sobota, 11 sierpnia 2018

Atmosphere Joy Division: historia piosenki granej najczęściej na pogrzebach

Zdarza się obserwować czasem jak historia zatacza koło, i tak jest też w przypadku teledysku Atmosphere. Anton Corbijn, holenderski fotograf, po swoim przyjeździe do Wielkiej Brytanii swoje pierwsze profesjonalne zdjęcia zrobił zespołowi Joy Division, pierwszy teledysk przez niego nakręcony promował (czy raczej przypominał) utwór Atmosphere, a pierwszy długometrażowy film, który zrealizował, to Control o życiu Jana Curtisa na podstawie książki Deborah Curtis. Wprawdzie pierwszym clipem Corbijn’a miał być teledysk do Stairway to Heaven Roberta Plant'a, lecz zaproponowany scenariusz nie spodobał się i nie doszło do jego wykonania. W swej wizji Corbijn widział Plant’a wspinającego się po drabinie na chmurę, na której siedzi dinozaur. Kopniakiem muzyk miał wysłać zwierzaka w kosmos…

Wideo w reżyserii Antona Corbijna towarzyszyło reedycji singla Atmosphere w 1988 r. Krótki film nakręcony na plaży w Hiszpanii od razu został przez wielu znawców skrytykowany. Zarzucano mu zbytnią apologizację osoby Iana Curtisa. Wideo w całości czarno-białe składa się z serii różnych ujęć, które w ogóle nie mają związku z tekstem piosenki. Są na nim grupy zakapturzonych postaci w czarno białych szatach, które miejscami wyglądają jak przebrane dzieci, przeplecione ze zdjęciami i nagraniami zespołu. Kadry zmieniają się co parę sekund i w niektórych momentach poszczególne obrazy są wytłaczane na czarnych przedmiotach noszonych przez ludzi. Czasem mnisi grupują się wokół jednego z tych czarnych przedmiotów a czasem tylko idą niosąc wielkie portrety Iana Curtisa

Krytycy muzyczni uważają, że clip przyczynił się do skonsolidowania powstającego w latach 80-tych mitu Iana Curtisa. Użyte w nim obrazy w sposób symboliczny oddają znaczenie muzyki tragicznie zmarłego wokalisty Joy Division, który celowo został ukazany niczym olbrzym wśród karłów. Stosunek do Curtisa został w ten sposób czytelnie określony i nie zmienił go już żaden późniejszy artefakt, ani informacja czy publikacja, choć w wielu opracowaniach na temat muzyki lat 80-tych XX w. ich autorzy podnosili problem istniejącej rozbieżności między rzeczywistym obrazem muzyka, a stosunkiem fanów do niego (np.: Saul Auster  w książce Money For Nothing TUTAJ).

 
Nastrój filmu buduje strona plastyczna, którą zapewnia czarno-biała taśma o dużym ziarnie. Kontrast pogłębiają habity mnichów, ozdobionych znakami + lub - które potem stały się nazwą zestawu 7-calowych singli Joy Division, i sprowadziły na wydawcę zarzut plagiatu (o czym pisaliśmy TUTAJ). Niekiedy panoramiczne, szerokie ujęcia ukazują duży, niekreślony obiekt, wokół którego gromadzą się mnisi, co było interpretowane jako metafora znaczenia twórczości piosenkarza i stosunek do niej jego fanów. Wszystkie elementy były użyte celowo. Zwolnione tępo ujęć dało efekt żałoby, zwłaszcza, że rytm zmian był dostosowany do rytmu muzyki, a mroczne czarno-białe opustoszałe krajobrazy tworząc u widza poczucie izolacji i pustki. Osiągnięty przekaz stał się w ten sposób bardzo silny, zupełnie jakby Corbijn wzniósł tym filmem świątynię, w której złożył wszystkie wspomnienia związane z pracą z zespołem.

Holenderski artysta wykonał teledysk na wyraźną prośbę dawnych muzyków Joy Division oraz na życzenie Tony Wilsona, który podczas promocji reedytowanego w 1988 roku singla oraz kasety VHS z clipem powiedział: istnieje cały świat, któremu tylko mitologizacja Iana Curtisa może zapewnić ten poziom odczuć, na który ludzie zasługują TUTAJ.

Video było wydane osobno (FAC 213) i zostało dołączone do kompilacji Substance oraz pojawiło się w teledysku promocyjnym w zestawie pudełkowym Palatine w 1991 roku (FACT 400V). Później zostało także dołączone do filmu dokumentalnego New Order Story oraz do płyty z filmem Control Antona Corbijna.




I jeszcze jedno - dlaczego właśnie Atomsphere jest tym utworem, w którym złożono hołd Ianowi Curtisowi? Otóż ta piosenka byłą jedną z ulubionych piosenek Johna Peela,  który puszczał ją wiele razy po śmierci Curtisa i przez to dla słuchaczy stała natychmiast niesamowitym requiem, prawdziwie muzycznym pożegnaniem. Trzeba dodać, że Joy Division występował w programie Peel'a dwukrotnie w 1979 r. i był jednym z jego ulubionych zespołów, a tak dziennikarz oznajmił wiadomość o śmierci wokalisty na antenie.

Od wtedy Atmosphere stało się sztandarowym utworem granym na pogrzebach, co z przekąsem skwitował Peter Hook w jednym z wywiadów: Powodem, dla którego [Atmosphere] nie jest to moją ulubioną piosenką, to jest to, że zawsze kojarzy mi się z pogrzebami. Na każdym pogrzebie, na który idę, grają krwawe "Atmosphere". Najbardziej popularną piosenką na weselach jest "Angels" Robbiego, a najpopularniejszą piosenką na pogrzebach jest "Atmosphere". Kiedy poszedłem na pogrzeb Tony'ego Wilsona na końcu też grali "Atmosphere", żałowałem, że nie napisaliśmy "Angels" TUTAJ

Coś w tym jest... bo na końcu filmu Cotrol pokazane jest długie ujęcie krematorium, z którego komina wylewa się czarny dym, zupełnie jakbyśmy oglądali  jakieś dziwne konklawe i słychać dźwięki Atmosphere...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz