Bez niego kariera Joy Division byłaby inna. To on odpowiadał za wydanie debiutu zespołu, albumu Unknown Pleasures (wydał go za spadek po matce), który dziś uważany jest za najlepszy debiut w historii rocka. A ponieważ opisaliśmy już na naszym blogu życiorysy wielu osób z kręgu zespołu (warto popatrzeć na prawy pasek gdzie zawarliśmy linki do streszczeń), dziś kolej na pierwszą część opowieści o Tony Wilsonie. Książka, którą zaczynamy dziś omawiać znalazła się w naszych rękach dzięki Tony'emu Costello, którego serdecznie pozdrawiamy.
Część pierwsza streszczenia była TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ,siódma TUTAJ, ósma TUTAJ, dziewiąta TUTAJ, dziesiąta TUTAJ, jedenasta TUTAJ, dwunasta TUTAJ, trzynasta TUTAJ, czternasta TUTAJ a piętnasta TUTAJ.
W Haciendzie pojawił się problem narkotyków. Ludzie uważali, że muzyka lepiej brzmi gdy jest się pod ich wpływem. W lipcu 1989 roku pod och wpływem zmarł w klubie 16 letni chłopak. Spowodowało to zainteresowanie Policji klubem. Jednak mimo próśb Wilsona Policja odmówiła pilnowania drzwi klubu. Byli przekonani, że właściciele są też uwikłani w dystrybucję. Mimo obecności tajniaków nie udało się dotrzeć Policji do dealerów. Wtedy Tony zatrudnił własnych ochroniarzy, co było bardzo kosztownym przedsięwzięciem.
Jesienią 1989 roku powstała filia Factory Classical. I tak jak wcześniej Factory wydawało okładki bez muzyków na nich, tak teraz postanowili zrobić odwrotnie. Jednym z muzyków jakiego wydali był Steve Martland.
Okładka jego płyty była kontrowersyjna, przedstawiała bowiem artystę bez koszulki i z fryzurą w stylu rockabilly.
Stephen Morris z żoną natomiast w tym czasie stworzyli The Other Two.
Tony za to w Granadzie zaczął pracować nad nowym programem. Wtedy kilka stacji rozpoczęło eksperymenty w nocnymi programami dyskusyjnymi. Jednak show TV Granada, zatytułowany Granada Up Front, był inny, co wynikało z osobowości Tony'ego. Celem było przerodzenie programu w kłótnię.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz