czwartek, 2 maja 2019

Tangerine Dream: Stratosfear, niech dotknie nas kosmiczny strach


O muzyce elektronicznej pisaliśmy na naszym blogu wielokrotnie (TUTAJ). Gościliśmy u nas między innymi Oldfielda (TUTAJ), Ike Yard (TUTAJ), Solid Space (TUTAJ), Antipole (TUTAJ), Double Fantasy (TUTAJ), Atredesa (TUTAJ), czy Deru (TUTAJ). 

Pisaliśmy o klasykach czystej elektroniki, jak J.M. Jarre (TUTAJ czy TUTAJ), Vangelis (TUTAJ), Patric O'Hearn z jego genialnym Indigo (TUTAJ), Kraftwerk (TUTAJ) czy samym Klausie Schulze (TUTAJ i TUTAJ). 

Gościli u nas nawet bohaterzy dzisiejszego wpisu (TUTAJ) ze swoim doskonałym Ricochet

Ale album prezentowany dzisiaj przysłania wiele powyższych dokonań. 

Swoją drogą ktoś zapyta, co na blogu poświęconym chłodnej fali i głównie dokonaniom Joy Division robi muzyka elektroniczna? I tu zaskoczenie, bowiem jak to zauważył jeden z zaprzyjaźnionych bloggerów Kuba (swoją drogą zajrzyjcie na ciekawy blog Czarne Słońca - TUTAJ) pisząc o nas: Choć sam blog sprawia wrażenie podporządkowanego wyłącznie Joy Division to zagłębiając się w kolejne wpisy przekonamy się, że ma on nam do zaproponowania także wiele innych interesujących treści. Także nie mamy innego wyjścia, jak proponować dalej, i szukać chłodu, smutku i nostalgii w każdym rodzaju muzyki (pomijając blues i jazz, ten ostatni zresztą muzyką nie jest, co do pierwszego mamy jeszcze wątpliwości).

Zatem Stratosfear, a może Stratos Fear jak na to wskazuje wewnętrzna część okładki? Czyli kosmiczny strach...
Płyta zrealizowana w najlepszym i legendarnym składzie: Chris Franke, Edgar Froese i Peter Baumann. Okładka to chodnik ku stratosferze, czyli prosto nad troposferę, po jednej stronie w dzień,  po drugiej w nocy..
 
Płytę otwiera utwór tytułowy Startosfear, doskonały nostalgiczny i chłodny. Gitarowy wstęp i wspaniała gra syntezatorów... Po czym następuje pojawienie się głównego motywu albumu. Od razu wiadomo, że panowie wiedzą o co im chodzi, witajcie w krainie nostalgii, kosmicznego smutku. To właśnie ten dzień, kiedy nauczymy was patrzeć w czerń nieba. A może leżąc gdzieś na ciepłym piasku rozgrzanej słońcem plaży, gapiąc się w gwiazdy marzyć o kosmicznej otchłani? Skoro tak to na pewno w rytmie kolejnego utworu The Big Sleep In Search Of Hades. Zaczyna się spokojnie, ale później spokój zaburzany jest jakimś niepokojem. Pojawia się strach, może to ostrzeżenie przed nadchodzącym kataklizmem? A może ten alarm płynie do nas z kosmosu? 

Jak szybko leci czas, nikt nie zauważył a zrobiła się 3 rano... 3 a.m. At The Border Of The Marsh From Okefenokee jest jakby powitaniem świtającego dnia. Budzi się świat, widać i co ważniejsze, słychać pierwsze promienie przebijające się przez czarny horyzont. W końcu pojawia się ostatni utwór, czyli Invisible Limits. Zaczyna się od odliczania czasu kosmicznego zegara.  Po czym wielki boom, niczym na Dark Side of the Moon zespołu Pink Floyd, płyty zrealizowanej trzy lata wcześniej. Tak jakby muzycy chcieli wysłać sygnał, że znają. Ale to tylko chwila, zaraz później Tangerine Dream wracają do własnego, charakterystycznego brzmienia. Niesamowite efekty stereofoniczne, pulsujące syntezatory, jakże wyważone, lekkie ale jednocześnie stanowcze. 

Zbliżamy się do końca. Dochodzimy do jądra kosmicznego mroku, do krateru galaktycznego strachu. I tak pozostajemy na zawsze. 

Edgar Froese (1944 - 2015).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

     

Tangerine Dream, Stratosfear, realizacja: Otto, producent: Tangerine Dream, tracklista: The Big Sleep In Search Of Hades, 3 a.m. At The Border Of The Marsh From Okefenokee, Invisible Limits.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz