piątek, 24 sierpnia 2018

Z katalogu Factory: Orchestral Manoeuvres in the Dark - Electricity - FAC 6


OMD - co do ich twórczości zawsze miałem mieszane uczucia. Pamiętam jak Tomasz Beksiński w jednej ze swoich audycji zachwycał się ich albumem Dazzle Ships z 1983 roku. Ale zanim doszło do wydania tej płyty OMD zrealizowali swój debiutancki singiel, właśnie w wytwórni Factory.  Mało kto dziś pamięta, że realizatorem nagrań był sam Martin Hannett (TUTAJ), a okładkę zaprojektował Peter Saville (TUTAJ). 


W warstwie muzycznej widać fascynację Kraftwerk. Wielu krytyków muzycznych uważa, że to najlepszy okres w twórczości zespołu. 


Aby odtworzyć klimat tamtych czasów warto przytoczyć wspomnienia Jima Kerra wokalisty zespołu Simple Minds. Kerr  wspomina tamten okres (TUTAJ), podkreślając fakt częstej obecności OMD (początkowo  duetu z Liverpoolu) w audycjach Johna Peela (TUTAJ) i faktu nagrania przez OMD pierwszego singla w Factory Records (który później, jak podkreśla, zasłynął z wydania Unknown Pleasures, wiadomego zespołu, którego twórczością najbardziej na tym blogu jesteśmy zainteresowani).  

Kerr wspomina, że jego zespół zaangażowany był w nagrywanie swojej drugiej płyty, a wolny czas w sobotnie popołudnia spędzał w małym sklepiku z płytami w Monmouth posiadającym znakomitą kolekcję tzw. picture dysków. Wtedy właśnie poszerzył kolekcję o płyty takich grup jak OMD (kupując opisywany dziś debiut), Tubeway Army, Bauhaus, XTC. W twórczości OMD najbardziej cenił elektroniczne bębny, senne wokalizy, nazywał to twórczością niczym futurystyczny Buddy Holly który tworzy gdzieś w niebie. Zazdrościł wtedy OMD obu piosenek, a zwłaszcza tej ze strony B singla. Kerr podkreśla, że OMD stało się inspiracja dla wielu zespołów muzycznych, pośród których wymienia Depeche Mode, Tears for Fears, Pet Shop Boys, Blancmange i Soft Cell. 

Mała, początkująca wytwórnia Factory jak widać, potrafiła wypromować wielki kalejdoskop gwiazd. Mało tego, te gwiazdy inspirowały i inspirują do dziś. Dlaczego tak się stało? To nie tylko wynik ciężkiej pracy, czy szczęścia. To po prostu kwestia muzycznego gustu ludzi skupionych w tamtym czasie wokół Tony Wilsona (TUTAJ), jak i jego samego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz