piątek, 6 września 2019

Mark Beck: Życie na pustkowiu nauczyło mnie jak odbierać rodzaj głębi płynący z samotności


Miałem szczęście zarabiać na życie praca artystyczną przez ponad trzydzieści pięć lat. Piękno amerykańskich krajobrazów jest dla mnie nieskończenie inspirujące. Piękno i wyrafinowana jakość obrazów jest dla mnie bardzo ważna, zarówno jeśli chodzi o materiały (wysokiej jakości pigmenty i płótno oraz ramy), jak i unikalną metodę, którą stosuję do nakładania farb olejnych na powierzchnie. Urodziłem się w Nowym Meksyku i uważam go za mój dom, jednak każdego roku podróżuję na wybrzeże, aby malować i fotografować to, co mnie inspiruje. Moja ostatnia podróż na południe była dla mnie fascynująca i pouczająca, ponieważ całe życie spędziłem na zachodzie. Moje obecne dzieła odzwierciedlają ten rodzaj doświadczeń, które zebrałem z pobytu na plantacjach, w zatokach, na bagnach, wśród polnych dróg, w różnych knajpach i salach tanecznych. Życie na pustkowiu w Nowym Meksyku nauczyło mnie w jaki sposób powinienem odbierać światło i oraz ten rodzaj głębi i pokoju płynący z samotności (LINK). Tak swoje malarstwo tłumaczy Mark Beck, który zwrócił naszą uwagę obrazami rejestrującymi amerykańską prowincję i życie pojedynczych ludzi, równie samotnych co na obrazach innego amerykańskiego autora, którym jest Edward Hopper (pisaliśmy o nim TUTAJ).

Wprawdzie artysta na swojej stronie internetowej i w wielu wywiadach dokładnie wyjaśnia motywy wykonania takiego a nie innego obrazu, to nas interesują bardziej walory estetyczne jego dzieł a nie ich warstwa ideowa. Dlatego odnotowujemy, iż wychowany na południu USA Beck chce zwrócić uwagę na różnorodność społeczeństwa amerykańskiego i panującą pewną niewypowiedzianą poprawność polityczną, której wynikiem jest brak portretów czarnoskórych obywateli kraju, co malarz tłumaczy nadal obowiązującym, przynajmniej w sferze obyczajowej, tzw. Manifestem Destiny.





Z naszego punktu widzenia ciekawsze są jego obrazy będące swoistym studium samotności. 

Widzimy na nich na przykład samotną kobietę siedzącą tyłem do widza na kanapie i wpatrującą się w otwarte okno. Nie widzimy jej twarzy, nie wiemy więc czy jest zrozpaczona, wesoła czy smutna a może po prostu znudzona? Coś jednak karze jej siedzieć bez ruchu i patrzeć przed siebie, a może właśnie w głąb siebie? Widok przed jej oczyma zmienia się na kolejnych obrazach, a ona sztywno siedzi... Lecz widzimy ją także w łódce lub na skałach grającą na gitarze. Gdzie indziej malarz pokazuje nam sam pokój i tylko cień sylwetki na ścianie, lub jedynie łóżko, z które ktoś może prze chwilą wstał.





   
Na innych płótnach widzimy samotne, wydawałoby się opustoszałe domy, zanurzone w nadmorskim krajobrazie...





Wydaje się, że nie są to typowe pejzaże, coś na kształt malarstwa Heinricha Gogartena (TUTAJ) lecz landszaft staje się tylko okazją by widz poczuł emocje malarza targające nim podczas wykonywania dzieła. A może to raczej krajobrazy Beck'a odbijają nasze uczucia, które przez to możemy nazwać i zrozumieć? W jednym z wywiadów Beck powiedział, że kiedy czasami patrzy na swoje prace, wyglądają tak, jakby inny artysta je namalował... (LINK). 


Może dlatego, że to my, kontemplująca je publiczność, nadajemy im właściwą treść.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

2 komentarze: