sobota, 6 lutego 2021

Archiwum artykułów o Joy Division cz.6: Martwe Disco, czyli co przewidział Dave McCullough

14.07.1979 roku w magazynie Sounds ukazała się recenzja debiutu Joy Division Unknown Plesures, autorstwa Dave McCullougha. Jest to o tyle ważny tekst, że uważany po latach jako jeden z przełomowych dla kariery zespołu. Co ważniejsze, autor wystawia albumowi ocenę najwyższą z możliwych, czyli 5 gwiazdek - co oznacza konieczny do zakupu/wysłuchania.

Pozwoliliśmy sobie na zamieszczenie tłumaczenia całego tekstu z powodu jego ważności i oryginalności.

Martwe Disco

Andrew spojrzał przez mgliste, stęchłe zasłony i zobaczył nadchodzący poranek, niczym posłańca losu. Uliczne lampy ciągle migotały, ale blade światło kolejnego dnia wspinało się majestatycznie ponad mrokiem nocy. 

Wrócił do pokoju. Przez trzy dni był tutaj - więzień z wyboru, owładnięty przez pokój wiecznym chłodem śmiertelnie milczących koszmarów. Radiowe trzaski w chaotycznym nieporządku, poduszki leżą porozrzucane na podłodze niczym puszyste zwłoki, zegar tyka ze świadomą pewnością. Gazeta sprzed trzech dni leży na podłodze, pochłaniając coś krwawego i grubego. 

Podniósł okładkę płyty. Była całkowicie czarna, z zapisem małych białych fal z przodu i malutkim napisem Joy Division - Unknown Pleasures na rewersie. Okładka swoją pustotą zapraszała go, więc podszedł oszołomiony do odtwarzacza przy łóżku i położył igłę na lukrecjowo czarnym plastiku. 

Outside to tytuł pierwszego zestawu piosenek. Otwierał go Disorder. Klikająca elektroniczna perkusja sycząca i spluwająca, grzmiący bas, tłusty i ciężki, wybrzmiała potrójnie gitara w rozedrganym wzorze nierównych akordów. Zabrzmiał Day of the Lords, muzyką czarną i nieziemską, rozpościerając obrazy niezrozumiałego zła i destrukcji. "Kiedy to się skończy?" Ten wypełniony krwią, niesamowity głos krzyczący chrapliwie. Głos przypominający Andrew Jima Morrisona z najlepszych czasów. 

"Próbowałem do ciebie dotrzeć ... Próbowałem do ciebie dotrzeć... Próbowałem". Następna piosenka, "Candidate", zamigotała mistycznie do końca, gitary i bas poszły coraz głębiej w miks dźwiękowy niczym wielkie czarne pazury diabelsko przeszukujące gramofon. Andrew ponownie wyjrzał przez okno. Wciąż nikt się nie pojawił, a na zewnątrz nie było żadnego dźwięku. Nawet ptaki odleciały na zawsze... 

Zaczęło się "Insight", bas wymownie spływał po opowieści o przygnębiającym wspomnieniu. To zabawne, jak zawsze patrzymy wstecz - pomyślał Andrew. Nasze życie to jeden długi tunel nostalgicznej tęsknoty. "Pamiętam ...", piosenka podkreślała mrok czasu, muzyka toczyła się jak surowa odpowiedź na los tego co było kiedyś punkiem, jak pomnik czegoś prawdziwego i wściekłego. Piosenki były krótkie, ale równie napięte jak przesuwające się linie basu i kipiące emocje. Czy ci ludzie żyją tak jak ja, pomyślał Andrew? 

Zapalił papierosa i przewrócił płytę na drugą stronę. Bałagan na podłodze wciąż go martwił ...   To była strona nazwana "Inside" Joy Division. "Straciła Kontrolę" brzmiała piosenka. Aaa! Oni wiedzą, pomyślał! Elektryczne bębny syknęły sarkastycznie, przekrzykując zawodzenie, wymachiwanie, wkurzonej gitary, piosenka złowieszczo wspięła się do punktu kulminacyjnego. Technika Joy Division, wydawało mu się, że jest przygodą zakorzenioną w r'n'b, prymitywna rosnąca emocjonalność, dzięki której piosenka jest wreszcie doprowadzona do napiętego, zgorzkniałego zakończenia. 

"Do centrum miasta w nocy, czekam na Ciebie" fraza "Shadowplay" przetoczyła się szaleńczo przez jego mózg, gra gitary gladiatora przecinająca ścieżkę blachy przez plik półświadomości w pokoju. "Wilderness" było czarne jak diabeł, piekielna passa mściwej, całkiem pięknej melancholii na płaskowyżu totalnego spustoszenia. Nadal bałagan pozostał ... 

"Interzone" parsknęło jak karabiny po drugiej stronie granicy, postrzępione rock and rollową panoramą hałasu. "Gwałtowny bardziej gwałtowny jego ręka łamie krzesło…" - "Poczekalnia" raduje się żałosną przemocą miejsca, zakończenie albumu i krótkie zdjęcie - słuchowa rozpacz z doskonałą beznadziejnością. Bogate w ciemność wrażenie, pomyślał Andrew. 

"Unknown Pleasures" zostało zdjęte z gramofonu i ustawione ostrożnie z powrotem w sztywnej czarnej okładce, jak chodzący, rozmawiający obraz Śmierci ponownie osiadającej w swoim grobie. Wciąż krwawy bałagan połamanych kości, pomyślał. 

Andrew poszedł do łazienki. Nucił "Ona straciła kontrolę" podczas gdy brzytwa cięła ekstatycznie niczym głodny wampir.


Warto zwrócić uwagę, w jak mistrzowski sposób dziennikarz odczytał intencję zespołu, jak rozszyfrował klimat ich muzyki. 

No i to zakończenie, dość jasno ekstrapolujące przyszłość wokalisty zespołu...

Czy po takim rozkodowaniu przez Dave McCullougha przesłania tekstów Iana Curtisa ktoś nadal wierzy,  że członkowie zespołu i całe otoczenie Factory Records naprawdę nie miało pojęcia o czym Ian Curtis śpiewa? 

Wątpliwe. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz