Najstarsza wzmianka o bobrze znajduje się w opisie Scytii w Dziejach Herodota (ok. 485–ok. 425 r. p.n.e.), którą lokalizowano w stepach gdzieś pomiędzy morzem Czarnym, a Siedmiogrodem oraz Wołyniem a Kaukazem. Scytię zamieszkiwali oczywiście Scytowie, ten przerażający lud wojowników znany z okrucieństwa, który, co potwierdziły ostatnie badania archeologiczne, pił krew wrogów a z ludzkiej skóry sporządzał odzież i kołczany. I właśnie w tej Scytii według świadectwa greckiego filozofa żyły bobry, których jądra leczyły różne choroby a futro świetnie nadawało się do obszywania ubrań. Późniejsi autorzy starożytnych tekstów swoje informacje o bobrach utrzymali w tej samej w konwencji, przestrzegając przed ostrymi zębami tych zwierząt, którymi bez problemu ścinali drzewa ale i miażdżyli kości i ścięgna myśliwych. Takie wzmianki o nich są u Ezopa, Arystotelesa, Strabona, Pliniusza i Dioskurydesa.
Na tych antycznych źródłach swoje rewelacje o bobrach oparli autorzy średniowieczni. Najbardziej poczytnym dziełem był grecki Fizjolog (gr. Φυσιολóγος) powstały w Aleksandrii lub Cezarei między II a IV wiekiem. Anonimowy tekst opisał wiele gatunków zwierząt, nie tylko prawdziwych ale i fantastycznych oraz kamienie i rośliny. Każda informacja zawierała jeszcze wykładnię o symbolicznym znaczeniu. Bóbr ma tam o wiele łagodniejszą naturę, nie ma nic o ostrych zębach i ścinaniu drzew. Za to jest dłuższy passus o polowaniu na bobry, na który powoływali się i który powielali kolejni autorzy pism średniowiecznych: Izydor z Sewilli w Etymologiach, Gerald z Walii w Itinerarium Cambriae, Tomasz z Cantimpré w Liber de natura rerum i Albert Wielki w traktacie Experimentator. Otóż bóbr, który usłyszy myśliwych dokonuje autokastracji odgryzając sobie jądra, które rzuca myśliwym. Jeśli zwierzę zostanie osaczone po raz drugi, stając na tylnych łapach pokazując brak organów a wtedy łowczy puszczają go wolno. Bo – jak przypominamy - jądra bobrze (kastroteum) służyły do wytwarzania leków. Tekst konkluduje to zdarzenie wyjaśniając, że podobnie jak myśliwy na bobra, szatan poluje na człowieka, bo pragnie jedynie własnej korzyści. Ale gdy człowiek odrzuci grzech i zechce żyć w czystości, szatan przestaje go prześladować.
Ten aspekt natury bobra był często ukazywany na ilustracjach ksiąg. Warto przy tym zauważyć, że bóbr na nich wcale nie przypomina bobra, nie ma charakterystycznego ogona ani zębów, a długim pyskiem i smukłą sylwetką w ogóle nie przypomina znanego nam krępego gryzonia. Jednak łacińska nazwa castor utrwala przypisywane mu cechy, bo pochodzi od czasownika od castrare (kastrować).
Autokastrację bobra wspominał nawet polski lekarz i botanik Stefan Falimirz w rozprawie O ziołach i o mocy ich (1534), gdzie tak pisze: Bóbr jest zwierzę psu podobne, skórę ma ościstą, bardzo rozkoszną, która im czarniejsza, tym droższa. Zęby ma bardzo ostre, któremi drwa siecze, a dom sobie bardzo misternie sprawuje. Nogi przednie ma jako pies, ale zadnie gęsi podobne, ogon bardzo tłusty, rybie podobny. To zwierzę, gdy go łowiec goni, tedy stroje sobie urywa, a łowcowi miecie. Po tym, gdy go drugi łowiec napadnie, tedy się na zadnie nogi naprzeciwko temu podnosi ukazując iż strojów nie ma, dla których go najwięcej łowią, albowiem stroje jego urznione, a w cieniu ususzone ku rozmaitym lekarstwom są godne.
Jak można wywnioskować z przytoczonego fragmentu, bóbr według średniowiecznych przyrodników był hybrydą trzech zwierząt wyraźnie od siebie oddzielonych: przednia połowa zwierzęcia jest podobna do psa i pokryta ciemnym futrem, tylna jest niebieska od łusek i przypomina rybę a z tyłu ma gęsie, czarne nogi. Ogon pokryty łuskami, który był w opinii tamtejszych ludzi rybą, można było jeść w okresie postu.
Wraz z renesansem zaczęto weryfikować informacje o bobrach. Przede wszystkim obraz zwierzęcia stał się bliższy rzeczywistemu, ale jego alegoryczny sens nie uległ zmianie. Gryzoń został nawet umieszczony na arrasie naddrzwiowym z 1555 roku z herbem Polski na Wawelu. Przyjmuje się, że autorzy tapiserii wizerunek bobra wzorowali na rycinie z 1551 roku z Historii Zwierząt Conrada Gessnera (1516–1565). Bór niesie w pysku węgorza potomstwu, będąc symbolem chrześcijańskiej cnoty czystości oraz wystrzegania się wad i grzechu. Po drugiej stronie polskiego godła jest jeżozwierz, o wymowie ambiwalentnej, ale tutaj jako symbol spokoju, zdolności do samoobrony i odwagi.
Bobry w sztuce pojawiały się także pośród zwierząt towarzyszących św. Hieronimowi, są na dwóch obrazach o tej tematyce autorstwa Łukasza Cranacha. Na jednym widzimy św. Hieronima jako pustelnika, a na drugim św. Hieronimem jest Kardynał Albrecht (lub Albert) z Brandenburgii (1490-1545).
W obu przypadkach bóbr symbolizuje pracowitość, która charakteryzowała to zwierzę według tradycji ludowej. Do dziś zresztą w języku angielskim funkcjonuje wyrażenie busy as a beaver czyli zajęty jak bóbr. Natomiast płakać jak bór” ma konotacje jeszcze antyczne. Według Pliniusza zabijany bóbr płakał rzewnymi łzami.
W Polsce podobnie jak i całej Europie bobry były wyjątkowo cenione. Istniało ogromne zapotrzebowanie na bobrowe skóry, którymi nawet w pewnym okresie płacono podatki, a także na kastroteum. Dlatego już w XI wieku król Bolesław Chrobry wprowadził zakaz polowań na bobry na ziemiach królewskich oraz ustanowił urząd bobrowniczego, do którego należała opieka nad bobrami: dokarmianie ich zimą i dbanie o całość ich żeremi. Jednak mimo to od XIII wieku obserwowano spadek populacji bobra w Polsce. Dlatego w 1529 roku sejm na Litwie przyjął zapewniające ochronę bobrom Statuty Litewskie zawierające przepisy chroniące żeremie bobrowe i nakładające kary za naruszenie przyjętych zasad.
Na spadek liczby bobrów wpływ miała głownie moda na kapelusze bobrowe. Wykonywano je z filcu do którego produkcji używano bobrowych futer. Były noszone przez każdego, kto tylko był w stanie je kupić, bo uważano jeszcze, że noszenie czapki bobrowej poprawia inteligencję i pamięć. Krążyły nawet pogłoski, że osoba głucha nosząca czapkę z bobra może odzyskać słuch. Nic więc dziwnego, że popularność filcowych nakryć głowy z bobra rosła wprost proporcjonalnie do ceny i odwrotnie proporcjonalnie do pogłowia bobrowej populacji w Europie. Początkowo głównym centrum kapelusznictwa była Francja, jednak po Edykcie nantejskim w 1685 r. ponad 10 000 kapeluszników wyemigrowało do Anglii, co spowodowało upadek francuskiego przemysłu kapeluszniczego.
W krótkim czasie kapelusz z bobrowego filcu stał się oznaką statusu społecznego, stać na niego było tylko przedstawicieli najbogatszej warstwy społecznej. Stąd pewnie autoportret Rembrandta w takim kapeluszu i portrety arystokracji angielskiej pędzla Anthony'ego van Dycka. Dopiero książę Albert, mąż królowej Wiktorii noszący kapelusze z jedwabnego filcu zakończył modę na tą część męskiej garderoby.
Od XIX wieku bóbr traci swoje umoralniające cechy, na obrazach pokazywany jest jako część natury, bądź po prostu staje się elementem dekoracyjnym… (poniżej przycisk do papieru w stylu art. deco w kształcie bobra).
Niewątpliwie jednak kojarzy się z czymś pozytywnym, w bajkach dla dzieci jest dobrym zwierzęciem, pracowitym i dobrodusznym, wspomnieć tu można na przykład postać bobra z Opowieści Narnijskich…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Każdy duchowny zobowiązany jest do odmawiana Brewiarza, który w formie dla kapłanów jest dziełem dość obszernym. Kilka razy już przymierzałem się do zakupu, ale stwierdziłem, że z powodu codziennych obowiązków związanych z pracą i rodziną, nie będę w stanie odmawiać brewiarza trzy razy dziennie. Jeśli do tego dodać Msze Święte to z braku czasu trzeba by było zaniedbać swoje obowiązki, a to przecież nie o to chodzi. Zatem szukałem czegoś bardziej dostępnego i znalazłem aplikację, ale jestem jednak zwolennikiem bardziej tradycyjnych form przekazu (książki jednak nie da się wyłączyć) i dotarłem do Brewiarza Franciszkanów Świeckich - bardzo pięknie wydanego i oprawionego, co biorąc pod uwagę jakość, jest zakupem niezwykle cennym.
Mój Ksiądz Proboszcz w każdym razie uznał go za dzieło niezwykle wartościowe. Wydawnictwo zostało opracowane przez zespół: s. Jolanta Bogdanów FZŚ, br. Bernard Kozłowski FZŚ, o. Tobiasz Kołodziejczyk OFM, o. Alojzy Pańczak OFM. Zatem mamy dwóch duchownych i dwoje świeckich, a Brewiarz został wydany przez Wydawnictwo Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie w 2023 roku (można go nabywać TUTAJ). Co ważne, jeśli ktoś ma w posiadaniu modlitewnik, to Brewiarz zrobi konkurencję, bowiem poza Liturgią Godzin do codziennego odmawiania, zawiera też inne typowe modlitwy, o czym za chwilę.
Układ Brewiarza jest następujący: historia FZŚ, z historią zatwierdzenia reguły zakonu i opisem zebrań wspólnoty, oraz metoda odmawiania Liturgii Godzin. Ten fragment uważam za nieco niejasny, w każdym razie udałem się do pobliskiego zakonu i poprosiłem jednego z Ojców o instrukcję, i ją dostałem. Brewiarz zawiera wkładkę z często odmawianymi modlitwami, co jest bardzo praktyczne.
Liturgia Godzin podzielona jest na 4 tygodnie w każdym oczywiście po 7 dni, natomiast bardzo dobre jest to, że dodano specjalne modlitwy na święta związane z Zakonem. Oczywiście ze wspomnianych powyżej powodów Liturgia zawiera tylko Jutrznię i Nieszpory. Układ jest taki, że mamy zawsze albo Pieśń Maryi abo Zachariasza (naprzemiennie), zawsze na początku jest wezwanie, później hymn, psalmy, antyfony, czytanie, responsorium krótkie, prośby i modlitwę końcową.
Po modlitwach Liturgii Godzin na 4 tygodnie (a brewiarz liczy prawie 900 stron!) znajdują się modlitwy do Boga, nabożeństwa, nowenny i litanie, a na końcu też pieśni (Liturgia Godzin to zaledwie jedna z 5 części Brewiarza). Na końcu umieszczono alfabetyczny spis pieśni.
Format wydawnictwa jest poręczny (11.5 na 17.5 cm), mieści się ono do małej torebki na ramię. A samo wydawnictwo jest bardzo eleganckie i praktyczne (ładny papier i kursywy).
Na koniec warto nieco wspomnieć o historii powstania Brewiarza (cytat STĄD): W XVII wieku pojawiły się pierwsze wydania modlitewników przeznaczonych dla tercjarzy franciszkańskich. Były wydawane też teksty Reguły z towarzyszącymi im komentarzami, do których dołączano krótkie modlitewniki. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku inicjatywę wydania jednego wspólnego dla wszystkich tercjarzy w Polsce modlitewnika podjął zaangażowany w posługę franciszkanom świeckim o. Tarsycjusz Waszecki OFM. O. Tarsycjusz starał się, by modlitewnik miał czytelny układ, nawiązywał to tradycji publikacji przedwojennych i zaspokajał oczekiwania jak najszerszych grup odbiorców nie tylko spośród franciszkanów świeckich. Nowe, gruntownie zmienione wydanie modlitewnika, zawiera postulowaną przez wielu franciszkanów świeckich uproszczoną Liturgię Godzin rozpisaną na cztery tygodnie. W samym modlitewniku usunięto niektóre fragmenty, a dodano nowe, np. związane ze czcią świętych tercjarskich. W nawiązaniu do tradycji nowy modlitewnik, który oddajemy w ręce franciszkanów świeckich, zatytułowano Brewiarz franciszkanów świeckich.
Chyba lepszej rekomendacji nie trzeba, zwłaszcza że koszt to zaledwie 60 PLN. Warto więc kupić zanim neokomuniści z UE i okolic zabronią się modlić. Wtedy wrócimy do bibuły a to już nie taka sama jakość...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Istnieją różne relikwie… Na naszym blogu pisaliśmy o Weraikonie (LINK) o Graalu (LINK) a nawet o Arce Przymierza i o tym, co z niej zostało (LINK). Ale dzisiaj chcemy zająć się wyjątkowymi artefaktami, dość kontrowersyjnymi, jakimi są srebrniki, którymi zapłacono Judaszowi za wydanie Chrystusa. Według Ewangelii św. Mateusza (26:15) Judasz dostał trzydzieści srebrników. Sumę tę dostał przed Ostatnią Wieczerzą od arcykapłanów ale po wszystkim, po pojmaniu Jezusa zwrócił pieniądze arcykapłanom, po czym powiesił się.
Ale wróćmy do zapłaty. Słowo użyte w Ewangelii (argyria) oznacza po prostu srebrne monety, dlatego zarówno historycy jak i numizmatycy spierają się o to, jakie to były nominały. Na przykład Donald Wiseman (Illustrations from Biblical Archaeology, Londyn: Tyndale Press, 1958, s. 87–89) sugeruje, że Judaszowi zapłacono albo tetradrachmami tyryjskimi, powszechnie zwanymi szeklami tyryjskimi, albo staterami z Antiochii (które miały na awersie głowę Augusta). Arcykapłani mogli także wręczyć Judaszowitetradrachmamy Ptolemeuszy.
Z tych trzech rodzajów najczęściej wskazuje się jednak szekle z Tyru (tetradrachmy). Produkowano je w Tyrze od 125/5 p.n.e. do 65/66 n.e., a w czasach Cesarstwa Rzymskiego używano je (i tylko te monety) do płacenia specjalnego podatku na rzecz Świątyni w Jerozolimie (zob. Mat. 17:24). Na swoim awersie z rozkazu Rzymian widniała ukoronowana wieńcem w laurowym głowa bożka Melcharta, czyli Baala, interpretowana przez Greków jako Herkulesa, ale szyderczo Żydzi uważali ją za podobiznę Belzebuba. Wybór akurat tej monety do uiszczania podatku brał się z jej wartości: szekle Tyru były ze srebra o wyższej czystości (94%) niż moneta rzymska (mniej niż 80%). Zatem trzydzieści szekli z Tyru miało potencjalnie wyższą wartość niż 30 innych srebrnych monet używanych w tym samym czasie. Także didrachmy (statery) z Rodos, z wyobrażeniem Heliosa uznaje się za nominał wypłacony Judaszowi.
Czy 30 srebrników to było dużo? Przyjmuje się, że 30 takich monet otrzymywał za kwartał wykwalifikowany rzemieślnik, była to także cena niewykształconego niewolnika lub wartość zakupu małego pola (porównanie innych do szekla cen można znaleźć TUTAJ). Jednak ogólnie uważa się, że otrzymana przez Judasza kwota nie była wygórowana.
Podobno zachowało się nie więcej niż 20 takich monet, z których historycznie udokumentowanych jest 16, ale obecnie tylko trzy są uważane za relikwie, a więc są oprawione i przechowywane w miejscach kultu. Najładniejsza z nich, najlepiej zachowana, jest od XIV wieku przechowywana w srebrnym relikwiarzu stojącym w skarbcu katedry pod wezwaniem św. Anzelma w mieście Nin w Chorwacji. Relikwiarz jest wykonany wprawdzie ze srebra, ale także ze szkła, a sam srebrnik podtrzymywany przez srebrną podpórkę w kształcie wyciągniętej ręki.
Nie ma precyzyjnych informacji kiedy moneta dotarła do Nin. Czy została znaleziona na miejscu, czy też jest darem jednego z wędrowców, a może była celową fundacją dla miejscowego kościoła? Według legendy monetę przywiozła Marcela, święta patronka miasta, która przyjaźniła się ze św. Martą i jej bratem Łazarzem. Według podań św. Marcela wspólnie z kuzynem, św. Anzelmem, założyli katedrę w Ninie, w której Anzelm był pierwszym biskupem.
Zwrócone judaszowe srebrniki nie powróciły do skarbca świątynnego, arcykapłani uznali, że są nieczyste, bo płacono nimi za śmierć człowieka. Kupili za nie działkę, nazywaną Polem Garncarza w Dolinie Hinnon (Dolinie Gehenny) i przeznaczyli na cmentarz dla innowierców zmarłych w Jerozolimie. Dziś stoi tam grecki monastyr św. Onufrego…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
W pierwszej części (TUTAJ) przedstawiliśmy streszczenie fragmentu książki, w którym Stephen Morris opisuje swoje dzieciństwo. W części drugiej (TUTAJ) wojenne pasje perkusisty Joy Division, a w kolejnej historię życia jego ojca (TUTAJ), rodzinne wycieczki (TUTAJ) i pierwsze single w kolekcji Stephena (TUTAJ). W następnym wpisie przedstawiliśmy pierwsze instrumenty z kolekcji Stephena i opisaliśmy jego fascynację the Beatles, jak i amerykańską TV (TUTAJ). W kolejnym (TUTAJ) męczarnie na kursie tańca i fascynację obserwatorium Jordell Bank, oraz kompletnie inne, niż rodziców, zainteresowania kinowe. W kolejnym (TUTAJ) lekcje gry na klarnecie i pierwsze zakupy płytowe. W kolejnym (TUTAJ) pierwsze koncerty i fascynację DavidemBowie wybór roli w zespole jako perkusista (LINK). W tej części (LINK) przedstawiliśmy pierwsze eksperymenty kolegów z LSD, epizod ze studiami i przeprowadzkę do nowego domu. TUTAJ opisaliśmy pierwszych idoli gry na perkusji i zakup instrumentu, a także pierwsze lekcje Stephena gry na nim, a TUTAJ perypetie związane ze zmianą szkoły. Wzrastające zainteresowania winylami i rozbudowę zestawu perkusyjnego opisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Pierwsze nagrania zespołu Stephena w Strawberry Studios opisaliśmy TUTAJ.
W 1975 roku przyszły perkusista Joy Division i New Order pojechał na festiwal do Reading ze swoim kolegą Philem Sturgessem. Publika zachowywała się tam dość kontrowersyjne, np. niektórzy rzucali butelkami i puszkami w kierunku sceny, kiedy występ był słaby. Czasem w butelkach znajdował się mocz. Stephen chciał zobaczyć kolejny raz Hawkwind, ale ich występ był nudny, minęła fascynacja z 1972 roku, poza tym kilku członków odeszło z zespołu.
Za to Dr Feelgood wypadli doskonale. Podobnie kilka innych kapel, jak na przykład Kursaal Flyers. Yes i Supertramp za to były spoza obszaru zainteresowań, poza tym zdaniem Stephena, Yes uosabiał wszystko co najgorsze w muzyce.
W tamtym czasie rodził się punk rock. Ogólnie przyjmuje się, że datą narodzin punka był rok 1976. Natomiast trwa spór jak to się zaczęło, wśród zespołów które stworzyły punka wymienia się the Stooges, MC5, New York Dolls, Velvet Underground, Roxy Music, Modern Lovers, Alice Cooper i inne. Warto dodać, że dziś za pierwsze punkowe zespoły brytyjskie uważa się the Damned, Sex Pistols i Buzzcocks, przynajmniej takiego zdania był Mick Middles, którego książkę streszczaliśmy jakiś czas temu.
Niemniej Morris uważa, że pierwsze zespoły punkowe jakie słyszał, to Stooges, MC5, Ramones i Modern Lovers. Pamięta jak pierwszy raz zobaczył występ Sex Pistols u Tony Wilsona. To był szok dla starszych. I to było dokładnie tym, co Stephen zapragnął grać.
Warto nadmienić, iż Wilson wspominał, że zespół był pod wpływem, mało tego podczas próby zdemolowali sprzęt. W opinii Stephena New Rose zespołu the Damned to był pierwszy punkowy singiel wydany w UK.
Ukazał się szybciej niż płyty Pistols. Najważniejsze było jednak to, że punk niósł ze sobą bunt wobec wartości, w tym również chrześcijańskich. To było dla Stephena bardzo podniecające. Mogłeś nagrywać swoje płyty, robić co chcesz, i być kim chcesz.Stephen w tamtym czasie polubił też album Bowiego Low.
Muzyka ta bardzo na niego wpłynęła - była jak z innego wymiaru. Zatem punk był jedną, a Bowie i muzyka krautrockowa - drugą stroną które idealnie pasowały do gustu Stephena Morrisa.
C.D.N.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Znane obrazy kryją w sobie tajemnice, o czym lubimy pisać na naszym blogu. Tak jest z czołowymi dziełami Leonarda da Vinci (jest o nich TUTAJ) i tak jest z Dziewczyna z Perłą (z ok. 1665) Vermeera, która od wieków wzbudza zachwyt. Jednak mimo sławy, jaką się otacza, stosunkowo niewiele o tym obrazie wiemy, zresztą jak i o samym Vermeerze. Dlatego w 2018 roku powołano projekt badawczy The Girl in the Spotlight gdzie pod kierunkiem Abbie Vandivere, konserwatora z Mauritshuis (gdzie znajduje się obraz), pracuje grupa międzynarodowych naukowców.
Wykorzystując nieinwazyjne techniki obrazowania i skanowania, na podstawie analizy próbek farby i mikroskopii cyfrowej, a także innych technik badacze po latach prac dokonali dwóch znaczących odkryć. Po pierwsze, ustalono, że tło, przez długi czas uważane za po prostu jednolicie ciemne, wyobrażało pierwotnie zieloną zasłonę. Z biegiem lat zielone pigmenty na fałdach tkaniny wyblakły, pozostawiając stosunkowo płaską, ciemną powierzchnię, którą widzimy dzisiaj. Po drugie, wykorzystując skanowanie fluorescencji rentgenowskiej w skali makro i badanie mikroskopowe, badacze odkryli, że Dziewczyna kiedyś miała rzęsy. Przez lata uważano, że Vermeer je pominął aby w ten sposób bardziej wyidealizować twarz kobiety i jej oczy.
Dużym odkryciem było ustalenie składu pigmentów i sposób tworzenia obrazu. Otóż artysta najpierw kładł odcienie brązu i czerni, zaczynając od malowania tła a kończąc na tym, co znajduje się na planie pierwszym. Po kolei więc wykonał każdy element osobno: zaczął od zielonej zasłony, a następnie: namalował chustę na głowę, twarz i na końcu słynną perłą – która jest w rzeczywistości złudzeniem optycznym bo klejnot wisi bez haczyka do zawieszenia i bez ostrych krawędzi.
Vermeer używał aż dwóch rodzajów białych pigmentów ołowiowych, aby uzyskać delikatną przejrzystość i płynne przejścia odcieni skóry, oświetlonej pełnym światłem do partii pozostających w cieniu. Ponadto stwierdzono, ponad wszelką wątpliwość, że reszta malatury zawierała surowce pochodzące z całego świata: z Anglii, Meksyku i Ameryki Środkowej, a potencjalnie z Azji lub Indii Zachodnich. Duże pasma niebieskiego materiału na turbanie dziewczyny są malowane ultramaryną, wykonaną z mielonego lapis lazuli, pigmentu tak rzadkiego, że historycznie używano go do wizerunków Matki Boskiej. Ultramaryna wydobywana w północno-wschodnim Afganistanie, po pozyskaniu była transportowana przez góry i dopiero wysyłana do Europy. Z tego powodu ultramaryna była wtedy, w XVII wieku, najdroższym pigmentem, droższym niż złoto.
Vermeer użył również cynobru na ustach i skórze dziewczyny uzyskanego z owadów gatunku Dactylopius coccus (koszenili, służących dzisiaj do produkcji barwnika żywności) żyjących na krzakach opuncji figowych w regionie Andów i Meksyku. Zbiera się stamtąd same samice owadów, które po wysuszeniu i zmiażdżeniu przetwarza się w szkarłatno-karminowy barwnik.
Tak więc odkryto wiele, poza jednym – nadal nie wiadomo kim jest portretowana dziewczyna. Portret namalowany został, tak samo jak i pozostałe płótna, w domu Marii Thins, teściowej Vermeera, u której mieszkał z żoną Cathariną i ich 11 dziećmi. Przypuszcza się, że mieszkańcy tego zatłoczonego domu w Delft również mu pozowali. Idąc tym tropem, z dużą dozą pewności przyjmuje się, że jest to portret Marii, najstarszej córki Vermeera. Uważa się że pozowała mu również do Alegorii malarstwa (1668). Jeden z uczonych, Benjamin Binstock, postawił nawet w swojej książce Vermeer's Family Secrets (2008) śmiałą tezę, że Maria była utalentowana malarsko i pomagała ojcu jako jego asystentka, ale także malowała własne obrazy…
Czy tak jest, czy nie, może kiedyś dowiemy się. Brak wiedzy o tym, kim jest młoda kobieta na obrazie nie przeszkadza przecież w odbiorze dzieła. A jest w nim coś, co fascynuje kolejne pokolenia widzów, coś tajemniczego a jednocześnie uniwersalnego. Turban, pochylona głowa, cień na twarzy sprawia, że nie wiemy dokładnie jak modelka wyglądała, nie znany nawet koloru jej włosów. Przez to dziewczyna z perłą Vermeera staje się kameleonem, bo to czego nie widzimy, możemy sobie wyobrazić. Takie przedstawienia określa się w Holandii niderlandzkim słowem tronie oznaczającym typ, który bardziej dotyczy przedstawienia emocji lub typu postaci niż rzeczywistej osoby.
W najnowszym odcinku Transmissions: The Definitive Story of Joy
Division & New Order z 19 września, prowadząca podcast Elizabeth
Alker zajęła się historią pierwszej trasy zespołu po USA w 1980
roku. Billy Corgan z zespołu The Smashing Pumpkins, który wziął udział w
filmie, opowiedział o zespole New Order i wyjaśnił skąd wzięła
się według niego w USA popularność grupy wśród pokolenia X (LINK).
W zimnym klimacie: the Cure udostępnili kawałek singla, który znajdzie się na nowej płycie (LINK). Piosenka będzie miała tytuł Alone i znajdzie się na końcu setlisty. Brzmi ciekawie. Czekamy na cały album.
Szukamy nowych brzmień i wydawało nam się, że skoro kapela ma mroczną nazwę to gra podobnie mroczną muzykę. Tak dotarliśmy do bohaterów kolejnego wpisu. Zespół The Darkness w marcu przyszłego roku wyda swój ósmy album, Dreams on Toast, a powyżej gra otwierający go singiel. Napisaliśmy o nich dwa razy - pierwszy i ostatni, bo generalnie nie lubimy disco polo. Co za fatalna pomyłka...
Żona dzwoni do męża do pracy: - Kochanie rano przez pomyłkę zamiast tabletek na biegunkę dałam ci te na uspokojenie. Wszystko w porządku u ciebie? Jak się czujesz? - Obs@#ny, ale spokojny.
W temacie fatalnych pomyłek, tym razem nieco bardziej poważnych.Prezydent WenezueliNicolasMaduro oficjalnie ogłosił, że w jego
kraju święta Bożego Narodzenia rozpoczną się trzy miesiące wcześniej,
czyli od 1 października. Prawdopodobnie będzie to okazja do przekazania
Wenezuelczykom niewielkich kwot, aby odwrócić ich uwagę od złej sytuacji
kraju. Minimalne wynagrodzenie w Wenezueli nie zmieniło się od 2022 r. i
wynosi 130 boliwarów miesięcznie, czyli około 3,55 dolara (2,70 funta) (LINK).
Wieczór wigilijny. Cała rodzina gotowa, stół zastawiony, czekają tylko na pierwszą gwiazdkę. Oczywiście przy stole jedno dodatkowe, puste miejsce. Nagle pukanie do drzwi. - Kto tam? - Strudzony wędrowiec, czy jest dla mnie miejsce? - Jest. - A mogę skorzystać? - Nie. - Ale dlaczego?! - Bo tradycyjnie musi być puste!
Pustym nie może być tron antynaukowca. Niedawno wręczono nagrody Ig Nobla czyli Anty-Nobla. Gala wręczenia nagród
odbyła się w Massachusetts Institute of Technology, w sali wykładowej
wypełnionej papierowymi samolotami rzucanymi przez publiczność, którzy w
ten sposób podtrzymali tradycję Ig Nobla polegającą na recyklingu
papieru poprzez przyniesienie go ze sobą i przerabianie na samolociki.
Wśród laureatów znaleźli się naukowcy, których badania obejmują szeroki
zakres zachowań ludzkich, botanicznych i innych, w tym także ptasich.
Pośmiertnie przyznano nagrodę psychologowi o nazwisku FB Skinner, który
badał wykorzystanie żywych gołębi do kierowania torami lotu pocisków.
Nagrodę odebrała jego córka. Innymi laureatami byli: Jacob White i
Felipe Yamashita, którzy znaleźli dowody naśladowania przez prawdziwe
rośliny kształtów umieszczonych przy nich roślin z tworzyw
sztucznych. Marjolaine Willems i jej współpracownicy otrzymali nagrodę w
dziedzinie anatomii za badanie, czy włosy na głowach większości ludzi
mieszkających na półkuli północnej skręcają się w tym samym
kierunku. Takanori Takebe i jego współpracownicy odkryli, że wiele
ssaków jest w stanie oddychać przez odbyt. Tess Heeremans, Antoine
Deblais, Daniel Bonn i Sander Woutersen zdobyli nagrodę w dziedzinie
chemii za opracowanie metody chromatografii oddzielającej robaki pijane i
trzeźwe. A Saul Justin Newman odkrył, że wiele osób słynących z
długiego życia mieszkało w miejscach, w których prowadzono kiepską
ewidencję urodzeń i zgonów. I ich wiek wynika z pomyłki (LINK).
Dla nas oddychanie przez odbyt to hit. Ostatnio na konferencji Tuska były Wojewoda lubuski, Marek Cebula pokazał jak to się robi (LINK).
Czy można usiąść gołym tyłkiem na jeża? - Można. W trzech wypadkach. Jeżeli jeż jest ogolony, jeżeli tyłek jest cudzy i jeżeli tak zechce Tusk.
Ostro?Może być jeszcze bardziej bo Slayer wyprodukowali własny, ostry sos. Nazywa się Raining Blood,
na cześć ich kultowej piosenki z 1986 roku, i składa się głównie z
ostrej papryki. Można go kupić TUTAJ ale wysyłka zostanie zrealizowana dopiero pod koniec października.
Za to na początku października Eric Clapton zapowiedział nowy album Meanwhile. Zostanie on wydany
najpierw w formie cyfrowej już 4 października, a następnie na płycie CD i
winylu 24 stycznia 2025 r. Album będzie zawierać 14 piosenek, osiem
zebranych z singli, które Clapton wydał w ciągu ostatnich kilku lat,
takich jak otwierający płytę utwór Pompous Fool i Heart of a Child. Ale
są także nowe, na przykład utwór One Woman, który gra powyżej.
Clapton w jednym utworze the Beatles zagrał solo za Georgea Harrisona. Czwarty album studyjny wielkiego Beatlesa został zremiksowany z
oryginalnych taśm i będzie zawierał alternatywne wersje, utwory
akustyczne i niespodzianki. Projekt nadzorowany jest przez Olivię i
Dhani Harrison zostanie wydany 15 listopada przez Dark Horse Records/BMG
na LP, 2LP, CD, 2CD, kolorowym winylu i jako zestaw pudełkowy Super
Deluxe, który będzie zawierał Blu-ray z utworami w Dolby Atmos, dźwięku
przestrzennym 5.1 o wysokiej rozdzielczości i miksach stereo. Największą
atrakcją zestawu będzie 7-calowy singiel z wcześniej niepublikowanym
utworem Sunshine Life For Me (Sail Away Raymond). Promuący klip gra powyżej, a link do kupna w przedsprzedaży jest TUTAJ.
W temacie nieznanych utworów. W jednej z miejskich bibliotek w Lipsku pracujący nad nową edycją
katalogu Köchela muzykolodzy natknęli się na nieznaną dotąd kompozycję
Wolfganga Amadeusza Mozarta. Nowo odkryty utwór, który został nazwany
Ganz kleine Nachtmusik powstał około połowy lub pod koniec lat 60. XVIII
wieku, gdy Mozart był nastolatkiem (urodził się w 1756 roku). Został na
pisany na trio smyczkowe i trwa około 12 minut. W dniu 19 września
wykonano go w Salzburgu, gdzie zaprezentowano nową edycję katalogu, a w sobotę, 21 września zabrzmiał w Lipsku.
Z podobną częstotliwością wypuszcza nowe piosenki zespół Foreigner, który wydał pierwszą od trzech dekad nową piosenkę Turning Back the Time z Lou Grammem. Utwór
otworzy 18-ścieżkową kompilację, która zostanie opublikowana w związku z
wprowadzeniem Foreigner do Rock & Roll Hall of Fame. Płyta ma się
ukazać 4 października, a Foreigner zostanie uhonorowany 19 października w
Cleveland.
Ma koniec o innym dinozaurze. David Gilmour świętował umieszczenie na liście przebojów w Wielkiej
Brytanii swojego trzeciego solowego albumu, Luck And Strange. Obecnie
trwa trasa koncertowa promująca płytę, ostatnio muzyk zamieścił w sieci
fragment próby z udziałem swojej 22-letniej córki, Romany Gilmour.
Starowinka zaczepia młodego człowieka: - Na cmentarz jak najszybciej się dostanę? Autobusem, czy tramwajem? Nastolatek: - Niech Pani weźmie autobus. Najlepiej czołowo...
My, o ile ominiemy autobusy, wracamy jutro - dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Zacznijmy od refleksji. Co jest najważniejsze w przedsięwzięciu muzycznym? Pomysł. Tak jest w przypadku zespołu Glass Beams i to mi się bardzo podoba. Jest pomysł na nazwę, jest profesjonalna strona internetowa, co w dzisiejszych czasach nie jest często spotykane. Wszyscy idą na łatwiznę i wrzucają pliki na FB, a z tym może być różnie. Paradoksem jest to, że często na FB nawet nie ma ani historii zespołu, ani nazwisk członków itd. Od razu pokazuje to, jak ważne jest podejście muzyków do tego co robią. W opisywanym dziś przypadku strona zespołu to pełna profeska (LINK). Ale tutaj też nie znajdziemy żadnych nazwisk i historii, widzimy zakryte twarze i takich maskach zespół występuje. Zatem mamy coś podobnego, co robią Residents, czyli ukryta tożsamość. No ale nie wszystko daje się w sieci tak zupełnie ukryć. Udało nam się ustalić, że są z Australii, dokładnie z Melbourne i jest ich troje. Noszą maski, bo chcą, aby ludzie skupili się na muzyce, a gatunek który wykonują nazywają serpentynowa psychodela (LINK). W końcu pada nazwisko jednego z założycieli, to Rajan Silva, dziecko migranta z Indii, który Australię nawiedził w latach 70-tych. A skoro Indie, to pojawia się fascynacje muzyką ludową z the Beatles w tle, bowiem Rajan polubił (tak samo jak George Harrison) Ravi Shankara i muzykę jego córki, oczywiście co za tym idzie, musiał też polubić dokonania wielkiego Beatlesa.
Jeden z ich singli nazywa się Mahal nawiązując nazwą do indyjskiego muzeum. Zatem od razu wyjaśnia się stylistyka, którą zespół prezentuje choćby na Twitterze (LINK) i kursywa ich logo. Obecnie kapela odbywa tournee po USA,więc wszystko widać na plakacie.
Pora na muzykę i minikoncert z KEXP. A muzyka jest niezwykle ciekawa. Mieszanka post - rocka z psychodelą, chwilami jakby kowbojskie klimaty (dziwne skojarzenia), ale całość brzmi bardzo nowocześnie. Grają tylko 4 piosenki, skupiają się na muzyce więc, tradycyjnych dla KEXP, wywiadów nie ma. Gitarzystka to ewidentnie kobieta, niezwykle sprawna instrumentalnie.
Zaczynają od Mirage i wcale bym się nie zdziwił, gdyby tytuł pochodził od płyty zespołu Camel, bo słychać tutaj charakterystyczne dla Camel klawisze, wśród których niczym pustynny wąż snują się gitarowe riffy. Po czym następuje płynne przejście do Mahal, no jak oni to połączyli! I znowu te indyjskie rytmy z ciekawymi wokalizami. Pojawiają się też dzwoneczki a la Atmosphere Joy Division. Nie jest nudno i monotematycznie, jest dużo swobody i lekkości w tej muzyce. Od dzwoneczków i basu zaczyna się, po krótkiej przerwie, Orb. Chwilami jakby na początku grała fidola Fishera (oczywiście to gitara, ona w tej piosence tak brzmi), ale zaraz po tym zaczynają swój obłędny taniec. Na koniec Rattlesnake - i jak na grzechotnika przystało z początku zbliża się on do ofiary, by finalnie zaatakować.
I zwyciężyć.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Glass Beams w KEXP, 23.08.2024. Tracklista: Mirage, Mahal, Orb, Rattlesnake.