Assasing
Jestem zabójcą z językiem podrobionym elokwencją
Jestem zabójcą, twoją Nemesis
Złożoną na ołtarzu sukcesu, przyjacielu
Odbieram pocałunki obcym, przyjacielu
Bez zaklęć wyrzutów sumienia, przyjacielu
Obnażam ostrze mojego głosu przyjacielu
Jestem tylko zabójcą
Kto udekorował szal węzłem fugijskim
Kto ukrył emocje w odległych spojrzeniach
Kto wyrył nacięcia na drzewie rodzinnym
Kto zahipnotyzował winę w transowym rytmie kariery?
Zabójca
Słuchaj jak mordercze sylaby tną ze spokojną precyzją
Wzorzyste chłodne frazy gwałcą twoje uszy i rozsiewają lodowe nacięcia
Przymiotniki unicestwienia ukrywają sedno sprawy
Jadowite czasowniki bezpardonowej szczerości
Przywłaszczają sobie zabójczy zapał
Apokaliptyczny alfabet rzuca klątwy, wyznanie wyostrzonej dykcji
Przyjaciel w potrzebie to przyjaciel który krwawi
Niech gorzka cisza zatruje to zranienie
Jestem tylko zabójcą
Byłeś sentymentalnym najemnikiem w strefie wolnej od strzałów
Popisujący się hollywoodzkim sumieniem
Byłeś modnym przeciwnikiem w fetyszowym mundurze
Płatnym najemnikiem Pawłowa jak długo się powodziło
Wolnym obserwatorem – zabijam kolekcjonera – dezertera
Poddałeś się niepowodzeniu, przyjacielu
Pojawiłem się ja chłodny obcy, przyjacielu
Aby rozwiązać problem, przyjacielu
I obnażyć ostrze swojego głosu
I jak możesz nazwać mordercami, tych którzy za wszelką cenę oskarżają morderców, przyjacielu?
Punch i Judie
Pralka ogołociła z blasku królową piękności
Znaleźliśmy swoje gniazdko w Daily Express
Spotkaliśmy pastora w świętym ornacie
Wychowaliśmy nasze dzieci w duchu Kościoła Anglii,
A teraz wegetuję przed kolorowym telewizorem
Najgorsza rzecz jaka mogła mi się przytrafić
Gorsza niż rozwód
Co się stało z bitwami na poduszki?
Z obcisłymi jeansami, piątkowymi nocami
Co stało się z uliczkami kochanków
Z namiętnymi zabawami
Niedzielnymi spacerami w strugach deszczu
Lokówki, leki przeciwbólowe
"Rób to szybciej bo boli mnie głowa"
Osobne łóżka, strach wieku średniego
Kto nie zakręcił pasty do zębów
Kto nie spuścił wody
Zostaw swoje przepocone skarpety za drzwiami
Nie chodź po wypolerowanej podłodze, Judy
Co stało się z porannymi uśmiechami
Z figlarnymi sztuczkami, pobłażliwymi stylami
Z błyszczącymi oczami, szybkimi przejażdżkami
Komplementami na wyrost
Podpierając bar
Trwonię ostatnie pieniądze
A wiem, że wystarczy
Kilka tabletek nasennych i będę wolny
I nie będzie nigdy więcej Judy
Układanka
Jesteśmy kawałkami układanki ułożonymi na krawędzi okręgu
Zablokowani brakiem kawałka
Dziećmi renesansu
Unieruchomionymi pod Ponte dei Sospiri
Na zawsze rzucającymi pochodnie na kamienie
Bliźniakami syjamskimi zrośniętymi sercami
Krwawiącymi podczas operacji wstępnej konfrontacji
Trzymającymi skalpele słów na drżących ustach
Stań prosto, spójrz mi w oczy i powiedz "do widzenia"
Stań prosto, dawno minęliśmy już punkt tłumaczący dlaczego
Wczoraj zaczyna się jutro, jutro zaczyna się dziś
I zawsze problemem wydaje się złapanie kawałków po rykoszecie
To rykoszet
Topiąc tequillowe wschody słońca, pasażer na gapę na nocnych statkach
Uciekinierzy romansu proszący o azyl od rzeczywistości
Nadający sygnały SOS na przypadkowych częstotliwościach
Zawsze odsyłają je nam poranne samoloty
Jesteśmy pilotami namiętności pocącymi się podczas lotu do celu
Do kolejnej szczytowej narady, kolejnego rozwodu w porze śniadaniowej
Krzyczący o chwilę wytchnienia
Oślepieni bielą śniegu w strefie lawin
Stań prosto, spójrz mi w oczy i powiedz "do widzenia"
Stań prosto, dawno minęliśmy już punkt tłumaczący dlaczego
Wczoraj zaczyna się jutro, jutro zaczyna się dziś
I zawsze problemem wydaje się złapanie kawałków po rykoszecie
To rykoszet
Jesteśmy impulsywni?
Rosyjska ruletka w poczekalni
Puste pokoje ściskają koniec
Pomieszane wizje łowią fale księżyca Trevi
Monety marzeń do fontanny lub na twoje powieki
Osiągnęliśmy punkt zapłonu od iskier żartów
Czuliśmy dym snujący się zza horyzontu
Musisz wiedzieć że planowałem ucieczkę
Stań prosto, spójrz mi w oczy i powiedz "do widzenia"
Stań prosto, dawno minęliśmy już punkt tłumaczący dlaczego
Wczoraj zaczyna się jutro, jutro zaczyna się dziś
I zawsze problemem wydaje się złapanie kawałków po rykoszecie
To rykoszet
Szmaragdowe kłamstwa
Być księciem posiadania w galerii pogardy
Cierpieć od twoich niedyskretnych dyskrecji kiedy prosisz mnie bym ustąpił
Kiedy tak gromadzisz flirt z wykalkulowanym milczeniem kurtyzany
Jestem arlekinem
W diamentowym kostiumie, rzucającym zielone cienie
Jestem arlekinem
Obce zmysły bezczeszczą moją świątynię
Patrolują moje zmysły
Kradną moje sny
Splądruję twoje pamiętniki ukradnę niewinność twoich myśli
Splądruje twoje listy uknuję intrygi
Niewinność
I pod togami Torquemady wskrzeszę inkwizycję
I nałożę karę subtelnych tortur pytaniami bez pytań
Bez pytań
Patrząc w cienie zieleni przez cienie błękitu
Ufam że ty zaufasz iż ja nie zaufam tobie
Przez jedwabną mgłę rozmazanego makijażu
Czterdziestowatowe słońce w sali sądowej
I wyplamione kawą wyblakłe kimono
Zobaczy taniec obrączek na zimnym linoleum
To jest niewinność
A ćmy oskarżeń krążące przy świetle
Spalą skrzydła i polecą spiralnym lotem samobójcy
Spakujesz swój świat do walizki ciepłe łzy stopią ten lodowy pałac
Rozpuszczą kryształ połknięty przez noc
Patrząc w cienie zieleni przez cienie błękitu
Ona kameleon
Chowając swoje ego na krawędzi podświetlanego łuku
Obmyśla uwiedzenie kalkuluje podryw
Kiedy się poruszyła jej obecność mnie przeszyła
Kiedy się odezwała jej słowa mnie usidliły
Patrz na jaszczurkę,
W karmazynowym welonie
Ukrzyżowała moje serce w głębi satynowego grobu
Kiedy leżałem w spoconym monologu, czułem gasnące światło miłości
I w spiralach dymu z papierosów
Odprawiłaś swój łóżkowy ceremoniał
Widziałem jaszczurkę
Dotknąłem jaszczurki w karmazynowym welonie
Widziałem drzwi zatrzaskiwane miliony razy
Śmiejące się kameleony winylowe kurtyzany
Wiedzą czego chcą wyśpiewują twoje imię
I wślizgują w pościel
Nigdy nie mówię nie, pozwalamy spotykać się naszym ciałom w chemicznym ogniu
To tylko kolejny sex, kolejny sex tak mówię
Kochanie dla zabawy, cielesny autograf leżąc na łóżku jaszczurki
To tylko kolejny sex, kolejny sex, krwawię
Zdegradowany i samotny zgwałcony i ciągle obolały
Na łóżku jaszczurki
My kameleony
Kiedy światła przyćmione w hołdzie minionej pasji
Moja publika mnie opuszcza, unosząc się w perfumowanej zmianie
Przez bełkoczącą ciszę, twarz która uruchomiła tysiąc kadrów
Zdradzona porcelanową łzą, splamioną karierą
Grałaś już tę scenę przedtem
Jestem pyłkiem w twoim oku
Nieodpowiednią reakcją
Ciemny pokój rozpala wyobraźnię w zdjęciach pornograficznych
Na których zawsze będziesz gwiazdą, zawsze gwiazdą, niedotykalna
Niedostępna, w ciemności
Powodują nieprawidłową reakcję
Bez kwiatów do położenia na grobowej płycie
A ściany stają się cienkie jak gazetowy papier
Ale to mogłoby spowodować negatywny obraz
A ty musisz być wyeksponowana w pełnych kolorach
Akt publiczny, pozwolę ci wymodelować twój wstyd
W kocim chodzie manekina
Niech chodzi kot
Grałem już w tej scenie
Jestem pyłkiem w twoim oku
Nieodpowiednią reakcją, satysfakcją
Nie zamieciesz mnie pod dywan, nie schowasz pod schodami
Kustosza twoich ukrywanych lęków, głównego aktora minionego roku
Kto jak ty wyczołgał się z alei ciemności
Skazana na odrzucenie w bagnie anonimowości
Ty którą pokierowałem wolą kochanków, ty której pozwoliłem hipnotyzować obiektywy
Ty której pozwoliłem się kąpać w strumieniu świateł
Ty która wymazałaś mnie ze swojej pamięci jak niepotrzebny makijaż
Jak niepotrzebny makijaż
Teraz jestem wężem w trawie, marą starego filmu
Producentem twojego koszmaru a przedstawienie się właśnie zaczyna
Zaczyna
Twój krąg wielbicieli drży jak celuloidowe lalki
Kiedy jąkasz się sparaliżowana z wyschniętymi oczami,
Rzucasz cienie, zarzucasz skrzydłami, wyrywasz złudne ocalenie z ust dublera
Uratować monolog, powstrzymać nekrolog
Moje wejście w ostatnim akcie ty czekasz w milczącej samotności
Czekając na podpowiedź
Grałaś już w tej scenie przedtem
Fugazi
Bliskość wódki, romans z odosobnieniem w celi Blackheath
Gaszę płomienie w prywatnym piekle
Prowokuję ból serca do odnowienia licencji
Poety o krwawiącym sercu w delikatnej kapsułce
Podpierającego skorupę błyskotliwej świadomości
Owiniętego szalem kaca
Ochrzczonego we łzach nad rzeczywistością
Tonący w mokrych uchwytach na linii Picadilly, wyścig szczurów
Drepczących przez wilgotny elektryczny labirynt
Głaszczesz rękę Ofelii z klasyczną ambicją
Umizgi Albatrosa, ślubne tradycje
Schowany za walkmanem na uszach
Środkiem antykoncepcyjnym przeciwko niechcianej rozmowie
Rzuciła harpun i przebiła mi serce
Powiesiła się na mojej szyi
Przed bełkotem Time'u,
Life'u, Guardian'a
Bezpieczny i suchy we własnym morzu kłopotów
Od dziewiątej do piątej w odpowiednich krawatach
Rzucony dryfuję na fali kiedy ich pokazy, stereo, hetero
Uciszają się milkną, czarują,
Topią się w rzeczywistości
Złodziej z Bagdadu ukrył się właśnie w Inslington
Modli się o deportację swojej świętej krowy
Dziedzictwo romansu z ogarniętego zmierzchem świata
Wiano jakiejś krewnej dziewczyny
Kwiat wietnamski, unia z Dockland
Kochanie uwolnienia z uścisku magazynów
Kontrakty Magdaleny więcej niż przysługi
Karmiące dłonie zachodniej obietnicy trzymają ją za gardło
Syn swastyki z 45 afiszujący się wybielonym sztandarem
Graffiti zaklina testamenty uczniów nienawiści
Aerozolowe różdżki szepczą gdzie światła przecinają ogrodzenia z drutu kolczastego
To szachy w Brixton
Rycerz ze skarpy zwija swój gazetowy zamek
Istota w habicie żebrze o monetę przewoźnika
Odejdzie ze starymi żołnierzami w pobrudzonych smarem wezwaniach
I pozostaną z płonącymi sercami ostatniej wieczerzy Wielkiego Czwartku
Syn obserwuje ojca przeglądającego nekrologi swoich nieobecnych szkolnych przyjaciół
Kiedy jego generacja trawi wysokobłonnikową ignorancję
Kuląc się za zasłonami i oklejonymi oknami
Ludobójstwo dozwolone, od drzwi do drzwi Belsens
Puszki Pandory wypełnione Holokaustem krążą z wdziękiem po wypełnionym satelitami niebie
Czekam na porę dna
Przedostatnia migracja
Radioaktywne perfumy
Dla modnie, dla ostatecznie obłąkanych
Obłąkanych
Czy wiesz? Czy wiesz?
Że ten świat jest kompletnie fugazi
Gdzie są poeci gdzie są wizjonerzy
By pogwałcić świt sentymentalnych najemników
ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczeń tekstów
Na okładce albumu panuje bałagan... Projekt Marka Wilkinsona opisany przez nas TUTAJ pełen jest symboli: śmierć, alkohol, muzyka, minione czasy i wspomnienia. Jester znalazł przepis na swoje łzy i minęło kilka lat, kiedy po dość intensywnym wcielaniu go w życie zrozumiał, że nie daje rady. Przegrany upił się i leży otumaniony śród wspomnień dzieciństwa, i minionych miłości. Walki na poduszki zamieniły się w szarość codziennego dnia. Kobiety kameleony zabiły ostatnie nadzieje na sens uczuć, a mijający czas spowodował wyblaknięcie nawet najbardziej intensywnych kolorów przeszłości...
I nawet jeśli wkrótce umrze, nic się nie zmieni. Świat będzie trwał, a on być może będzie jeszcze miał na tyle siły, aby po raz ostatni zanurzyć się we wspomnienia nieudanego dzieciństwa (TUTAJ) nim całkowicie pochłonie go alkohol, którego znowu chwyci się jak tonący brzytwy...
A później zostanie tylko nekrolog w gazecie...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Marillion - Fugazi. EMI: 1984, Producent: Nick Tauber. Tracklista: Assassing, Punch and Judy, Jigsaw, Emerald Lies, She Chameleon, Incubus, Fugazi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz