wtorek, 13 października 2020

Sztuka Alex Colvillea: Myślę o życiu, jako czymś zasadniczo niebezpiecznym

Nie mam zamiaru straszyć, ale myślę o życiu, jako czymś zasadniczo niebezpiecznym. Nigdy nie wiemy, co się stanie następnego dnia - To są słowa Alex Colvillea (1920-2013), chyba najbardziej rozpoznawalnego kanadyjskiego malarza. Lubił on filozofować, definiować to, co uważał za dobre w sztuce, a co nie. Uważał za nie warte nazwania sztuką tego co jest sentymentalne, komercyjne i zacofane. Kondycję ludzką określał natomiast jako tragiczną, dlatego sztuka nie była dla niego wypowiedzią osobistą, jakimś wewnętrznym monologiem ale środkiem przekazu: Uważam, że obrazy powstały nie po to, by odciążyć artystę, nie po to, by służyły jemu, ale by służyły innym ludziom, którzy będą na nie patrzeć. Sztuka zatem dla Colville'a była czymś niesłychanie głębokim, była wyrazem szacunku dla boskiej kreacji, a samo  malowanie było swoistym aktem konfesji, czego byśmy się może nie domyślali patrząc na jego obrazy. Bo na pierwszy rzut oka płótna Alexa Colvillea przedstawiają proste sceny z życia i zwykłe krajobrazy Kanady. Widzimy na nich to, co dostrzegał sam artysta i wszyscy otaczający go ludzie: Oto para całuje się o zmierzchu przez okno samochodu, mężczyzna siedzi na werandzie z widokiem na wodę, kobieta wyprowadza psa na spacer idąc ścieżką wzdłuż zamarzniętej rzeki. Zwyczajne tematy, choć przesycone intymnością tak wielką, że każdy obraz staje się aż voyeurystyczny, niczym u Edwarda Hoppera (warto zobaczyć TUTAJ). W pewnym momencie widz czuje się nieswojo, jakby przymuszony przez autora do przyglądania się ludziom, których codziennie mija prawie nie zauważając. I musi podejść do nich bliżej, tak blisko, iż zaczyna czuć niepokój, przeczucie czegoś nieuniknionego. I jest to właśnie to, o co chodzi Colvilleowi. Jego widz ma wyjrzeć poza powierzchowną rzeczywistość i poważnie zastanowić się  na temat moralności i sensu znaczenia egzystencji. I tak  obrazy Alexa Colvillea, im dłużej się nie wpatrujemy, przekształcają się z namalowanych scenek rodzajowych w głębokie medytacje nad byciem, stawiając zasadnicze pytania: Czy prawda istnieje? i Co w naszym, jakże chaotycznym świecie, jest dobre?



Malowany świat Colvillea pokazuje koegzystencję porządku i chaosu, a do nas należy wybór. Taka perspektywa budzi napięcie, ale paradoksalnie także spokój, ponieważ obie alternatywy – chaosu i ładu - są równorzędnymi możliwościami i chociaż naszemu hamletyzowaniu towarzyszy napięcie, perspektywa wolności wyboru sprowadza na nas spokój. Na  jednym z obrazów (Pacific) widzimy mężczyznę spoglądającego na ocean, stojącego tyłem do widza, podczas gdy na stole, na pierwszym planie leży pistolet. Poza mężczyzną jest rozluźniona, ocean spokojny, a jednak pistolet jest oczywistą wskazówką, że coś może się stać. Coś nieodwracalnego. Na  innym (Skater) kobieta chwieje się na lodzie, spokojnie balansując między równowagą a brakiem równowagi, dwoma możliwymi stanami istnienia. Chodzi o kontrolowany, ale zrelaksowany świadomy ruch w pewnego rodzaju elementarnym, pustym aspekcie natury - skomentował ten obraz Colville - w pewnym rodzaju rzeczywistości, która moim zdaniem wielu ludzi przeraża. Jednak Łyżwiarka się nie boi .



Colville, który był korespondentem wojennym wierzył, że świat jest pełen wartości i że pomimo okrutnych scen wojennych, w których sam brał udział, nadal warto na nim być.  Moja praca jest pesymistyczna, ale moje życie jest szczęśliwe - kiedyś powiedział, a słowa te mogą stanowić dobre podsumowanie naszych rozważań na temat znaczenia jego dzieł.


Tych, których zainteresowaliśmy jego malarstwem i chcieliby dowiedzieć się o nim samym nieco więcej, poznać szczegóły jego życia, odsyłamy do biogramu artysty LINK (chcemy tylko nadmienić, iż malarz podczas II wojny światowej był w Europie, brał m.in. udział w wyzwoleniu obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen a potem pracował jako wykładowca i nauczyciel malarstwa. Interesował się filozofią oraz matematyką). Teraz jednak obejrzyjmy jeszcze kilka jego prac. Wśród nich ten najbardziej rozpoznawalny – Koń i pociąg (Horse and Train). Krytycy zauważyli, że choć sam temat nie jest może nadzwyczajny, ot koń ma torach… to ujęcie jest niezwykłe. Otóż, jeśli dobrze się przyjrzymy zauważymy może, że koń nie biegnie po torach, nie podąża także po ziemi, na której leżą tory. Unosi się jakby w innej rzeczywistości, w innym wymiarze, przez co jego zagłada w zderzeniu z ciężką maszyną nie jest tak oczywista… Optymistyczne? Owszem, ale dopiero, gdy długo i solidnie przyjrzymy się i rozpoznamy proponowaną sytuację. Ot, samo życie.










Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

2 komentarze:

  1. Też tak myślę o życiu. :) I nie implikuje to od razu negatywnej opinii na jego temat, ale nie da się zaprzeczyć, że jest czymś zasadniczo niebezpiecznym. I trzeba się z tym pogodzić. Albo nie...

    Bardzo podobają mi się te obrazy, bo nie przedstawiają jakiejś abstrakcji tylko naszą codzienność. Ale przez tę głęboką intymność przebija właśnie coś niezwykłego, coś głębszego. Może to przejaw swego rodzaju geniuszu umieć wydobyć coś takiego z codzienności? Niezwykłe obrazy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Wera - miło że jesteś z nami. Choć na pierwszy rzut oka obrazy Colvillea mogą lekko zalatywać nawet kiczem, naszym zdaniem są zupełnie niesamowite. Także dlatego, że pobudziły Cię do komentarza :). Widzimy w nich taki nowoczesny symbolizm. Malczewski to nie jest, ale i czasy mamy inne. A z tym godzeniem, lub nie.. Każdy jest kowalem swego losu. Serdecznie pozdrawiamy

      Usuń