Bernard Sumner w swojej książce zamieścił transkrypcję nagranych seansów hipnotycznych Iana Curtisa, którego osobiście poddawał hipnozie regresyjnej. Było to kilka tygodni przed śmiercią muzyka, a z zapisów podanych do publicznej wiadomości dowiedzieliśmy się: o dzieciństwie Iana (TUTAJ) , następnie o tym, że Ian w przeszłości był angielskim prawnikiem o imieniu John i mieszkał w jakimś domu ze swoją żoną (TUTAJ).
Potem Curtis cofa się do roku 1835 i 1830 i wyjawia, że był handlarzem książek pracującym w firmie Heymanna na przedmieściach Londynu w okolicach Westminster i przez okno obserwuje pociąg konny czyli tramwaj konny (TUTAJ).
Jeszcze wcześniej odnalazł się w więzieniu we Francji w roku 1642 lub 3, w okolicy Lyonu, gdzie był żołnierzem najemnym o imieniu Justine (TUTAJ). Jakiś rok wcześniej był tam w szpitalu (TUTAJ). Opowiada o ranach, które odniósł w Hiszpanii podczas walk bratobójczych, wspomina matkę która była Flamandką i ojca Anglika nazwiskiem Cheacott.
W następnej wizji Curtis znajduje się w nieokreślonym opactwie około 904 roku po śmierci Chrystusa (TUTAJ). W ostatnim seansie cofa się jeszcze dawniej. W zasadzie nie wiadomo do jakiego czasu i gdzie się znajduje jego jaźń, w każdym razie opowiada Bernardowi co widzi, a widzi wzgórze pokryte martwymi, rozsiekanymi ciałami (TUTAJ).
Podane przez Iana Curtisa szczegóły aż się proszą o weryfikacje. Kto nie chciałby zobaczyć zdjęcia czy przeczytać archiwalnej wzmianki o poprzednim wcieleniu muzyka? Dlatego podjęliśmy próbę odnalezienia wątków poruszonych przez Iana. Jednak już na początku spotyka nas niemiła niespodzianka. Zespół badaczy z Oxfordu stworzył bazę danych związaną obrotem książkami w Londynie i jego okolicach od od 1605 do 1830 r (London Book Trades - LBT) Jest w niej 30 tysięcy nazwisk sprzedawców książek, drukarzy, księgarzy, wydawców, introligatorów itd. I niestety nie ma w niej nazwiska Heymann ani także Haymann, czy Hejman, co zresztą łatwo każdy może sprawdzić, bo baza jest dostępna online: (TUTAJ) i (TUTAJ).
Kolejna informacja - Ian Curtis z okna widział tramwaj konny, a było to - jak przypominamy w roku 1830. I ten fakt nie pokrywa się z danymi historycznymi, bo pierwszy konny tramwaj w Westminster ruszył dopiero w 1860 r. ze stacji przy ul. Victoria Street (więcej o tym tutaj: Barrett, B., The Inner Suburbs. The Evolution of an Industrial Area Melbourne, 1971, s. 150).
Potem Curtis widzi siebie w roli żołnierza walczącego we Francji po złej stronie ze wspomnieniami wojny domowej w Hiszpanii. Byłoby w tym ziarno prawdy, bo lata 1642 i 1643 były bardzo burzliwe w historii Anglii i Europy. Na wyspach brytyjskich wybuchła wtedy angielska wojna domowa i rewolucja Oliviera Cromwella a na kontynencie wojna trzydziestoletnia, Fronda we Francji i wojna francusko-hiszpańska. Lecz w Hiszpanii nie było wojny domowej… I nie było niestety walk w okolicach Lyonu…
Jeśli chodzi o wspomnienie z życia w opactwie ok. 904 r., z hipnozy wynika tak mało szczegółów, że trudno zweryfikować podane informacje. Mogło to być jedno z opactw benedyktyńskich, bo wówczas jedynie ta reguła zakonna istniała w Europie. Benedyktyni założeni w V w. przez św. Benedykta rozprzestrzenili się po całym kontynencie docierając w VIII w. także do Wysp Brytyjskich i Irlandii. Mnisi zakładali swoje opactwa najchętniej na wzgórzach, w pewnym oddaleniu od skupisk ludzkich, lecz znów nie na zupełnym odludziu. Zabrudzone okna z hipnozy Curtisa mogą wskazywać albo na okopcone witraże lub inny materiał. Jeśli chodzi o witraże, za pierwszy kościół z oknami witrażowymi uważa się katedrę w Reims we Francji, w której pomiędzy 968 i 989 rokiem Adalberon, arcybiskup w Reims, ufundował okna witrażowe ze scenami biblijnymi, inne witraże pochodzą z XI wieku, choć sama technika witrażownicza była znana od VI wieku. Powszechnie za to okna przesłaniano skórą pozyskaną z pęcherzy zwierząt hodowlanych (świń i bydła), ale czy te mogły się aż tak okopcić, że dałoby się to zauważyć z zewnątrz? Biorąc pod uwagę ogromne rozmiary okien w gigantycznych budowlach późnoromańskich na Zachodzie Europy ilość kopcących świec w takim kościele musiałaby być monstrualna…
I jeszcze ostatnia wizja - wizja masakry. Biorąc pod uwagę spore odcinki czasowe, w których poruszała się świadomość zahipnotyzowanego, dotyczyłaby zapewne ona czasów starożytnych bądź pierwszych wieków naszej Ery. Owszem, w historii były dwie poważne potyczki, podczas których wydarzyło się coś, co można by określić nazwą masakry, czyli rzezi dużej ilości ludności cywilnej lub żołnierzy, którzy zamiast zostać wzięci do niewoli zostaliby zabici.
Podane przez Iana Curtisa szczegóły aż się proszą o weryfikacje. Kto nie chciałby zobaczyć zdjęcia czy przeczytać archiwalnej wzmianki o poprzednim wcieleniu muzyka? Dlatego podjęliśmy próbę odnalezienia wątków poruszonych przez Iana. Jednak już na początku spotyka nas niemiła niespodzianka. Zespół badaczy z Oxfordu stworzył bazę danych związaną obrotem książkami w Londynie i jego okolicach od od 1605 do 1830 r (London Book Trades - LBT) Jest w niej 30 tysięcy nazwisk sprzedawców książek, drukarzy, księgarzy, wydawców, introligatorów itd. I niestety nie ma w niej nazwiska Heymann ani także Haymann, czy Hejman, co zresztą łatwo każdy może sprawdzić, bo baza jest dostępna online: (TUTAJ) i (TUTAJ).
Kolejna informacja - Ian Curtis z okna widział tramwaj konny, a było to - jak przypominamy w roku 1830. I ten fakt nie pokrywa się z danymi historycznymi, bo pierwszy konny tramwaj w Westminster ruszył dopiero w 1860 r. ze stacji przy ul. Victoria Street (więcej o tym tutaj: Barrett, B., The Inner Suburbs. The Evolution of an Industrial Area Melbourne, 1971, s. 150).
Potem Curtis widzi siebie w roli żołnierza walczącego we Francji po złej stronie ze wspomnieniami wojny domowej w Hiszpanii. Byłoby w tym ziarno prawdy, bo lata 1642 i 1643 były bardzo burzliwe w historii Anglii i Europy. Na wyspach brytyjskich wybuchła wtedy angielska wojna domowa i rewolucja Oliviera Cromwella a na kontynencie wojna trzydziestoletnia, Fronda we Francji i wojna francusko-hiszpańska. Lecz w Hiszpanii nie było wojny domowej… I nie było niestety walk w okolicach Lyonu…
Jeśli chodzi o wspomnienie z życia w opactwie ok. 904 r., z hipnozy wynika tak mało szczegółów, że trudno zweryfikować podane informacje. Mogło to być jedno z opactw benedyktyńskich, bo wówczas jedynie ta reguła zakonna istniała w Europie. Benedyktyni założeni w V w. przez św. Benedykta rozprzestrzenili się po całym kontynencie docierając w VIII w. także do Wysp Brytyjskich i Irlandii. Mnisi zakładali swoje opactwa najchętniej na wzgórzach, w pewnym oddaleniu od skupisk ludzkich, lecz znów nie na zupełnym odludziu. Zabrudzone okna z hipnozy Curtisa mogą wskazywać albo na okopcone witraże lub inny materiał. Jeśli chodzi o witraże, za pierwszy kościół z oknami witrażowymi uważa się katedrę w Reims we Francji, w której pomiędzy 968 i 989 rokiem Adalberon, arcybiskup w Reims, ufundował okna witrażowe ze scenami biblijnymi, inne witraże pochodzą z XI wieku, choć sama technika witrażownicza była znana od VI wieku. Powszechnie za to okna przesłaniano skórą pozyskaną z pęcherzy zwierząt hodowlanych (świń i bydła), ale czy te mogły się aż tak okopcić, że dałoby się to zauważyć z zewnątrz? Biorąc pod uwagę ogromne rozmiary okien w gigantycznych budowlach późnoromańskich na Zachodzie Europy ilość kopcących świec w takim kościele musiałaby być monstrualna…
I jeszcze ostatnia wizja - wizja masakry. Biorąc pod uwagę spore odcinki czasowe, w których poruszała się świadomość zahipnotyzowanego, dotyczyłaby zapewne ona czasów starożytnych bądź pierwszych wieków naszej Ery. Owszem, w historii były dwie poważne potyczki, podczas których wydarzyło się coś, co można by określić nazwą masakry, czyli rzezi dużej ilości ludności cywilnej lub żołnierzy, którzy zamiast zostać wzięci do niewoli zostaliby zabici.
Jedno z najbardziej krwawych starć świata starożytnego miało miejsce w Anglii, lecz nie na wzgórzu, a w wąwozie pod Watling Street. Tam Legioniści Rzymscy w 61 n.e. dokonali masakry zbuntowanych Brytów. W bitwie zginęło przypuszczalnie 50 000 Brytów i ledwie 400-500 Rzymian. Równie krwawa była masakra w lesie teutoburskim na bagnach Germanii w 9 r. n. e. Tam z kolei zostały unicestwione trzy rzymskie legiony a Germanie stracili w ciągu trzech dni walk około 15 tysięcy towarzyszy. Bitwa ta stała się punktem zwrotnym w historii Europy, bo barbarzyńscy Germanowie zatrzymali impet Imperium Rzymskiego. Po wielu stuleciach, w XIX w. nacjonaliści niemieccy uczynili z bitwy na bagnach w Lesie Teutoburskim mit założycielski swojego państwa. W 1875 roku w miejscowości Detmold (Nadrenia Północna-Westfalia) odsłonięto pomnik zwycięstwa przedstawiający Arminiusa (Hermanna) uznanego za pierwszego bohatera wyzwolenia Niemiec. W obu przypadkach może i w okolicy wydarzeń są jakieś wzgórza, lecz dużo więcej niż jedno było pokryte ciałami. Zresztą warto zobaczyć jak wygląda teren w którym doszło do tej krwawej potyczki:
Czy zatem Ian Curtis majaczył? A może Bernard Sumner rozmija się z faktami?
I tu dotykamy istoty sprawy, którą jest pytanie o to, czym naprawdę jest hipnoza, a zwłaszcza czym jest hipnoza regresyjna. Istnieją poważne rozbieżności w ocenie tego specyficznego zjawiska. Najczęściej interpretuje się hipnozę jako sztucznie wywołany, podobny do czuwania i snu przejściowy stan zmienionej świadomości. Hipnoza znana jest od starożytności, jej wielkimi zwolennikami byli Platon i Pitagoras, a krytykiem Arystoteles. Używano ją w celu znieczulenia, ale także jako składnik wiedzy magicznej, która dostępna była tylko dla wtajemniczonych. Za ojca współczesnej hipnozy uważa się francuskiego lekarza i szarlatana Mesmera (1734-1815), który zajmował się praktykami magicznymi, m.in. jasnowidzeniem i telepatią. Twierdził, że jego ręce emanują magnetyczną mocą, przez co może wpływać na myśli i postępowanie pacjentów.
Podczas hipnozy odprężony pacjent jest niezwykle podatny na sugestie, dlatego ulega prośbom hipnotyzera i łatwo udziela informacji o swoich problemach oraz daje się wprowadzić w stan regresji, tj. cofnięcia się w dzieciństwo, w łono matki, a nawet w poprzednie wcielenia. Pomimo tego hipnoza wcale nie odświeża wspomnień przeszłych wydarzeń, często je nawet osłabia lub zniekształca. Badania dowiodły, że w czasie hipnozy ludzie potrafią kłamać i fantazjować, bo przecież ci, którzy biorą udział w seansie nie przestają być sobą. Hipnoza jednak jest bardzo niebezpieczną ingerencją w psychikę, bo nikt nie może przewidzieć jej skutków, a zwłaszcza tego, co może się wydarzyć w psychice i umyśle pacjenta. Doktor Isadore Rosenfeld w swej książce o alternatywnych metodach leczenia (TUTAJ) zauważa, że mimo zainteresowania hipnozą od tysiącleci dotąd nikt nie wie, jak ona działa, np: pomimo, że zahipnotyzowani sprawiają wrażenie uśpionych, badania mózgu przy pomocy elektroencefalografu wykazują obecność innych fal niż w czasie snu czy głębokiej medytacji.
I tu dotykamy istoty sprawy, którą jest pytanie o to, czym naprawdę jest hipnoza, a zwłaszcza czym jest hipnoza regresyjna. Istnieją poważne rozbieżności w ocenie tego specyficznego zjawiska. Najczęściej interpretuje się hipnozę jako sztucznie wywołany, podobny do czuwania i snu przejściowy stan zmienionej świadomości. Hipnoza znana jest od starożytności, jej wielkimi zwolennikami byli Platon i Pitagoras, a krytykiem Arystoteles. Używano ją w celu znieczulenia, ale także jako składnik wiedzy magicznej, która dostępna była tylko dla wtajemniczonych. Za ojca współczesnej hipnozy uważa się francuskiego lekarza i szarlatana Mesmera (1734-1815), który zajmował się praktykami magicznymi, m.in. jasnowidzeniem i telepatią. Twierdził, że jego ręce emanują magnetyczną mocą, przez co może wpływać na myśli i postępowanie pacjentów.
Podczas hipnozy odprężony pacjent jest niezwykle podatny na sugestie, dlatego ulega prośbom hipnotyzera i łatwo udziela informacji o swoich problemach oraz daje się wprowadzić w stan regresji, tj. cofnięcia się w dzieciństwo, w łono matki, a nawet w poprzednie wcielenia. Pomimo tego hipnoza wcale nie odświeża wspomnień przeszłych wydarzeń, często je nawet osłabia lub zniekształca. Badania dowiodły, że w czasie hipnozy ludzie potrafią kłamać i fantazjować, bo przecież ci, którzy biorą udział w seansie nie przestają być sobą. Hipnoza jednak jest bardzo niebezpieczną ingerencją w psychikę, bo nikt nie może przewidzieć jej skutków, a zwłaszcza tego, co może się wydarzyć w psychice i umyśle pacjenta. Doktor Isadore Rosenfeld w swej książce o alternatywnych metodach leczenia (TUTAJ) zauważa, że mimo zainteresowania hipnozą od tysiącleci dotąd nikt nie wie, jak ona działa, np: pomimo, że zahipnotyzowani sprawiają wrażenie uśpionych, badania mózgu przy pomocy elektroencefalografu wykazują obecność innych fal niż w czasie snu czy głębokiej medytacji.
Jednak niekoniecznie zebrane wyżej nieścisłości mogą przemawiać za tezą o konfabulacji Iana Curtisa. Raczej jego mózg mógł ulec zjawisku dejavu, czyli takiemu, w którym człowiek ma wrażenie, że już kiedyś coś widział albo był już w miejscu, w którym jest po raz pierwszy w życiu. Zjawisko to towarzyszy wielu chorobom neurologicznym i psychicznym np. padaczce skroniowej i schizofrenii. Można je także sztucznie wywołać. Da się łatwo wytłumaczyć sugestią podprogową (więcej w sposób przystępny o tym TUTAJ). I to właśnie mogło się przydarzyć Ianowi Curtisowi. Zwróćmy uwagę na to, że w swoim hipnotycznym transie widzi on siebie w dość ograniczonych rolach, bo tylko księgarza, żołnierza i osoby związanej z klasztorem, czyli religią. Każda z tych trzech profesji była związana z jego przeszłością: w dzieciństwie uwielbiał przebierać się za żołnierza i bawić w wojnę (więcej o fascynacji historią i żołnierzami pisaliśmy TUTAJ), niedługo przed śmiercią snuł plany o otwarciu małej księgarni w Holandii a religia była jego ulubionym (obok historii) przedmiotem w szkole. Nawet brzmienie nazwiska Heymann było mogło kojarzyć mu się na trwale z książkami z powodów jakże prozaicznych, z powodu Ronalda Haymana (ur. 4 maja 1932 r.), brytyjskiego, bardzo znanego krytyka, dramaturga i pisarza, sławnego głównie z napisanych biografii: Friedricha Nietzschego, De Sade, a po 1980 r. także Jean - Paula Sartre'a, Marcela Prousta, Sylwii Plath i Thomasa Manna (czyli ulubionych autorów Curtisa, o czym pisaliśmy TUTAJ). Był stałym współpracownikiem dodatku Arts w the Times i New Review. Pojawiał się w programach telewizyjnych i wykładał na Wydziale Literatury Angielskiej Uniwersytetu Londyńskiego. Nic zatem dziwnego, że jego nazwisko było pierwszym, które wypłynęło z meandrów umysłu Iana Curtisa poddawanego hipnotycznej indagacji.
A może seans był krótszy, a reszta to tzw. urban legend? Przecież kilka takich legend powstało, również wokół Joy Division (TUTAJ)...