sobota, 28 grudnia 2019

Zachowanie sceniczne i wizerunek artystyczny Iana Curtisa nie były kalkulacją, on posiadał w sobie światło i ducha - najnowsza książka Jona Savage'a o Joy Division - This Searing Light, the Sun and Everything Else, Joy Division the Oral History, nasza recenzja cz.11

 
Ostatnio skupiamy się na najnowszej książce Jona Savagea o Joy Division. Poddajemy jej treść analizie i jak dotychczas omówiliśmy rozdziały: dziesiąty (TUTAJ), dziewiąty (TUTAJ), ósmy (TUTAJ), siódmy (TUTAJ), szósty (TUTAJ), piąty (TUTAJ), czwarty (TUTAJ), trzeci (TUTAJ), drugi (TUTAJ) i pierwszy (TUTAJ).

Pozostały nam do omówienia już tylko 3 rozdziały z książki Jona Savagea. Tak więc dzisiaj streszczenie rozdziału 11 obejmującego okres luty - marzec 1980 roku, czyli zaledwie dwa miesiące w karierze Joy Division. Były to jednak bardzo ważne miesiące, z kilku powodów, w zasadzie z trzech. 

Powód pierwszy to koncerty, zespół w tamtym czasie stał się już znany i rozpoznawalny. Powód drugi i trzeci to muzyka, wtedy bowiem miało miejsce nagranie ich hitu LWTUA, jak i sesja Closer

Zatem rozdział 11 skupia się wokół tych trzech zagadnień. Rozpoczyna go przytoczenie recenzji Paula Morleya i Chrisa Bohna z koncertu jaki zespół dał na University of London Union 16.02.1980. 

Zwraca uwagę podkreślanie niesamowitego klimatu koncertów, jak i użycie przez Bohna sformułowania masters of gothic gloom. Zatem jeśli ktoś doszukuje się genezy gotyku, to na pewno muzyka ta zaczęła się od Joy Division

Następnie zacytowany jest fragment wywiadu Iana Curtisa z 28.02.1980 roku dla Radio Blackburn, który to wywiad przytoczyliśmy w całości TUTAJ. Curtis skupia się na planowanej trasie do USA i wyraża nadzieję, że pojadą tam razem z Cabaret Voltaire, których bardzo lubi. Następnie Savage cytuje wypowiedź Dylana Jonesa, który opisuje dwa koncerty zespołu w Moonliht Club w West Hampsted i w Lyceum (warto zobaczyć TUTAJ). Wspomina, jak wtedy rodził się postpunk. Jak muzycy innych zespołów i publika byli pod wpływem narkotyków (każdy był na speedzie). Sam rozmówca również pod wpływem oglądał koncerty JD i wspomina ich muzykę jako skomplikowaną, głośną industrialną, jednak w pewien sposób prostą. Zapamiętał taniec Iana Curtisa, ciemne ubranie muzyków, i to że od Curtisa nie dało się oderwać oczu. 




Wspomina inne grupy, które wtedy lubił, zwłaszcza Killing Joke, ale JD wyprzedzali wszystkich o kilka długości. 

Przytoczona jest wypowiedź Tony Wilsona, o tym jak podczas koncertu w Lyceum Ian Curtis miał atak epilepsji. Zespół wtedy już był przygotowany na to, że Curtis może mieć atak, zwykle czuwał Terry, który wtedy wyciągnął Curtisa ze sceny i wspólnie trzymali go, aby nie uderzył głową o ścianę. Wilson opisuje też reakcję jednego z menedżerów, uchodzącego za twardziela w branży, który przeraził się gdy zobaczył jak wygląda atak epilepsji. 

Jon Wozencroft opowiada, że ludzie oczekiwali wtedy wiele od koncertów zespołu, który był już sławny, zwłaszcza z niesamowitych występów. Pod koniec lutego wyszedł Sordide Sentimental (opisany przez nas TUTAJ). Ludzie wymieniali się nagraniem na kasetach bo płytę cały czas grał Peel i dlatego stała się popularna. Niestety nie można jej było kupić w sklepie. 

W marcu 1980 zespół nagrywał LWTUA w Strawberry Studios, a między 18-30.03. Closer w Britannia Row Studios w Londynie. Tony Wilson wspomina  jak podarował zespołowi dwie płyty z nagraniami Franka Sinatry - znalazł je później na podłodze bez okładek w studio przy gramofonie, więc musieli ich słuchać. 

Wspomina konwersacje z Curtisem, który poza ich pierwszą rozmową, zawsze był miły i zachowywał się jak dzieciak. Bernard Sumner wspomina, że zawsze chcieli nagrać jakiś utwór do tańca. Steven Morris zapodał rytm i zaczęli jamować. Ian Curtis w pewnym momencie przerwał i stwierdził, że to jest to. Skupili się więc na wskazanym fragmencie, tak powstał ich największy przebój. Później zaczęło się nagrywanie i poszukiwanie odpowiedniego brzmienia przez Hannetta. Ten z kolei był bardzo trudny we współpracy i wiecznie niezadowolony z efektów. Wtedy też nie podobało mu się brzmienie perkusji, więc wyrwali Morrisa z łóżka w środku nocy (o drugiej) i kazali przyjechać do studia. 

Wspomina że w tamtym czasie Hannett po raz pierwszy zastosował tzw. double-track. Morris z kolei twierdzi, że w tamtej wersji przeboju słyszy swoją złość spowodowaną ową pobudką, wręcz uważa, że gdy słucha nagrania słyszy zgrzytanie swoich zębów. Paul Morley twierdzi, że po raz pierwszy usłyszał LWTUA na żywo, i od razu wiedział że to będzie hit.Także tekst Curtisa był na tamte czasy bardzo innowacyjny. 

Peter Hook opowiada, że Hannett zdecydował się miksować LWTUA o 3 w nocy sobotę. Zadzwonił do niego tego dnia Gretton i oświadczył, że Martin wchodzi do studia, wiec lepiej bądź w pobliżu. Hook jako jedyny miał wtedy samochód, ale nie było go stać na paliwo, więc pożyczył pieniądze od teściów i pojechał do studia. Tam zastał Hannetta i inżyniera od Closer podczas pracy.


Morris wspomina pracę nad Closer w studio Pink Floyd w Britannia Row. Zespół mieszkał wtedy w dwóch mieszkaniach na Baker Street. Annik przekonała Curtisa żeby przeszedł na wegetarianizm. Jego zdaniem Closer jest pod każdym względem lepszy of Unknown Pleasures. Ma lepsze utwory i brzmienie. 

Sumner jest podobnego zdania, na tej płycie osiągnęli to do czego zmierzali. Mieszkanie wspólnie z zespołem przypominało mu atmosferę Beatlesów z czasu pracy nad Help!. Studio należało do Pink Floyd, tam nagrali swoje największe albumy. Posiadało ono sprzęt najlepszy jak na tamte czasy. Wiele nagrań z Closer pochodzi z sesji live - z nagrania dźwięku puszczanego przez duże głośniki. Nagrywali każdy instrument osobno. Mieli wtedy więcej pieniędzy wiec mogli dłużej pracować i eksperymentować z dźwiękiem. Hannett mocno eksperymentował z brzmieniem, zwłaszcza syntezatorów. Na jednym z nich nagrywali basy. Sumner dokonuje w tym fragmencie książki znakomitego podsumowania Hannetta: Martin był wielkim eksperymentatorem, zawsze zastanawiał się co zrobić z dźwiękiem, jak go przetworzyć...

Jednemu z syntezatorów postanowili nadać brzmienie starej płyty z lat siedemdziesiątych. Miał brzmieć jak Mellotron, choć wtedy Sumner nie wiedział ze coś takiego istnieje. Hannett przepuścił dźwięk przez equalizer graficzny, rozdzielił dźwięki i przepuścił je przez Marshall Time Modulator, w ten sposób uzyskał oczekiwany efekt. Pracowali nocami, Hannett chciał żeby zaczęli zażywać narkotyki jak on. Brał tabletki nasenne Sumnera w dzień, a ten przychodził do studia z rzeczami do spania i spał na kanapie. 

Pewnej  nocy gdy nagrywali Decades zdecydowali nagrać jakiś fragment zawierający odgłosy live. Martin umieścił głośniki w pokoju gier, który znajdował się w studio. Po zakończeniu piosenki nagrywali dalej i tak nagrali upiorny gwizd po piosence, z pokoju w którym nikogo wtedy nie było. Bardzo się wystraszyli a dźwięk ten powinien być jeszcze nagrany na taśmie matce. 

Morris wspomina jak podczas nagrywania Atrocity Exhibition odkryli, że można przepuszczać dźwięk perkusji przez japoński pedał fuzz i brzmi on wtedy jak gitara Hendrixa. Podczas Atrocity Exhibition dźwięk który przypomina ubijanie świni to końcowy efekt tego eksperymentu Martina i jego. 

Sumner opowiada jak wtedy chodzili po klubach i restauracjach, a Gretton nie chciał chodzić do studia bo lubił spać. Miał dwa przednie zęby sztuczne i wyciągał je na noc. Trzymał je w szklance przy łóżku i gdy ktoś go budził polewał go wodą z tej szklanki. Kiedyś podmienili mu zęby na inne, i ten wpadł w przerażenie, że zęby urosły i nie pasują. Hook opowiada jak z Sumnerem bali się pytać Hannetta i wzajemnie wypychali się który z nich ma to zrobić. Jedyne co ich zasmucało to choroba Iana Curtisa. Wtedy jednak podczas nagrywania miał tylko jeden atak, podczas którego rozciął sobie głowę w toalecie. 

Zespół robił żarty Ianowi i Annik. Ta  wspomina zachowanie Curtisa podczas sesji, był wyciszony, poważny, chciał odciąć się od zespołu dlatego nagrywał partie wokalne osobno. Obraz Curtisa jaki zapamiętała to człowiek zmęczony i wyciszony. Piosenki jakie pamięta najbardziej z tej sesji to Decades i Eternal. Zawsze nagrywał sam, miał raz atak podczas nagrywania. Był zmęczony przez zażywanie leków, które trzymał w małych pudełeczkach. Było ich bardzo dużo. Był zawstydzony ich braniem, te wprawiały go w stany senności i przytłumienia. Miał swoją książkę w której zapisywał teksty, ale nigdy ich nie pokazywał, traktował to bardzo prywatnie. 

Kiedy odsłuchała kasety z nagraniem Closer zrozumiała jak bardzo prywatne były te teksty i jak bardzo smutne. Nie wszystkie były o nim, ale pisał też o swoich marzeniach i snach, był człowiekiem bujającym w obłokach tworzył lekko surrealistyczną poezję. Sumner opowiada o genezie piosenki the Eternal, opisującej chłopca z zespołem Downa, który mieszkał blisko Curtisa w Macclesfield. Jego całym światem był ogród ogrodzony ścianą. Curtis widział tego chłopca w młodości i kiedy stał się mężczyzną zobaczył go ponownie, wciąż na takim samym etapie rozwoju. Wyglądał wciąż tak samo, i ciągle ogród i mur były całym jego światem. Tak powstał the Eternal

Sumner opowiada jak w filmie dokumentalnym o nasilających się atakach i ograniczeniach jakich musiał stosować w życiu Curtis, nie mógł trzymać dziecka, prowadzić auta, musiał uważać na dworcach itd. Powiedział podczas jednej z nocy że teksty zawsze sprawiały mu kłopoty, zwłaszcza zakończenia, ale teksty Closer napisały się same, i że podczas pisania miał uczucia klaustrofobiczne - czuł się jakby znajdował się wewnątrz pralki. Podczas jednego z ataków spadł ze schodów i rozciął głowę. Zespół był zupełnie bezradny. 

Hook wspomina tekst LWTUA który po latach ma zupełnie inny wydźwięk niż w czasie gdy żył wokalista JD. Morris z kolei wspomina że Curtis około miesiąc przed próbą samobójczą powiedział mu, że odchodzi od żony i zespołu, emigruje do Holandii i zakłada tam księgarnie. 

Wypowiedź Deborah Curtis z jej książki z kolei podkreśla, że Ian poinformował ją, iż zespół zamierza zawiesić koncerty na rok, ale ona w to nie uwierzyła. Był to tylko chwyt uspokajający Iana, wkrótce potem bowiem ogłoszono kolejne koncerty w UK i trasę po USA

Paul Morley podkreśla jak w tamtym czasie świat Curtisa się zawalił. Nie istniało jego zdaniem rozdzielenie między sztuką a jego prywatnym życiem, to wszystko zlało się w całość. Peter Saville wspomina powstanie okładki Unknown Pleasures (pisaliśmy o tym TUTAJ) i Closer. Zespół przyszedł do niego ale tym razem nie mieli żadnego pomysłu - zapytali czy może im coś zaproponować. Naciskał głównie Gretton, wiec Saville zaproponował zdjęcia Bernarda Pierre Wolffa (warto zobaczyć TUTAJ), które poznał dzięki francuskiemu magazynowi Zoom. Spojrzeli na zdjęcia i wskazali jedno z nich. Nie chcieli nazwy grupy na okładce, Saville wybrał odpowiednią czcionkę (gravure) znalazł ją w książce niemieckiego profesora (warto zobaczyć TUTAJ), miała przypominać litery wyryte w kamieniu. W ten sposób umieścił na okładce nazwę Closer

Jon Wozencroft porównuje obie okładki - jedna jest czarna druga biała. W tej płycie zawarty jest jakiś koniec, i mimo tego, że Curtis prawdopodobnie nie planował wtedy samobójstwa, wbrew swoim ambicjom stał się legendą na kształt Briana Eno. Morley wskazuje na transformację intelektualną Curtisa - podczas nagrywania Unknown Pleasures był zafascynowany Ballardem czy Burroughsem, a płyta jest o młodym chłopaku próbującym wkraczać w świat. Wtedy zdawał się myśleć, że fajnie byłoby być kimś jak Bowie czy Burroughs, na Closer już kimś takim się stał.

Rozdział kończy podsumowująca wypowiedź Annik Honore, która podkreśla jak wielka chemia łączyła członków JD i Hannetta. Muzyka wyszła z głębi ich, uważa że Ian Curtis nie miał wcale ochoty przechodzić do historii, tworzył bo był niezwykle utalentowany. Jego zachowanie sceniczne i wizerunek artystyczny nie był kalkulacją, był w pełni naturalny, a Curtis posiadał w sobie światło i ducha.

Wkrótce omówimy kolejny rozdział z tej znakomitej książki dlatego  czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.                      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz