niedziela, 7 marca 2021

Z mojej płytoteki: Marillion i Fugazi - krzyk z odmętów szaleństwa


Assasing

Jestem zabójcą z językiem podrobionym elokwencją

Jestem zabójcą, twoją Nemesis

Złożoną na ołtarzu sukcesu, przyjacielu

Odbieram pocałunki obcym, przyjacielu

Bez zaklęć wyrzutów sumienia, przyjacielu

Obnażam ostrze mojego głosu przyjacielu


Jestem tylko zabójcą


Kto udekorował szal węzłem fugijskim

Kto ukrył emocje w odległych spojrzeniach

Kto wyrył nacięcia na drzewie rodzinnym

Kto zahipnotyzował winę w transowym rytmie kariery?


Zabójca


Słuchaj jak mordercze sylaby tną ze spokojną precyzją

Wzorzyste chłodne frazy gwałcą twoje uszy i rozsiewają lodowe nacięcia

Przymiotniki unicestwienia ukrywają sedno sprawy

Jadowite czasowniki bezpardonowej szczerości 

Przywłaszczają sobie zabójczy zapał

Apokaliptyczny alfabet rzuca klątwy, wyznanie wyostrzonej dykcji

Przyjaciel w potrzebie to przyjaciel który krwawi

Niech gorzka cisza zatruje to zranienie


Jestem tylko zabójcą


Byłeś sentymentalnym najemnikiem w strefie wolnej od strzałów

Popisujący się hollywoodzkim sumieniem

Byłeś modnym przeciwnikiem w fetyszowym mundurze

Płatnym najemnikiem Pawłowa jak długo się powodziło

Wolnym obserwatorem – zabijam kolekcjonera – dezertera


Poddałeś się niepowodzeniu, przyjacielu

Pojawiłem się ja chłodny obcy, przyjacielu

Aby rozwiązać problem, przyjacielu

I obnażyć ostrze swojego głosu


I jak możesz nazwać mordercami, tych którzy za wszelką cenę oskarżają morderców, przyjacielu?


Punch i Judie


Pralka ogołociła z blasku królową piękności

Znaleźliśmy swoje gniazdko w Daily Express

Spotkaliśmy  pastora w świętym ornacie

Wychowaliśmy nasze dzieci w duchu Kościoła Anglii,

A teraz wegetuję przed kolorowym telewizorem

Najgorsza rzecz jaka mogła mi się przytrafić

Gorsza niż rozwód


Co się stało z bitwami na poduszki?

Z obcisłymi jeansami, piątkowymi nocami

Co stało się z uliczkami kochanków

Z namiętnymi zabawami

Niedzielnymi spacerami w strugach deszczu


Lokówki, leki przeciwbólowe

"Rób to szybciej bo boli mnie głowa"

Osobne łóżka, strach wieku średniego

Kto nie zakręcił pasty do zębów

Kto nie spuścił wody

Zostaw swoje przepocone skarpety za drzwiami

Nie chodź po wypolerowanej podłodze, Judy


Co stało się z porannymi uśmiechami

Z figlarnymi sztuczkami, pobłażliwymi stylami

Z błyszczącymi oczami, szybkimi przejażdżkami

Komplementami na wyrost


Podpierając bar

Trwonię ostatnie pieniądze

A wiem, że wystarczy

Kilka tabletek nasennych i będę wolny


I nie będzie nigdy więcej Judy 


Układanka


Jesteśmy kawałkami układanki ułożonymi na krawędzi okręgu

Zablokowani brakiem kawałka

Dziećmi renesansu  

Unieruchomionymi pod Ponte dei Sospiri

Na zawsze rzucającymi pochodnie na kamienie

Bliźniakami syjamskimi zrośniętymi sercami

Krwawiącymi podczas operacji wstępnej konfrontacji

Trzymającymi skalpele słów na drżących ustach


Stań prosto, spójrz mi w oczy i powiedz "do widzenia"

Stań prosto, dawno minęliśmy już punkt tłumaczący dlaczego

Wczoraj zaczyna się jutro, jutro zaczyna się dziś

I zawsze problemem wydaje się złapanie kawałków po rykoszecie


To rykoszet


Topiąc tequillowe wschody słońca, pasażer na gapę na nocnych statkach

Uciekinierzy romansu proszący o azyl od rzeczywistości

Nadający sygnały SOS na przypadkowych częstotliwościach

Zawsze odsyłają je nam poranne samoloty

Jesteśmy pilotami namiętności pocącymi się podczas lotu do celu

Do kolejnej szczytowej narady, kolejnego rozwodu w porze śniadaniowej

Krzyczący o chwilę wytchnienia

Oślepieni bielą śniegu w strefie lawin


Stań prosto, spójrz mi w oczy i powiedz "do widzenia"

Stań prosto, dawno minęliśmy już punkt tłumaczący dlaczego

Wczoraj zaczyna się jutro, jutro zaczyna się dziś

I zawsze problemem wydaje się złapanie kawałków po rykoszecie


To rykoszet


Jesteśmy impulsywni?

Rosyjska ruletka w poczekalni

Puste pokoje ściskają koniec

Pomieszane wizje łowią fale księżyca Trevi

Monety marzeń do fontanny lub na twoje powieki

Osiągnęliśmy punkt zapłonu od iskier żartów

Czuliśmy dym snujący się zza horyzontu


Musisz wiedzieć że planowałem ucieczkę


Stań prosto, spójrz mi w oczy i powiedz "do widzenia"

Stań prosto, dawno minęliśmy już punkt tłumaczący dlaczego

Wczoraj zaczyna się jutro, jutro zaczyna się dziś

I zawsze problemem wydaje się złapanie kawałków po rykoszecie


To rykoszet


Szmaragdowe kłamstwa


Być księciem posiadania w galerii pogardy

Cierpieć od twoich niedyskretnych dyskrecji kiedy prosisz mnie bym ustąpił

Kiedy tak gromadzisz flirt z wykalkulowanym milczeniem kurtyzany

Jestem arlekinem

W diamentowym kostiumie, rzucającym zielone cienie 

Jestem arlekinem

Obce zmysły bezczeszczą moją świątynię

Patrolują moje zmysły

Kradną moje sny

Splądruję twoje pamiętniki ukradnę niewinność twoich myśli

Splądruje twoje listy uknuję intrygi 

Niewinność


I pod togami Torquemady wskrzeszę inkwizycję

I nałożę karę subtelnych tortur pytaniami bez pytań

Bez pytań


Patrząc w cienie zieleni przez cienie błękitu

Ufam że ty zaufasz iż ja nie zaufam tobie

Przez jedwabną mgłę  rozmazanego  makijażu

Czterdziestowatowe słońce w sali sądowej

I wyplamione kawą wyblakłe kimono

Zobaczy taniec obrączek na zimnym linoleum


To jest niewinność


A ćmy oskarżeń krążące przy świetle

Spalą skrzydła i polecą spiralnym lotem samobójcy

Spakujesz swój świat do walizki ciepłe łzy stopią ten lodowy pałac

Rozpuszczą kryształ połknięty przez noc


Patrząc w cienie zieleni przez cienie błękitu


Ona kameleon


Chowając swoje ego na krawędzi podświetlanego łuku

Obmyśla uwiedzenie kalkuluje podryw

Kiedy się poruszyła jej obecność mnie przeszyła

Kiedy się odezwała jej słowa mnie usidliły

Patrz na jaszczurkę,

W karmazynowym welonie


Ukrzyżowała moje serce w głębi satynowego grobu

Kiedy leżałem w spoconym monologu, czułem gasnące światło miłości

I w spiralach dymu z papierosów

Odprawiłaś swój łóżkowy ceremoniał

Widziałem jaszczurkę

Dotknąłem jaszczurki w karmazynowym welonie


Widziałem drzwi zatrzaskiwane miliony razy

Śmiejące się kameleony winylowe kurtyzany


Wiedzą czego chcą wyśpiewują twoje imię

I wślizgują w pościel

Nigdy nie mówię nie, pozwalamy spotykać się naszym ciałom w chemicznym ogniu

To tylko kolejny sex, kolejny sex tak mówię

Kochanie dla zabawy, cielesny autograf leżąc na łóżku jaszczurki

To tylko kolejny sex, kolejny sex,  krwawię

Zdegradowany i samotny zgwałcony i ciągle obolały

Na łóżku jaszczurki

My kameleony



Incubus


Kiedy światła przyćmione w hołdzie minionej pasji

Moja publika mnie opuszcza, unosząc się w perfumowanej zmianie

Przez bełkoczącą ciszę, twarz która uruchomiła tysiąc kadrów

Zdradzona porcelanową łzą, splamioną karierą


Grałaś już tę scenę przedtem

Jestem pyłkiem w twoim oku

Nieodpowiednią reakcją


Ciemny pokój rozpala wyobraźnię w zdjęciach pornograficznych

Na których zawsze będziesz gwiazdą, zawsze gwiazdą, niedotykalna

Niedostępna, w ciemności

Powodują nieprawidłową reakcję

Bez kwiatów do położenia na grobowej płycie

A ściany stają się cienkie jak gazetowy papier

Ale to mogłoby spowodować negatywny obraz

A ty musisz być wyeksponowana w pełnych kolorach

Akt publiczny, pozwolę ci wymodelować twój wstyd

W kocim chodzie manekina

Niech chodzi kot


Grałem już w tej scenie

Jestem pyłkiem w twoim oku

Nieodpowiednią reakcją, satysfakcją


Nie zamieciesz mnie pod dywan, nie schowasz pod schodami

Kustosza twoich ukrywanych lęków, głównego aktora minionego roku

Kto jak ty wyczołgał się z alei ciemności

Skazana na odrzucenie w bagnie anonimowości

Ty którą pokierowałem wolą kochanków, ty której pozwoliłem hipnotyzować obiektywy

Ty której pozwoliłem się kąpać w strumieniu świateł

Ty która wymazałaś mnie ze swojej pamięci jak niepotrzebny makijaż

Jak niepotrzebny makijaż


Teraz jestem wężem w trawie, marą starego filmu

Producentem twojego koszmaru a przedstawienie się właśnie zaczyna

Zaczyna


Twój krąg wielbicieli drży jak celuloidowe lalki

Kiedy jąkasz się sparaliżowana z wyschniętymi oczami, 

Rzucasz cienie, zarzucasz skrzydłami, wyrywasz złudne ocalenie z ust dublera 

Uratować monolog, powstrzymać nekrolog

Moje wejście w ostatnim akcie ty czekasz w milczącej samotności 

Czekając na podpowiedź


Grałaś już w tej scenie przedtem

Fugazi

Bliskość wódki, romans z odosobnieniem w celi Blackheath

Gaszę płomienie w prywatnym piekle

Prowokuję ból serca do odnowienia licencji

Poety o krwawiącym sercu w delikatnej kapsułce

Podpierającego skorupę błyskotliwej świadomości

Owiniętego szalem kaca

Ochrzczonego we łzach nad rzeczywistością

Tonący w mokrych uchwytach na linii Picadilly, wyścig szczurów

Drepczących przez wilgotny elektryczny labirynt

Głaszczesz rękę Ofelii z klasyczną ambicją

Umizgi Albatrosa, ślubne tradycje

Schowany za walkmanem na uszach

Środkiem antykoncepcyjnym przeciwko niechcianej rozmowie

Rzuciła harpun i przebiła mi serce

Powiesiła się na mojej szyi

Przed bełkotem Time'u,

Life'u, Guardian'a

Bezpieczny i suchy we własnym morzu kłopotów

Od dziewiątej do piątej w odpowiednich krawatach

Rzucony dryfuję na fali kiedy ich pokazy, stereo, hetero

Uciszają się milkną, czarują, 

Topią się w rzeczywistości

Złodziej z Bagdadu ukrył się właśnie w Inslington

Modli się o deportację swojej świętej krowy

Dziedzictwo romansu z ogarniętego zmierzchem świata 

Wiano jakiejś krewnej dziewczyny

Kwiat wietnamski, unia z Dockland

Kochanie uwolnienia z uścisku magazynów

Kontrakty Magdaleny więcej niż przysługi

Karmiące dłonie zachodniej obietnicy trzymają ją za gardło


Syn swastyki z 45 afiszujący się  wybielonym sztandarem  

Graffiti zaklina testamenty uczniów nienawiści

Aerozolowe różdżki szepczą gdzie światła przecinają ogrodzenia z drutu kolczastego

To szachy w Brixton


Rycerz ze skarpy zwija swój gazetowy zamek

Istota w habicie żebrze o monetę przewoźnika

Odejdzie ze starymi żołnierzami w pobrudzonych smarem wezwaniach

I pozostaną z płonącymi sercami ostatniej wieczerzy Wielkiego Czwartku


Syn obserwuje ojca przeglądającego nekrologi swoich nieobecnych szkolnych przyjaciół

Kiedy jego generacja trawi wysokobłonnikową ignorancję 

Kuląc się za zasłonami i oklejonymi oknami

Ludobójstwo dozwolone, od drzwi do drzwi Belsens 

Puszki Pandory wypełnione Holokaustem krążą z wdziękiem po wypełnionym satelitami niebie 

Czekam na porę dna

Przedostatnia migracja

Radioaktywne perfumy

Dla modnie, dla ostatecznie obłąkanych 

Obłąkanych

Czy wiesz? Czy wiesz?

Że ten świat jest kompletnie fugazi


Gdzie są poeci gdzie są wizjonerzy

By pogwałcić świt sentymentalnych najemników

ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczeń tekstów

Na okładce albumu panuje bałagan... Projekt Marka Wilkinsona opisany przez nas TUTAJ pełen jest symboli: śmierć, alkohol, muzyka, minione czasy i wspomnienia. Jester znalazł przepis na swoje łzy i minęło kilka lat, kiedy po dość intensywnym wcielaniu go w życie zrozumiał, że nie daje rady. Przegrany upił się i leży otumaniony śród wspomnień dzieciństwa, i minionych miłości. Walki na poduszki zamieniły się w szarość codziennego dnia. Kobiety kameleony zabiły ostatnie nadzieje na sens uczuć, a mijający czas spowodował wyblaknięcie nawet najbardziej intensywnych kolorów przeszłości... 

I nawet jeśli wkrótce umrze, nic się nie zmieni. Świat będzie trwał, a on być może będzie jeszcze miał na tyle siły, aby po raz ostatni zanurzyć się we wspomnienia nieudanego dzieciństwa (TUTAJ) nim całkowicie pochłonie go alkohol, którego znowu chwyci się jak tonący brzytwy...

A później zostanie tylko nekrolog w gazecie...      

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Marillion - Fugazi. EMI: 1984, Producent: Nick Tauber. Tracklista:     Assassing, Punch and Judy, Jigsaw, Emerald Lies, She Chameleon, Incubus, Fugazi 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz