Drugi odcinek filmu dokumentalnego Shadowplayers, opisującego fakty i mity z działalności Factory Records (o detalach pisaliśmy TUTAJ) poświęcony jest pierwszemu, dziś już legendarnemu wydawnictwu wytwórni - A Factory Sample - FAC 2 (opisywaliśmy to wydawnictwo TUTAJ).
Przypomnijmy, że był to podwójny singiel, zrealizowany w styczniu 1979 roku a zawierający nagrania Joy Division, Durutti Column, Cabaret Voltaire i Johna Dowie. Tony Wilson ironicznie i być może z niesmakiem stwierdza, że Factory Sample to treść bez formy. Owszem mieli kilka zespołów w wytwórni, ponadto zaprosili znakomite Joy Division, mieli też Cabaret Voltaire z Sheffield. Okazuje się, że John Dowie to rodzina Tonyego Wilsona...
Zatem można było ich wszystkich zebrać i nagrać płytę. A Factory Sample nigdy jednak nie przyniosło dochodu, ale było ciekawym doświadczeniem - przedsięwzięciem realizowanym we własnym zakresie.
Chris Watson z Cabaret Voltaire podkreśla, jak ważne dla zespołu było wykonanie nagrania równolegle do projektów realizowanych w Rough Trade. Dlatego zaproszenie zespołu do wzięcia udziału w płycie bardzo ich ucieszyło.
Peter Hook basista Joy Division zwraca uwagę, jak trudną osobowość posiadał Martin Hannett - legendarny realizator nagrań (warto przeczytać nasz wywiad z Dave Clarke z Blue in Heaven, który wspomina jak zespół nagrywał z Hannettem ich album TUTAJ). Hooky twierdzi, że bez względu na to jak długo istniałby zespół, i jak bliskimi jego członkowie byliby przyjaciółmi, po współpracy z Hannettem na pewno zespół się rozpadnie... Martin miał destrukcyjną osobowość (a może po prostu zarządzał poprzez konflikt? - przypis isolations).
Peter Saville podkreślił ważność pierwszego wydawnictwa, które określało tożsamość wytwórni.
Bardzo ważna z punktu widzenia powstania projektu okładki płyty jest wypowiedź Tony Wilsona, który opisuje swoją wizytę u przyjaciela (zresztą perkusisty), mającego w swoich zbiorach płytę Santany - Abraxas (płyta wydana w 1970 roku). Wilson zafascynował się okładką tego albumu, wydrukowaną na tkaninie i opakowaną w plastik (można ją podziwiać TUTAJ).
Saville ponadto zwraca uwagę, że pomysł własnoręcznego wykonania okładki był bardzo udany, choć Wilson twierdzi, że proces jej przygotowywania, czyli w kolejności: pakowanie papieru w torebkę plastikową, zamykanie, gładzenie, zgrzewanie i w końcu przycinanie - wszystko to razy pięć tysięcy, wydawał się zająć kilka tygodni.
Prawda jednak okazała się bolesna, bo zajęło to 7 osobom pracującym dzień i noc cztery miesiące...
Dali jednak radę, bo byli nakręceni mistycyzmem, czarem produkcji pierwszej płyty...
Tak jak my jesteśmy nakręceni pisaniem naszego bloga - fanzinu. Dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz