piątek, 21 grudnia 2018

O tym jak Jean - Michel Jarre odkrył tlen


Tlen, kultowy album Jean-Michel Jarre'a do dzisiaj chyba pozostał niepobitym albumem jeśli chodzi o muzykę elektroniczną. Pamiętam jak kolega Szymon przyniósł winyl, który najpierw skopiowaliśmy na kasety magnetofonowe, by piłować je niemiłosiernie głównie wieczorami gapiąc się w niebo na spadające gwiazdy. 

Mama Szymona sprzedawała w sklepie Pewex. Od czasu do czasu pozwalała nam skopiować jakiś winyl. Dzięki temu Szymon zafascynował nas właśnie Jarrem, Tangerine Dream, Mrillion i Oldfieldem.

To były czasy kiedy niczego nie można było kupić w sklepach, czasem jedynie kasety z nagraniami innych. Kupowało się je za krocie tylko po to aby zamazać własną muzyką, unikając blokad w postaci wyłamanych ząbków wpychając tam papier... Moja kaseta z Oxygene była koloru żółtego... 

Ten album ma szczególne miejsce w historii muzyki, dlatego aż dziw bierze kiedy czyta się historię jego powstania...(TUTAJ)

Muzyk od dzieciństwa interesował się konwersją dźwięku, w młodości w kuchni swojego domu stworzył prowizoryczne studio nagraniowe. Na początku było to tylko kilka gitar i pierwszy syntezator - EMS VCS3. Później pojawił się spowalniacz dźwięku. To na takim prymitywnym sprzęcie i w zupełnie nieprofesjonalnych warunkach komponował kolejne części tego genialnego albumu. Przypomina to nieco fascynacje Martina Hannetta (TUTAJ), legendarnego dźwiękowca Joy Division.

Artysta twierdzi, że znał Autobahn zespołu Kraftwerk (swoją drogą była to jedna z ulubionych płyt Iana Curtisa z Joy Division, na pewno pojawi się u nas w dziale Z Mojej Płytoteki), ale w tamtych czasach, a przypomnijmy że był to rok 1974 (Curtis miał wtedy zaledwie 18 lat) płyta ta brzmiała dość archaicznie i artysta zamarzył o czymś tylko i wyłącznie instrumentalnym i brzmiącym bardziej nowocześnie. Kiedy w galerii zobaczył obraz, który później stał się okładką tej płyty, od razu wiedział że to jest to.
Zadziwia w historii Oxygene coś, co w zasadzie zadziwiać nie powinno. Coś, co każdemu artyście nie może być obce. Stare powiedzenie mówi: jesteś artystą musisz oswoić się z odrzuceniem swoich dzieł. To samo co wcześniej spotkało the Beatles, przez co Decca nie zarobiła kroci, i to samo co spotkało wiele lat później inne zespoły (również Joy Division), spotkało też genialnego Francuza. Swoją drogą, jakie kmiotki zasiadają w tych wytwórniach... Odrzucali ten album wiele razy, nie ma tekstów, nie ma singla, perkusji, nie ma wokalu w rodzimym języku... Jego matka pytała dlaczego na okładce jest czaszka a płyta ma tytuł pierwiastka chemicznego? 

Na ratunek przyszedł Francis Dreyfus, właściciel małej wytwórni płytowej Disques Dreyfus, która zainwestowała w 50 000 egzemplarzy płyty...

Oxygene to trzecia płyta francuskiego multiinstrumentalisty. To płyta uważana za przełomową, bowiem sprawiła, że muzyka elektroniczna trafiła do mass-mediów. Stała się hitem osiągając gigantyczne nakłady piętnastu milionów egzemplarzy. Nie ma chyba człowieka który nie kojarzy Oxygene IV bodajże największego przeboju autora. 

Dla mnie J.M. Jarre to Oxygene, Equinox (opisany TUTAJ) i koncert w Chinach. Może jeszcze Magnetic Fields, może kawałki Zoolok. Słuchając Oxygene zawsze przypominam sobie jak ogromne wrażenie zrobiły na moich kolegach i na mnie charakterystyczne, przechodzące między kanałami, wystrzały w Oxygene II. Ostatni utwór zawsze będzie kojarzył mi się z Bałtykiem i wieczornymi spacerami po plaży...   

Zatem idźmy...     




Jean Michel Jarre, Oxygene, Disques Dreyfus, 1976. Producent: Jean-Michel Jarre. Tracklista: Oxygene (Part I), Oxygene (Part II), Oxygene (Part III), Oxygene (Part IV), Oxygene (Part V), Oxygene (Part VI).  

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz