Od czasu kiedy pierwszy raz usłyszałem znakomity album niemieckiego zespołu postrockowego Long Distance Calling pt. Flood Inside natychmiast wiedziałem, że to będzie klasyk gatunku. Płytę opisałem TUTAJ a następnie zakupiłem 180 gramowy podwójny winyl, z niespodzianką (CD) w środku. Wszystko wygląda tak:
Wtedy bardzo chciałem zobaczyć muzyków na żywo. Na YT dostępny był bardzo słabej jakości koncert z jakiegoś klubu, słabe światło - nie dość że nic nie było widać, to i jakość dźwięku pozostawiała wiele do życzenia. Ale rok temu ktoś wrzucił na kanał znakomitej jakości koncert Long Distance Calling. Co prawda pierwszy utwór Sundown Highway pochodzi z wcześniejszej płyty to jednak komponuje się z resztą (warto zwrócić uwagę na gitarę w tle), a już od siódmej minuty zaczyna się Potop Wewnątrz i zespół wprowadza nas w klimat tej genialnej płyty utworem Nucleus - otwierającym zresztą album. Tutaj wszystko chodzi jak w naoliwionej maszynie, doskonała gra perkusisty i bas - trzymają rytm. Jego zmiany chwilami zaczerpnięte z twórczości Dream Theatre ani przez chwilę nie zbaczają z obranego toru. Kiedy szaleńczo kończą przechodzą do nieco spokojniejszego Invisible Giants.
Ductus - nie omieszkali okrasić początku monologiem ze znanego filmu...
[fragment monologu Log Lady (Twin Peaks)]
Widzisz przez ścianę? Przez ludzką skórę? Promienie X widzą przez ciała stałe, lub tak zwane obiekty w stałym stanie skupienia. Są rzeczy w życiu które istnieją, a nasze oczy ich jeszcze nie mogą zobaczyć. Widziałeś coś zadziwiającego czego inni nie widzieli? Dlaczego niektóre rzeczy są dla nas niemożliwe do zobaczenia? Czy życie to układanka? Wypełniają mnie pytania. Czasem znajduję na nie odpowiedzi. W sercu sprawdzam czy są to poprawne odpowiedzi. Jestem sam sobie sędzią. W snach czy tymi wszystkimi bohaterami jesteś ty? Różne aspekty ciebie?
Odpowiedzi przyjdą w snach?
Waves - podczas tego utworu możemy podziwiać pracę DJów - w ruch idą nie tylko klawiatury laptopów, ale co ważniejsze winyle. Na koniec pozostają dwa utwory: Metulsky Curse Revisited z wcześniejszego albumu zatytułowanego jak nazwa zespołu, a na koniec Jam.
To znakomite show, mi jednak zabrakło choć jednego utworu z wokalem. Przecież na Flood Indside jest męski wokal, i to całkiem dobry. Mogli chociaż pomyśleć o Inside the Flood...
Ale może wymagam zbyt wiele? Za ten brak wokalu obcinam pół gwiazdki, reszta to arcydzieło postrocka.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz