko uśmiech twój jak gwiazda się zapala
ponad tobą i potem nade mną.
Chcę z wszystkiego, co z dzieciństwa dni
bezimiennie i jak woda lśni,
z włosów twoich płomieniem wzniecony
ołtarz wznieść nazwany twym imieniem
i piersiami twymi lekko uwieńczony.
(jest to wiersz Ofiara w tłumaczeniu innego poety, Mieczysława Jastruna)
Natomiast zawartość obrazów Huttera chyba najlepiej wyjaśni nie on sam, lecz teoria Freuda o dualizmie ludzkiej natury, która wynika z dwóch podstawowych instynktów: Erosa i Thanatosa.
Przez Erosa realizuje się instynkt życia, miłości i seksualności w najszerszym tego słowa znaczeniu, a przez Thanatosa - instynkt śmierci, agresji. Eros dąży do uwodzenia i prokreacji; Thanatos pcha człowieka do odrzucania miłości i do śmierci. Jedna siła witalna prowadzi do rozmnażania i zachowania gatunku, druga do samozniszczenia. Według Freuda pragnienie śmierci bierze się z wnętrza ciała i dąży do zniesienia jego jedności (przywrócenia stanu nieożywienia), natomiast żądza życia przychodzi z zewnątrz i zmusza człowieka do poszukiwania jedności i wyższych celów. Wydaje się, że właśnie o tym opowiadają obrazy Michaela Huttera, choć z racji nagromadzonych rekwizytów łatwo o ich nadinterpretację.
Widzimy u niego symbole pochodzące z Biblii oraz wypływające z całej głębi cywilizacji Zachodu. Na obrazach pysznią się liczne nagie kobiety w otoczeniu fallicznych wici roślinnych, są szkielety, ropuchy, grzyby, wagi, klepsydry, błazny, małpy, apokaliptyczne pochody i miasta… oraz wiele innych elementów, których znaczenie jest zrozumiałe dla każdego mieszkańca Europy (jeszcze).
Widzimy u niego symbole pochodzące z Biblii oraz wypływające z całej głębi cywilizacji Zachodu. Na obrazach pysznią się liczne nagie kobiety w otoczeniu fallicznych wici roślinnych, są szkielety, ropuchy, grzyby, wagi, klepsydry, błazny, małpy, apokaliptyczne pochody i miasta… oraz wiele innych elementów, których znaczenie jest zrozumiałe dla każdego mieszkańca Europy (jeszcze).
Spójrzmy teraz na dwa jego najbardziej znane obrazy i spróbujmy je zinterpretować. Najpierw na Ważenie głowy i serca, a potem Śmierć podsłuchującą kochanków.
Na pierwszym widzimy trefnisia, postać niczym z kart tarota, który niczym Michał Archanioł dokonuje ważenia – lecz nie duszy – a głowy i serca. Pod tą postacią możemy domniemywać, iż widzimy sąd między uczuciami a rozumem. Trefniś jest dwulicowy, z jednej strony jest żyjącym człowiekiem, lecz z drugiej już trupem… Bo i ocena, co w życiu ludzkim przeważyło, dokonuje się po jego śmierci. Również wtedy analizuje się i rozkłada na czynniki pierwsze wszystkie aspekty człowieka, co doskonale symbolizują tutaj części ciała ludzkiego.
Na drugim z obrazów mamy scenę odwołującej się do wyobrażeń Raju, w którym Adam i Ewa żyli beztrosko, póki nie poznali czym jest śmierć. Na obrazie za chwilę to się stanie, już śmierć w kręgu halucynogennych grzybków zazdrośnie przygląda się im zza drzewa (najprawdopodobniej Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego). W obu przypadkach zatem tematem jest po prostu miłość, w każdej postaci i niezależnie od jej skutków.
Więcej prac Michaela Huttera można zobaczyć na stronie artysty (LINK), stamtąd pochodzi również wielki tryptyk z pochodem apokaliptycznej bestii, który rzeczywiście czyni z Huttera współczesnego Boscha. Z naciskiem na współczesnego, tworzącego zgodnie z rytmem znanego hitu Beatlesów - Love, love, love…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz