sobota, 14 lipca 2018

Wiersze Grzegorza Kaźmierczaka z zespołu Variete: Play Record - migawki z ludzkiej egzystencji

Nie ukrywam, że Variete kibicuję od lat 80-tych. Zespół widziałem na koncertach wiele razy, i w różnych wcieleniach. Na zaprezentowanie całych ich płyt, które stały się kanonem chłodnej fali, przyjdzie jeszcze na naszym blogu czas, dziś natomiast chciałem napisać nieco o tekstach. Tak na prawdę o malutkim tomiku poezji Play Record, który ukazał się na naszym rynku w 2002 roku dzięki wydawnictwu N.A. Marketing z Bydgoszczy


Stałem się jego szczęśliwym posiadaczem dzięki rozmowie po koncercie Variete w moim mieście, z wokalistą i autorem, który przysłał mi dedykowany tomik. 


Jest to bardzo skromne wydawnictwo, ale to nie ujmuje doskonałej zawartości jaką zawiera, czyli 15 wierszom-tekstom. Ktoś może zapytać dlaczego teraz o tym postanowiłem napisać? Wcześniej nie miałem muzycznego bloga, poza tym muzyka i ogólnie twórczość które na tym blogu prezentujemy, są uznane, przynajmniej przez nas, za ponadczasowe. Niech to będzie też forma podziękowania mojemu koncertowemu kumplowi za ten prezent, i ogólnie za całą działalność artystyczną. O tomiku przypomniało mi się podczas słuchania płyty Melancholia zespołu z Płocka - Schröttersburg, gdzie, jak pisałem wcześniej, (TUTAJ) warstwa tekstowa pozostawia wiele  do życzenia. Gdyby teksty pisał dla nich Grzegorz...

W tomiku Play Record z 15 wierszy kilka zostało udźwiękowionych i stało się piosenkami Variete. I to na trzech z nich chciałbym się dziś specjalnie skupić, żeby uzmysłowić czytelnikom, jak mocno można spotęgować przekaz wiersza za pomocą muzyki. To oczywiście dla artysty na pewno banał, ale jak mawiają niektórzy: simple is beutiful. Chyba najlepszym tego przykładem jest wiersz American Way.

Jechałem autobusem linii 8 albo 68.
Chodził kanar, sprawdzał bilety
-Bileciki poproszę
Nie mam biletu, jestem bezrobotny.

Facet, który siedział w fotelu obok
-Wiesz co stary, mnie też kiedyś pomogli
i ja tobie pomogę, mam dla ciebie robotę.
-O co chodzi-zapytałem
-przyjdź do mnie,
pogadamy, przyjdź do mnie.

Umówiliśmy się u niego, na za dwa dni,
na godzinę osiemnastą.
Przyszedłem punktualnie.
Był, czekał na mnie.

Na ścianie miał wywieszone marzenia,
-Chcesz mówił, poczytaj,
-Ja chodzę nocami z papierosem pomiędzy
meblami i zamieniam je w cel.

Teraz przypominam sobie wszystko,
to o czym kiedyś zapomniałem,

zgniatali mnie
rodzinny król,
kierat,
rozpacz i miasto.
Wysłuchałem go i powiedziałem
-Nie stary, dziękuję, to mnie nie interesuje.
Wyszedłem. Cześć.

1996

 

Oczywiście każdy czytelnik zapewne poda własną interpretację powyższego wiersza. Mnie uderza w nim fakt, że gdyby autor zgłosił go jako pracę pod tytułem obserwacja psychologiczna, to z pewnością praca ta zostałaby oceniona celująco. Tekst bowiem nie zawiera żadnych ocen, jest bardzo ścisłą relacją psychologiczną, chwilami jakby specjalnie zminimalizowaną. Nie potrzeba pisać, że facet coś powiedział. Wystarczy myślnik. Reszta już sama wynika bezpośrednio z tekstu. Autor ma szczęście, potrafi w życiu dokonać odpowiedniego wyboru między spokojem nawet bez pracy, a życiowym kołowrotkiem. Nie każdy jednak tak potrafi, choć z perspektywy własnych doświadczeń, należy przyznać rację narratorowi. 

Jeśli chodzi o wspomniany minimalizm słowny, tak jest w całym tomiku, dlatego podziw za formę i okładkę, które perfekcyjnie z treścią korespondują. Choćby notka na tylnym skrzydełku o autorze: Grzegorz Kaźmierczak urodził się w 1964 roku. Debiutował tomikiem wierszy Głód i przesyt/Milczenie i wiatr, Warszawa 1993/. Razem z zespołem Variete, w którym śpiewa wydał cztery płyty długogrające. Mieszka w Bydgoszczy.

Zatem reasumując: urodził się poeta, wydaje, nagrywa i mieszka...

Wracając jeszcze do American Way, proszę teraz posłuchać utworu i zwrócić uwagę na doskonałą synchronizację muzyki z tekstem (nieco zmienionym, zapewne w celu dostosowania do muzyki).





Z tego samego okresu pochodzi wiersz pt. Są Dni

Są dni kiedy widzę jaśniej,
no cóż wychodzę wtedy na miasto.
Pierwsze ślady w świeżym śniegu
bez kontaktu.

Idę po kuli,
która się obraca,
i wiem, że zostanę tu
dosłownie chwilę.

1996

 

To jest właśnie dar poety, tego nie da się nauczyć w szkole. Imponuje mi zwłaszcza druga zwrotka - czy istnieje lepsze podsumowanie ludzkiego istnienia? Tak krótki wiersz, a jakże inspiruje do myślenia, do zadumy nad faktem, że mimo gonitwy za sławą, pieniędzmi, sukcesem wszystkich nas czeka to samo - jedyny fakt pewny w życiu czyli śmierć. A tak wygląda to z muzyką Variete:


I żeby pozostać konsekwentnym, wiersz Bohater Liryczny:

Wstałem z ławki na przystanku
jak bohater liryczny,
który niby to
nie ma gdzie pójść,
ale idzie,
i kula ten liryzm, kula
jak śnieg na bałwana.

1996

 

Refleksja nad tym, że poeta jest w pewnym sensie aktorem. Czy musi nim być? Tak, bowiem trudno jest wyżyć ze sztuki. Jesteś artystą? Pierwszą rzeczą jakiej musisz się nauczyć to umiejętność walki z odrzuceniem twojej twórczości. Ja nie jestem artystą, niemniej wykonuję zawód który jest niezwykle twórczy, dlatego doskonale to rozumiem i czuję... Piosenka Bohater Liryczny  otwiera doskonały album Variete pt. Wieczór przy balustradzie:



Wybrane dziś wiersze łączą się ze sobą nie tylko faktem powstania w tym samym roku, ale tym, że można nazwać je swoistymi migawkami z życia, których w tomiku jest wiele. 

Do twórczości Variete jeszcze na pewno wrócimy, tymczasem poniżej komentarz, jaki pojawił się na ich stronie na FB, polecającym wpis z naszego bloga o festiwalu w Jarocinie w 1984 roku (TUTAJ). 

Komentowanie też może być sztuką, a dokładnie fragmentem wiersza... Tym razem,  wycinkiem migawki z ludzkiej egzystencji, jakże dosadnym...


O zespole i poezji Grzegorza Kaźmierczaka więcej TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz