sobota, 16 marca 2019

The priest they called him: owoc współpracy Kurta Cobaina z Nirvany z Williamem S. Burroughsem - ulubionym pisarzem Iana Curtisa z Joy Division

Dzisiaj prezentujemy owoc współpracy miedzy Williamem S. Burroughsem (TUTAJ), jednym z ulubionych pisarzy Iana Curtisa z Joy Division, a Kurtem Cobainem, nieżyjącym gitarzystą i wokalistą zespołu Nirvana

Cobain wymieniał Joy Division wśród swoich inspiracji, i wcale nie wykluczamy, że fascynację Williamem S.Burroughsem nabył poprzez zainteresowanie Ianem Curtisem.

Paradoksalnie jest jeszcze wiele innych elementów łączących Cobaina z Curtisem, i wcale nie wykluczamy, że Ian Curtis bardziej fascynował legendarnego dziś muzyka Nirvany, niż wynika to z wywiadów. Ale to temat na zupełnie inny wpis. Niemniej ważny, bowiem pozwoli nieco inaczej spojrzeć na owoc współpracy Burroughsa i Cobaina.   

Burroughs nagrał wersję dźwiękową prezentowanego dziś utworu, w Red House Studios, w Lawrence, 25 września 1992 roku, a utwór napisany został przez niego w roku 1973. Dwa miesiące później Cobain dograł ścieżkę dźwiękową. Więcej o opublikowanych wersjach TUTAJ

Cobain, zafascynowany Burroughsem zaproponował mu listownie współpracę, na co poeta odpisał, przesyłając nagranie. Gitarzysta główny wątek oparł na riffie kolędy Cichej Nocy.    

A sam wiersz? Wiersz łączy obu twórców, bowiem jest o narkotykach. Poniżej prezentujemy autorskie tłumaczenie.  

"Walczcie z gruźlicą, obywatele" 
Wigilia, stary ćpun sprzedaje świąteczne działki na North Park Street.
 

Nazywają go "Kapłan".
"Walczcie z gruźlicą, obywatele" 

Ludzie pędzą, szare cienie na odległej ścianie.
Robiło się późno, bez szans na zdobycie pieniędzy.
Skręcił w boczną ulicę, a wilgotny wiatr uderzył go jak nóż.
 

Przystanek taksówek tuż przed światłami ulicy.

Wysiada chłopiec z walizką.
Dzieciak w szkolnych ubraniach, znajoma twarz, mówi Kapłan obserwując drzwi. 
"Przypomina mi coś z dawnych czasów." Chłopak, tam, w rozpiętym płaszczu, sięgający do kieszeni spodni, żeby zapłacić za taksówkę.
 

Taksówka odjechała i skręciła za róg. Chłopiec wszedł do środka budynku. 
"Hmm, tak, może" - walizka była tam w drzwiach.
 

Chłopca nigdzie nie było widać. 

Odszedł najprawdopodobniej po klucze. Muszę się się szybko uwijać. Wziął walizkę i ruszył w stronę zakrętu. 

Zrobił to. Spojrzał na walizkę. Nie wyglądała na tę którą miał chłopak, w ogóle na taką którą mógłby mieć chłopak. Kapłan nie mógł zrozumieć dlaczego jest taka stara. Stara i brudna, słabej jakości skóra była ciężka. 

Lepiej sprawdzę, co jest w środku. Skręcił w Lincoln Park, znalazł puste miejsce i otworzył walizkę. 

Dwie odcięte ludzkie nogi, które należały kiedyś do młodego człowieka o ciemnej skórze. 

Czarne włosy na nogach błyszczały w świetle przyćmionej latarni. Nogi zostały wepchnięte do walizki tak, że trzeba było dociskać kolanem z tyłu, żeby je wepchnąć.  

"Jeszce te nogi" - powiedział i szybko odszedł z walizką. Może będzie z tego kilka dolarów. 

Kupiec węszył podejrzliwie. "Coś zabawnego jest w tym zapachu." 
"To tylko meksykańska skóra". Kupiec spojrzał na sprawę z zimną niełaską.
 

Nie miał nawet pewności, czy to jest martwe, cokolwiek to było.
 

Trzy to najwięcej ile mogę dać choć i to jest za wiele. Ale ponieważ to są Święta Bożego Narodzenia, a ty jesteś kapłanem ... wsunął trzy banknoty pod stół w brudną rękę Kapłana. 

Kapłan zniknął ukradkiem w cieniu obskurnej ulicy. Trzy centy to żadna kasa. Powiedział: pamiętaj że stary zrzęda Addie kazał mi nie wracać, chyba że zapłacę trzy centy, które jestem mu winien. 
Tak, czy to nie jest pedalstwo - brak opanowania za trzy kiepskie centy.

Lekarz nie był zadowolony widząc go.

"A teraz, CZEGO CHCESZ? Mówiłem ci!"

Kapłan położył na stole trzy rachunki. Lekarz włożył pieniądze do kieszeni i zaczął krzyczeć.
"Miałem kłopoty! LUDZIE się tutaj kręcą!
Mogę stracić moją LICENCJĘ!" 


Kapłan po prostu siedział wpatrując się starymi i ciężkimi od lat ćpania oczami w twarz lekarza.
 

"Nie mogę przepisać ci recepty." Doktor otworzył szufladę i poturlał ampułkę po stole. "To wszystko, co mam w gabinecie!"
Lekarz wstał. "Weź to i WYJDŹ!" wrzasnął, histerycznie.
 

Wyraz twarzy Kapłana się nie zmienił.
Lekarz dodał ciszej: "W końcu jestem profesjonalistą i nie powinienem przejmować się takimi jak ty. "

"Czy to wszystko, co dla mnie masz? Jedna marna ćwiartka grama? Nie mógłbyś pożyczyć mi jakiejś kasy ...? "
"Wyjdź, wyjdź, bo zadzwonię po policję".
"W porządku, doktorku, idę." 


Oczywiście było zimno a do domu daleko, pokój hotelowy, obskurna ulica, pokój na poddaszu.
"Te schody", zakasłał Kapłan, podciągając się na poręczy. Wszedł do łazienki, żółte panele ścienne, kapiąca toaleta, jego zestaw schowany pod umywalką. Zapakowany w brązowy papier, wrócił z powrotem do swojego pokoju, by umieścić  każdą kroplę w strzykawce.
Zawinął rękaw. Potem usłyszał jęk zza  sąsiednich drzwi, z pokoju osiemnaście. Mieszkało tam meksykańskie dziecko, które mijał kiedyś na schodach i wiedział, że dzieciak był uzależniony, ale nigdy się nie odezwał się do niego, ponieważ nie chciał żadnych kontaktów z nieletnimi, żadnych złych wieści w jakimkolwiek języku.
 

Kapłan miał w swoim życiu dość złych wiadomości.
 

Znów usłyszał jęk, jęk, który czuł, i wiedział co on znaczy. 

"Może miał wypadek czy coś takiego. W każdym razie nie mogę cieszyć się moimi kapłańskimi lekarstwami, gdy słyszę ten dźwięk przez ścianę." Cienkie ściany, rozumiecie... 

Kapłan odłożył strzykawkę, zimny korytarz, zapukał do drzwi pokoju osiemnaście. 

"Quién es?" "To jest kapłan, dzieciaku, mieszkam obok."
 

Usłyszał, jak ktoś kuśtyka po podłodze.
 

Zamek się otworzył. Chłopiec stał tam w samych szortach, z czarnymi oczami od bólu. Zaczął mdleć. Kapłan pomógł mu przejść do łóżka.
 

"Co się dzieje synu?" 

"To przez moje nogi, señor, mam skurcze, a teraz jestem bez leku. "Kapłan widział te skurcze, jak sęki  drewna w młodych nogach, ciemne błyszczące czarne włoski.
 

"Kilka lat temu miałem wypadek podczas wyścigu rowerowego, to wtedy zaczęły się skurcze. "A teraz skurcze nóg powróciły, spotęgowane głodem heroinowym. 

Stary Kapłan stał tam, czując ból chłopca. Pochylił głowę, jakby w modlitwie, wrócił do pokoju i wziął swoją strzykawkę.
 

"To tylko jedna czwarta grama, dzieciaku." 

"Nie potrzebuję wiele, señor."
 

Chłopiec spał, kiedy Kapłan opuścił pokój numer osiemnaście.

Wrócił do swojego pokoju i usiadł na łóżku.
I wtedy uderzyło go to, niczym ciężka śnieżyca. 


Wszystkie te przećpane lata.
 

Siedział tam, doznając nieskazitelnej błogości. 

A ponieważ sam był księdzem, nie było potrzeby, aby wzywać innego.


Poniżej uwspółcześniona wersja powyższego utworu. 

Aktorzy się zmieniają, ale jeden pozostaje i żaden system polityczny nie potrafi sobie z nim poradzić. 

Narkotyki. 

   
Takie odloty tylko u  nas. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz